Zanim ktoś podłoży ładunek pod torami, zanim wypchnie kolejną grupę ludzi na płot, zanim wyśle trolli do rozwalania debaty w Polsce – dużo wcześniej pojawi się coś banalnego: zaproszenie do znajomych, DM (Direct Message -wiadomość prywatna wysyłana bezpośrednio do kogoś w social mediach) na LinkedInie, wiadomość na Messengerze, match na Tinderze.
To właśnie tam, w twoim telefonie i w twoim feedzie, zaczyna się spora część współczesnej wojny hybrydowej i wojny kognitywnej. A mundurowy – żołnierz, funkcjonariusz, żołnierka, funkcjonariuszka – to dla wielu graczy (w tym Rosji i Białorusi) cel o wysokiej wartości.
Mundurowy w sieci – cel z bonusem
Z punktu widzenia napastnika nie jesteś „kolejnym użytkownikiem internetu”. Jesteś kimś, kto:
widzi od środka, jak naprawdę działają procedury, patrole, granica, ochrona torów, konwoje,
symbolizuje państwo – to, co powiesz „po służbie”, łatwo sprzedać jako „głos służb” albo „prawdę z dołu”,
nosi w sobie emocje – zmęczenie, wkurzenie, poczucie niesprawiedliwości, rozczarowanie polityką,
zostawia ślady – zdjęcia, relacje, listę znajomych, komentarze, udział w grupach.
Dla kogoś, kto szykuje kampanię propagandową, operację wpływu, próbę szantażu albo po prostu chce rozpoznać, gdzie system ma słabe punkty – jesteś idealnym celem. Z jednego człowieka można dostać wiedzę, materiał propagandowy i punkty nacisku. I nie potrzeba do tego żadnego „hakowania systemów” – wystarczy twój telefon.
„Widzieć samemu – nie będąc widzianym”
Typowa „bezpieczniacka” odpowiedź brzmi: „to najlepiej nie mieć social mediów w ogóle”. Problem w tym, iż social media są dziś też:
sensorem – tam pojawiają się pierwsze nagrania z interwencji, granicy, torów, zanim cokolwiek trafi w meldunki,
termometrem – po komentarzach i memach widać, jak gwałtownie rośnie nienawiść do danej formacji,
narzędziem przeciwnika – widać, jak buduje opowieść o „faszystach w mundurach” albo „zbrodniach służb”.
Jeżeli wszyscy mundurowi wylogują się z social mediów, oddajemy całe to pole przeciwnikowi. Zostajemy ślepi, zdani na spóźnione raporty z monitoringu.
Zdrowsza zasada jest taka:
Social media są dla mnie przede wszystkim sensorem, nie sceną.
Czyli: widzę więcej, niż inni widzą mnie. Umiem czytać feed jak meldunek, nie jak reality show. To jest do nauczenia – ale wymaga wiedzy i szkoleń, nie tylko zakazów.
Social media jako główne narzędzie socjotechniki
Socjotechnika w wersji 2025 to nie tylko „facet w płaszczu”, który miesiącami buduje relację w realu. Dziś większość tej pracy robi się przez social media i komunikatory.
W sieci napastnik może:
profilować – z tego, co wrzucasz, lajkujesz, komentujesz, jakie grupy lubisz,
testować – podrzucać memy antywojskowe, antynatowskie, antyukraińskie, anty„państwo policyjne” i patrzeć, co cię „odpala”,
wchodzić w relację – komentarze, prywatne wiadomości, zaproszenia, „też jestem z mundurówki”,
przykręcać śrubę – od pochwał („szacun za to, co robicie”) po groźby i szantaż („wiemy, kim jesteś, mamy twoje rozmowy”).
Do tego dochodzi socjotechnika randkowa – honey trap. Fałszywe profile, „romanse”, flirty używane do wyciągania informacji, pieniędzy albo kompromitujących treści. To nie jest film szpiegowski. To codzienność, którą widzą dziś działy bezpieczeństwa w bankach, firmach i służbach.
OSINT: zanim napiszą „cześć”, już dużo o tobie wiedzą
Każda sensowna operacja zaczyna się od rozpoznania. W twoim świecie – patrol, obserwacja, meldunek. W ich (moim) – OSINT/SOCMINT na socialach.
Ktoś:
wyłapuje twarze i nazwiska z nagrań z granicy, uroczystości, interwencji, mediów,
sprawdza po nich Facebooka, Instagrama, TikToka, LinkedIna, Tindera,
ogląda: dom, auto, dzieci, wakacje, imprezy, komentarze o polityce, memy o służbie, żale na przełożonych, fotki „po godzinach”.
Na tej podstawie buduje profil: wrażliwości, problemy, styl życia, temperament, to, na co jesteś łasy (pochwała? podziw? wspólne narzekanie?).
Dopiero potem pojawia się pierwszy kontakt. Dla żołnierek/funkcjonariuszek – zwykle „żołnierz NATO”, „kontraktor”, „weteran misji”. Dla żołnierzy/funkcjonariuszy – atrakcyjna dziewczyna, która „zawsze chciała pogadać z kimś z wojska/policji/SG”.
Flirt jako narzędzie – w dwie strony
Flirt to dla socjotechnika złoto: daje naturalny powód do kontaktu, zachęca do zwierzeń, rozbraja czujność.
Scenariusz dla mundurowej
Profil „żołnierza / kontraktora / specjalisty od bezpieczeństwa”:
dużo zdjęć z mundurem, sprzętem, wyjazdami,
znajomi z branży w kontaktach,
wiadomość pełna zrozumienia: „wiem, jak to jest, też miałem dość biurokracji, też mam dosyć polityków”.
Potem pojawiają się komplementy, coraz bardziej prywatne rozmowy, wymiana fotek, zwierzenia o służbie. Pytania o jednostkę, grafik, sprzęt, realne patologie. Gdzieś po drodze – prośby o „bardziej prywatne” zdjęcia czy nagrania, które potem mogą stać się narzędziem szantażu.
Scenariusz dla mundurowego
„Za mundurem panny sznurem” w wersji socjotechnicznej:
wracasz po służbie w mundurze,
„przypadkiem” zagaduje cię sympatyczna dziewczyna: „zawsze chciałam pogadać z kimś z SG/wojska/policji”,
żarty, kilka pytań, prośba o Insta albo numer „żeby dokończyć rozmowę”,
dalej – długie wieczorne DM-y, flirt, „tyle robisz dla kraju, podziwiam”,
w tle: pytania o to, jak to naprawdę wygląda, gdzie masz służby, jak bardzo nienawidzisz przełożonych, co „u was nie działa”.
Brzmi jak scenka z serialu? Niestety – to się dzieje na co dzień, w tysiącach wariantów. Różnica jest tylko taka, iż zwykle nikt potem nie leci z tym do mediów. Zostaje po cichu – w poczuciu wstydu, w DM-ach, w głowie.
Groźby, szantaż, uderzenie w rodzinę
Jeżeli ktoś zbierze dostatecznie dużo danych, wchodzi kolejny etap: nacisk.
Może to być:
kampania oczerniająca – memy, filmiki, przeróbki twoich zdjęć z granicy czy interwencji,
zmasowany hejt pod nazwiskiem, w języku polskim i obcym,
prywatne wiadomości do ciebie lub twoich bliskich: „wiemy, gdzie mieszkasz”, „wiemy, do której szkoły chodzą dzieci”, „wiemy, co pisałeś/pisałaś”.
Jeżeli do tego dołożysz wcześniejsze „prywatne” treści – nagie fotki, ostre komentarze o przełożonych, wyśmiewanie polityków, zwierzenia o kłopotach finansowych – robi się zestaw idealny do szantażu.
To nie są bajki z zimnej wojny. To schematy, które widać w prawdziwych sprawach: od bankowości, przez administrację, służby po wojsko czy policję.
Emotki i slang nie robią z ciebie ducha
Częsty argument: „ale ja nic nie piszę wprost, używam emotek, skrótów, naszego slangu, więc jestem bezpieczny”.
Nie jesteś.
Koledzy z formacji rozumieją wszystko od razu.
Ktoś, kto spędzi nad tym więcej czasu – też.
A narzędzia analityczne coraz lepiej radzą sobie z emoji, kodami, skrótami.
Jeżeli zamiast nazwy formacji wstawiasz ikonkę, zamiast „granica” – jakieś wewnętrzne określenie (pasek), zamiast kraju – flagę i ogień, to:
nie ukrywasz treści,
po prostu mówisz „po naszemu” – czyli zdradzasz, iż jesteś „ze środka”.
Emotki i slang nie są tarczą. Są dodatkowym sygnałem, iż jesteś wartościowym celem.
Uważaj, kogo masz w znajomych
Drugi mit brzmi: „przecież nie przyjmuję totalnie obcych, tylko ludzi z branży”.
Problem w tym, że:
twoja lista znajomych to mapa twojej sieci – komu ufasz, z kim masz relacje, kto jest nad tobą, kto obok, kto poniżej,
do ciebie można dojść przez twoich znajomych – choćby jeżeli ty jesteś względnie ostrożny, ktoś dwa kontakty dalej już nie.
Na LinkedInie widać to szczególnie. Generałowie, pułkownicy, funkcjonariusze służb czy policji, analitycy bezpieczeństwa – wielu z nich jest tam bardzo aktywnych. Piszą, komentują, mają tysiące kontaktów. To z jednej strony buduje markę, z drugiej – otwiera drzwi socjotechnice.
Scenariusz techniczny – klasyka:
Ktoś tworzy profil „specjalistki ds. bezpieczeństwa”, „researcherki w think tanku”, „dziennikarki zajmującej się wojskiem”. Zdjęcie profesjonalne, opis wiarygodny, paru wspólnych znajomych (złapanych wcześniej).
Zaproszenie do kontaktów leci do oficera, generała, dyrektora, ale też do ciebie – bo „pracujecie w podobnych obszarach”. W emocjach „ludzkich” machasz ręką: „no spoko, co mi szkodzi, niech będzie w sieci”.
Po paru dniach/tygodniach przychodzi DM z linkiem – „raport”, „agenda konferencji”, „zaproszenie na zamknięte webinarium”, „ważny tekst o twojej formacji, ciekaw jestem/ciekawa jestem twojej opinii”.
Klikasz. Resztę robi malware, phishing albo sprytna socjotechnika na stronie docelowej.
I teraz ważna część:
ładna dziewczyna, która wysyła zaproszenie, pisze, iż podziwia twoją służbę, potem proponuje spotkanie – to nie jest scenariusz z taniego thrillera. To jest codzienność.
Działa to tak:
najpierw jest request: atrakcyjne zdjęcie, opis w stylu „pracuję przy bezpieczeństwie / interesuję się wojskowością / robię research o służbach”,
potem kilka wiadomości: iż szanuje to, co robicie, iż „panowie w mundurach robią robotę, której ludzie nie widzą”, iż „fajnie, iż mówisz wprost, lubię takich facetów”,
w końcu – propozycja spotkania: kawa po konferencji, drink po służbie, „chcę posłuchać więcej o tym, jak to jest”.
Jeżeli kupisz ten schemat, wpadasz w pułapkę łączoną:
w relacji offline możesz powiedzieć więcej, niż powiedziałbyś komukolwiek obcemu „na trzeźwo”,
całą komunikację online masz już zgromadzoną po drugiej stronie (screeny, zdjęcia, zwierzenia),
wszystko dzieje się „na twoje życzenie”, więc łatwo zbudować na tym presję i wstyd.
To naprawdę dzieje się na co dzień. Nie raz, nie dwa w roku – tylko stale, w różnych wariantach. Różnica jest taka, iż o udanych działaniach socjotechnicznych rzadko czytasz w mediach.
Dlatego żelazna zasada powinna brzmieć:
do znajomych przyjmuję tylko tych, których naprawdę znam – z reala lub z wiarygodnego, potwierdzonego kontekstu.
Każde zaproszenie od osoby, której nie potrafisz jednoznacznie umiejscowić w świecie offline, to potencjalny wektor ataku. Im wyżej jesteś w strukturze – tym groźniejszy. Ale szeregowca to też dotyczy, bo często to po nim „wchodzi się wyżej”.
Ochrona musi być systemowa, nie tylko „na zdrowy rozsądek”
Indywidualne zasady są konieczne:
nie wrzucaj wszystkiego w jedno miejsce (mundur + dzieci + dom + poglądy),
nie wylewaj żali o służbie do obcych w DM,
nie traktuj każdego flirtu jako niewinnej odskoczni,
nie przyjmuj „na sztukę” zaproszeń do kontaktów,
nie klikaj w każdy link „z raportem” od świeżo poznanej „znajomej”.
Ale to wciąż za mało.
Ochrona mundurowych w social mediach – szczególnie tych z newralgicznych pionów – musi być systemowa:
przejrzyste zasady obecności w sieci (co wolno, czego nie, jakie są konsekwencje, itp.),
zespoły, które monitorują infosferę wokół służb, wyłapują kampanie, hejt, próby identyfikacji i nękania konkretnych osób,
wsparcie prawne i psychologiczne dla tych, którzy stali się celem szantażu, honey trapu, groźby wobec rodziny,
szybka ścieżka zgłoszenia: „co mam zrobić, jeżeli ktoś mnie tak podchodzi?”,
cykliczne szkolenia z socjotechniki i social mediów – z przykładami z pola, nie z powerpointem sprzed 15 lat.
To nie jest „miękki temat”. To jest kawał realnego frontu, na którym przeciwnik już dawno działa.
Podsumowanie: kim jesteś w swoim feedzie?
Świat się nie cofnie. Social media nie znikną. Działania hybrydowe, wojna kognitywna, socjotechnika – też nie.
Kilka rzeczy warto mieć w głowie na stałe:
jesteś celem, bo łączysz w sobie dostęp do wiedzy, mundur i emocje,
twoje profile i kontakty to nie prywatny plac zabaw, tylko odcinek frontu,
flirt, podziw, „szacun za służbę” – to nie zawsze jest tylko miłe, czasem to początek operacji,
emotki, slang, „zakodowane” wpisy nie robią z ciebie niewidzialnego,
twoja lista znajomych bywa dla innych drogowskazem, jak dojść do ciebie i twojego otoczenia,
bez systemowego podejścia (zasady, monitoring, szkolenia, wsparcie) zostajesz sam z przeciwnikiem, który ma przewagę czasu i doświadczenia.
Pytanie nie brzmi już: „czy mundurowy powinien być w social mediach?”. To i tak się dzieje.
Pytanie brzmi:
kim jesteś w swoim feedzie – sensorem, który widzi i rozumie, czy aktorem wystawionym na strzał?
Jeśli zaczniesz patrzeć na swój telefon jak na fragment służby, a nie tylko rozrywkę, połowa roboty jest zrobiona. Druga połowa należy do systemu – żeby dał ci narzędzia, zasady i wsparcie, dzięki którym „widzieć samemu, nie będąc widzianym” stanie się codziennym nawykiem, a nie tylko mądrym zdaniem z prezentacji.

%20chatting%20online%20on%20.webp)

%20standing%20alone%20in%20a.webp)












