Śladem refleksji Andrzeja Zybertowicza o Antyrozwojowych Grupach Interesów (AGI) można spojrzeć wstecz na XVIII wiek, kiedy to Targowica stała się uosobieniem takiego właśnie mechanizmu. Pod hasłami obrony tradycji i dawnego porządku magnaci sprzeciwiali się reformom, jednocześnie otwierając drzwi dla obcych wpływów w Polsce. Poproszenie o pomoc carycy Katarzyny, wychwalanej przez Voltaire’a za jej „postępowość”, było aktem skrajnego paradoksu – zamiast bronić suwerenności, wspierali rosyjski absolutyzm, prowadząc do utraty niepodległości kraju.
Nieco później, na początku XIX wieku, w Anglii zapanował strach przed industrializacją, którego symbolem stali się luddyści. W latach 1811–1816 robotnicy niszczyli maszyny w fabrykach, widząc w nich zagrożenie dla swoich miejsc pracy. Podobne obawy towarzyszyły późniejszym przełomom technologicznym, takim jak elektryfikacja czy komputery osobiste. Historia technologii ukazuje, iż każda innowacja, przekształcając porządek społeczny i gospodarczy, wywoływała sprzeciw, szczególnie wśród tych, którzy bali się utraty swoich przywilejów lub pozycji.
Targowica była zatem nie tylko historycznym przykładem AGI, ale także dowodem na to, iż opór wobec zmian często bywa narzędziem w rękach tych, którzy chcą utrwalić własne interesy, niezależnie od tego, jakie koszty ponosi społeczeństwo. Dziś, podobnie jak wtedy, mamy do czynienia z siłami, które hamują rozwój i blokują możliwości dla narodu, kierując się własnymi korzyściami kosztem wspólnego dobra.
Dziś takim AGI stał się rząd Donalda Tuska, który blokuje rozwój Polski. W obu przypadkach – XVIII-wiecznej Targowicy i współczesnych „elit” obecnych w Polsce – wspólnym mianownikiem jest brak wizji i podporządkowanie obcym interesom, co uniemożliwia wykorzystanie potencjału technologicznego do rozwoju. Akurat gdy Targowica wstrzymała rozwój Polski i doprowadziła do jej upadku, maszyna parowa w Anglii znajdowała coraz szersze zastosowanie w przemyśle, napędzając pierwsze maszyny tkackie i wydobywcze. Kilka dekad później, na początku XIX wieku, maszyna parowa została postawiona na kołach – w 1804 roku Richard Trevithick skonstruował pierwszą lokomotywę parową, która zainicjowała epokę kolei, rewolucjonizując transport i handel. W niecałe 100 lat te przełomowe wynalazki całkowicie zmieniły życie na planecie.
A potem krzywa zmian technologicznych stała się eksponentna. Od pierwszego lotu Braci Wright w 1903 roku, samolotem zbudowanym z części rowerowych, drewna i płótna, do postawienia stopy na Księżycu w 1969 roku minęło zaledwie 66 lat. To tempo postępu pokazuje, jak technologiczne innowacje mogą w krótkim czasie przekształcić świat, o ile istnieje wola i zdolność do ich wykorzystania.
Mamy współcześnie, właśnie teraz, początek nowej rewolucji technicznej. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na różnice między optymizmem a pesymizmem technologicznym, które od wieków towarzyszą ludzkości w momentach przełomów technologicznych. Optymizm technologiczny, reprezentowany przez takich filozofów jak Francis Bacon czy później Ray Kurzweil, widzi w postępie szansę na poprawę jakości życia i rozwiązanie globalnych problemów. Z kolei pesymizm technologiczny, widoczny w myśli Karola Marksa czy Jacques’a Ellula, podkreśla zagrożenia wynikające z alienacji człowieka, dominacji maszyn oraz destrukcji środowiska naturalnego. Marx w szczególności wskazywał, iż rozwój technologii w ramach kapitalizmu prowadzi do pogłębiania nierówności i wyzysku, ale nie mówił, iż technologia jest szkodliwa czy iż da się ją zatrzymać. Te dwa spojrzenia przewijały się w historii ludzkości.
Tak było w czasach, gdy wynaleziono trójpolówkę, koło wodne, maszynę tkacką, maszynę parową. Tak jest i teraz w dobie AI i robotyzacji. Współczesny pesymizm technologiczny przejawia się w obawach przed utratą miejsc pracy, nierównościami wynikającymi z dostępu do zaawansowanych technologii czy zagrożeniami dla prywatności w związku z eksplozją AI i big data. Pesymizm technologiczny wskazuje też, iż jak jest eksplozja, to się nie da zatrzymać rozwoju technologii, więc Big Tech jest źródłem nadchodzącej katastrofy, bo rodzi polaryzację zamożności, niszczenie klasy średniej, wzrost wyzysku, bunt społeczny. Poza tym pesymiści mówią, iż AI skończy się (szybko) powierzeniem coraz większego pola władzy maszynom i utratą kontroli człowieka nad światem.
W literaturze przedmiotu Jacques Ellul podkreślał, iż technologia staje się autonomiczna, tworząc układ, w którym człowiek jest podporządkowany systemom, które miały mu służyć. W swojej książce „The Technological Society” („La Technique”), analizuje, jak technika przekształca się w autonomiczną siłę, podporządkowującą sobie człowieka i społeczeństwo. Ellul zauważa, iż technika przenika najgłębsze obszary ludzkiej egzystencji, tworząc środowisko, które wymaga od człowieka adaptacji do nowych, sztucznych warunków. Pisze: „Technika przeniknęła najgłębsze zakamarki istoty ludzkiej. Maszyna nie tylko tworzy nowe ludzkie środowisko, ale także modyfikuje samą istotę człowieka. Otoczenie, w którym żyje, nie jest już jego własnym. Musi dostosować się, jakby świat był nowy, do wszechświata, dla którego nie został stworzony.” Dziś ten fenomen jest widoczny w dominacji wielkich korporacji technologicznych, które, zamiast promować otwartość, działają na rzecz monopolizacji wiedzy i władzy i ograniczania dostępu do nowych rozwiązań. W obliczu tej sytuacji reakcją staje się „bunt ludów” – oddolne ruchy społeczne domagające się demokratyzacji technologii i większej transparentności działań korporacji. Współczesne przykłady takich ruchów to kampanie na rzecz otwartych danych czy protesty przeciwko inwigilacji cyfrowej, jak w przypadku afery Snowdena.
Ruchy społeczne domagające się demokratyzacji technologii i większej transparentności działań korporacji technologicznych napotykają na niemal nieprzekraczalne bariery, które sprawiają, iż ich szanse na zwycięstwo są ograniczone. Potęga Big Tech jest tak ogromna, iż korporacje te stały się w istocie równorzędne z państwami narodowymi, dysponując zasobami finansowymi, technologicznymi i prawnymi, których nie są w stanie zrównoważyć choćby zorganizowane protesty społeczne. Ich władza nad społeczeństwami nie wynika wyłącznie z zasobów materialnych – to także zdolność do kontrolowania narracji, wpływania na sposób postrzegania rzeczywistości i uzależniania ludzi od swoich usług. Ruchy protestacyjne są w dużej mierze rozproszone i brak im globalnej koordynacji, która mogłaby stanowić przeciwwagę dla zorganizowanej, międzynarodowej strategii korporacji technologicznych. Big Tech z łatwością dostosowuje swoje działania do różnych systemów prawnych, neutralizując zagrożenia tam, gdzie są one najsilniejsze i maksymalizuje swoje wpływy w mniej chronionych obszarach. W tym sensie globalna natura ich działalności staje się ich największym atutem, podczas gdy społeczeństwa są wciąż podzielone granicami państw narodowych i różnicami w kulturze politycznej i prawnej.
Równocześnie korporacje technologiczne potrafią skutecznie manipulować opinią publiczną. Inwestując miliardy dolarów w PR i kampanie informacyjne, przedstawiają się jako siły dobra, niezbędne dla postępu i dobrobytu społecznego. Narracja ta skutecznie podważa zaufanie do ruchów protestacyjnych, które często są przedstawiane jako niekompetentne, populistyczne lub wręcz szkodliwe, putinowskie albo islamskie (co nie zmienia faktu, iż Rosja rzeczywiście wykorzystuje tego rodzaju ruchy społeczne do swoich celów). W tym kontekście Big Tech przedstawia się jako mediator i zarządca cyfrowego świata, a nie jako monopolista dążący do maksymalizacji zysków.
Problem pogłębia także uzależnienie współczesnych społeczeństw od technologii. Większość z nas, w tym choćby najbardziej zaangażowani krytycy, korzysta z produktów Big Tech na co dzień, co czyni ten układ niezwykle trudnym do zakwestionowania. Protesty przeciwko cenzurze na Facebooku ogłasza się na Facebooku. Uzależnienie to sprawia, iż protestujący, choć wyrażają niezadowolenie, jednocześnie wspierają ekonomicznie i technologicznie system, który próbują zwalczyć. Ten paradoks wzmacnia Big Tech, osłabiając siłę ruchów sprzeciwu.
Dodatkowym wyzwaniem jest brak wsparcia politycznego. Zoligarchizowane systemy polityczne, przeniknięte wpływami lobbystów, często stoją po stronie korporacji, a nie obywateli. Politycy, zamiast działać w interesie społecznym, korzystają z bliskości technologicznych gigantów, aby zwiększyć swoją władzę lub wpływy. Ten układ sprawia, iż wprowadzenie realnych regulacji ograniczających monopolizację rynku staje się niemal niemożliwe.
Wreszcie rozwój technologii działa na korzyść korporacji. Sztuczna inteligencja, big data i automatyzacja praz predykacja behawioralna wzmacniają ich zdolność do przewidywania działań społecznych i neutralizowania oporu jeszcze zanim stanie się on realnym zagrożeniem. Prawo z kolei nie nadąża za rozwojem technologicznym – choćby jeżeli ruchy społeczne wywierają presję na legislatorów, brakuje odpowiednich regulacji, które mogłyby skutecznie ograniczyć władzę Big Tech. Widać to szczególnie w Europie, która przy całym swoim zbiurokratyzowaniu i prężeniu muskułów nie jest w stanie zmusić Big Tech do zachowania zgodnego z regulacjami unijnymi. W Polsce dochodzi do tego strach przed Wielkim Sojusznikiem, który może zdjąć parasol ochronny, gdyby polskie władze podjęły suwerenne decyzje o opodatkowaiu Google, Facebooka czy, nie daj Boże, Iksa. Nie mówiąc o zrobieniu porządku z TVN, który nie dość iż jest telewizją nie trzymająca standardów dziennikarskich, to do tego jest stroną sporu politycznego – i gdyby być konsekwentnym, to wybory 2023 roku powinny być unieważnione właśnie z tego względu, tak jak unieważniono ostatnio wybory w Rumunii.
Wszystkie te czynniki – asymetria władzy, rozproszenie protestów, uzależnienie od technologii, brak wsparcia politycznego i rozwój technologii działający na korzyść korporacji – sprawiają, iż ruchy społeczne, choć pełne pasji i słusznych idei, mają ograniczone szanse na rzeczywiste zwycięstwo. Mogą wpływać na narrację publiczną i prowadzić do drobnych reform, ale fundamentalna zmiana układu sił wymagałaby czegoś więcej – zjednoczenia na globalną skalę, a przynajmniej w USA, wsparcia politycznego i przekształcenia samego sposobu, w jaki ludzie korzystają z technologii. Bez tego protesty te, choć ważne, pozostaną jedynie głosem sprzeciwu w obliczu potęgi, której nikt nie jest w stanie skutecznie podważyć. I tu staję się kluczowa rola rządu Stanów Zjednoczonych, w których to przecież znajdują się siedziby Big Tech i podlegają one amerykańskiej jurysdykcji.
Rządy i regulatorzy stają dziś przed „dylematem tragicznym”: z jednej strony nowe technologie, takie jak sztuczna inteligencja czy blockchain, oferują przełomowe możliwości w wielu dziedzinach, które mogą zrewolucjonizować nasze życie. W medycynie AI już teraz wspiera diagnostykę, przyspieszając wykrywanie chorób, takich jak nowotwory i umożliwiając bardziej precyzyjne terapie personalizowane. Blockchain znajduje zastosowanie w systemach finansowych, zwiększając ich transparentność i zabezpieczając przed nadużyciami. W edukacji zdalne platformy oparte na AI personalizują proces nauczania, dostosowując go do indywidualnych potrzeb ucznia, co szczególnie ważne w dobie globalnych wyzwań edukacyjnych. W sektorze transportu autonomiczne pojazdy i zaawansowane systemy zarządzania ruchem zmniejszają liczbę wypadków i poprawiają wydajność logistyczną. Rolnictwo precyzyjne z dronami i Internetem Rzeczy pozwala monitorować plony w czasie rzeczywistym, zwiększając wydajność produkcji przy jednoczesnym oszczędzaniu zasobów. Przemysł korzysta z robotyki i automatyzacji, które obniżają koszty i zwiększają konkurencyjność, a sektor energetyczny wdraża rozwiązania pozwalające na przewidywanie zapotrzebowania na energię i optymalizację jej dystrybucji. Urbanistyka rozwija koncepcje inteligentnych miast (smart cities), poprawiając jakość życia mieszkańców, a nowoczesne technologie wspierają bezpieczeństwo poprzez ochronę przed cyberatakami i przestępczością.
Jednak te same technologie, które mogą przynieść tak wiele korzyści, niosą również zagrożenia – od masowych zwolnień związanych z automatyzacją, przez inwigilację społeczeństwa dzięki AI, aż po cyberataki na infrastrukturę krytyczną. Jak zauważa Shoshana Zuboff w swojej książce „Kapitalizm nadzoru”, kontrola nad społeczeństwami coraz częściej nie pochodzi od rządów, ale od wielkich korporacji technologicznych. Big Tech wykorzystuje zaawansowane algorytmy do gromadzenia danych na niespotykaną skalę, manipulując zachowaniami konsumentów i narzucając nowe standardy społeczne i polityczne. Technologie te przejęły wiele atrybutów tradycyjnych rządów, tworząc układ sił, w którym realna władza została przesunięta z instytucji demokratycznych na prywatne podmioty. Ten układ wywołuje bunt społeczny, który, podobnie jak luddyści w czasach rewolucji przemysłowej, wyraża sprzeciw wobec niesprawiedliwości generowanych przez nowe technologie. Społeczeństwo, które zaczyna dostrzegać mechanizmy kontroli i sterowania, domaga się większej autonomii i przejrzystości działań technologicznych gigantów. Wybór Donalda Trumpa był reakcją na ten stan rzeczy – buntem klasy średniej, która traci podstawy swojej egzystencji i usiłuje znaleźć alternatywę wobec dominacji Big Tech i Nowej Klasy.
Jednak odpowiedź na te wyzwania wymaga czegoś więcej niż samego sprzeciwu. jeżeli rządy i społeczeństwa chcą przekształcić technologie w narzędzie służące dobru wspólnemu, muszą znaleźć równowagę między wspieraniem innowacji a ochroną obywateli przed ich potencjalnymi zagrożeniami. To wymaga zarówno regulacji ograniczających dominację Big Tech, jak i stworzenia warunków, w których technologie będą wspierać rozwój w sposób sprawiedliwy i dostępny dla wszystkich. Bez tego protesty i bunt społeczeństwa pozostaną jedynie symbolem desperacji w obliczu systemu, który nie służy nikomu poza samym sobą.
Rządy i regulatorzy stając wobec tych wyzwań, muszą znaleźć równowagę między wspieraniem innowacji a ochroną społeczeństwa przed nieprzewidywalnymi konsekwencjami technologicznej dominacji. I bardzo możliwe iż jej nie znajdą, bo nie mają kontroli nad rozwojem AI i technologii IT. I jeżeli tej równowagi nie znajdą, grozi nam (jako cywilizacji Zachodu) destabilizacja społeczna wywołana rosnącą frustracją obywateli. I tu powstaje pytanie o Tuska.
Ale o tym w następnych częściach…