
Tryb Copilot to fundamentalne przeformułowanie tego, czym ma być przeglądarka – całkowite odejście od ekspozycji usług pokroju Bing czy MSN na rzecz skoncentrowania się wyłącznie na sztucznej inteligencji.
Microsoft wykonał ruch tak radykalny, iż równie dobrze można by mówić o zupełnie nowej przeglądarce. Problem w tym, iż Microsoft Edge to w światowym Internecie raczej spektakularna drugoligowość.
Nowy Tryb Copilot to coś znacznie więcej niż kolejna aktualizacja.
Microsoft dosłownie wyrzucił przez okno lata budowania ekosystemu wokół Binga i MSN w przeglądarce. Zamiast tradycyjnego dashboardu pełnego artykułów z MSN, reklam i sugestii z Binga użytkownicy otrzymują teraz minimalistyczny interfejs z jednym polem wprowadzania tekstu, które łączy w sobie chat, wyszukiwanie i nawigację po sieci.
To adekwatnie równoznaczne z tym, jakby Microsoft powiedział: Dobra, przegrywamy w tej grze o tradycyjne wyszukiwanie i content, więc siadamy do zupełnie innego stołu. Copilot może teraz analizować wszystkie otwarte karty, wykonywać zadania w imieniu użytkownika, a choćby obsługiwać polecenia głosowe. Brzmi imponująco, ale jest jeden problem – kilka osób to zobaczy.
Smutna prawda o udziale w rynku


Dane są bezlitosne dla Edge’a. Na rynku globalnym Microsoft Edge posiada zaledwie około 5 proc. udziału wśród wszystkich platform. Na komputerach stacjonarnych sytuacja wygląda nieco lepiej – Edge ma około 13 proc. rynku, ale to przez cały czas stanowi margines w porównaniu z Chrome’em, który kontroluje około 67 proc. rynku desktopowego.
Na urządzeniach mobilnych sytuacja Edge’a jest wprost tragiczna – około 0,3-0,4 proc. rynku. To oznacza, iż praktycznie nikt nie używa Edge’a na telefomach czy tabletach. Dla porównania Chrome na wszystkich platformach ma około 68 proc. globalnego udziału w rynku, co czyni go absolutnym hegemonem.
Najbardziej zawstydzające jest to, iż Edge przegrywa choćby z niszową przeglądarką Perplexity Comet w dziedzinie innowacji AI. Comet oferuje funkcje, które Edge dopiero wprowadza – kompleksowy asystent AI w pasku bocznym, możliwość automatyzacji zadań, inteligentne zarządzanie kartami i workspace zamiast tradycyjnego interfejsu z kartami. To przeglądarka, która ma śmiesznie mały udział w rynku, ale technologicznie wyprzedza giganta Microsoftu.
Chrome – prawdziwy gracz wchodzi do gry
Ale tutaj zaczyna się prawdziwa historia. Google nie śpi i intensywnie pracuje nad integracją AI w Chrome. Na konferencji I/O 2025 zapowiedziano Gemini w Chrome. To oznacza, iż dominujący na rynku Chrome szykuje się do wprowadzenia podobnych rozwiązań jak Edge. Co więcej Google rozwija Project Mariner (wcześniej nazywany Project Jarvis) – zaawansowani agenci AI, którzy będą mogli wykonywać zadania w przeglądarce. Mowa o automatycznym wypełnianiu formularzy, dokonywaniu zakupów, rezerwacji lotów czy choćby zarządzaniu kalendarzem. To dokładnie ten rodzaj funkcjonalności, którą Microsoft próbuje wprowadzić w Edge.
Różnica jest taka, iż gdy Chrome otrzyma te funkcje, dotrą one do około 3,7 mld użytkowników na całym świecie. To oznacza potencjalną rewolucję w sposobie, w jaki ludzie korzystają z Internetu.
Koniec Internetu, jaki znamy
Kiedy Chrome faktycznie zaimplementuje agentic AI na szeroką skalę, możemy spodziewać się dramatycznych zmian. Zamiast Wyszukiwarki Google użytkownicy będą preferować rozmowę z Gemini. Zamiast przeglądania Wiadomości Google News czy Google Discover AI będzie dostarczać spersonalizowane podsumowania.
Dla biznesów działających w Internecie to może być katastrofa. Już teraz badania pokazują, iż wdrożenie AI Overviews przez Google spowodowało dramatyczny spadek ruchu na stronach internetowych. Według najnowszych badań Pew Research Center tylko 8 proc. użytkowników klika w linki, gdy wyszukiwanie zawiera podsumowanie AI w porównaniu z 15 proc. przy tradycyjnych wynikach. To oznacza niemal dwukrotny spadek ruchu.
Jeszcze gorszą wiadomością dla wydawców jest fakt, iż użytkownicy AI odwiedzają średnio mniej stron (4 zamiast 5,2), mają wyższy bounce rate i są mniej skłonni do eksploracji serwisów. Rynek reklamy internetowej w Stanach Zjednoczonych jest wart około 259 mld dol. rocznie, a znaczna część tej kwoty opiera się na tradycyjnym ruchu na stronach internetowych.
Microsoft traci miliardy na marzeniach
Ironia całej sytuacji jest taka, iż Microsoft przez lata tracił kolosalne pieniądze na próbie konkurowania z Google’em w tradycyjnym wyszukiwaniu. Bing nigdy nie przyniósł zysku – według różnych szacunków Microsoft stracił na tej usłudze między 5,5 a 9 mld dol. MSN, mimo iż posiada ogromną bazę użytkowników (ponad 2 mld), również nie stanowi znaczącego źródła przychodów w porównaniu z główną działalnością Microsoftu.
Teraz Microsoft rezygnuje z promocji tych usług w Edge, skupiając się wyłącznie na Copilocie. To pokazuje, jak desperacka stała się sytuacja – gigant z Redmond dosłownie porzuca lata inwestycji, by postawić wszystko na jedną kartę AI.
Paradoks obecnej sytuacji polega na tym, iż Microsoft wprowadza prawdopodobnie najważniejszą innowację w przeglądarkach od lat, ale robi to w przeglądarce, której praktycznie nikt nie używa. To jak wynalezienie rewolucyjnego silnika do samochodu, który produkuje się w ilości 100 sztuk rocznie.
Edge z Trybem Copilot to interesująca wizja przyszłości przeglądania – podejście AI-first, które może faktycznie zmienić sposób interakcji z siecią. Problem w tym, iż ta wizja ma szanse stać się rzeczywistością dopiero wtedy, gdy skopiuje ją Chrome.
Edge powinien stanowić ważne ostrzeżenie dla właścicieli serwisów internetowych. Zmiany w przeglądarce Microsoftu nie oznaczają dla globalnej sieci niczego szczególnego. Warto jednak przyjrzeć się jak wygląda nowy Edge i to bardzo uważnie – bo już niebawem tak samo będzie ewoluował Chrome. A wówczas na szykowanie się na nieuchronne zmiany w internetowym biznesie będzie już za późno.