Mordercze mikrofalówki, czyli kilka słów o fake science

namiekko.pl 7 lat temu

Fake news, czyli fałszywe wiadomości, to ostatnio gorący temat. Oskarżeniami o ich produkowanie przerzucają się wszystkie frakcje. Rodzinne obiady stały się jeszcze trudniejsze do przetrwania, od kiedy każdy ich uczestnik czerpie informacje o świecie z wybranego przez siebie medium, które filtruje wszelkie doniesienia przez odpowiedni światopogląd. Albo po prostu je wymyśla.

W tym wpisie chcę skoncentrować się na pewnym specyficznym wariancie tego problemu, czyli fake science – fałszywych doniesieniach ze świata nauki.

Zacznę od historyjki z życia.

Na początku chciałam nazwać ją “anegdotą”, ale doszłam do wniosku, iż temat jest jednak zbyt ponury.

W pewnym momencie, parę lat temu, mąż mojej koleżanki zaczął się gorzej czuć. Doskwierał mu pakiet mało specyficznych dolegliwości – był osłabiony, zmęczony, źle spał, miał szarą cerę. Rozpoczął tułaczkę po gabinetach lekarskich, a w międzyczasie “dokształcał się” na własną rękę, rzecz jasna głównie w Internecie.Przez chwilę na horyzoncie pojawiła się najstraszniejsza z diagnoz, co tylko dodało mu zawziętości. Zanim poznał definitywną odpowiedź – mononukleoza, dość popularny wirus z jakiegoś powodu rzadko diagnozowany w Europie (za to często obecny w amerykańskich serialach, gdzie Hanna Horvath wykręca się od pójścia na imprezę z powodu “mono”) – zdążył przewartościować swoje podejście do życia i zdrowia. Kupuje tylko organiczną żywność. Wytoczył wojnę Big Pharmie. Zabronił rodzinie korzystać z mikrofalówki.

Sądzę, iż prawie każdy, kto ma pracę, dzieci i mikrofalówkę (albo przynajmniej jedną z tych rzeczy) zgodzi się, iż możliwość szybkiego odgrzania posiłku dzięki mikrofal jest nieocenioną pomocą. Koleżanka, mając dość kłótni, ostatecznie ustąpiła i pozwoliła wyrzucić maszynę, choć podśmiewa się z poglądów i obsesji męża.

– Poza tym – powiedziała mi – w Internecie są strony, według których mikrofalówki zmieniają strukturę jedzenia w sposób prowadzący do raka. Są także takie, które mówią, iż żadnego ryzyka nie ma. Skąd mogę wiedzieć, kto pisze prawdę?

Ta rozmowa dała mi do myślenia. Chodzi o inteligentną i oczytaną osobę. jeżeli ona nie potrafi poradzić sobie z rozpoznaniem, która informacja jest poparta faktami, a która to wymysł i manipulacja, jak ma poradzić sobie ogół społeczeństwa?

https://commons.wikimedia.org/wiki/File:MW_on_fire.jpg

Przygotowałam więc krótkie studium przypadku. Jak to jest z tymi mikrofalówkami?

Oto garść materiałów głoszących szkodliwość (zabójczość) spożywania pokarmów podgrzanych w mikrofali:

Jakie są ich istotne cechy wspólne?

  • Brak źródeł (odwołań do literatury lub linków do wiarygodnych badań lub raportów) bądź źródła kuriozalne (inne dzieła tego samego autora, linki do stron z teoriami spiskowymi, linki do artykułów na inny temat lub z odmienną tezą).
  • Sensacyjny, straszący ton.
  • “Wiedza powszechna” i brak konkretów, czyli sformułowania takie jak “opinia pewnego fizyka”, jak powszechnie wiadomo”, “czytałem gdzieś”
  • Opisy absurdalnych “eksperymentów” przeprowadzonych niezgodnie ze sztuką, których wyników nigdy nie opublikowano i nie zweryfikowano. Przykład: podlewanie dwóch (!) roślinek wodą z mikrofalówki i zwykłą wodą przez jedną osobę.
  • W załączonych przeze mnie przykładach autorzy posługują się poprawną polszczyzną, ale w ogólności warto zwracać uwagę także na poziom językowy.
  • Artykuły pochodzą z prywatnych blogów lub stron “lifestyle’owych”.
  • Linki do innych artykułów z dziedziny “alternatywnej medycyny” czy “alternatywnej nauki”.

Tu artykuły zapewniające, iż jedzenie z mikrofalówki jest bezpieczne:

Warte odnotowania cechy wspólne?

  • Linki do źródeł, w tym do prac naukowych opublikowanych w renomowanych czasopisach oraz oficjalnych raportów agencji naukowych.
  • Rzeczowy ton, odwołujący się do zasad działania urządzenia.
  • Niektóre z treści zamieszczono w domenach renomowanych instytucji, jak Centrum Nauki Kopernik (usunęłam ten link, bo już nie działa) i Harvard Medical School.
  • Niestety, więcej takich materiałów można znaleźć w języku angielskim. Wygląda na to, iż wyszukiwarka Google lepiej sobie radzi z rozpoznawaniem nierzetelnych stron w języku angielskim – tam sensacje z gatunku fake science są pozycjonowane niżej.

Kilka źródeł naukowych:

Cechy wspólne?

  • Materiały zostały odnalezione w dedykowanych wyszukiwarkach Google Scholar lub w bazach artykułów naukowych (PubMed)
  • Niestety, w przypadku wielu artykułów naukowych, w Internecie znaleźć można jedynie ich abstrakty i streszczenia. O dostęp do pełnej wersji można poprosić autorów, można go wykupić (często za kwoty szokujące w przeliczeniu na złotówki), albo udać się do biblioteki uniwersyteckiej.
  • Materiały są w języku angielskim. To jest dzisiaj język poważnej nauki i trzeba się z tym pogodzić.
  • Artykuły są pisane formalnym językiem, ich treść jest poparta danymi eksperymentalnymi i dalszymi odwołaniami do zweryfikowanych źródeł.
  • Warto odnotować, iż nie istnieje zbyt wiele badań na temat szkodliwości mikrofalówki, bo w zasadzie nie bardzo jest tu co badać, podobnie jak nikt nie zajmuje się dowodzeniem, iż na Księżycu nie mieszkają krasnoludki. Istnieją badania (w tym jedno z podlinkowanych wyżej), które opisują wpływ podgrzewania w mikrofali na wartości odżywcze i porównują go z wpływem innych rodzajów obróbki termicznej.
https://www.flickr.com/photos/29233640@N07/5170544729

Podsumowując, jakie cechy powinien posiadać tekst głoszący szokującą lub przełomową tezę, żeby można było potraktować go poważnie?

  1. Tekst jest najbardziej wiarygodny, jeżeli zawiera odwołania do źródeł. “Źródła” nie oznaczają linków do innych artykułów w pokrewnych portalach głoszących przeróżne teorie spiskowe. Źródła to artykuły naukowe opublikowane w uznanych czasopismach, które każdy otrzymany tekst przepuszczają przez kilkuetapowy proces zanonimizowanej recenzji, tzw. peer review. Każdy artykuł jest czytany przez naukowców z tej samej dziedziny, którzy zwracają uwagę na logikę wywodu, odtwarzalność wyników, poprawność analizy statystycznej. Czasami odsyłają tekst do poprawki, często – odrzucają. Na podstawie faktów, nie własnego widzimisię. Inny akceptowalny typ źródeł to materiały informacyjne uznanych, najczęściej państwowych ośrodków badawczych.
  2. Inny typ wartościowego źródła to tekst z oficjalnym stanowiskiem rządowej agencji badawczej.
  3. Podlinkowane źródła potwierdzają tezę z artykułu! Bo wyobraźcie sobie, iż nie zawsze tak jest.
  4. Najlepiej, jeżeli źródła są w języku angielskim. Ktoś, kto dokonuje przełomowego odkrycia i jest pewien poprawności swoich wyników, nie ograniczy się do publikacji w lokalnej prasie, tylko postara się pokazać swoje badania na forum światowym.
  5. Z reguły im nowszy tekst źródłowy, tym lepiej. Rzadko, ale jednak zdarza się, iż renomowane czasopismo naukowe opublikuje tekst, który przeszedł proces peer review, a dopiero na późniejszym etapie zawarte w nim tezy zostały obalone – najczęściej, kiedy kilka innych zespołów naukowców nie jest w stanie odtworzyć wyników opisanych w “przełomowym” artykule. Jednym z niechlubnych i bardzo szkodliwych przykładów jest artykuł Andrew Wakefielda (i kolegów) opisujący związek pomiędzy szczepionką MMR a autyzmem. Artykuł został opublikowany w czasopiśmie Lancet (a później oficjalnie wycofany) i mimo iż jego tezy zostały jednoznacznie obalone a autorowi udowodniono fałszowanie wyników, środowiska antyszczepionkowe przez cały czas powołują się na ten tekst. Tu można znaleźć szczegółowy opis tej historii (po angielsku).
  6. Tekst jest napisany poprawnie, bez błędów ortograficznych. Serio! Ktoś, kto dużo czyta (a skoro wypowiada się na tematy naukowe, to powinien dużo i ze zrozumieniem czytać), nie robi głupich błędów ortograficznych. Oczywiście, istnieje dysortografia i parę pokrewnych schorzeń. Na prywatnym blogu dużo publikującej blogerki popkulturalnej błędy są do zaakceptowania. W okołonaukowym tekście – nie. Od tego jest korekta. jeżeli nie ma korekty ortograficznej, tym bardziej nie ma co się łudzić, iż ktoś weryfikuje prawdziwość treści!
  7. Nie zawiera błędów logicznych, takich jak dowody anegdotyczne (przydarzyło się mojej cioci – choćby jeżeli naprawdę się przydarzyło), mylenie współwystępowania i przyczynowości (dziecko zostało zaszczepione, a dwa miesiące później zmarło – na pewno przez szczepionkę), efekt potwierdzenia (mentalnie odnotowuję tylko te przypadki, które potwierdzają moją tezę – robią to choćby lekarze, jak ten, który twierdzi, iż tabletki hormonalne powodują niepłodność, bo przychodzą do niego kobiety, które brały tabletki i nie mogą zajść w ciążę… Ale kobiety, które mogą zajść w ciążę, po prostu do niego nie przychodzą) i wiele, wiele innych.
  8. Omawiane eksperymenty przeprowadzono zgodne z metodą naukową. Najłatwiej potwierdzić to przez publikację w wiarygodnym źródle (punkt 1). jeżeli wyniki dopiero czekają na publikację, co jest istotne? Odpowiednio duża, statystycznie istotna próba, niezaburzona i reprezentatywna (np. badań na temat stosunkowej liczby homoseksualistów w społeczeństwie nie przeprowadzamy w klubach dla gejów – a opinii Szwedów na temat poczynań polskiego rządu nie opieramy na ankiecie w skrajnie prawicowym szwedzkim portalu). Próba jest ślepa (ani pacjent, ani lekarz nie wiedzą, czy badana osoba dostała placebo, czy nie, bo może to wpłynąć na ich zachowanie, interpretację wyników oraz proces zdrowienia).
  9. Autor ostrożnie posługuje się sformułowaniami takimi jak: “oczywiście”, “jak powszechnie wiadomo”, “normalny”. (Prawie) nic nie jest oczywiste, wszystko powinno być poparte badaniami i statystykami.
  10. Nie linkuje do stron o reptilianach, porno i reklam środków na powiększenie penisa.

Czy mikrofalówki zabijają?

Tak. jeżeli komuś uda się włożyć głowę do działającej kuchenki. Ewentualnie jeżeli podgrzeje jedzenie w azbestowym pojemniku.

A może pominęłam jakieś inne istotne wyznaczniki wiarygodności?

Obrazek w nagłówku pochodzi ze strony SketchPort i jest dostępny na licencji CC-BY.

Idź do oryginalnego materiału