Wraz z upowszechnieniem się niektórych programów bazujących na sztucznej inteligencji, zwłaszcza tych dotyczących tworzenia tekstów i obrazów (takich jak Chat GTP, DALL-E czy Midjourney), w szeroko pojętych mediach zawrzało. W czasie, gdy wielu zachwycało się „możliwościami” sztucznej inteligencji, inni zastanawiali się nad potencjalnymi i rzeczywistymi „zagrożeniami” płynącymi z nieuregulowanego stosowania jej teraz i w przyszłości. Przyznam, iż choć widzę pozytywy wykorzystania AI w niektórych ściśle określonych sektorach, szczególnie naukowych i medycznych, to zasadniczo jestem sceptyczny wobec szerokiego zastosowania rozmaitych programów tego typu. W dzisiejszym artykule wyjaśniam dlaczego. Napisałem go dzięki wsparciu finansowemu moich Patronów i Patronek. jeżeli Państwo również chcą mnie wesprzeć, zapraszam na mój profil w serwisie Patronite.
Zapowiedź zmian
Niedawno w części środowiska medialnego głośno było o tym, iż „Buzzfeed” (portal plotkarsko-społecznościowo-dziennikarsko-rozrywkowy) wyrzucił niespełna 200 pracowników, a chwilę później zapowiedział wdrożenie programów sztucznej inteligencji do tworzenia części treści na swojej stronie – głównie do quizów czy gierek typu „sprawdź jaką rybą jesteś” albo „co o twoim mężu mówi kształt jego dłoni”. Oczywiście w reakcji na to wielu dziennikarzy i publicystów podniosło alarm, iż już za kilka lat sztuczna inteligencja może odebrać im pracę, również w innych mediach.
W zasadzie już teraz proces ten się zaczął, ale wobec redaktorów przygotowujących newsy. Być może wyniszczy ich całkowicie, ale może pojawi się nowy-stary typ autorów piszących o najświeższych wiadomościach, którzy zamiast kopiować komunikaty z agencji prasowych lub z gazet pierwotnie donoszących o danym wydarzeniu, i przerabiać je dla niepoznaki, zaczną tworzyć oryginalny tekst o danym newsie, od podstaw napisany przez nich samych? Osobiście bardzo rzadko piszę artykuły newsowe (jak np. ten o ostatniej Nagrodzie Nobla przyznanej w kategorii medycyny lub fizjologii) – co doskonale wie każdy mój stały Czytelnik – ale gdy już to robię, zawsze, od początku do końca, tworzę je samodzielnie i wtrącam do nich niespodziewane ciekawostki czy uwagi, których nie ma w newsowych artykułach większości mediów.
Chciałbym, aby w tym kierunku to poszło (również na podstronach rozmaitych mainstreamowych portali, gdzie zamiast rzetelnej treści np. o zdrowiu, motoryzacji czy technologiach mamy wodolejskie ogólniki, które – co jest irytujące – są dobrze wypozycjonowane w wyszukiwarkach, mimo niezwykle kiepskiej jakości), jednakże ryzyko całkowitego wyparcia redaktorów od newsów przez generatory tekstu sztucznej inteligencji jest na tyle wysokie, iż nie jestem optymistą. Bez ścisłych regulacji sfery mediów cyfrowych prawdopodobnie z czasem również bardziej zaawansowane teksty analityczne będą skrajane przez programy AI i jedynie edytowane przez człowieka przed ostateczną publikacją. Ale pytanie, na które chcę spróbować odpowiedzieć nie brzmi „Czy tak będzie?” ale „Czy tak powinno być?”.
Walka narracji
Siłą rzeczy te media, które jako pierwsze pójdą w zastępowanie dziennikarzy, publicystów, newsmanów, blogerów, podkasterów itp. programami sztucznej inteligencji, dla uzasadnienia swoich decyzji będą musiały przedstawiać takie postępowanie jako coś pozytywnego. Nie zdziwiło mnie więc, iż gdy wszedłem na stronę główną „Buzzfeedu” i sprawdziłem aktualne treści, trafiłem na te promujące „sztukę AI”. W tym „artykuł” (raczej wpis czy notkę, bo to raptem kilka króciutkich akapitów) o „artystce AI”, która „stworzyła” obrazy kobiet, mających symbolizować określone państwa świata. Nie ma w nim ani słowa o tym, iż są to grafiki wygenerowane przez program na podstawie rozmaitych zdjęć i obrazków pobranych z Internetu – czyli miksujące czyjąś pracę. Za to osoba, która użyła programu, aby obrazki te „wyprodukować”, została nazwana „artystką AI”.
„Patrząc w przyszłość, Alexa [influencerka, która wygenerowała obrazki w programie AI] dostrzega niewykorzystany potencjał sztuki AI: >>Nie zdziwiłabym się, gdyby następna generacja influencerów oraz twórców treści była a r t y s t a m i A I*. Wyobraźmy sobie sztuczną inteligencję, która bada każdy post na Instagramie i wie, co osiąga najwyższe zaangażowanie i co ludzie chcą usłyszeć — świat zmienia się na naszych oczach<<” – podaje górnolotnie i naiwnie „Buzzfeed”.
* podkreślenie moje
Narastające wątpliwości
Ja tymczasem mam następujące uwagi. Po pierwsze, wygenerowanie obrazu czy tekstu przez kogoś za pośrednictwem programu AI nie czyni z niego artysty, dziennikarza, malarza, pisarza – generalnie autora. Całkowicie słuszne było więc niedawne uznanie przez Urząd ds. Praw Autorskich Stanów Zjednoczonych, iż „twórcom” komiksów wygenerowanych przez programy nie przysługuje ochrona praw autorskich. „Kris Kashtanova we wrześniu 2022 roku ogłosiła, iż otrzymała amerykańskie prawa autorskie do komiksu >>Zarya of the Dawn<<, stworzonego dzięki programu Midjourney, zamieniającego tekst na obraz. Powieść graficzna była zainspirowana jej zmarłą babcią, a twórczyni nazwała się >>szybką inżynierką<< i chciała w ten sposób udowodnić, iż wciąż posiada się prawa autorskie, tworząc coś przy użyciu AI. Urząd ds. Praw Autorskich Stanów Zjednoczonych wycofał się jednak z tej decyzji i uznał iż dzieło musi zostać stworzone przez człowieka, by uzyskać oficjalną ochronę prawem autorskim” – pisze Paulina Guz w serwisie „Na Ekranie”.
Mi samemu zdarzyło się wygenerować obrazki przez program DALL-E, którymi zilustrowałem mój artykuł o obecności uniwersytetów na platformie „TikTok”, gdybologiczny tekst o tym, w czym ludzie zawsze będą lepsi od sztucznej inteligencji, recenzję książki „Cyniczne teorie”, artykuł popularnonaukowy o dojrzewaniu ludzkiego mózgu, a także, jak widać, również ten tekst. W żadnym razie nie przyszło mi do głowy, aby określić siebie jako autora czy twórcę tych grafik. W każdym jednym przypadku podpisałem, iż są one po prostu wygenerowane przez program, po wpisaniu określonych haseł. Tymczasem zaskakuje mnie pyszałkowatość i nierzetelność osób, które twierdzą, iż wygenerowany automatycznie utwór graficzny czy tekstowy jest ich twórczością, bo to oni napisali coś w programie i wcisnęli „enter”.
Bądź na biężaco!
Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl
Po drugie, podążanie (bądźmy szczerzy, często totalnie ślepe) za internetowym tłumem – nad czym tak zachwyca się „artystka AI” Alexa, mówiąc o trendach na Instagramie – na ogół zdecydowanie nie służy rozwojowi kultury, nauki i wartości intelektualnej. Wręcz przeciwnie. Ogromny regres społeczny – w dużej mierze wynikający z panującej w social media zasady „róbta co chceta” (o ile Zuckerberg, Musk czy inny Pichai na to pozwolą), z interfejsu i algorytmów sprzyjających clickbaitowości czy polaryzacji – jest tego niezbitym dowodem. Nie chcę żyć w świecie, w którym intelektualne, artystyczne, popkulturowe i subkulturowe nurty są zdominowane przez mieszankę zachowań mas w Internecie i algorytmów sztucznej inteligencji. Już teraz obserwujemy podgrodzie tego, co może powstać dalej w przyszłości i widzimy, jak toksycznie wpływa to na społeczeństwo i jak (wbrew wczesnym nadziejom) niszczy demokrację.
Podziały między podziałami
Byłem ciekaw co najsilniej akcentowane jest w komentarzach pod wpisem na „Buzzfeedzie” o grafikach kobiet symbolizujących poszczególne państwa. Większość kompletnie pomija sedno sprawy, o którym się tutaj rozpisuję, i idzie w najbardziej prymitywne wojenki tożsamościowe, mianowicie: kobiety na wygenerowanych obrazkach są zbyt europejskiej urody albo zbyt szczupłe, mają za wąskie nosy, kraje powstałe na bazie kolonii, takie jak USA czy Nowa Zelandia, przedstawiają białe, a nie rdzenne mieszkanki, i tak dalej.
Nie jest to wątek bez żadnego znaczenia, ale wyraźnie widać, iż proste i emocjonalne postawy tego typu są i będą w kontekście debat o AI rozgrywane. W wojenkę tę dają się wciągać choćby rzetelni dziennikarze: na przykład w podkaście „Dział Zagraniczny”, w odcinku pt. „Dlaczego sztuczna inteligencja nie uwzględnia kulturowej różnorodności świata” praktycznie kompletnie pominięto to, co przykrywane jest przez te spory tożsamościowe, w dużej mierze nakręcane sztucznie.
Wracając do komentarzy na „Buzzfeedzie”, gdzieś w tej toni narcyzmu małych i mniejszych różnic dryfuje naprawdę istotny komentarz, napisany przez użytkowniczkę Emily Edwards: „Jestem artystką. >>Sztuka<< sztucznej inteligencji to bzdura i kradzież od ludzi, którzy całe życie poświęcili pracy. Proszę przestać z tego korzystać”. Ktoś inny zwraca uwagę, iż „jeśli użyłeś AI nie jesteś artystą, nic nie stworzyłeś, po prostu program komputerowy ukradł różne rzeczy od innych artystów i połączył to wszystko razem, stosując się do podanych parametrów (…)”.
Tak w istocie jest: teksty, obrazki czy dźwięki powstałe w programach sztucznej inteligencji nie są twórcze i artystyczne, ale odtwórcze i wykorzystujące pracę czy wizerunek ludzi, bez podania ich nazwisk. Można w opozycji do tego stwierdzenia kontrargumentować, iż ludzka twórczość też bazuje na tym, co powstało wcześniej, jednak jest to kompletnie nieadekwatne do omawianej sytuacji. Człowiek tworzący coś – tekst, obraz, dźwięk – oprócz korzystania z innych treści wkłada w to też swoją pracę, myśli, doświadczenie, emocje i pomysły (czego nigdy nie będzie robić program AI). Poza tym jeżeli powstały utwór jest zbyt podobny do czegoś, co już stworzono, mamy cały szereg przepisów dotyczących przypisywania sobie autorstwa przy czyjejś twórczości, plagiatowania itd.
Artykuł ten powstał dzięki finansowemu wsparciu moich Patronek i Patronów. jeżeli chcą Państwo wesprzeć istnienie i rozwój tego bloga, zapraszam do dołączenia do moich mocodawców w serwisie Patronite.
W ewentualnym przyszłym wyrzucaniu z pracy dziennikarzy, jak i innych pracowników mediów (redaktorów, newsmanów, korektorów, grafików, ilustratorów, fact-checkerów itd.) na rzecz zastępowania ich programami AI, widzę jeszcze jedno duże zagrożenie. Chodzi o wzrost nierówności społecznych, które i tak są już spore. W sytuacji gdy koncern medialny będzie mógł generować zawartość i zyski bez udziału ludzi, których wcześniej do tego potrzebował, to wzbogacą się na tym jego właściciele w jeszcze większym stopniu, niż dotychczas. Dysproporcja będzie jeszcze bardziej zaburzona. Tutaj więc rację mają ci, którzy twierdzą, iż stanowisko pracownicze przejęte przez algorytm powinno być opodatkowane tak samo, jak ludzki pracownik. Uzasadnienie takie jest tym bardziej mocne, iż to, co potrafią algorytmy, w ogromnej mierze wynika z „nauczenia się” tego na prawdziwych ludziach, którzy nie otrzymali za to żadnego wynagrodzenia, co więcej, odbywało się to bez ich wiedzy i zgody, na podstawie inwigilacyjnych danych behawioralnych.
Co z tym zrobić?
Nie chcę zostawiać Czytelników z negatywnym nastawieniem, szczególnie, iż istnieją sposoby na ucywilizowanie świata w dobie dostępności programów sztucznej inteligencji. Przede wszystkim treści generowane przez AI powinny być jako takie obowiązkowo znakowane przez programy, na przykład w formie nieusuwalnych znaków, zespołu mikrokropek czy kresek rozmieszczonych np. na brzegach i na środku obrazów. Kropki takie byłyby ledwo widoczne i wkomponowane kolorystycznie, do wykrycia specjalnym programem czy urządzeniem. Podobne rozwiązania należy wprowadzić w odniesieniu do tekstów oraz dźwięków. Pomoże to nie tylko w kontekście, o którym jest ten artykuł, ale również przeciwdziałania dezinformacji bazującej na fejkach – tak, aby szybkie rozpoznanie przeciętnego fałszywego „zdjęcia”, „filmu”, „artykułu” czy „nagrania” audio było względnie proste.
Ważne jest też środowisko publikowania, w którym potencjalne teksty i obrazy generowane przez AI zaczynają się pojawiać. w tej chwili wiele portali i internetowych gazet nie podaje autora publikacji, tylko ogółem podpisuje się jako redakcja albo jakimiś tajemniczymi inicjałami typu „mjk” itp. Jednak gdy normą (albo ustawowym obowiązkiem) stałoby się podpisywanie autora z imienia i nazwiska lub konkretnego pseudonimu, w takiej sytuacji znacznie trudniej byłoby się przebić wydawcom chcącym zaoszczędzić na dziennikarzach i wykorzystującym programy AI, bo nie mogliby wymyślić fałszywych danych dla treści pochodzących od algorytmu. To by sprawiło, iż choćby gdyby z niego korzystano, musiałby przejść przez człowieka, pod nazwiskiem którego tekst czy obraz będzie opublikowany.
Programy sztucznej inteligencji powinny też podawać źródła zdjęć, obrazów, grafik, tekstów, filmów itd., na podstawie których wygenerowały daną treść, tak aby można było co najmniej oznaczyć prawdziwych twórców czy „treściodawców” (np. gdy AI generuje realistyczną twarz, robi to na bazie zdjęć prawdziwych twarzy, pobranych z Internetu), a być może także im zapłacić. Ponieważ wiele danych zabieranych od użytkowników Internetu pochodzi z źródeł anonimowych (bądź niepodpisanych) oraz nielegalnych (zwłaszcza przed wejściem RODO), prawnicy i programiści mieliby tutaj trudny orzech do zgryzienia, ale jest to debata, która musi się odbyć i zakończyć zaproponowaniem konkretnych rozwiązań.
Dobrze byłoby stworzyć również kulturową normę etyczną, w której publikowanie obrazków czy tekstów pochodzących z programów AI, bez wyraźnego zaznaczenia tego faktu, uchodziłoby za to, za co powinno – czyli oszustwo. Bo tak, jak osoby generujące teksty czy obrazki w programach AI nie są żadnymi artystami, tak ci, którzy robią to, ale nie przyznają się, iż „dzieło” nie jest de facto ich twórczością, i przypisują sobie autorstwo, są najzwyczajniej oszustami. Tu rozwiązanie być może wyjdzie ze szkół i uniwersytetów, gdzie oszukiwanie przez uczniów i studentów przy użyciu ChatGTP staje się poważnym problemem. W odpowiedzi np. we Francji zakazano korzystania z takich programów – jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna” – a kara za złamanie przepisu to nie tylko wyrzucenie ze studiów, ale również zakaz studiowania na innych uczelniach.
Ponieważ trudno jest skontrolować i zweryfikować, czy ktoś napisał pracę sam, czy oszukiwał przy użyciu programu AI, to może warto byłoby rozważyć tak w szkołach, jak i na uczelniach wyższych, obowiązkowe wyjazdy zaliczeniowe, np. pięciodniowe, na koniec semestru, podczas których dostęp do komputerów i telefonów jest regulaminowo zakazany, a zadaniem uczniów i studentów jest w tym czasie samodzielne napisanie rozbudowanego wypracowania zaliczeniowego. Myślę, iż takie rozwiązanie przełożyłoby się pozytywnie nie tylko na jakość intelektualną absolwentów, ale również integrację społeczną i zdrowie psychiczne.
Ludzie jako dziennikarze, rysownicy, podkasterzy, fotografowie, redaktorzy itd. mają jeszcze tę przewagę, iż istnieją w świecie nie tylko wirtualnym, ale przede wszystkim rzeczywistym, i iż są ludźmi, a nie cyfrową abstrakcją. Wysokojakościowe media chcące przetrwać powinny to wykorzystać, organizując się w prawdziwym życiu poprzez rozmaite kluby dyskusyjne, spotkania, panele, debaty, konkursy itp. Zbudowane w ten sposób więzi i struktury społeczne w światku medialnym oraz z czytelnikami znacznie trudniej jest zniszczyć, niż gdy mowa tylko o polubieniach profilu na „Facebooku” czy miesięcznych unikatowych zasięgach na stronie www. Poza tym dziennikarze, reporterzy, redaktorzy, rysownicy, malarze, fotografowie itd. powinni tworzyć związki zawodowe – nie tylko w miejscu pracy, ale również „meta”-organizacje, także dla wolnych strzelców. Dzięki nim być może nie znajdą się niedługo na przegranej pozycji, a walczyć będą nie tylko o swoje stanowiska zawodowe, ale również o jakość i człowieczość mediów.
Słabe ludzkie kontra mocne nieludzkie
Jak prawdopodobnie każdy średnio uspołeczniony człowiek w Internecie, mam w znajomych na portalu „Facebook” osoby publikujące swoją domatorską twórczość. Są to artystyczne zdjęcia, rysunki, wiersze, filmiki itp. Gdy patrzę choćby na te najgorsze, kiczowate i nieskładne, i tak wolę i bardziej cenię je – oraz więcej przyjemności sprawia mi choćby przelotne rzucenie na nie okiem – od najznakomitszych treści wygenerowanych przez AI. Jest tak, ponieważ wiem, iż wkład w taką pracę, choćby to był mizerny wierszyk, jest znacznie większy, niż u „artysty AI” – czyli oszusta – w otrzymaniu jakiegokolwiek obrazu czy tekstu. Te ostatnie traktuję jako wygenerowane ciekawostki, te pierwsze jako twórczość.
Artykuł mogłem napisać dzięki wsparciu na portalu Patronite. jeżeli tekst się Państwu podoba, zachęcam do odwiedzenia mojego profilu w tym serwisie i dołączenia do moich Patronów. Pięć lub dziesięć złotych nie jest dużą kwotą. Jednak przy wsparciu wielu mogę dzięki niemu poświęcać czas na pisanie artykułów, nagrywanie podkastów oraz utrzymywać i rozwijać stronę.