Czy już niedługo miliardy ludzi na świecie będą mogły opowiadać sobie, jak to są trzy najpewniejsze rzeczy na świecie: śmierć, podatki i… płatne media społecznościowe? Na razie brzmi jak żart? Na razie.
Czy media społecznościowe staną się już niedługo co do zasady płatne? To pytanie zadawane jest od wielu lat i na razie nikt z właścicieli platform social mediów nie odważył się powiedzieć wprost, iż przyszłość „sociali” to model subskrypcyjny. Na razie wprowadzane są dowolne opłaty za konta premium. Tak stało się w tym roku na Twitterze, przemianowanym niedawno na „X”, a także na Facebooku. Płatne media społecznościowe jako zasada to kwestia przyszłości.
Nikt z nas nie lubi być zaskakiwany nowymi opłatami za codzienne niezbędne usługi. A tak przecież traktujemy media społecznościowe. Debiutowały jako niewinna rozrywka, jako wymiana zdjęć z wakacji miedzy przyjaciółmi, a stały się niezbędnym składnikiem życia milionów, nie – miliardów ludzi na świecie. Używamy ich w czasie wolnym i w pracy, jako rozrywki, jako źródła informacji, jako kanału komunikacji.
Jednak po tym, jak największe światowe media pozamykały swoje treści dziennikarskie za paywallem, nieuchronnie przyszedł czas na płatne media społecznościowe.
Mamy płacić za nasze własne treści?
Zaraz, zaraz. Ktoś może spytać, jak to możliwe, skoro media społecznościowe żywią się treściami wyprodukowanymi przez użytkowników, a nie przez pracowników X czy Facebooka. W dodatku atrakcyjne są nie tylko same oryginalne wpisy tekstowe i materiały multimedialne publikowane w postach, ale również komentarze. Niektórzy użytkownicy bardziej cenią reakcje i opinie zamieszczane w na marginesie publikowanych treści niż same oryginalne posty.
Jeśli ktoś miałby płacić za te treści, to może właśnie właściciele platform mediów społecznościowych? Przecież to oni zarabiają na publikowanych przez użytkowników treściach, angażując swoje algorytmy do wtłaczania użytkownikom do głów reklam w każdym możliwym miejscu i czasie.
Niestety sprawa wygląda inaczej i to właściciel platformy żąda opłaty (za dostęp nie do swoich treści…). My musimy płacić. To nic, iż w wielu przypadkach mielibyśmy płacić za publikację naszych własnych treści i dostęp do naszych znajomych i przyjaciół. Równie dobrze moglibyśmy czasem utworzyć grupę znajomych na jakimś czacie i tam wymieniać się zdjęciami z wakacji i opiniami o świecie. Wolimy jednak korzystać z mediów społecznościowych.
Do tej pory mieliśmy pierwszy etap płatności na Twitterze za profile zweryfikowane, a następnie takie, które umożliwiają publikację dłuższych i lepiej widocznych wpisów w ramach X Premium. Była to jednak podobnie jak na Facebooku i innych platformach firmy Meta Platforms (m.in. Instagram, Threads, WhatsApp) kwestia wolnej decyzji użytkownika. Teraz czas na kolejny krok?
Czytaj też: Użytkownicy Instagrama, Facebooka, Messengera i WhatsAppa będą mogli płacić za weryfikację kont
Czytaj też: Twitter Blue już jest dostępny w Polsce. Ile kosztuje weryfikacja konta na platformie Elona Muska?
Elon Musk chce walczyć z botami naszymi pieniędzmi
Elon Musk, właściciel platformy X (dawniej Twitter), tłumaczy, iż prędzej czy później wszyscy jej użytkownicy prawdopodobnie będą musieli zapłacić za dostęp. Skąd taka rewolucyjna teza? Ekscentryczny miliarder wyjaśnił to w rozmowie z… premierem Izraela Benjaminem Netanjahu. Uznał, iż będzie to jedyny sposób na walkę z największym zagrożeniem wiarygodności platformy X dla użytkowników i reklamodawców – fałszywymi kontami, które sieją hejt:
„Przechodzimy na niewielką miesięczną opłatę za korzystanie z systemu”.
Jak tłumaczy Musk „opodatkowanie” użytkowników X? O tym w materiale stacji CBS News.
Musk i Netanjahu mieli co prawda rozważać sprawy innowacji technologicznych i ekspansji sztucznej inteligencji, ale – jak to często bywa przy poruszaniu tego typu tematów – wymiana zdań zeszła na sprawy stare jak świat, dużo starsze niż nowe technologie czy sztuczna inteligencja. Te sprawy to wolność słowa.
Dodatkowo premier Izraela pytał o treści antysemickie i zażądał ich usuwania. Wolność słowa wolnością słowa, ale moderacja treści powinna na platformie X być aktywna, żeby nie dopuścić do mowy nienawiści. A Musk usunął z Twittera całą moderację (wraz z zespołem ludzi za to odpowiedzialnych) tego samego dnia, w którym przejął na własność platformę.
Płatne media społecznościowe… – to jednorazowy strzał, czy przemyślany plan?
Czy Musk wypowiedział słowa o płatnościach, bo na gwałtownie szukał argumentu w rozmowie z premierem Izraela i uznał opłaty za jedną skuteczną broń przeciw botom? A może faktycznie ma takie plany i są może choćby prowadzone zaawansowane projekty? Tego nie wiadomo.
Na talerzu jest na razie jedno (z)danie. Zdanie wypowiedziane przez kontrowersyjnego biznesmena, który ostatnio ponownie wspiął się na szczyt piramidy najbogatszych ludzi świata. Ale wiadomo, iż od dawna jednym z największych problemów Twittera, a w tej chwili X, jest zalew botów i fałszywych kont. Jedna z pierwszych decyzji Muska jako właściciela dotyczyła wprowadzenia nowych opłat za weryfikację konta.
Opłaty to jednak wciąż kwestia wyboru a nie konieczności. Np. X Premium kosztuje w tej chwili w USA 8 dolarów miesięcznie. Cena różni się w zależności od kraju, w którym znajduje się abonent. W Polsce miesięczna opłata została ustalona na 36 zl. Jednak ze słów Muska wynika, iż gdyby zostały wprowadzone powszechne opłaty, byłyby one znacznie niższe, wręcz – niewielkie.
Zdaniem Muska, podniesienie kosztu konta do „kilku dolarów czy coś” może zniechęcić operatorów systemu botów. Na razie konfiguracja botów kosztuje ułamek grosza, więc jakakolwiek opłata może być barierą. Dodatkowo, za każdym razem, gdy mechanizm chciałby stworzyć kolejnego bota, może potrzebować „innej nowej metody płatności”.
„To dłuższa dyskusja, ale moim zdaniem jest to adekwatnie jedyna obrona przed ogromnymi armiami botów”.
– powiedział Musk dziennikarzom po spotkaniu z premierem Izraela. Czy jednak choćby niewielkie kwoty nie zniechęcą normalnych „ludzkich” użytkowników, a odpływ użytkowników – nie zniechęci z kolei reklamodawców?
A może nie płatne konta tylko weryfikacja środowiskowa?
Na razie – według samego Elona Muska – X ma oszałamiająca liczbę 550 milionów użytkowników miesięcznie (a ile wśród tych użytkowników jest botów?) i „produkuje” choćby 200 milionów postów dziennie. Można sobie łatwo policzyć, ile przychodów miałaby platforma X, gdyby każdy użytkownik zapłacił choćby jednego dolara miesięcznie.
Nie wiemy jednak, ile jest kont fałszywych, wygenerowanych wręcz przez automaty, a ile osób faktycznie zechciałoby płacić. I to w czasach po wielkiej inflacji, kiedy wszyscy konsumenci szukają oszczędności,
Właściciel platformy X poinformował, iż wycofanie części reklam po zawieszeniu moderowania treści spowodowało spadek przychodów platformy o rekordowe 60%. kilka chyba firm na świecie wytrzymałoby takie trzęsienie ziemi. Musk jednak równolegle dokonał ogromnego cięcia kosztów, redukcji pracowników i wprowadził opłaty za konta Premium.
Straty są jednak na pewno większe, choć X po zejściu z giełdy nie publikuje danych finansowych. Elon Musk gorączkowo poszukuje alternatywnych źródeł finansowania. A te możemy mu dać my, użytkownicy, skoro reklamodawcy uciekli.
Mnie samego nie przekonuje argument miliardera-celebryty o koniecznej walce z botami dzięki globalnej subskrypcji. Proponuje to facet, który deklarował absolutną wolność słowa, choćby kosztem nadużywania tej wolności, i który z dnia na dzień wyrzucił na bruk cały zespól moderatorów, po czym zawiesił w ogóle moderowanie treści.
Dodatkowo na samym początku każdy, choćby oszust, mógł zapłacić za słynny niebieski znaczek weryfikacyjny przy swoim koncie, któremu mógł nadać nazwę konta znanego polityka lub celebryty. OK, człowiek zapłaci za konto, bot nie zapłaci i to może być sygnał dla administratorów. Jednak, przy bardzo niskiej cenie, w dobie rozpowszechnionej sztucznej inteligencji, płacenie przez boty byłoby chyba możliwe.
Gdyby chodziło tylko o boty, to wystarczy przejrzeć konta na platformie X i średnio zorientowany użytkownik zaraz widzi, kiedy konto zostało założone, ilu ma followersów, jaką historię wpisów. gwałtownie można sprawdzić, czy jakieś konto nie jest używane tylko w jednym wątku dyskusji do podkręcania temperatury sporu czy wręcz kłótni.
Nie masz imienia, nazwiska, zdjęcia? Sorry, społeczność tego nie akceptuje
Uważam, iż z defaultu użytkownicy i administratorzy powinni blokować wszystkie konta, których „właścicielami” są osoby nie podające podstawowych danych o sobie – imienia, nazwiska, bazowych informacji o doświadczeniu zawodowym, zdjęcia itp. To są media społecznościowe, więc społeczność powinna wiedzieć, z kim ma do czynienia, kto się wypowiada, tym bardziej, iż niektóre wypowiedzi mają istotny wpływ na emocje użytkowników w ważnych sprawach.
Czy rozmawialibyśmy z kimś, kto zadzwoniłby do nas i chciałby nam coś opowiedzieć anonimowo, bez podania imienia, nazwiska i przedstawienia się? Albo – czy wpuszczamy do domu nieznane nam osoby, o których nic nie wiemy, a które chciałyby wpłynąć na nasze poglądy i zachowania albo namówić nas do jakiegoś działania? Czy w jakiejkolwiek dyskusji prowadzonej w grupie na żywo, w realu, słuchalibyśmy osób, o których nic byśmy nie wiedzieli, a choćby byłby to jakiś głos nagrany i odtworzony elektronicznie?
Uczestnicy dyskusji często potrafią zdemaskować boty na platformie X i na innych mediach społecznościowych w toku wymiany zdań. Przy odrobinie wysiłku i uwagi – zarówno użytkowników jak i administratorów – łatwo można też zidentyfikować ludzi z farm trolli, których zadaniem jest jątrzyć. Również ludzi ukrywających się pod symbolami, dziwnymi oznaczeniami, nazwami, grafikami.
Weryfikacja środowiskowa mogłaby bardzo pomóc. Ostatecznie to „media społecznościowe”, więc – w pewnym sensie – należą do społeczności użytkowników. Weryfikacja środowiskowa w ramach grup dyskusyjnych i własnych kont prawdziwych użytkowników gwałtownie zdjęłaby z platformy nawis większości botów i fałszywych kont. Tylko… wtedy nie byłoby 550 milionów użytkowników miesięcznie i 200 milionów wpisów dziennie.
Czy warto przywrócić moderowanie treści? To skomplikowane, bo w grze jest wolność słowa. A kwalifikacja postu jako mowy nienawiści w większości przypadków będzie bardzo subiektywna.
O co więc chodzi? Naprawdę o boty i hejt czy jednak po prostu o dodatkowe pieniądze, żeby zasypać dziury w finansach firmy kupionej za 44 miliardów dolarów?
Czytaj też: Ile jesteś w stanie zapłacić za kontakt z drugim człowiekiem? Co płatny Twitter mówi o nas?
Źródło zdjęcia: Julian Christ/Unsplash