
Wiedziałem, iż usunięcie konta na Twitterze będzie miało swoje skutki, ale nie spodziewałem się, iż wśród nich znajdzie się brak komunikatów od ministerstwa. Kto jak kto, ale członkowie rządu powinni informować wszystkich.
„Wstyd mi było mieć aktywne konto na X. Było, bo już nie jest” – pisał Maciej Gajewski tłumacząc, dlaczego zdecydował się na usunięcie konta na dawnym Twitterze. Zgadzam się ze wszystkimi argumentami, więc wcześniej postąpiłem podobnie. Wiedziałem, iż ucieczka od społecznościowego portalu będzie miała swoje pewne reperkusje. Mimo ewidentnych wad serwisu nie brakowało też plusów. Wielu użytkowników pisało interesujące komentarze, a poza tym Twitter zawsze był najlepszym źródłem najświeższych informacji.
Nie mogę mieć pretensji do użytkowników czy dziennikarzy, którzy nie przenoszą się na inne platformy, jak np. Bluesky. Zdawałem sobie sprawę, iż mogę zmagać się z uczuciem, iż stale omija mnie coś ważnego. Ku mojemu zaskoczeniu było to choćby odświeżające. Zadawałem sobie pytania, kiedy tak naprawdę ostatni raz widziałem na Twitterze coś, w czym chciałem uczestniczyć, coś, po czym pomyślałem: uff, dobrze, iż tu jestem.
Nie byłem w stanie udzielić takiej odpowiedzi. Doszedłem do wniosku, iż jeżeli coś istotnego się wydarzy, to i tak w miarę gwałtownie się o tym dowiem z innych źródeł. Ba, przez pierwsze tygodnie od opuszczenia Twittera i tak byłem na bieżąco bardziej, niż bym tego oczekiwał. Echa docierały na Bluesky: ten napisał to, tamta odpowiedziała tak. Chciałem uciec od wyczynów Elona Muska, a jego serwis co chwila przypominał, iż to nie takie łatwe.
Inaczej sprawa ma się z rządowymi profilami. Chciałbym być na bieżąco, a okazuje się, iż Twitter to jedyna droga
W środę doszło do ataku hakerskiego na rządowy System Rejestrów Państwowych. O wszystkim najpierw poinformowali dziennikarze RMF FM. Wyjaśnienie Ministerstwa Cyfryzacji pojawiło się później wyłącznie na Twitterze.
Dziś między godziną 10:00 a 11:00 odnotowaliśmy przejściowe trudności z dostępem do niektórych usług publicznych. Możliwość zalogowania się do wybranych usług mogła być chwilowo zakłócona. w tej chwili nie odnotowujemy tego typu problemów. Nie wpływa to w żaden sposób na bezpieczeństwo rejestrów państwowych, w szczególności danych tam zawartych – napisało Ministerstwo Cyfryzacji na swoim twitterowym profilu.
Tego komunikatu nie znajdziemy już na facebookowym koncie resortu. Informacji nie ma też na profilu na Blusky, choć ministerstwo jest obecne na platformie będącej alternatywą dla Twittera. Regularnie wrzuca wpisy, m.in. te dotyczące wykorzystania mObywatela na wyborach czy przebiegu spotkania wicepremiera i ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego z unijnym komisarzem Michaelem McGrathem.
Skuteczniejsze egzekwowanie RODO, uproszczenie regulacji, lepsza ochrona dzieci w sieci oraz spójność przepisów o ochronie danych – to tematy spotkania wicepremiera i ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego z unijnym komisarzem Michaelem McGrathem. Więcej w linku w komentarzu.
— Ministerstwo Cyfryzacji (@cyfragovpl.bsky.social) 2025-04-30T16:07:09.803ZTeoretycznie można byłoby to tłumaczyć bardziej newsową specyfiką Twittera. Paweł Olszewski, wiceszef resortu, również na Twitterze napisał, iż nie potwierdza „skutecznego cyberataku”, więc być może uznano, iż nie ma czym zawracać głowy. Nie działało, ale już działa, sprawa załatwiona.
Będę jednak upierał się, iż to nie tak powinno wyglądać. Rządowe kanały czy państwowe spółki powinny informować tak samo na różnych kanałach. To nie prywatne profile, które dostosowują treści pod konkretną publikę.
Nie tylko Ministerstwo Cyfryzacji działa w ten sposób. Profil PKP Intercity na Bluesky ostatni raz obecnością zaszczycił trzy miesiące temu. Konto obserwuje 144 osób. Niska frekwencja może tłumaczyć brak aktywności, ale nie powinna. Wpada się w błędne koło: po co obserwować profil, na którym się nic nie dzieje, a więc po co wrzucać wpisy, jeżeli śledzi je mała liczba osób.
Siłą rzeczy, chcąc nie chcąc, rządowe i państwowe profile wzmacniają w ten sposób Twittera. Nie chodzi o to, żeby osłabiać jakikolwiek społecznościowy portal – to nie ich rola. Od takich kont należałoby jednak wymagać szerokiej dostępności. Tymczasem chcąc mieć informacje z pierwszej ręki, musimy być niewolnikami Twittera. W końcu choćby informacja o nieskutecznym ataku pojawiła się wyłącznie tam, a nie na Facebooku.
Zdjęcie główne: izzuanroslan / Shutterstock