Od dwóch tygodni żyjemy rosyjską agresją na Ukrainę i wywołanym przez nią kryzysem migracyjnym. Zaczynamy dzień wojną i na niej kończymy. Zamrożeni szokującymi doniesieniami nerwowo odświeżamy strumień informacji. Ludzki odruch, nad którym przecież trudno zapanować – chcemy na bieżąco śledzić to, co się dzieje w Ukrainie i na polskiej granicy. Jednocześnie słyszymy ostrzeżenia ekspertów: „w tej wojnie dezinformacja jest jednym ze skuteczniejszych oręży”. Okazuje się, iż widzieć, choćby jeżeli chodzi o nagrania z miejsca zdarzenia, nie znaczy wiedzieć, a tym bardziej rozumieć. Każde doniesienie z frontu i każde ostrzeżenie o nadchodzącej katastrofie powinno wzbudzić naszą czujność, zanim pozwolimy sobie panikować.