
Jeśli już chcecie moich pieniędzy to, błagam, przynajmniej bądźcie finezyjni.
Na widok nieznanego numeru zwykle reaguję wzruszeniem ramion. Chyba iż mam spodziewać się kuriera, ale aplikacje pokazują już jego numer, więc uczę się pierwszych cyfr i jestem gotowy. choćby jeżeli telefon zapewnia, iż tym razem to nie spam, nie ryzykuję. Jak coś ważnego – znajdzie się inny sposób, żeby do mnie dotrzeć.
Inni jednak ufają albo nie ryzykują i odbierają. Jak mój tata. Jechaliśmy autem, więc siłą rzeczy stałem się świadkiem rozmowy toczonej przy pomocy samochodowego zestawu głośnomówiącego.
Po pierwszych słowach wiedziałem, iż to oszustwo, ale z drugiej strony byłem ciekawy, jak spróbują wystrychnąć nas na dudka
Sztuczny głos opowiadał coś o problemach zdrowotnych i tym, iż ma lekarstwo, dopytywał o stawy i proponował niebywale skuteczny sposób na uzupełnienie kolagenu. Poszczęściło się, bo ten numer został wylosowany i można być testerem – przekonywał głos. choćby o ile to nie oszustwo, to brzmiało podejrzanie, jak opowieści profesorów z YouTube’a o dietach. Mój tata postanowił być grzeczny choćby w rozmowie z oszustami i robotami, więc podziękował, mówiąc, iż nie ma czasu, bowiem przebywa na urlopie. Automat wypluł z siebie standardową regułkę, nauczony, iż nie wolno odpuszczać. Odpowiedział, iż rozumie, iż pan jest zapracowany, ale potrzebuje tylko minutki. „Jestem na urlopie” – odbijał piłeczkę tata, więc nie chodziło o obowiązki, wręcz przeciwnie, o ich brak, a automat znowu swoje o zapracowaniu. Znamienne: autorzy scenariuszy rozmów najwyraźniej nie brali pod uwagę, iż ktoś może wypoczywać. Spodziewali się standardowej wymówki o obowiązkach, pracy. choćby oszuści, ewentualnie namolni sprzedawcy, nie sądzili, iż ktoś może próbować wymigać się wolnym czasem.
Po trzeciej czy czwartej nieudanej próbie wytłumaczenia, czym jest urlop i brak obowiązków, pozostało zakończyć rozmowę. Ucieszyłem się, iż dostałem dowód potwierdzający skuteczność mojego podejścia i iż nie warto odbierać telefonów od nieznanych mi numerów. Ale zrobiło mi się też smutno. Nie dlatego, iż ktoś chciał sprzedać nam coś, czego nie potrzebowaliśmy, to przecież norma. Gorzej, iż choćby nie próbował nas wysłuchać. Scenariusz rozmowy był tak prosty, iż aż obrażający.
Wyjątkowo nieudana próba wciśnięcia produktu przypomniała mi o niedawnym zdarzeniu. Spacerowaliśmy w szary, deszczowy wieczór. Nagle usłyszeliśmy jak jadąca na rowerze pani pyta coś jednego z przechodniów. Po chwili dojechała do nas i powtórzyła swoją kwestię. Pytała, czy potrzebujemy kosmetyków. Po kiwnięciu głową choćby się nie przejęła, zrozumiała, jechała dalej, jakby przekonana, iż prędzej czy później ktoś się skusi. A jak nie, trudno. Widzieliśmy, jak zaczepiła kolejną osobą i niewzruszona odmową szykowała się do podjazdu.
Być może zaskoczyła nas propozycja i dlatego gwałtownie odmówiliśmy. Spodziewaliśmy się pytania o to, gdzie skręcić, by dojechać tu i tu, czy czegoś w tym stylu, a nie oferty. To nic, iż nie potrzebowaliśmy kosmetyków, należało zareagować inaczej – posłuchać, co też pani chce nam wcisnąć. Nie po to, żeby kupić, ale może choćby trzeba byłoby się zgodzić.
Byłaby to pamiątka po nietypowej próbie sprzedaży, odważnej, bezkompromisowej, trochę w starym stylu. Tyle iż pani nie miała radosnej muzyczki, jak sprzedawcy lodów, dysponowała jedynie własnym głosem i siłą własnych mięśni. Wyobrażam sobie, iż odpuściła dlatego, bo nie musiała się zatrzymywać. Ot, to była dodatkowa fucha. Wracała z rynku albo innego straganu, gdzie na co dzień prezentuje swoją ofertę, a teraz tylko szukała okazji. Może ktoś się trafi i kupi flakonik albo chociaż szminkę? Nie szkodzi przecież spróbować. Im więcej czasu minęło od tego zdarzenia, tym bardziej jestem pod wrażeniem próby.
Skazanej na niepowodzenie, bo kto o zdrowych zmysłach kupowałby kosmetyki wieczorem, na chodniku, od sprzedawczyni, która rozwozi je rowerem?
Zadzwonić to jednak każdy głupi automat potrafi, a ta pani się postarała.
Takie próby są jak wiadomości z innego świata, który już przeminął albo przemija. Od miesięcy widzę ogłoszenie na witrynie sklepowej. Ktoś, najpewniej właściciel, poszukuje stolarza. Widocznie jeszcze nie znalazł, skoro kartka wisi. Cukiernia z kolei da pracę doświadczonemu cukiernikowi, ale najwyraźniej to również nie jest takie proste, bo oferta dalej jest aktualna.
Jest w tym jakaś pociecha, bo być może fachowcy mają pełne ręce roboty i nie mają kiedy się zgłosić. W świecie, w którym sztuczna inteligencja ma zabrać pracę, pojawia się drogowskaz, iż pewnych zajęć zastąpić się nie da. Z drugiej strony może to być pociecha marna, bo co jeżeli tych fachowców zwyczajnie nie ma, zrezygnowali, gdyż wcześniej nie było zapotrzebowania na ich usługi? Cukiernika to może jeszcze się i znajdzie, ale z doświadczeniem? Niby gdzie i kiedy je zdobyć! Za późno świat się o nich upomniał. Na podany numer może zadzwonić co najwyżej automat z opowieścią o kolagenie.
Jest w tych ogłoszeniach coś uroczo niedzisiejszego. Trzeba wybrać numer, zatelefonować, dowiedzieć się, uzgodnić, porozmawiać. Jakże to odmienne od nieczułego automatu – albo kogoś, kto umiejętnie wyuczył się swoich odpowiedzi i przypomina robota – którego nie interesuje, co druga osoba ma do przekazania. Trzeba wcisnąć produkt, za wszelką cenę.
Paradoksalnie ten automat pomógł mi zrozumieć, dlaczego niektóre oszustwa są tak skuteczne
Wielokrotnie zdarzyło mi się opisywać przekręty, w których cyberprzestępcy maglowali ofiarę przez bite dwie godziny. Dali szansę sobie zaufać. Zrozumieli, iż potrzebny jest czas, cierpliwe słuchanie drugiej osoby.
Trudno więc nie widzieć zagrożenia w sztucznej inteligencji, która akurat czasu ma aż nadto i może wysłuchać wszystkiego, co zresztą już powoli się dzieje. Choć pocieszam się tym, iż słuchając o rozmowach prowadzonych z asystentami, wiele osób naprawdę denerwuje się, iż te wcinają się, są gadatliwe, mówią za dużo i nie dają dokończyć. Może więc jesteśmy bezpieczni?







