W obecnych czasach chyba nikt nie ma wątpliwości, iż komputery i telefony trzeba zabezpieczyć przed cyberatakami. Natomiast wiele osób zastanawia się czy warto płacić za antywirusa, skoro można dostać go za darmo.
Rynek systemu antywirusowego jest mocno rozdrobniony. Działa na nim wielu dostawców, a część z nich oferuje darmowe wersje programów. Co więcej, systemy operacyjne Windows 10 oraz Windows 11 posiadają wbudowany pakiet bezpieczeństwa Microsoft Defender, który zapewnia użytkownikom ochronę przed wirusami, oprogramowaniem szpiegującym, atakami typu ransomware oraz innymi zagrożeniami.
Każdy dobry darmowy program wykryje i usunie wirusy, powstrzyma malware, a także zapewni ochronę przed oszustami podczas robienia zakupów online. Niektóre bezpłatne aplikacje zabezpieczające potrafią choćby namierzyć nierozpoznane urządzenia w sieci Wi-Fi, ostrzegając przed działaniami potencjalnych intruzów.
Alternatywą dla bezpłatnych antywirusów są produkty komercyjne. Ale czy ma jakikolwiek sens wydawanie pieniędzy na coś, co jest dostępne za darmo? Wiele osób wychodzi z założenia, iż wśród szerokiej gamy bezpłatnych produktów znajdzie rozwiązanie zapewniające efektywną ochronę komputerów, telefonów, bądź tabletów. Jednakże nie brakuje odmiennych opinii, a ich wyrazicielami są zarówno niezależni eksperci, jak i producenci systemów bezpieczeństwa IT.
Cyberataki stały się w obecnych czasach zjawiskiem powszechnym. W ubiegłym roku G DATA CyberDefense zidentyfikował około 50 milionów różnych złośliwych programów, dwa razy więcej niż w 2021 roku. Ich ofiarami są wielkie koncerny, małe firmy oraz gospodarstwa domowe. O ile tych pierwszych nie trzeba raczej namawiać do inwestycji w systemy bezpieczeństwa IT, o tyle właściciele mniejszych firm oraz użytkownicy indywidualni często polegają wyłącznie na darmowych antywirusach. Jest to stąpanie po cienkim lodzie. – tłumaczy Robert Dziemianko, PR & Marketing Manager G DATA Software.
Darmowe antywirusy są dobre, ale…
Specjaliści od cyberbezpieczeństwem przyznają, iż nie ma narzędzia gwarantującego stuprocentowe zabezpieczenie, aczkolwiek zaawansowane rozwiązania znacznie ograniczają pole manewru hakerom. Oprogramowanie antywirusowe nie stanowi pod tym względem żadnego wyjątku. w tej chwili numerem jeden wśród darmowych antywirusów jest Windows Defender. Jak by nie patrzeć jest to rozwiązanie potrafiące uprzykrzyć życie cyberprzestępcom. Program Microsoftu wykrywa pliki złośliwego oprogramowania, blokuje exploity i ataki sieciowe, a także oznacza witryny wyłudzające informacje. Na pierwszy rzut oka wygląda to dobrze, ale jak to zwykle bywa diabeł tkwi w szczegółach.
Użytkownicy programów antywirusowych często narzekają, iż spowalniają one pracę komputera. Microsoft Defender należy pod tym względem do najbardziej irytujących narzędzi. Antywirus zajął ostatnie miejsce w teście AV-Comparatives badającym 15 programów pod kątem ich wpływu na wydajność systemu. Niestety, to nie jedyny mankament tego rozwiązania.
Nie trzeba dokonywać wnikliwej analizy, aby przekonać się, iż Microsoft Defender ustępuje pod względem funkcjonalności komercyjnym konkurentom. Ponieważ antywirusy nie oferują VPN, występują one jako osobny produkt, tym samym Microsoft Defender nie ochroni użytkownika przed trackerami kodu śledzenia, a także wystawia go na trudną próbę za każdym razem, kiedy korzysta z sieci publicznych. Microsoft Defender nie zabezpiecza przed kradzieżą tożsamości, nie śledzi i nie blokuje dostępu do skradzionego lub zgubionego urządzenia mobilnego, nie chroni kamery internetowej oraz mikrofonu. Wprawdzie program wyświetla podstawowy raport o stanie komputera, ale nie podejmie żadnych działań, aby przyspieszyć jego działanie. Komercyjne antywirusy często oferują takie funkcje, jak czyszczenie śmieci czy zduplikowanych plików. Również filtry zawartości treści bezpłatnych programów pozostawiają sporo do życzenia, bowiem ich działanie ogranicza się tylko do przeglądarki Edge, z której według StatCounter korzysta od 5 do 10 procent Polaków.
Choć Microsoft Defender jest w tej chwili najpopularniejszym darmowym antywirusem, użytkownicy instalują inne bezpłatne programy, takie jak Avast, Avira czy Total AV. Poszczególne produkty różnią się między sobą detalami, co nie zmienia faktu, iż próżno w nich szukać zaawansowanych funkcji i usług w postaci firewalla, kontroli rodzicielskiej czy szyfrowania danych.
Instalacja darmowego antywirusa czasami kończy się niemiłą niespodzianką. Takowa czekała na osoby, które wybrały Avast. W 2020 roku wybuchła wielka afera – firma sprzedawała dane użytkowników, w tym dotyczące wyszukiwania, kliknięć, zakupów wielkim koncernom (Google, Microsoft czy Pepsi). Ale poszukiwacze darmowych antywirusów mogą trafić dużo gorzej. W sieci roi się od darmowych aplikacji, które podszywają się pod antywirusy, a działają jak malware.
Klienci płacą nie tylko za funkcjonalność
Płatne antywirusy oferują więcej funkcji niż ich darmowi konkurenci, ale to nie jedyna ich przewaga. Innym dużym atutem jest niezwłoczny dostęp do nowych definicji wirusów – zaraz po wykryciu zagrożenia program tworzy jego definicję i udostępnia użytkownikom tak szybko, jak to tylko możliwe. W przypadku darmowych wersji proces ten postępuje zdecydowanie wolniej. Kolejną różnicą występującą między darmowymi i płatnymi antywirusami jest częstotliwość aktualizacji. Dostawcy bezpłatnych programów nie aktualizują swoich aplikacji tak często, jak wersje płatne. Nie mniej istotną kwestią jest wsparcie ze strony producenta. W tym przypadku mogą na nią liczyć jedynie użytkownicy komercyjnych programów, pozostali mają dostęp do bardzo ograniczonej obsługi lub muszą szukać informacji na forach internetowych.
– Narzędzia premium zdecydowanie lepiej pasują do obecnego obrazu zagrożeń internetowych, zwłaszcza dotyczy to mniej doświadczonych użytkowników. Dzieci i seniorzy padają często ofiarą cyberataków, a zwłaszcza kradzieży tożsamości. Ochrona pięciu stanowisk przy zakupie G DATA Antivirus kosztuje 258 złotych w skali roku, a więc mniej niż roczny abonament za oglądanie Netflixa. Dlatego płatne antywirusy są bardzo dobrym rozwiązaniem nie tylko dla firm, ale również rodzin. – tłumaczy Robert Dziemianko.
Badanie Epsona pokazuje jak ważne są urządzenia drukujące w edukacji