Początek września był zawsze dla mnie bardzo ważny. Ważniejszy niż początek stycznia. To czas nowych wyzwań, projektów i kluczowych decyzji przed zimowym wyciszeniem. Może jestem dziwna, ale zawsze lubiłam powrót do szkoły. Nowe zeszyty do zapisania, nowe pachnące książki, nowa energia, nowe możliwości.
Czas po wakacjach ma to do siebie, iż jesteśmy wypoczęci, opaleni (uzupełniona witamina D) i pozytywnie nastawieni do przyszłości. Nie ma natomiast tych oczekiwań, co na przełomie roku kalendarzowego. To doskonały czas, żeby na spokojnie i po ciuchu zmieniać swoje życie. Dodatkowo, mamy w sobie więcej optymizmu, niż w styczniu. Myślimy bardziej zamaszyście. Warto to wykorzystać i zaplanować czas do następnych wakacji i wymarzony odpoczynek.
Może się zdarzyć, iż jakaś pandemia pokrzyżuje nam plany, ale to nic. Dostosujemy się. W tamtym roku o tej porze pakowałam sakwę na wyjazd do Czarnogóry. W tym roku był Bałtyk i Bieszczady. Może będzie jeszcze Białowieża. Nie narzekam.
Początek września to też czas zmiany perspektywy. Rocznica wybuchu wojny zawsze zatrzymuje mnie na moment w pędzie i trochę wywraca priorytety. Czy moje problemy są naprawdę takie poważne? Czy codzienne niedogodności i wyzwania mają większe znaczenie? Ostatnio usłyszałam, iż uczestnicy Powstania Warszawskiego bardzo dziwnie wyglądali w maseczkach. Przeżyli wojnę i śmierć bliskich, bomby spadały im nad głową, a teraz bronią się przed wirusem. To trochę pokazuje zmiany jakie zaszły.
Wiem, iż ciepłolubni popadają już w jesienną depresję. Ale może zanim opatulimy się w kokony z koca z kubkiem ciepłej herbaty, wykorzystajmy ten czas. Jest już wystarczająco rześko, żeby chciało się coś robić. Z drugiej strony jest wystarczająco dużo słońca, żeby baterie ciągle się ładowały. To dobry moment na zaczynanie nowych projektów, albo wskrzeszanie starych. Ciągle trwa jeszcze lato, a wrzesień w tym roku ponoć ma być ciepły.