Od lat Microsoft prezentuje radykalnie inne nastawienie do open source niż przez większość swojej 40-letniej działalności. Zastanówmy się, jakie są jego motywacje.
W zasadzie od momentu ogłoszenia decyzji o zmianach w najwyższym kierownictwie Microsoftu w 2014 roku wiadomo było, iż korporację, a w rezultacie w zasadzie cały świat IT, czekają duże zmiany. Nie skutki nie trzeba było czekać: Microsoft na wielu polach porzucił swoje dotychczasowe praktyki, przeniósł core business na usługi enterprise oraz radykalnie zmienił nastawienie do ruchów, które dotychczas uznawał za wrogie. A przynajmniej chce sprawiać takie wrażenie. Trochę historiiSteve’a Ballmera, który niewątpliwie przez wiele lat odgrywał istotną rolę w rozwoju Microsoftu, raczej niewielu będzie wspominać na stanowisku CEO z sentymentem. Jego narowisty charakter poskutkował kilkoma niefortunnymi wypowiedziami, które fatalnie zweryfikował czas. Oraz niestety tym, iż cały świat zobaczył, jak tańczy Bill Gates. Nic więc dziwnego, iż na jego następcę wybrano całkowite przeciwieństwo. I nie chodzi tu choćby o to, iż Satya Nadella sprawia wrażenie znacznie bardziej opanowanego i sympatycznego, co miało przełożyć się na ocieplenie wizerunku Microsoftu.