Microsoft ma genialny pomysł na aktualizacje. To nie może się udać

konto.spidersweb.pl 1 dzień temu

Tym razem gigant z Redmond chce przekonać deweloperów, by zintegrowali swoje systemy aktualizacji z Windows Update, tworząc zunifikowaną platformę zarządzającą wszystkimi aktualizacjami na naszych komputerach. Na papierze brzmi to rewelacyjnie. W praktyce? Cóż, Microsoft ma już na koncie tyle rewolucyjnych rozwiązań, które miały uprościć nam życie, iż można by nimi wybrukować drogę do piekła dobrych intencji.

Idea, którą przedstawia product manager w Microsofcie Angie Chen, rzeczywiście brzmi kusząco. Zamiast obecnego chaosu, gdzie każda aplikacja ma własny system aktualizacji – Adobe ze swoim permanentnie działającym updaterem, Steam z własnymi zasadami, a Google Chrome aktualizujący się kiedy mu się podoba – mielibyśmy jeden, scentralizowany system zarządzający wszystkim. Windows Update stałby się głównym dyrygentem orkiestry aktualizacji, koordynując nie tylko patche systemu operacyjnego, ale także Adobe Photoshopa, Visual Studio, czy choćby naszej ulubionej gry indie.

Platforma obiecuje inteligentne planowanie aktualizacji, uwzględniające aktywność użytkownika, poziom baterii, a choćby ekologiczne godziny dla oszczędzania energii. Mamy też dostać zunifikowane powiadomienia – koniec z dziesiątkami różnych pop-upów błagających o restart czy instalację kolejnej wersji. Historia wszystkich aktualizacji ma być dostępna w jednym miejscu w ustawieniach Windows, a deweloperzy otrzymają obsługę różnych formatów pakietów, od MSIX/APPX po niestandardowe aplikacje Win32.

To też jest ciekawe:

To brzmi jak sen każdego administratora IT i użytkownika, który ma dosyć wojny aktualizacji na swoim pulpicie. Problem w tym, iż Microsoft już wcześniej miał podobne marzenia, a rzeczywistość okazywała się znacznie bardziej skomplikowana.

Techniczne przeszkody na drodze do raju aktualizacji

Pierwszy problem leży w samej naturze Windows Update, które już teraz często sprawia użytkownikom niemałe kłopoty. Update Orchestrator Service odpowiedzialny za koordynację aktualizacji systemu regularnie zjada ogromne ilości zasobów procesora i pamięci. Użytkownicy desperacko szukają sposobów na jego wyłączenie, tworząc skomplikowane skrypty PowerShell blokujące kolejne usługi i zadania w harmonogramie. jeżeli już samo zarządzanie aktualizacjami Windows sprawia takie problemy, to jak ma sobie poradzić z dodatkowymi aplikacjami?

Przed laty Windows Update aktualizował też aplikacje Windows Live i Microsoft Office. Dziś służy ‚tylko’ do uaktualniania wewnętrznych komponentów Windowsa

Kolejną kwestią jest złożoność różnych systemów instalacji aplikacji na Windows. Microsoft wspomina o obsłudze MSIX/APPX i Win32, ale przejście na MSIX od lat napotyka na ogromne trudności. Wiele aplikacji korporacyjnych korzysta z technologii legacy, sterowników systemowych czy usług działających na poziomie systemu, które nie są kompatybilne z restrykcyjnym modelem izolacji MSIX. Dodatkowo MSIX nie obsługuje wielu funkcji znanych z MSI, takich jak custom actions czy pełna obsługa usług i sterowników.

Problem pogłębia fakt, iż każdy deweloper ma własne wymagania dotyczące procesu aktualizacji. Niektóre aplikacje wymagają specjalnych procedur przed instalacją, inne muszą zamknąć określone procesy, jeszcze inne potrzebują specjalnych uprawnień. Stworzenie uniwersalnego API, które zadowoli wszystkich, to zadanie porównywalne do pogodzenia kotów z psami w jednej budzie.

Biznesowa rzeczywistość – dlaczego deweloperzy mogą nie chcieć

Największą przeszkodą może okazać się jednak niechęć samych deweloperów do oddania kontroli nad aktualizacjami. Dla wielu firm proces aktualizacji to nie tylko kwestia techniczna, ale także strategiczna. Adobe czy Microsoft 365 używają aktualizacji jako kanału komunikacji z użytkownikami, promując nowe funkcje, płatne dodatki czy usługi w chmurze. Przekazanie tej kontroli Windows Update oznaczałoby rezygnację z ważnego narzędzia marketingowego.

Dodatkowo wielkie firmy technologiczne inwestowały miliony dolarów w rozbudowę własnych systemów dystrybucji i aktualizacji. Google z Chrome, Adobe z Creative Cloud, czy Valve ze Steam – każdy z nich ma swoje powody, by nie rezygnować z niezależności. Dlaczego mieliby uzależniać się od platformy Microsoftu, konkurenta na wielu polach?

Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej w kontekście przedsiębiorstw. Administratorzy IT często preferują dedykowane narzędzia jak SCCM (System Center Configuration Manager) czy Windows Update for Business, które dają im pełną kontrolę nad procesem aktualizacji. Wprowadzenie kolejnej warstwy abstrakcji może tylko skomplikować i tak już złożone procesy zarządzania oprogramowaniem w dużych organizacjach.

Historia powtarza się – wcześniejsze próby unifikacji

Microsoft ma już na koncie kilka prób stworzenia uniwersalnych systemów zarządzania aplikacjami, które zakończyły się różnym skutkiem. Microsoft Store miał być odpowiedzią na App Store z iOS – jednym miejscem do pobierania i aktualizowania wszystkich aplikacji. Mimo ciągłych usprawnień wiele aplikacji przez cały czas go omija, a użytkownicy często wolą tradycyjne sposoby instalacji.

Wiele aplikacji przez cały czas nie korzysta z Microsoft Store do aktualizacji. W tym aplikacje Microsoft 365

Windows Package Manager (WinGet) to kolejna próba uporządkowania chaosu instalacji systemu na Windows. Choć jest użytecznym narzędziem, szczególnie dla zaawansowanych użytkowników i administratorów, przez cały czas nie osiągnął masowej adopcji. Użytkownicy skarżą się na problemy z kalkulacją wersji aktualizacji, niepełne pokrycie systemu w repozytorium, czy ograniczenia w zakresie instalacji w kontekście systemowym.

Podobnie było z Windows RT – miał być świeżym początkiem, kompatybilnym tylko z aplikacjami ze Store, ale ostatecznie okazał się rynkową porażką. Microsoft ma tendencję do tworzenia pięknych wizji technologicznych, które w zderzeniu z rzeczywistością tracą swój blask.

Fragmentacja jako nieunikniona rzeczywistość

Warto też zadać sobie pytanie: czy fragmentacja systemów aktualizacji to rzeczywiście aż tak wielki problem? Porównanie do Androida, które Microsoft przywołuje w swojej argumentacji, nie jest do końca trafne. Android radzi sobie z fragmentacją całkiem nieźle – mimo różnorodności wersji systemu i producentów platforma odnosi sukcesy rynkowe. Podobnie Windows przez lata funkcjonował z wieloma wersjami systemu i różnorodnymi mechanizmami aktualizacji aplikacji, nie przeszkadzając użytkownikom w produktywnej pracy.

Czy rzeczywiście potrzebujemy jeszcze jednego zunifikowanego rozwiązania? Czy problemem nie jest raczej to, iż Microsoft próbuje na siłę ujednolicić to, co z natury jest zróżnicowane? Różne aplikacje mają różne potrzeby, różnych użytkowników i różne modele biznesowe. Próba wepchnięcia ich wszystkich w jeden szablon może okazać się kontrproduktywna.

Dlaczego jednak może być lepiej niż nic

Nie wszystko jednak stracone. choćby jeżeli wizja Microsoftu nie zostanie w pełni zrealizowana, sama próba może przynieść pewne korzyści. jeżeli choćby część deweloperów zdecyduje się na integrację z nową platformą, może to rzeczywiście uprościć życie użytkownikom, przynajmniej w przypadku niektórych aplikacji.

Microsoft ma też jedną przewagę – pozycję dominującą na rynku systemów operacyjnych dla komputerów osobistych. jeżeli firma zdoła przekonać kilku kluczowych graczy do przyjęcia swojego standardu, reszta może pójść za przykładem. Historia pokazuje, iż czasami choćby niedoskonałe rozwiązania mogą się przyjąć, jeżeli mają za sobą odpowiedni marketing push i strategiczne partnerstwa.

Dodatkowo rosnące znaczenie bezpieczeństwa w IT może działać na korzyść scentralizowanych systemów aktualizacji. Administratorzy coraz częściej szukają sposobów na uporządkowanie łatek bezpieczeństwa, a zunifikowana platforma mogłaby im w tym pomóc, przynajmniej teoretycznie.

Sceptyczny optymizm

Czy Microsoft uda się przekonać deweloperów do swojej wizji? Prawdopodobnie nie w pełni. Wielcy gracze – Adobe, Google, Valve – najprawdopodobniej zachowają swoje niezależne systemy. Ale może uda się przyciągnąć część mniejszych deweloperów, szczególnie tych tworzących aplikacje biznesowe czy narzędzia dla profesjonalistów.

Czy użytkownicy na tym skorzystają? Prawdopodobnie tak, ale w ograniczonym zakresie. Zamiast kompletnej rewolucji otrzymamy ewolucyjną zmianę – część aplikacji będzie aktualizowana przez Windows Update, część przez cały czas będzie działać po staremu. Dla entuzjastów technologii, którzy już teraz korzystają z narzędzi takich jak WinGet czy Chocolatey, może to być miły dodatek, ale nie zmieni fundamentalnie sposobu zarządzania oprogramowaniem.

Ostatecznie inicjatywa Microsoftu jest kolejnym krokiem w długiej drodze do uporządkowania ekosystemu Windows. Czy będzie to krok decydujący? Raczej nie. Czy będzie krokiem w dobrą stronę? Być może. W świecie technologii czasami choćby niedoskonałe rozwiązania są lepsze niż brak rozwiązań w ogóle. A kto wie – może tym razem Microsoft nas zaskoczy i stworzy coś, co rzeczywiście zadziała. Dziwniejsze rzeczy się już zdarzały.

Idź do oryginalnego materiału