Recenzja Nanoleaf Shapes. Modułowe oświetlenie, które robi wrażenie

instalki.pl 1 rok temu

Na rynku dostępnych jest coraz więcej rozwiązań, które pozwalają w kreatywny sposób rozświetlić swoje otoczenie, czy to stanowisko gamingowe, czy to sypialnia, czy to inny zakątek mieszkania (lub biura). Jednym z nich są panele świetlne Nanoleaf Shapes. Sprawdziłam, jak te panele sprawdzają się w praktyce.

Nanoleaf Shapes – co to takiego?

Nanoleaf Shapes to modułowe oświetlenie, które pozwala łączyć panele o różnych kształtach w interesujące wzory i montować je na ścianie, by ciekawie oświetlić otoczenie. Panele te mogą świecić w 16 milionach kolorów i co najważniejsze, obsługują szereg inteligentnych funkcji i współpracują z takimi systemami smart home jak Apple Home, Amazon Alexa, Google Home, Razer Synapse, SmartThings i nie tylko.

Panele Nanoleaf Shapes mogą choćby zmieniać barwy w rytmie muzyki czy dostosowywać się do wyglądu obrazów wyświetlanych na ekranie komputera. Można je ponadto obsługiwać dotykowo.

W tej chwili Nanoleaf oferuje swoje panele w kształtach heksagonów, małych trójkątów i dużych trójkątów. Na linii Shapes wachlarz produktów Nanoleaf się jednak nie kończy, gdyż ten obejmuje również Nanoleaf Lines, czyli zestawy modularnego oświetlenia w postaci Linii, Nanoleaf Elements, czyli panele heksagonów z drewnopodobną okleiną, Nanoleaf Canvas, czyli panele w kształcie kwadratów i nie tylko.

A ile trzeba zapłacić za panele Nanoleaf Shapes? Do mnie trafił zestaw startowy składający się z 15 dużych trójkątów, wyceniony na około tysiąc złotych, a także zestaw 10 małych trójkątów, wyceniony na około 360 złotych. Jak zatem widać, oświetlenie Nanoleaf Shapes kosztuje niemało.

Zawartość zestawu

Zestawy paneli Nanoleaf Shapes trafiły do mnie w dwóch niewielkich, kolorowych pudełkach. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, iż zawierały one zabawki dla dzieci, ale nic bardziej mylnego. W środku znalazłam bowiem panele świetlne Nanoleaf, a także wszelkie akcesoria niezbędne do ich montażu na ścianie, na czele z łącznikami i taśmą dwustronną. Częścią zestawu startowego z dużymi trójkątami był też zasilacz sieciowy o mocy 42 W, a także kontroler, którego należy przymocować do jednego z paneli.

Oczywiście zanim przymierzyłam się do montażu tych paneli na ścianie, musiałam zdecydować, jaki chcę ułożyć z ich pomocą wzór. Tu z pomocą przyszła aplikacja Nanoleaf, z którą panele współpracują. Zawiera ona bowiem zakładkę Layout assistant, która pozwala w łatwy sposób zaprojektować własny układ paneli. jeżeli w tej kwestii brakowałoby Ci pomysłów, to aplikacja może wygenerować dla Ciebie losowy układ, który możesz choćby zmodyfikować. Można w niej też wyświetlić kilka inspiracji, czyli zdjęć gotowych, podświetlonych układów.

Montaż na ścianie

Zanim przystąpiłam do montażu paneli, ułożyłam zaplanowany przez siebie układ na podłodze po czym go zmierzyłam, tak aby jak najlepiej rozmieścić go na ścianie. Sam montaż był bardzo prosty, a instrukcja przeprowadzenia go zrozumiała. Do każdego z paneli wystarczyło przyczepić taśmę dwustronną z zestawu, a następnie zacząć przyklejać je po kolei do ściany, wraz z łącznikami przekazującymi zasilanie od panelu do panelu. Oczywiście przy montażu musiałam wziąć pod uwagę długość przewodu zasilającego, który musiałam podłączyć do jednego z paneli. Ta nie była przesadnie duża, ale na szczęście w moim przypadku wystarczająca. Gdybym chciała umieścić panele na ścianie już metr dalej, musiałabym sięgnąć po przedłużacz.

Podczas montażu w zasadzie nie sposób zepsuć żadnego elementu. Łączniki są solidne, tak jak same panele i ich części. Największy problem, jaki może nam się przydarzyć, to pomyłka w odtwarzaniu już na ścianie zaplanowanego wzoru. Raz przyklejonego panelu łatwo nie odkleimy, a jak już go odkleimy, to prawdopodobnie wraz z farbą ze ściany. Dobra wiadomość jest jednak taka, iż element, do którego przyklejamy taśmę dwustronną, jest obrotowy i go można odłączyć od pozostałej części panelu. Zatem po przyklejeniu panelu do ściany można go wyjąć z przyklejonego elementu, by zmienić jego orientację czy dołączyć do niego łącznik, o którym wcześniej zapomnieliśmy, lub kontroler. Poza tym po popełnieniu pomyłki można nieco zmienić swój projekt, tak jak zrobiłam ja. Efekt końcowy i tak był zadowalający. Montaż wszystkich 25 paneli na ścianie zajął mi około 1,5 godziny, głównie dlatego, iż starałam się przeprowadzić go powoli i starannie.

Konfiguracja w aplikacji Nanoleaf

Gdy już zamontowałam wszystkie panele na ścianie, przyszedł czas na podłączenie ich do zasilania i uruchomienie. Wówczas te rozświetliły się na biało, po czym zaczęły zmieniać kolory. Od razu przystąpiłam więc do procesu sparowania ich z aplikacją Nanoleaf na telefonie. Co jednak ważne, oświetleniem paneli można sterować choćby bez sparowania, chociażby z pomocą kontrolera. Ten pozwala włączać i wyłączać panele, zmieniać ich jasność, a także przełączać się między ich efektami świetlnymi.

Aplikacja Nanoleaf niestety nie jest dostępna w języku polskim, ale jej interfejs jest czytelny. Aplikacja jest też prosta w obsłudze. Niemniej, zawiera bardzo dużo opcji. Za jej pośrednictwem możemy sparować telefon z panelami świetlnymi na jeden z dwóch sposobów, skanując kod QR, lub wpisując specjalny, 8-cyfrowy kod z opakowania. Podczas parowania musimy połączyć telefon i panele z tą samą siecią Wi-Fi. Niestety może być to tylko sieć 2,4 GHz. Proces parowania nie przebiega przesadnie długo, ale w moim przypadku podczas pierwszej próby parowania wyskoczył jakiś błąd. Parowanie przebiegło pomyślnie dopiero za drugim razem.

Po sparowaniu urządzeń aplikacja Nanoleaf pozwala zaktualizować oprogramowanie układowe paneli Nanoleaf Shapes. Możemy też w niej wybrać, jaki efekt świetlny panele mają przedstawiać i jaka ma być ich jasność (do wyboru jest też konfigurowalna opcja jasności automatycznej). Ba, aplikacja pozwala stworzyć własny efekt świetlny bądź pobrać z katalogu kilka dodatkowych. Możemy też korzystać z playlist efektów.

W aplikacji Nanoleaf mamy również opcję skonfigurowania gestów dotykowych. Dzięki nim wystarczy chociażby, iż przesuniemy ręką po panelach w górę, by zwiększyć ich jasność. Można też sprawić, iż przesuwając ręką w prawo włączymy następny efekt świetlny. Do wyboru są 4 gesty, do których możemy przypisać po jednej z 9 akcji.

Mobilna aplikacja Nanoleaf dostępna jest zarówno na urządzeniach z Androidem, jak i iOS. Producent oferuje też jednak aplikację desktopową, dla komputerów Windows lub Mac. Aby zobaczyć w niej panele, które wcześniej sparowaliśmy ze telefonem, trzeba tylko zalogować się w niej na to samo konto, co w aplikacji mobilnej. Aplikacja desktopowa oferuje dodatkowo opcję naśladowania przez panele tego, co wyświetlane jest na monitorze komputera – w jednym z czterech dostępnych trybów. Możemy też w niej zsynchronizować panele z efektami Razer Chroma oraz z wydarzeniami dziejącymi się w grach wraz z aplikacją Overwolf.

Nanoleaf Shapes – efekt końcowy

O ile nieświecące panele nie prezentują się powalająco, tak po uruchomieniu wypadają świetnie. Nadają pomieszczeniu, w którym się znajdują, interesującego klimatu. To także świetny dodatek do imprez. Dzięki wbudowanemu mikrofonowi mogą bowiem wykrywać odtwarzaną w otoczeniu muzykę i zmieniać oświetlenie do bitu. Wystarczy włączyć w aplikacji Nanoleaf jeden z efektów rytmicznych, czyli oznaczonych ikoną nuty.

Innymi słowy, panele Nanoleaf Shapes to rozwiązanie godne polecenia, zwłaszcza iż możliwości ich personalizacji i konfiguracji są ogromne. Niemniej, koszty ich zakupu są nieco zbyt wysokie w stosunku do tego, co oferują.

Mocne strony:

  • Łatwy montaż, wystarczy taśma samoprzylepna
  • Równomierne podświetlenie
  • 16 milionów kolorów podświetlenia do wyboru
  • Mnóstwo efektów świetlnych
  • Funkcja wykrywania rytmu muzyki i świecenia do rytmu
  • Rozwiązanie, które można kreatywnie wykorzystać
  • Kompatybilność z wieloma systemami smart home
  • Bogata w opcje i prosta w obsłudze aplikacja Nanoleaf – desktopowa i mobilna

Słabe strony:

  • Wysoka cena
  • Brak obsługi sieci 5 GHz
Nanoleafoświetlenie
Idź do oryginalnego materiału