Skarbonka Tomka: Akcje

blog.tomaszdunia.pl 8 miesięcy temu

W poprzednim wpisie z serii Skarbonka Tomka pisałem o obligacjach, w szczególności tych skarbowych, które są filarem mojego inwestowania. W ramach tego wpisu skupię się na akcjach, które również goszczą w moich portfelach i stanowią tą mniej stabilną, ale potencjalnie bardziej dochodową część. Od razu na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż nie będę niżej pisał o takim hardcore’owym inwestowaniu w akcje, które zakłada siedzenie w każdej wolnej chwili na stronach z wykresami, analizowanie zachowań rynku, kondycji spółek i ciągłe zlecanie dyspozycji zakupu i sprzedaży. Omówię tutaj moją strategię, która jest bardzo pasywna.

Nota prawna

Koniecznie się zapoznaj! – rozwiń aby zobaczyć zawartość

Opinie i informacje zawarte na tym blogu nie stanowią porady inwestycyjnej, a w szczególności „rekomendacji” w rozumieniu przepisów Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 r. w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, lub ich emitentów (Dz. U. z 2005 r. Nr 206, poz. 1715).

Celem tego typu wpisów jest opisanie moich przemyślenia na temat inwestowania i dzielenie się tym jak ja to robię i jaka jest moja strategia. Każdy ma inną sytuację finansową i inne skłonności do podejmowania ryzyka, a co za tym idzie inaczej zniesie poniesione straty, ale także uzyskane zyski. Dla niektórych często to drugie jest gorsze, bo jednorazowy złoty strzał (przypadek) może skłonić do zainwestowania jeszcze większej sumy pieniędzy, a choćby zadłużenia się w celu zwiększenia skali inwestycji, co przy mniejszym szczęściu niż za pierwszym razem może doprowadzić do bankructwa i popadnięcia w poważne kłopoty. Dlatego należy inwestować tylko posiadając odpowiednią do tego wiedzę i zrozumienie zagadnienia. o ile nie rozumiesz tematu w pełni to nie inwestuj w dane aktywa do momentu zrozumienia zasady ich działania lub w ogóle przerzuć się na bardziej bezpieczne formy pomnażania swoich zaoszczędzonych pieniędzy.

Moja strategia dotycząca akcji

Jakbym miał w trzech słowach scharakteryzować mój plan na inwestowanie w akcje to użyłbym – dywersyfikacja, pasywność i dyscyplina. Poprzez dywersyfikację rozumiem rozproszenie kapitału, które ma zmniejszyć ryzyko i tym samym zoptymalizować zyski. Realizuję to poprzez inwestowanie w wiele spółek z całego świata, a konkretnie w aktywa takie jak ETF’y (spokojnie w dalszej części wpisu będę próbował wyjaśnić co to jest) i fundusze indeksowe, która podążają za globalnymi indeksami giełdowymi. Z pasywnością chodzi o to, iż na inwestowanie zamierzam poświęcać możliwie jak najmniej czasu, tj. nie analizować, spekulować czy kombinować co i czy uda mi się kupić w dołku a sprzedać na górce, bo takim ludziom jak ja, z podstawową wiedzą i niewielkim doświadczeniem w zakresie finansów, nigdy nie wychodzi to na dobre. Na koniec dyscyplina, czyli określenie sobie konkretnych zasad i trzymanie się ich bez względu na to co dzieje się na rynku i jak reaguje na to moja psychika. Najlepszym remedium na panikę jest posiadanie jasnego i sensownego planu, którego trzeba się trzymać bez względu na wszystko. Najwygodniej będzie mi to przedstawić na przykładzie.

Zakładam, iż 25% mojego portfela będę trzymał w akcjach rynków rozwiniętych i 25% w akcjach rynków wschodzących. Do tego każdego 20. dnia miesiąca będę wpłacał do portfela 1 000 zł, które będę dystrybuował tak, aby po zakupie nowych aktywów być jak najbliżej założonych modelowo proporcji portfela. Chodzi w tym o to, iż o ile w ostatnim miesiącu, któreś aktywo poszło w górę i stanowi teraz 30% całkowitej wartości portfela zamiast modelowego 25%, a drugie spadło i stanowi 20% zamiast 25%, to powinienem dokupić odpowiednio więcej tego, którego wartość spadła i w miarę możliwości, tj. o ile wystarczy mi na to wpłacone w danym miesiącu 1 000 zł, przywrócić modelową równowagę części portfela. Nazywa się to rebalancing’iem. Przyjmuję taką zasadę, iż staram się robić dwa rodzaje rebalancing’u. Pierwszy to comiesięczny, który opisałem wyżej, a drugi to kwartalny, który jest potrzebny tylko o ile proporcje pomiędzy częściami mojego portfela rozjechały się na tyle, iż nie jestem w stanie ich wyrównoważyć przy użyciu miesięcznych wpłat i dokupowania aktywów, których mam za mało. Po prostu raz na 3 miesiące siadam do arkusza kalkulacyjnego, podliczam wartości wszystkich aktywów i obliczam jaką część sumy zainwestowanego kapitału stanowią. o ile ich waga nie mieści się w zakresie +/- 3% założonej wartości modelowej to dokonuję rebalancing’u sprzedając aktywa, których mam za dużo i za uzyskaną w ten sposób sumę dokupuję brakujących. Jaki to w ogóle ma sens? Na pierwszy rzut oka wygląda to tak jakbym wyprzedawał aktywa, które znoszą mi złote jaja, a w ich miejsce kupował te znoszące cuchnące zbuki. Myślę, iż nie jedna osoba dokładnie tak to postrzega. Ja jednak patrzę na to w inny sposób. Rynki są cykliczne i wszystkie aktywa wpadają w dołki tylko po to, żeby za chwilę odbić. Próbowanie przewidzenia kiedy jest dołek (dolina bessy), a kiedy górka (szczyt hossy) to nic innego jak spekulacja, którą można porównać choćby do hazardu. Rebalancing jest swego rodzaju systemem, który sprawia, iż sprzedaję drogie aktywa, a kupuję tanie, a gdy przejdziemy przez cały cykl okaże się, iż za jakiś czas to co dopiero kupowałem, bo taniało, trzeba będzie sprzedawać, bo rośnie nieproporcjonalnie do pozostałych aktywów w moim portfelu, które powinienem dokupić. Ekstra dodatkiem do tego wszystkiego jest to, iż przez przywracanie odpowiednich proporcji w portfelu przywracam też poziom ryzyka do założonego poziomu. Załóżmy, iż mój portfel to w 50% bezpieczne obligacje i w 50% akcje, który stanowią ten bardziej ryzykowny człon. Gdy obligacje powoli rosną, a akcje wystrzelą może się zdarzyć sytuacja, w której będę miał 40% obligacji i 60% akcji, co ewidentnie przekłada się na to, iż portfel jest bardziej ryzykowny, bo większy kapitał spoczywa w bardziej ryzykownych aktywach.

Reasumując:

  • dywersyfikacja – wolę postawić na wiele aktywów na różnych rynkach i wyliczać z nich średnią niż postawić wszystko na jedną kartę i liczyć, iż nie stracę całego kapitału w jednym momencie,
  • pasywność – dobrze zainwestowane pieniądze to takie, które pracują same na siebie i nie trzeba ich co chwilę doglądać,
  • dyscyplina – ustalenie prostych zasad i przestrzeganie ich.

Powyższa strategia wynika w głównej mierze z przesłania płynącego z książki Finansowa Forteca Marcina Iwucia. Reklamowałem ją już tutaj kilka razy i możecie pomyśleć, iż mam coś z tego za kulisami, jednak prawda jest taka, iż tak nie jest. Po prostu uważam, iż warto polecać twórczość, która wniosła coś przydatnego do mojego życia.

Indeksy giełdowe

Nie jestem ekspertem w dziedzinie finansów i nie zamierzam takiego udawać, dlatego nie będę chował się za zasłoną trudnych definicji, pojęć i skrótów, które oczywiście brzmią turbo profesjonalnie, ale w praktyce tylko utrudniają. Zawsze podobała mi się maksyma – prawdziwą sztuką jest mówić łatwo o trudnych rzeczach. No to zobaczymy jaki ze mnie sztukmistrz…

Jeżeli miałbym posilić się na zdefiniowanie czym są indeksy giełdowe to powiedziałbym, iż są to twory, których zadaniem jest wyliczenie zbiorczej wartości dla pewnego zbioru spółek giełdowych, czego efektem ma być określenie stanu danego rynku lub segmentu, który mają odzwierciedlać. Rynki odpowiadają podziałowi geopolitycznemu, a segmenty odnoszą się do podziału według branży czy też gałęzi przemysłu lub usług. Chodzi bardziej o to, iż w skład pojedynczego indeksu wchodzą spółki, które mają ze sobą coś wspólnego. Może to być 500 najwyżej kapitalizowanych spółek amerykańskich tak samo jak i zbiór największych spółek z sektora informatycznego (zajmujących się przede wszystkim sprzętem komputerowym, oprogramowaniem i usługami IT, a także półprzewodnikami) z 20 państw uznawanych za rynki rozwinięte. Jak można sobie wyobrazić takich indeksów może być cała masa i mogą one odzwierciedlać bardzo różne rynki i segmenty.

Co jest tak naprawdę prawdziwym celem istnienia indeksów giełdowych? Na giełdach światowych notowanych jest naprawdę bardzo dużo akcji różnych spółek. Niewykonalne jest efektywne śledzenie notowań każdej z nich i bycie na bieżącą z ich aktualną wyceną, a o analizie tej wyceny już nie wspominając. I tutaj całe na biało wchodzą indeksy giełdowe, które nie są instrumentami finansowymi możliwymi do kupienia, a jedynie wskaźnikami, które obrazują dane rynki lub segmenty, pokazując ich ogólną wartość bez wchodzenia w poszczególne spółki zawierające się w ich obszarze.

Z kronikarskiego obowiązku wymieńmy sobie kilka najbardziej rozpoznawalnych i liczących się indeksów giełdowych:

  • DJIA (Dow Jones Industrial Average, tłum. Średnia Przemysłowa Dow’a-Jones’a) – średnia arytmetyczna liczona na podstawie cen 30 najważniejszych spółek, notowanych na NYSE (New York Stock Exchange), czyli amerykańskiej giełdzie,
  • S&P500 (Standard and Poors, nazwa własna agencji ratingowej) – 500 największych spółek w Stanach Zjednoczonych,
  • NASDAQ-100 (National Association of Securities Dealers Automated Quotations, tłum. Zautomatyzowane notowania Krajowego Stowarzyszenia Dealerów Papierów Wartościowych) – 102 spośród największych spółek notowanych na amerykańskiej giełdzie NASDAQ,
  • DAX (Deutscher Aktienindex, tłum. Niemiecki Indeks Akcji) – 30 największych spółek notowanych na giełdzie we Frankfurcie (niemiecka),
  • Euro Stoxx 50 – 50 największych firm z Europy spośród państw strefy euro,
  • CAC40 (Cotation Assistée en Continu, tłum. Notowanie Ciągłe) – 40 spółek z paryskiej giełdy (francuska),
  • MSCI World (Morgan Stanley Capital International, nazwa własna firmy finansowej) – indeks globalny, 1500 spółek z 23 rynków rozwiniętych,
  • FTSE 100 (Financial Times Stock Exchange) – 100 spółek z LSE (London Stock Exchange, tłum. Londyńskiej Giełdy Papierów Wartościowych).

A teraz coś z lokalnego podwórka, czyli kilka rozpoznawalnych polskich indeksów giełdowych:

  • WIG20 (Warszawski Indeks Giełdowy) – 20 największych spółek akcyjnych notowanych na warszawskiej GPW (Giełda Papierów Wartościowych),
  • mWIG40 – 40 średnich (tych, które nie weszły do WIG20) spółek notowanych na GPW,
  • sWIG80 – 80 małych (tych, które nie weszły do WIG20 i mWIG40) spółek notowanych na GPW.

No dobrze, ale skoro indeksy giełdowe nie są instrumentami finansowymi, w które można inwestować to po co w takim razie w ogóle wspominam o nich we wpisie o inwestowaniu w akcje? Otóż wszystko rozchodzi się o to, iż są one podstawą w inwestowaniu pasywnym.

Fundusze inwestycyjne

Zanim przejdziemy do opisania istoty pasywnego inwestowania w akcje musimy najpierw zrozumieć czym są fundusze inwestycyjne. W telegraficznym skrócie, fundusz to instytucja finansowa, która zbiera pieniądze od określonej grupy ludzi (członków) i w ich imieniu zarządza nimi, tj. inwestuje je. Fundusze są rozwiązaniem idealnym dla osób, które nie mają wielkiego kapitału do rozdysponowania, bo jest swego rodzaju zrzutką wielu mniejszych inwestorów, której celem jest stworzenie jednego większego portfela, który będzie mógł sobie pozwolić na nieco więcej niż taki pojedynczy inwestor.

Można znaleźć fundusze, które inwestują w dosłownie wszystko (nie tylko akcje), ba!, są choćby takie, które inwestują jednocześnie w więcej niż jeden instrument finansowy. o ile chodzi o decyzyjność to po poza wyborem funduszu nie ma się praktycznie żadnej kontroli. To tak jakby zdecydować się na stworzenie dla siebie portfela inwestycyjnego, wpłacić do niego pieniądze i oddać władzę nad nim osobie trzeciej. O tym w jaki sposób dany fundusz inwestuje można się dowiedzieć z tego Polityki inwestycyjnej, ale przeważnie są to jedynie bardzo ogólne informacje, a o bardziej szczegółowych ruchach członek nie jest informowany na bieżąco.

Dla leniwych plusem funduszy jest to, iż poza zakupem udziałów nie trzeba robić nic więcej, cała reszta pracy jest wykonywana przez zarządzających. Skoro już mowa o zarządzaniu to jest to jednocześnie plus i minus. Plusem jest to, iż fundusz zarządzany jest przeważnie przez zespół ekspertów, którzy mają większą wiedzę niż przeciętny inwestor indywidualny, a więc w teorii można założyć, iż będą oni inwestować lepiej. Natomiast minusem jest to, iż za to zarządzanie oczywiście trzeba płacić prowizję i to bez względu na to czy fundusz przynosi zyski czy straty. To największy minus wszystkich funduszy, bo choćby przy rosnącej wartości prowizja zjada część zysków, a gdy wartość funduszu spada to członek traci na tym podwójnie.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze czynnik ludzki, tj. zarządzający to też ludzie i mogą popełniać błędy, oraz to, iż niekiedy cele funduszu i członków nie są zbieżne. Należy pamiętać o tym, iż fundusz ma przyciągać możliwie największą liczbę ludzi, którzy w niego zainwestują i będą płacić prowizję. Jak jest to realizowane? Ano poprzez śrubowanie wyników najbardziej jak się da, co nie zawsze idzie w parze z optymalizacją ryzyka i dbaniem o wynik w perspektywie długoterminowej. Nie jestem pewien czy dobrze się wyraziłem. o ile fundusz inwestuje dobrze i przynosi zyski to jest to korzyść obopólna, tj. jego wyniki są obiecujące, więc przyciąga nowych inwestorów, a obecni członkowie bogacą się na tym, iż jego wartość rośnie. Natomiast chęć kręcenia coraz lepszych wyników, żeby wypaść dobrze w porównaniu do innych funduszy i przekonywać ludzi wyższymi zyskami często kończy się tym, iż zarządzający po prostu w pewnym momencie przeholują i stracą na tym wszyscy, a w szczególności członkowie, bo tak na dobrą sprawę realne ryzyko zarządzających w porównaniu do inwestorów jest znikome. W najgorszym dla nich wypadku fundusz po prostu zbankrutuje, a zarządzający przestaną dostawać prowizję i zostaną zwolnieni z TFI (Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych), natomiast to członkowie są tymi, którzy tracą kapitał.

Pasywne inwestowanie w akcje

Ideą pasywnego inwestowanie w akcje jest zakup instrumentów finansowych, które swoim składem starają się jak najwierniej odzwierciedlać benchmark’i (co można przetłumaczyć jako punkt odniesienia lub wzorzec), czyli indeksy giełdowe. Takie instrumenty nazywają się fundusze pasywne. Jest to inne podejście do inwestowania niż to reprezentowane przez fundusze aktywne, które dążą do pobicia wyniku danego benchmark’u.

Wymienię teraz kilka argumentów, które przekonały mnie do tego, iż fundusze pasywne są dla mnie lepszym od aktywnych rozwiązaniem:

  • przez to, iż ślepo podążają za bechmark’iem zarządzanie nimi zostało ograniczone do minimum a wraz z nim wysokość opłat za tego typu usługę,
  • nie próbują na siłę prześcignąć benchmark’u, co przeważnie przynosi odwrotny skutek,
  • inwestując w fundusze pasywne doskonale wiemy w co inwestujemy, w przeciwieństwie do aktywnych, których skład może zmieniać się bardzo dynamicznie i bez informowania o tym na bieżąco,
  • dzięki temu, iż dokładnie wiemy w co inwestujemy to możemy pod siebie dobrać poziom ryzyka i dywersyfikacji.

Jakbym miał wybrać z powyższej listy najistotniejszy argument przemawiający za funduszami pasywnymi to postawiłbym na niskie opłaty za zarządzanie takim instrumentem. W środowisku finansistów istnieje powiedzenie, iż dobry instrument finansowy to tani instrument finansowy i w zupełności się z nim zgadzam.

Oczywiście wszystko ma zarówno zalety jak i wady, a fundusze pasywne nie są od tego wyjątkiem. Minusy jakie przychodzą mi do głowy to fakt, iż ich ślepe podążanie za indeksami giełdowymi nie jest w żaden sposób kontrolowane, więc jeżeli benchmark ma tendencje spadkowe to nikt z tym nic nie robi i fundusz też zachowuje się tak samo. Do tego próbują one jak najwierniej odwzorowywać indeksy giełdowe, ale z wielu przyczyn idealne odwzorowanie nie jest możliwe, co potencjalnie przełoży się na choćby spory rozjazd wyników funduszu i benchmark’u.

Przykładami pasywnych instrumentów finansowych są:

  1. fundusze indeksowe,
  2. ETF (Exchange-Traded Fund, tłum. fundusz notowany na giełdzie).

Różnice pomiędzy tymi dwoma instrumentami postanowiłem przedstawić w postaci prostej tabeli:

fundusze indeksoweETF
notowane na giełdzienietak
sposób zakupupoprzez TFI lub dystrybutorapoprzez rachunek maklerski
częstotliwość wycenianiaraz dzienniew czasie rzeczywistym jak akcje
prowizje i opłatyroczna za zarządzanieprzy każdej transakcji dowolnego typu (kupno i sprzedaż) do tego przewalutowanie i spread (różnica pomiędzy ceną kupna i sprzedaży)

Z perspektywy mojej strategii istotną różnicę pomiędzy funduszami indeksowymi a ETF’ami stanowią w zasadzie tylko rodzaje prowizji/opłat i muszę przyznać, iż jest to na tyle istotne, iż przynajmniej w początkowej fazie mojego inwestowania musiałem całkowicie zrezygnować z ETF’ów. Wszystko rozchodzi się o to, iż na początku nie inwestuje się dużych kwot, a w przypadku ETF’ów jest to po prostu nieopłacalne, bo o ile prowizja bazowa (procent od kwoty transakcji w wysokości np. 0.29%) może być akceptowalna, tak minimalna kwota prowizji (np. 14 zł) jest zabójcza przy małych kwotach, bo po prostu stanowi jej dużą część.

Spróbuję zobrazować to w tabeli, dla następujących założeń (wartości odpowiadają opłatom obowiązującym aktualnie w domu maklerskim Bossa):

  • prowizja bazowa od zlecenia – 0.29% kwoty na jaką zlecenie zostało złożone
  • prowizja minimalna od zlecenia – 14 zł, obowiązuje gdy 0.29% z kwoty zlecenia jest mniejsze
Kwota transakcjiProwizjaProcent *
100 zł14 zł14%
500 zł14 zł2.8%
1 000 zł14 zł1.4%
2 000 zł14 zł0.7%
4 000 zł14 zł0.35%
4 827.59 zł **14 zł0.29%
5 000 zł14.5 zł0.29%
10 000 zł29 zł0.29%
* wyliczone z wzoru: prowizja / kwota transakcji
** wyliczone z wzoru: X * 0.29% = 14 zł >>> X = 14 / 0.29%

Jak widać dopiero przy zakupie za 4 827.59 zł dochodzimy do momentu, w którym do obliczeń brana jest prowizja bazowa (0.29%), a nie minimalna prowizja (14 zł). W teorii, żeby zoptymalizować koszty powinniśmy dążyć do tego, żeby każde nasze zlecenie było większe od tej wyliczonej kwoty. Jednakże tak jak napisałem już wcześniej, na początku inwestowania taka kwota może stanowić sporą część portfela lub choćby być większa od całej jego wartości, a w założeniach mojego Portfela 10-letniego część akcyjna ma nie być większa niż jedynie 30% i do tego jest modelowo podzielona pomiędzy dwa oddzielne ETF’y (rynki rozwinięte i wschodzące). Ponadto założeniem tego portfela jest to, iż będę miesięcznie wpłacał jedynie 1 000 zł, z czego modelowo 70% powinno iść w obligacje, zatem tylko 300 zł miesięcznie mogłoby iść w akcje. Przy takich założeniach i przyjmując, iż zdecydowałbym się tylko na jeden ETF (zamiast dwóch) powinienem zlecać zakup dopiero po uzbieraniu kwoty ok. 4 800 zł, czyli co 16 miesięcy!

Tylko co z tymi pieniędzmi robić przez ten czas? Inwestować w fundusze indeksowe! Po rozdziale o funduszach inwestycyjnych pewnie można zauważyć, iż nie jestem ich fanem, jednakże ten konkretny typ jakim są fundusze indeksowe jest w mojej ocenie naprawdę OK. Jest to akceptowalna forma pasywnego inwestowania w akcje. Podstawowe jej zalety to stała prowizja od inwestowanego kapitału, która sprawia, iż nie ma znaczenia czy inwestuje się duże czy małe kwoty, bo jest ona proporcjonalna względem wielkości portfela. Tutaj istotne jest, żeby znaleźć fundusz z możliwie jak najniższą prowizją. Inwestowanie w fundusze indeksowe można zacząć już od 100 zł. To wszystko sprawia, iż ta forma inwestowania w akcje wydaje się idealnym przystankiem, który pozwoli na spokojnie kumulować kapitał w akcjach, dać mu pracować, po czym po osiągnięciu odpowiedniej kwoty wycofać go i przerzucić na ETF’y. Taki właśnie jest mój plan.

Fundusze indeksowe

Zobaczmy teraz co interesującego mamy dostępne do zakupu na polskim rynku, tj. w jakie fundusze indeksowe możemy zainwestować. Tak jak wcześniej pisałem, do zakupu tego typu instrumentu finansowego nie potrzebujemy rachunku maklerskiego, a jedynie konta w jakimś TFI. Tylko jak znaleźć najbardziej opłacalną ofertę? Polecę w tym miejscu świetną platformę KupFundusz.pl powiązaną z portalem Analizy Online, który jest bardzo przydatnym źródłem wiedzy o inwestowaniu, nakierowanym głównie na fundusze.

Przejdźmy od razu do działania, czyli poszukajmy interesującego funduszu indeksowego. Wchodzimy na KupFundusz.pl, naciskamy na górze na zakładkę FUNDUSZE i naszym oczom pojawia się zestawienie 467 (aktualna liczba na moment pisania tego wpisu) funduszy znajdujących się w bazie. Zacznijmy od wybrania odpowiednich filtrów, które ograniczą nam liczbę wyników do tych, które powinny nas najbardziej interesować. Ogromnym plusem tej porównywarki jest to, iż jednym z kryteriów wyszukiwania jest Rzeczywista opłata stała za zarządzanie (%). Ja przyjąłem następujące ustawienia filtrów:

  • KategoriaAkcyjne,
  • Indeksowe – zaznaczone,
  • Obszar geograficznyŚwiat,
  • Poziom ryzyka – pozostawiam domyślnie (od 1 do 7), odfiltruję to na późniejszym etapie,
  • Towarzystwowszystkie,
  • Minimalna pierwsza wpłata (PLN)do 100, bo szukamy funduszu, w który przynajmniej na początku będziemy wrzucać raczej małe kwoty,
  • Rzeczywista opłata stała za zarządzanie (%)od 0.00 do 0.50, stwierdziłem, iż zacznę od tych, które mają najniższe prowizje za zarządzanie i o ile nie będzie żadnych wyników, lub nie będą mi one pasowały, to będę zwiększał do 1.00, potem 1.50 i tak dalej.

Przy takich ustawieniach odfiltrowanych zostało tyle pozycji, iż zostało jedynie 12 z 467 i tak się składa, iż wszystkie są funduszami z oferty inPZU (TFI PZU S.A.), które jako jedyne posiada opłaty za zarządzanie na poziomie 0.50%, co jest szalenie atrakcyjną ofertą, którą zawojowali rynek patrząc po wszystkich aktualnych zestawieniach najlepszych TFI.

Jak widać nie dość, iż inPZU oferuje najniższe koszty za zarządzanie to jeszcze ma wszystkie fundusze indeksowe, które mnie interesują:

Do rozpoczęcia inwestowania w te fundusze potrzebne jest założenie konta w portalu transakcyjnym inPZU, później już tylko wystarczy zasilenie portfela wpłatą na podany numer konta, wybranie funduszy, w które chcemy zainwestować, potwierdzenie zlecenia i oczekiwanie na jego realizację. Niestety jest to machina o dość dużej bezwładności, bo cały proces od wpłaty środków do potwierdzenia zakupu jednostek funduszu trwa średnio 3 dni robocze. Przez to, iż trwa to tak długo podczas zlecania zakupu jednostek niestety nie wiemy w jakiej tak naprawdę cenie je finalnie kupimy.

ETF

Jakbym miał wskazać najlepsze źródło wszelkich informacji na temat ETF to byłby to portal justETF.com. Rynek ETF jest ogromny i używanie takiego narzędzia jest konieczne, żeby choć trochę orientować się co się w nim dzieje. justETF to naprawdę świetna baza dlatego w dalszej części wpisu będę linkował właśnie do niej.

Tak samo jak wiele jest różnych ETF’ów tak wielu jest też ich dostawców. Ja dla uproszenia postanowiłem wspomnieć tylko o trzech największych:

  • BlackRock (iShares ETF),
  • Vanguard,
  • State Street Corp. (SPRD ETF).

Natomiast o ile miałbym wskazać kilka ETF’ów, które według mnie są warte uwagi to wybrałbym:

Sprytne oko zauważy, iż wszystkie podane przeze mnie ETF’y są typu accumulating (tłum. akumulacyjne), a nie distrubuting (tłum. dystrybucyjne). Chodzi o to w jaki sposób wypłacanie są wszystkie uzyskane dywidendy lub odsetki. Dla ETF’ów typu dystrybucyjnego inwestorzy otrzymują normalne wypłaty w cyklu rocznym, natomiast dla typu akumulacyjnego wszystkie te środki zamiast być wypłacane są reinwestowane, dzięki czemu inwestor zyskuje na zasadzie procentu składanego. Ja preferuję właśnie taką strategię, więc wszystkie wybrane przeze mnie ETF’y są typu Acc.

Oczywiście to tylko moje propozycje, a kto i w co będzie inwestował to już nie moja sprawa. Ja w swoim portfelach wybiorę, któreś z wymienionych powyżej z naciskiem na iShares.

Tanie inPZU vs ETF w Bossa

Fundusze indeksowe i ETF’y niby należą do tej samej grupy – instrumentów pasywnych, jednakże łączy je w zasadzie tylko to, iż ich zasadą działania jest podążanie za indeksami giełdowymi, ale poza tym to dwie bardzo różne formy inwestowania. Powtórzę się, ale wszystko rozchodzi się o prowizje i opłaty charakterystyczne dla każdej z nich. Rozpiszmy to sobie w tabeli dla lepszego zobrazowania:

Rodzaj prowizji / opłatyFundusze indeksowe
np. inPZU
ETF
np. DM BOSSA
za zarządzanie0.5% rocznie od cabrak
za przechowywanie instrumentów zagranicznychbrak0% dla portfela o wartości niższej niż 1 mln zł
od transakcji (zakupu lub sprzedaży)brak0.29%, ale nie mniej niż 14PLN / 4EUR / 4USD / 4GBP
koszt przewalutowania od transakcji (zakupu lub sprzedaży)n/dkupujemy w PLN za aktywa zagraniczne, więc przewalutowanie jest konieczne i przyjmijmy, iż jest to 0.1%
spread (różnica pomiędzy ceną zakupu i ceną sprzedaży)n/dzależy w głównej mierze od płynności danego ETF, ale przyjmijmy, iż będzie to średnio 0.1%

Tutaj idealnie widać, iż w przypadkach obu instrumentów pasywnych mówimy o prowizji rzędu 0.5%, ale jest ona pobierana w zupełnie innych przypadkach. Dla funduszy indeksowych jest to prowizja roczna, a dla ETF jest to prowizja przy każdej transakcji i nie ma tu znaczenia czy jest to zakup czy sprzedaż. To sprawia, iż fundusze indeksowe są dobrym sposobem na cykliczne inwestowanie małych kwot, ale niezbyt nadają się na dłuższe przechowywanie w nich kapitału. Natomiast ETF’y działają zupełnie odwrotnie, czyli nie nadają się do cyklicznego inwestowania małych kwot, ale w perspektywie długoterminowej nie są obciążone żadnymi dodatkowymi kosztami.

Morał z tego jest taki, iż zamiast porównywać fundusze indeksowe i ETF oraz próbować ustalić, które z nich jest lepsze, trzeba po prostu skorzystać z obu opcji, wykorzystując w ten sposób ich zalety, a ograniczając wady. Dlatego na początku mojego inwestowania kupuję jednostki funduszy indeksowych i gdy skumuluję w nich kwotę powiedzmy 5 000 zł to wyciągnę je stamtąd i zainwestuję w certyfikaty ETF. Po tym wszystkim cały cykl zacznie się od nowa, a więc znowu będę kumulował kapitał w funduszach indeksowych aż do osiągnięcia określonej kwoty, która będzie wartością graniczną definiującą kiedy będę przerzucać kapitał na ETF. Brzmi dość prosto, ale tak naprawdę przyszłość to zweryfikuje. Na pewno będę się tutaj dzielił postępami w moim inwestowaniu.

Kilka słów na zakończenie

Czytając powyższy wpis w ramach ostatniej korekty przed publikacją stwierdziłem, iż moja nauczycielka od polskiego z gimnazjum mogła mieć trochę racji. Mam wrodzony talent w laniu wody na tematy, o których nie mam zielonego pojęcia lub moja wiedza zahacza zaledwie o ich powierzchnię A tak serio to mam nadzieję, iż może nie tyle wyjaśniłem o co chodzi z tymi akcjami, co chociaż nakierowałem Cię, drogi Czytelniku, w stronę przysłowiowego światełka w tunelu. Przyznam szczerze, iż pisząc ten wpis sam poszerzyłem swoje horyzonty i zmieniłem kilka decyzji co do tego co robić z częściami moich portfeli, w których przewidziałem inwestowanie w akcje. Sam jestem jeszcze na początku mojej drogi jako inwestora i za jakiś czas, w następnych postach, będę z perspektywy czasu komentował te decyzje, które właśnie podejmuję. Z tego miejsca już zapraszam do przeczytania tych przyszłych postów. Jeszcze nie wiem czy ich częstotliwość będzie kwartalna, czy może półroczna, ale to wszystko wyjdzie w praniu.

Jeżeli podobał Ci się ten wpis to możesz mnie wesprzeć!

Idź do oryginalnego materiału