Państwowy Instytut przeprasza za potężny fake news o klimacie. "Zawiódł system weryfikacji treści"

Media za PAP podały niezgodną z konsensusem naukowym informację od Państwowego Instytutu Geologicznego, że wpływ człowieka na ocieplenie klimatu jest przeszacowany. Instytut nieudolnie tłumaczył, że to "głos w dyskusji naukowej", ostatecznie jednak tłumaczenia usunięto i przeproszono za publikację treści szerzących dezinformację. Jak przekonuje instytucja, "zawiódł system weryfikacji treści".

22 kwietnia to Dzień Ziemi. Tegoroczny zapisze się czarnymi zgłoskami w historii polskich mediów i walki z katastrofą klimatyczną. W mediach pojawił się bowiem artykuł autorstwa Państwowej Agencji Prasowej, który został stworzony na podstawie informacji przekazanych przez Państwowy Instytutu Geologiczny - Instytut Badawczy (PIG - PIB). Była to depesza, która została opublikowana przez inne media, np. Forsal.pl.

Zobacz wideo Janina Ochojska o uchodźcach klimatycznych

Pojawiły się w niej twierdzenia, że wpływ człowieka na ocieplenie klimatu jest "znacznie przeszacowany, ponieważ nie uwzględnia się roli równolegle postępującego ocieplenia spowodowanego przez czynniki naturalne". Takie stwierdzenie, które firmowała instytucja naukowa, wzbudziło słuszną krytykę. Wokół wpływu człowieka na globalne ocieplenie panuje naukowy konsensus, niemal wszyscy badacze tematu zgadzają się, że to ludzka działalność spowodowała katastrofę klimatyczną.

Oczywiście, klimat w przeszłości na planecie ocieplał się i ochładzał, problematyczne jest jednak tempo zmian. Zainteresowanych odsyłam do opracowań raportów IPCC. Ta historia jednak dopiero nabiera tempa. Bo choć mogłoby się zdawać, że denializm klimatyczny to już prawdziwa rzadkość w mediach, to niestety reakcja PIG - PIB na całą sytuację pozostawia wiele do życzenia. 

Instytut Geologiczny dezinformuje. Dwa oświadczenia instytucji

Na opisywany tu tekst zareagował prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery i dyrektor Instytutu Geofizyki UW. Na swoim profilu na Facebooku szukał autora tekstu. Na zamieszczonych przez niego zrzutach ekranu widać, że depesza się poniosła i była obecna nie tylko w serwisach informacyjnych, ale nawet na portalu z memami jbzd.pl. Jeszcze w poniedziałek wyjaśniło się, że tekst został przygotowany przez prof. dr. hab. Leszka Marksa. To naukowiec, który od lat jest punktowany przez środowiskowe naukowe za przeinaczenia i manipulacje w prowadzonych przez niego badaniach na temat ocieplenia klimatu. Marksowi wytyka się choćby to, że nie uwzględnia w swoich analizach ostatnich 100 lat. PIG - PIB nigdy jednak nie zerwał z nim współpracy. 

W pierwszym, już skasowanym oświadczeniu, instytucja broniła tego stanowiska. "Przedstawione przez profesora Marksa informacje są oparte na wynikach jego badań geologicznych, prowadzonych w kraju i na świecie. Są głosem naukowca zajmującego się problematyka geologicznych świadectw i prezentują jego stanowisko na temat zmian klimatu na Ziemi. Wypowiedź profesora Marksa jest głosem w dyskusji naukowej, a nie twierdzeniem ostatecznym" - czytamy w komunikacie zarchiwizowanym przez prof. Szymona Malinowskiego.

Za to oświadczenie na PIB - PIG znów spadła fala krytyki. "To jest wprost niezgodne z ustaleniami nauki. Takie stwierdzenia wymagałyby bardzo głębokiego i daleko idącego uzasadnienia, gdyż podważają całą wiedzę, jaką mamy na temat zmiany klimatu. Takich uzasadnień nie ma ani w materiałach zawartych w depeszy PAP, ani w oświadczeniu PIG" - mówił portalowi Energetyka24.pl profesor Szymon Malinowski.

Po tym komunikacie straciłem zaufanie do państwowych służb geologicznych

- dodał prof. Malinowski. 

We wtorek 23 kwietnia PIG - PIB opublikował nowe wyjaśnienia, w których ostatecznie odcina się od poglądów dr. Leszka Marksa. "Zdanie 'Wpływ zwiększonej emisji gazów cieplarnianych, przede wszystkim wskutek spalania paliw kopalnych przez człowieka jest znacznie przeszacowany, ponieważ nie uwzględnia się roli równolegle postępującego ocieplenia spowodowanego przez czynniki naturalne' jest zdaniem niepotwierdzonym naukowo. Nie powinno w takiej formie zostać przekazane do PAP, stoi w sprzeczności z dotychczasowymi ustaleniami nauki w tej sprawie. (...) Materiał przygotowany przez jednego z pracowników, specjalisty w zakresie badań nad czwartorzędem - prof. dr. hab. Leszka Marksa - nie jest oficjalnym stanowiskiem Państwowego Instytutu Geologicznego - PIB." - czytamy w oświadczeniu. 

"Państwowy Instytut Geologiczny - PIB w pełni zgadza się z ustaleniami naukowymi dotyczącymi wpływu działalności człowieka na klimat Ziemi. Destrukcyjny wpływ emisji związanych ze spalaniem paliw kopalnych jest oczywisty. W materiale pragnęliśmy natomiast pokazać, że nie jest to jedyny czynnik wpływający na klimat - także naturalne procesy zachodzące na Ziemi odgrywają swoją rolę" - stwierdzono i dodano, że "nieprecyzyjna informacja i użyte argumenty wypaczyły intencję przekazu". "Publikacja materiału w tej formie nie powinna mieć miejsca, zawiódł system weryfikacji treści w Instytucie, za co serdecznie przepraszamy" - podano.

Jak poinformował PAP rzecznik ministerstwa klimatu Hubert Różyk, resortowi przekazano, że kierownik działu promocji w PIG, odpowiedzialny za akceptację tekstu, został zawieszony w czynnościach do czasu wyjaśnienia sprawy. Nie pojawiły się informacje na temat tego, jak będzie wyglądała dalsze współpraca instytutu z Leszkiem Marksem. A jest on w Instytucie zatrudniony, choć jego działalność naukowa od lat wzbudza wątpliwości. 

Robert Mazurek nie wie, jak działa nauka

Temat zmian klimatu w ostatnich dniach rozgrzewał opinię publiczną również za sprawą programu na Kanale Zero, gdzie Krzysztof Stanowski oraz Robert Mazurek rozmawiali 23 kwietnia z przedstawicielami Ostatniego Pokolenia. To aktywiści, którzy nagłaśniają palący problem, jakim jest katastrofa klimatyczna. By zwrócić na niego uwagę, oblali warszawski pomnik Syrenki wodą z bezpiecznym barwnikiem spożywczym, a niedawno blokowali samochody na drodze. Prowadzący rozmowę zachowywali się wyjątkowo nieprofesjonalnie, atakując gości w sposób, który wytknęli im nawet widzowie Kanału Zero. 

Rozmowa dotyczyła klimatu i w tym kontekście Robert Mazurek wypowiedział słowa, które dotyczyły metodologii nauki, ale które były z nią sprzeczne. "Konsensus jest w nauce czymś absolutnie zabójczym. Nauka rozwija się tylko wtedy, gdy nie ma konsensusu, kiedy jeden naukowiec kwestionuje odkrycia drugiego. Tylko wtedy może rozwijać się nauka" - powiedział dziennikarz, który podważał to, czy zmiany klimatu są spowodowane działalnością człowieka oraz to, czy ich skala, rzeczywiście jest tak duża, że trzeba się tym przejmować. W podobny sposób broni się PIG - PIB, który napisał, że "jedną z ważnych cech nauki jest otwartość na zmieniające się ustalenia (odkrycia, dowody) oraz gotowość do ścierania się poglądów i poszukiwań na przedstawiane hipotezy". 

Pozornie obie te kwestie mogą wydawać się sensowne. W gruncie rzeczy jednak takie nie są, o czym mówi Dawid Myśliwiec z kanału Naukowy Bełkot w komentarzu do słów Roberta Mazurka. - Fatalne i obraźliwe dla naukowców, którzy są tutaj przedstawieni jako banda ludzi, którzy muszą się ze wszystkimi kłócić. (...) Nauka nie ma podważać statusu quo. Ma badać to, jak działa świat, jakie rządzą nim prawa. Stwierdzenie, że w sytuacji, w której będzie konsensus naukowy, jakaś powszechna zgoda co do tego, że jakieś prawo fizyczne, czy jakiś fakt jest rzeczywisty i niepodważalny, będzie oznaczało koniec nauki, jest tak abstrakcyjnie i jest takim wykrzywieniem tego, czym nauka jest naprawdę... To stwierdzenie jest stworzone po to, by te pojedyncze głosy zlegitymizować. Pojedyncze głosy, które są niczym więcej niż właśnie pojedynczymi głosami w morzu dowodów świadczących o tym, że zmiany klimatu są faktem i działalność człowieka jest głównym czynnikiem, który to wszystko napędza - mówi Dawid Myśliwiec. 

 

W tym wszystkim krytyka należy się też niektórym dziennikarzom. "Zawiodły też media. W pierwszej kolejności - Polska Agencja Prasowa, która bezrefleksyjnie kolportowała nienaukowe stanowisko PIG. Jeśli dziennikarz ma do czynienia z informacją, która jest niezgodna z aktualnym stanem wiedzy, to jego obowiązkiem jest zderzenie jej z głosem ekspertów, by mogli poddać ją ocenie. To jest elementarz tego zawodu" - pisze na łamach "Gazety Wyborczej" dziennikarz Robert Jurszo. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.