Zacznijmy od początku, główną
różnicą jaka mi rzuciła się w oczy było to, iż ekipa z Łodzi
zdecydowała się, aby wszystkie prezentacje trwały tylko 45 minut,
w przeciwieństwie do JDD, gdzie wykłady były po 45 jak i 90 minut.
W moim odczuciu, krótsze sesje są zdecydowanie lepszym pomysłem.
Owszem niektórzy prelegenci dwoili się i troili, żeby zmieścić
całą prezentację w jednej godzinie lekcyjnej, a pytania czasem
musiały odbyć się na przerwie, ale dzięki temu żadne ze spotkań
mi się nie dłużyło i wszystkie były dość dynamiczne. Poza tym,
uważam, iż konferencja to nie miejsce na pokazywanie dziesiątek
linii kodu, a jedynie krótka podróż po nowej technologii, która
ma nie tyle mnie czegoś nauczyć, co zachęcić, aby zgłębić dany
temat jak tylko będzie ku temu okazja. Dodatkowo długie wykłady są
znacznie bardziej wymagające dla prezentujących, a ci, nie zawsze
radzili sobie najlepiej. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że
większość z tych ludzi, to po prostu programiści, którzy
chcieliby się podzielić swoją wiedzą i pewnie często kosztuje to
ich wiele godzin przygotowań, a także stresu jaki zawsze wiąże
się z publicznymi wystąpieniami. Nie zrozumcie mnie źle, uważam,
że to wspaniali ludzie i chwała im za to co robią, ale czasem
odnosi się wrażenie, iż oni zupełnie nie pasują do miejsca, w
którym się znaleźli. Nie mam tu na myśli przygotowania
merytorycznego, bo to na pewno było na bardzo dobrym poziomie, ale
do sposobu prezentowania. Takie wpadki zdarzały się zarówno na
jednej, jak i drugiej konferencji, chociaż zdecydowanie bardziej
odczułem to na krakowskiej JDD. Być może dlatego, iż tam, tych
prelekcji było więcej, a może dlatego, iż na płatnej konferencji
(i to nie mało, bo ceny wahały się od 500 do ponad 1000 złotych),
mówcy powinni być pewni i sprawdzeni, a nie przypadkowi. Żeby nie
być gołosłownym, przytoczę tu drugi, wspólny wykład na JDD.
Dodatkowo dla wielu uczestników, w tym także mnie, była to
pierwsza prelekcja tej konferencji, która dość mocno ugasiła mój
początkowy entuzjazm.
Chciałbym jeszcze nieco ponarzekać
na dość mało istotne elementy, które jednak zepsuły końcowy
odbiór obu imprez, a zacznę od krakowskiej JDD. To co bardzo
rzuciło mi się tam w oczy to fakt, iż całość sprawiała
wrażenie, iż robiona była nie tyle z zamiłowania czy pasji, a
jedynie dla pieniędzy. Niby nie ma w tym nic złego, ale trochę
brakowało tej ciepłej atmosfery towarzyszącej łódzkiemu
spotkaniu. Dodatkowo byłem bardzo zawiedziony prezentacją Ralpha
Johnsona o wzorcach projektowych i nie mam tu na myśli samego mówcy,
a złą organizację. Jasnym jest, iż to znana postać i wielu
chciałoby go posłuchać, ale nie wiedzieć czemu, ktoś z
organizatorów uznał, iż ten wykład odbędzie się chyba w
najmniejszej sali, gdzie ludzie siedzieli i stali dosłownie
wszędzie, a duszno się zrobiło już po 13 minutach. Warto jednak
pochwalić JDD za katering, a także Food Trucka, który podobno się
pojawił – podobno, bo ja osobiście go nie widziałem. Pomysł tak
samo dobry i trafiony jak wojskowa grochówka podawana przez łódzkich
organizatorów. Niestety na Mobilizacji też nie obyło się bez
wpadek, a jedną z nich na pewno były niektóre wykłady dotyczące
nie tyle technologii co produktu danego sponsora, ale na szczęście
były to pojedyncze przypadki i zawsze można było wyjść i wybrać
coś bardziej interesującego.
Podsumowując obie konferencje były
na bardzo wysokim poziomie i w zasadzie nie można im zarzucić jakiś
rażących błędów czy wpadek, a wszystkie wady jakie opisałem
wydają się być dość błahe i małe w odniesieniu do całości
przedsięwzięć, jakie zostały zorganizowane. o ile jednak
miałbym wybierać? Swoją opinię wyrażę parafrazując słowa
prof. Władysława Bartoszewskiego: otóż warto jechać na JDD do
Krakowa, ale się nie opłaca, natomiast odwiedzenie Mobilizacji się
opłaca i zdecydowanie warto!