Granica polsko-białoruska od kilku lat jest areną konfliktu, w którym geografia ustępuje miejsca percepcji. To nie jest wojna w klasycznym rozumieniu – tu nie ma frontu z okopami i artylerią. Tu front przebiega równocześnie przez lasy Podlasia i przez nasze ekrany telefonów.
Celem nie jest zdobycie terytorium. Celem jest zaangażowanie. Wciągnięcie przeciwnika w grę, w której musi reagować w sposób kosztowny, długotrwały i wyniszczający. I właśnie tu rodzi się piękno i groza asymetrii (wojny w sieci) – jak nieliczni mogą pochłonąć uwagę całego aparatu państwa.
Minimalne siły – maksymalny efekt
Na pierwszy rzut oka „operacja hybrydowa” brzmi jak modne określenie. W praktyce jest to jednak narzędzie chirurgicznie precyzyjne:
Niewielka liczba aktorów po stronie inicjatora – kilkadziesiąt, może kilkaset osób w terenie, wspieranych przez struktury wywiadowcze i medialne.
Ogromna skala reakcji po stronie broniącego się – tysiące funkcjonariuszy Straży Granicznej, Policji, Wojska Polskiego, WOT, plus zasoby logistyczne, medyczne i informacyjne.
Asymetria nie polega tu na różnicy siły ogniowej. Polega na tym, iż jeden z graczy sam wybiera tempo, miejsce i formę gry, zmuszając drugiego do reakcji – i to reakcji zawsze kosztowniejszej.
Sieć jako przedłużenie granicy
Granica lądowa kończy się na płocie i zasiekach. Granica informacyjna – nigdzie. W XXI wieku to social media stają się prawdziwym polem walki, gdzie wszystkie etapy operacji – od planowania, przez rekrutację, po realizację – są projektowane, testowane i wykonywane.
Dzisiejsze konflikty hybrydowe mają swój główny sztab operacyjny nie w bunkrach czy centrach dowodzenia, ale na ekranach telefonów i laptopów. Tu rodzą się narracje, które napędzają migrantów w stronę granicy. Tu pojawiają się ogłoszenia rekrutujące przewoźników. Tu publikowane są zmanipulowane filmy i zdjęcia, które mają podważyć morale przeciwnika i obrócić opinię publiczną przeciwko niemu.
To dzięki szalonej popularności platform takich jak Telegram, X czy TikTok garstka osób – często licząca się w dziesiątkach, a nie setkach – potrafi utrzymywać w ciągłym napięciu tysiące żołnierzy, policjantów i funkcjonariuszy strony przeciwnej. Wystarczy, iż jedno nagranie, wpis czy zdjęcie zyska olbrzymi zasięg, a po stronie polskiej uruchamiana jest cała machina reagowania.
Wszystko zaczyna się i kończy w sieci. Migranci dowiadują się o „oknie możliwości” z komunikatów online. Przewoźnicy otrzymują precyzyjne instrukcje przez szyfrowane komunikatory. Dezinformacyjne narracje trafiają do zagranicznych mediów właśnie dzięki pojawieniu się w social mediach. A gdy fizyczny incydent na granicy dobiega końca, w Internecie zaczyna się jego druga odsłona – medialna, emocjonalna, często bardziej niszcząca niż samo zdarzenie.
Rekrutacja przewoźników
Setki, a w skali roku choćby tysiące grup na Telegramie działają jak wirtualne biura podróży dla migracji nielegalnej.
Ogłoszenia są profesjonalne – zdjęcia, ceny, „gwarancja sukcesu”.
Kanały oferują pełen pakiet: od przelotu do Mińska, przez transport na granicę, po przerzut samochodem do Niemiec.
Przewoźnicy którzy znaczna większość to Ukraińcy – kuszeni szybkim zarobkiem i „minimalnym ryzykiem”.
Operacje wpływu
Obok warstwy logistycznej działa warstwa narracyjna – ściśle zsynchronizowana z celem operacji.
Fałszywe konta, zarządzane centralnie przez służby białoruskie, publikują treści dyskredytujące polskie służby: zdjęcia i filmy przedstawiające funkcjonariuszy jako agresorów.
Materiały są montowane wybiórczo, z celowym usunięciem kontekstu.
Narracja tworzona jest w kilku językach, by trafić zarówno do potencjalnych migrantów, jak i zachodniej opinii publicznej.
Efekt domina
Jeden post w mediach społecznościowych może uruchomić lawinę zdarzeń:
Migranci, przekonani o „otwartej ścieżce”, ruszają w kierunku granicy.
Polskie służby reagują – mobilizując ludzi, sprzęt i zasoby.
W mediach zachodnich pojawia się kolejna porcja krytycznych materiałów, karmionych przez te same źródła.
Koszt po stronie obrońcy
Asymetryczna przewaga leży w prostocie – atakujący ponosi ułamek kosztów, które musi ponieść broniący się.
Po stronie inicjatora tej wojny hybrydowej – Białorusi – mówimy o: kilkudziesięciu funkcjonariuszach (inżynierach chaosu plus wsparcie techniczne) oraz o minimalnych nakładach finansowych na logistykę migrantów.
Po stronie Polski skala obciążeń jest gigantyczna, poniżej tylko kilka kluczowych:
Paliwo i transport – codzienne patrole, przewozy ludzi i sprzętu wzdłuż setek kilometrów granicy generują tysiące motogodzin pracy pojazdów wojskowych, quadów, dronów i helikopterów. Każdy dzień to setki tysięcy litrów paliwa spalanego w operacjach, które wcale nie przybliżają do końcowego „rozwiązania” problemu.
Żywność i zaopatrzenie – stała obecność tysięcy funkcjonariuszy i żołnierzy wymaga zapewnienia racji żywnościowych, wody, ogrzewania, odzieży, środków medycznych. Logistyka tego zaopatrzenia to osobna armia w tle.
Zużycie sprzętu – każdy dzień to zużycie pojazdów, amortyzacja dronów, noktowizorów, kamer termowizyjnych, radiostacji. Sprzęt wysokospecjalistyczny, przeznaczony do działań bojowych, degraduje się w roli patrolowo-interwencyjnej, skracając swój realny czas eksploatacji.
Oderwanie żołnierzy od kluczowych zadań – każda jednostka zaangażowana w patrolowanie granicy to jednostka, której brakuje w szkoleniu, przygotowaniu bojowym czy misjach sojuszniczych. Efekt to nie tylko koszt finansowy, ale i strategiczne osłabienie potencjału obronnego w innych obszarach.
Budżetowe skutki – w skali roku to miliardy złotych pochodzące z budżetu państwa. Pieniądze, które mogłyby zostać przeznaczone na modernizację sił zbrojnych, infrastrukturę krytyczną czy rozwój obrony cybernetycznej, są konsumowane przez działania wymuszone przez przeciwnika minimalnym nakładem sił.
I tu właśnie działa złota zasada operacji hybrydowych: im mniej ryzykujesz i wydajesz po swojej stronie, tym bardziej możesz wyczerpać i obciążyć przeciwnika.
Od reakcji do inicjatywy – konieczność działań ofensywnych w sieci
Każda wojna – choćby hybrydowa – pokazuje, iż samo reagowanie na ruchy przeciwnika jest strategią przegrywającą. W cyberprzestrzeni, a szczególnie w obszarze mediów społecznościowych, przewagę zdobywa ten, kto narzuca narrację i tempo wydarzeń.
Dziś Polska w sferze informacyjnej na wschodniej granicy działa głównie defensywnie i to w bardzo ograniczonej skali. To oznacza, iż inicjatywa pozostaje po stronie przeciwnika. Aby ją przejąć, trzeba przejść do działań ofensywnych w sieci.
Przykłady możliwych działań ofensywnych:
Atak na infrastrukturę informacyjną przeciwnika – przejmowanie i rozbijanie kanałów służących do koordynacji nielegalnych działań, wprowadzanie własnych treści w miejsce dotychczasowego przekazu.
Operacje psychologiczne (PSYOPS) – materiały zniechęcające do prób przekroczenia granicy, publikowane w kanałach migrantów i przewoźników.
Kampanie narracyjne w mediach międzynarodowych – obnażanie kulis działań hybrydowych Białorusi i kreowanie wizerunku Polski jako obrońcy granic UE.
Wykorzystanie botów i automatyzacji – masowe promowanie polskiego punktu widzenia w sieci, by dominować algorytmy rekomendacyjne.
Kontrolowana dezinformacja – wprowadzanie mylących informacji dezorganizujących działania po stronie białoruskiej, np. fałszywe daty i trasy „otwartych korytarzy”.
To tylko mała część działań jakie można podjąć zgodnie z taktyką walki w sieci. Ze zrozumiałych względów nie podaję bardziej skomplikowanych działań jakie można prowadzić w social mediach.
Takie podejście wymaga zmiany mentalności – z „reagujemy, bo musimy” na „inicjujemy, bo chcemy wygrać”. Wtedy to przeciwnik zaczyna gasić nasze ruchy, a nie odwrotnie.
Puenta
Wojna hybrydowa nie musi być krwawa, by była skuteczna. Wystarczy, iż jest kosztowna – finansowo, politycznie i psychologicznie. W tej rozgrywce najgroźniejszą bronią może być telefon, a najbardziej efektywnym żołnierzem – administrator kanału na Telegramie.
Jak powiedział Winston Churchill w czasie II wojny światowej: „Nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym.”
A dziś, w realiach wojny hybrydowej na wschodniej granicy, parafraza brzmi:
„Nigdy tak niewielu nie angażowało tak wielu tak intensywnie.”