
Z jakim sosem, wariacie? – pyta Cristiano Ronaldo w tiktokowym filmiku wygenerowanym przez sztuczną inteligencję.
Najciekawsze w sztucznej inteligencji jest moim zdaniem nie to, iż ludzie z niej korzystają, ale jak i po co to robią. Ostatnio mój TikTok zalał się filmikami przedstawiającymi zakupy w popularnej sieci. Za kasą stał jednak Cristiano Ronaldo. Nie w stroju sportowym, nie w korkach. Miał zieloną koszulkę, jak dobrze znani nam pracownicy, i niebywały entuzjazm. Słysząc wybór klienta dotyczący sosu, wrzasnął „suuuu” jak po strzeleniu bramki i wykonał charakterystyczny gest.
W innym wariancie za kasą stał Leo Messi. Czasami zmieniała się sceneria i Cristiano Ronaldo nie był zatrudniony w sklepie osiedlowym, a dyskoncie. Jak gdyby nigdy nic kasował zakupy i wchodził w interakcję tak, jak robią to prawdziwi pracownicy sklepu. Był przy tym o wiele bardziej radosny.
Nie intryguje mnie, dlaczego akurat oni. Podejrzewam, iż innym osobom algorytm może podsuwać gwiazdy filmu i muzyki. A może tylko fani piłki nożnej wykazują się taką wyobraźnią i kreatywnością, ściągając gwiazdy futbolu z największych aren do naszej zwykłej, szarej rzeczywistości? Kolejek, aplikacji sklepowych, codziennych zakupów.
Tylko po co? Mam wrażenie, iż chodzi tutaj o coś więcej niż humor czy absurd związany z sytuacją, która nigdy się nie wydarzy. Nie ma to choćby ani cienia szans. Im coś jest bardziej nieprawdopodobne, tym bardziej śmieszy.
Pamiętam, jaką furorę robiły swego czasu zdjęcia z Billem Gatesem stojącym po hamburgera
Fotografia okrążyła świat co najmniej kilkukrotnie, za każdym razem budząc podziw i szacunek kierowany w stronę uwiecznionego bohatera. Oto wielki miliarder zszedł do zwykłych ludzi i był taki, jak my.
Wcześniej mogliśmy sobie wyobrażać, iż jeden z najbogatszych ludzi na świecie wieczory spędza w eleganckich restauracjach, sącząc drogie wino i cmokając nad daniami, których nazwy choćby nie potrafimy wymówić. Tymczasem i jego żołądek domaga się czegoś niezdrowego, zwykłego i przeciętnego, i jego wyrafinowane podniebienie czasami potrzebuje taniego ketchupu i odgrzanych frytek.
Była w tej scence jakaś nadzieja. Naiwna, ale wielu ludziom pozwoliła się zachłysnąć, jeszcze raz uwierzyć w amerykański sen i te wszystkie opowieści, iż jeżeli tylko się chce, wstaje wcześnie i haruje, to nie ma żadnych granic i sufitów. Proszę bardzo, oto dowód: skoro Bill Gates je hamburgery, to jest taki jak my.
Ba, on nie tylko ma przyziemne, ludzkie potrzeby. Nie wywyższa się. Czeka. Wie, iż swoje trzeba odstać, taka jest kolej rzeczy. Przecież – wyobrażali sobie oglądający zdjęcie – spokojnie mógłby wykupić tę budę i zjeść w spokoju. Albo przynajmniej wysłać jakiegoś podwładnego do kierownika restauracji, który powiedziałby, iż o tej i o tej godzinie przyjdzie Bill Gates, więc lokal ma być zamknięty i nie obsługiwać zwykłych ludzi. Spokojnie, nie stracicie, pan Bill dołoży sowity napiwek. Wszyscy będą zadowoleni.
A jednak! Bill Gates, ten Bill Gates, we własnej osobie stał i czekał na złożenie zamówienia. Oczywiście Gates nie był człowiekiem z ludu, nie był takim jak my wszyscy, ale patrząc na tę scenkę można było o tym zapomnieć, przymknąć oko. Co z tego, iż na co dzień żyje inaczej, ma inne problemy i co ważniejsze inne przyjemności. Wtedy był swoim człowiekiem!
Dlatego taką popularność cieszą się zdjęcia aktora, który jedzie metrem jakby to było nie wiadomo jakie poświęcenie. Na widok gwiazdy muzyki wsiadającej do wagonika wszyscy wyciągają telefony. Poszczęściło się, wielki świat dosłownie i metaforycznie zaszczycił doły swoją obecnością. Człowiek z ekranu, z ogromnej sceny, autorytet i idol, jest tu, pośród nas.
Łatwość, z jaką mogę przywołać tego typu przykłady – to nie tylko Gates, ale Keanu Reeves czy Thom Yorke – nie świadczą wcale o mojej dobrej pamięci, ale przede wszystkim tym, iż takie zdarzenia to rzadkość. Tym lepiej, mają swoją wartość. Nie ukrywam, iż sam z wypiekami śledziłem trasę wędrówki Nicka Cave’a, gdy był w Łodzi – oglądałem zdjęcia, na których ktoś go uchwycił, gdy wchodził na ul. Wschodnią albo uścisnął mu dłoń na Narutowicza. Wydawało się to dziwne, iż ceniony przeze mnie artysta chodzi tymi samymi ulicami co ja. Byłem choćby zły, iż akurat obrałem inną trasę. Oczywiście nie ośmieliłbym się podejść, ale w scenariuszu, który był powodem pretensji do samego siebie, nagle dostaję skrzydeł, jestem nieprawdopodobnie odważny i – a co! – proszę o wspólne zdjęcie. To nic, iż nic takiego by się nie wydarzyło, choćby gdyby nasze drogi jakimś cudem się przecięły. Istotne jest to, iż mogło, więc można sobie to wyrzucać po dziś dzień.
Okazji takich brakuje, a jeżeli choćby się zdarzą, to później trudno uwierzyć w to, iż jeszcze się powtórzą. Pomocną dłoń wyciąga sztuczna inteligencja i pozwala stworzyć to, co niewiarygodne i niemożliwe. Dziwnym trafem Cristiano Ronaldo po prostu nie spaceruje ulicą, nie gra w meczu okręgówki ani choćby nie stoi w kolejce po bilet do kina. Nie jedzie tramwajem. Sprzedaje hot-dogi albo kasuje produkty w dyskoncie. Jest więc tam, gdzie jesteśmy my, zwykli ludzie. Odarty ze swej magii i celebryctwa, niedostępności, ochroniarzy i barier. Jest na wyciągnięcie ręki, ba, w zasadzie to jest zależny od nas.
My jesteśmy jego klientem, a klient, jak wiadomo, to w sklepie pan
Co też opowiadam – żachną się niektórzy. To przecież tylko głupie żarty. Kibic Barcelony docina byłej gwieździe Realu Madryt i tylko po to ściąga go z piłkarskich niebios, aby się z niego pośmiać, poszydzić. Nie chodzi choćby o to, iż praca w dyskoncie czy sklepie osiedlowym jest poniżająca czy niegodna, aż tak, to nie. Po prostu – to przecież niewyobrażalne, aby ktoś taki mógł pracować za kasą.
Ale gdyby faktycznie tak było, to czy i tak nie potwierdza mojej hipotezy? Nie umiemy sobie wyobrazić takiego scenariusza, co jest niby oczywiste. Po prostu żyjemy w innych światach, my, zwykli ludzie i oni, celebryci. Jak już coś mówią to tak, iż łapiemy się za głowy – np. iż bieda to stan umysłu i wystarczy chcieć. Po to wykorzystujemy sztuczną inteligencję, aby dać upust emocjom i wyobrazić sobie, jak by to było, gdyby ci wielcy nagle byli obok nas. Gdyby musieli sto razy dziennie pytać o sos, parówkę i czy jest aplikacja. W tym jednym wygenerowanym filmiku jest więcej niż tylko zabawny obraz, bo nagle gwiazdor, którego znamy, na chwilę – i to w naszej wyobraźni – żyje zwykłym życiem.
Tylko co z tej fantazji wynika? Czy jakoś pociesza, sprawia, iż czujemy się lepiej, coś na tym zyskujemy? Obawiam się, iż nie, choćby nie doceniamy tych, którzy pracują ciężko. choćby chwilowe poczucie sprawiedliwości niczego nie zmienia. Ale cóż innego zostało?







