O zamknięciu bloga, czyli podsumowanie pierwszego kwartału

wakeupandcode.pl 6 lat temu

O tym, dlaczego pomyślałam o zamknięciu bloga, czyli podsumowanie pierwszego kwartału 2018 w trochę innej formie.

Na początku roku zrobiłam sobie podsumowanie, a potem spisałam plany. Na cały nowy rok. A potem trafiłam na ten wpis na Nettelog. Nie był to pierwszy raz, gdy czytałam ten artykuł o planowaniu w 12-tygodniowych cyklach. Już jakiś czas temu się z nim zapoznałam i bardzo zaintrygowała mnie taka forma planowania. Pomyślałam więc, iż nowy rok i nowy start to super pomysł, aby tę metodę wykorzystać. Potem spojrzałam na moje plany.

Stwierdziłam, iż adekwatnie moje plany na rok da się osiągnąć w trzy miesiące (sic!). Podkreślę tylko, iż plany, które opisałam w podlinkowanym wyżej wpisie były dość ogólne, natomiast ja miałam listę szczegółową. Do której z chęcią dopisałam jeszcze parę spraw. Plany poczyniłam w zakresie rozwoju w pracy, rozwoju firmy, bloga, grupy, dodatkowych inicjatyw i oczywiście trochę zdrowia, czyli siłownia i inne takie. W końcu dlaczego mam nie dać rady!

I tak styczeń minął mi na ogarnianiu spraw związanych z zakładaniem firmy i przygotowywaniem materiałów na moje warsztaty online. Równolegle założyłam dodatkową grupę na Facebooku, która została dedykowana wyzwaniu z podstaw HTML i CSS. Do tego na blogu pojawiła się seria wpisów właśnie o podstawach HTML i CSS. W grupie zaoferowałam się, iż sprawdzę zadania z wyzwania wszystkim chętnym osobom. I tak spędziłam dłuuugie godziny A do tego regularnie siłownia i codziennie joga. Bardzo byłam z siebie dumna.

Promocja warsztatów zaczęła się już w trakcie wyzwania. Okazało się, iż zainteresowanie jest na tyle duże, iż musiałam zrobić więcej grup niż planowałam. Wróć. Nie musiałam, a chciałam. Zrobiłam więcej grup i od razu zaczęłam planować kolejne warsztaty, bo ogromnie się wciągnęłam w robienie materiałów i samo prowadzenie. Uczenie daje mi naprawdę dużą satysfakcję i jest to rzecz, której trudno mi odmówić. Jestem bardzo zadowolona z tego, jak wypadły dwa miesiące warsztatów. Poprowadziłam kilka grup, które przerabiały materiał z podstaw HTML i CSS, podstaw JavaScript, a także bardziej zaawansowanych zagadnień związanych z JS. W międzyczasie padły mi trochę baterie, więc zrezygnowałam z siłowni, ale zachowałam jogę i wyjścia na ściankę wspinaczkową.

W tym samym czasie zaangażowałam się we współorganizację pierwszej, poznańskiej edycji warsztatów girls.js. Po raz pierwszym miałam do czynienia z ogarnianiem całego tego typu wydarzenia od zera. Od planu, przygotowania materiałów na dwudniowy warsztat, przez szukanie sponsorów i miejsca, po szukanie mentorów, rekrutację uczestniczek, organizację cateringu… Dużo tego było. Nie robiłam tego sama oczywiście, ale byłam mocno w cały projekt zaangażowana. Wydarzenie udało się świetnie! Trwało cały weekend. A kilka tygodniu później wzięłam się za organizację spotkania follow-up. Kilkugodzinne spotkanie wydało mi się pestką w porównaniu z tym weekendowym. Jednak też było dużo pracy. Więcej niż oczekiwałam.

Kolejna sprawa, która gdzieś tam cały czas trwała w tle to były prace nad kursem online. Pod koniec stycznia zaczęłam pracować nad koncepcją i materiałami, potem wzięłam się za nagrywanie, edycję nagrań. Przygotowuję kurs we współpracy ze Strefą kursów, więc na szczęście odeszła cała strona logistyczna typu sprzęt, wybór systemu do obróbki materiałów. Chciałam, aby kurs był jak najbardziej praktyczny. Aby dawał dużą dawkę podstawowej wiedzy, ale od razu pokazywał, w jaki sposób tę wiedzę realnie wykorzystać. Okazało się to dla mnie być nie lada wyzwaniem. Wszystko, co chciałam przekazać i pokazać, musiałam bardzo dokładnie przemyśleć. Szczegóły kursu zdradzę niedługo. Jestem już dosłownie na ostatniej prostej, jeżeli chodzi o materiał. Ogromnie mnie cieszyła praca nad samym kursem, jednak czas, jaki musiałam na niego poświęcić zdecydowanie rozminął się w moimi wstępnymi szacunkami.

Ale po co ja to wszystko piszę? Narzekam, iż tyle pracy, a przecież sama to wszystko na siebie wzięłam! Otóż to! To wszystko ja sama. I uwierzcie, iż opisane wyżej projekty były tylko częścią tego, co robiłam w ciągu tych trzech miesięcy. Jednocześnie mocno pracowałam w samej pracy, bo jestem w niej dopiero kilka miesięcy i wiele jeszcze muszę się nauczyć, dlatego praca zawodowa jest dla mnie bardzo angażująca. Do tego zaczęłam organizację dwóch dużych eventów z okazji urodzin grupy Programuj, dziewczyno!, które wypadają pod koniec maja. W związku z tym koordynuję organizację wydarzeń w Poznaniu i Warszawie. Nie wspomnę już o regularnych postach na bloga i moderacji grupy. Oraz o sprawach niezwiązanych z pracą i blogowaniem. Ich też było sporo.

Jednak wróćmy do pytania “Po co ten wpis?”. Otóż muszę przyznać, iż wpadłam w wir zadań. Sama się w ten wir wrzuciłam, ale wypaść z niego było mi bardzo trudno. I tak pewnego, pięknego poranka obudziłam się i stwierdziłam, iż chciałabym, aby tak nie było. Byłam zmęczona, sfrustrowana ilością zadań, które czekały na mnie tego dnia, mimo iż była sobota. Od zamknięcia bloga i rzucenia tego wszystkiego dzielił mnie krok. Lubię dramatyczne gesty. Także idealnie dramatycznym wyjściem wydało mi się po prostu rzucenie wszystkiego. Jednak stwierdziłam, iż działanie pod wpływem emocji nie będzie dobre. Oczywiście następnego dnia już bloga i grupy nie chciałam zamykać, nie chciałam też zawieszać działalności ani wypisywać się z organizacji wszystkich wydarzeń, w które jestem zaangażowana. Nie znaczyło to jednak, iż sytuacja mi pasowała.

Co udowodniłam sobie w pierwszym kwartale 2018 roku? Wszystko jest kwestią organizacji. Wystarczy sobie wszystko zaplanować. Każdy krok, każdą godzinę. Wystarczy wstać o 5 rano i zrobić nagrania do kursu. Albo posiedzieć w nocy, aby ogarnąć księgowość. To nie jest niewykonalne. Gdy trzeba, i gdy mamy zadania i plan, da się zrobić naprawdę wiele. Od lat jestem fanką teorii, iż im więcej mamy do roboty, tym więcej możemy jeszcze w grafik wcisnąć. Sprawdza się. Jednak nie warto. Bo zwyczajnie człowiekowi wyczerpują się baterie i kończą siły.

Mam to szczęście, iż otaczają mnie mądrzy ludzie. I wszyscy kazali mi zwolnić. Dosłownie każdy powiedział, iż mam przestać aż tyle robić. Zbuntowałam się na początku. A potem musiałam wszystkim przyznać rację. Wzięłam na siebie za dużo. Piszecie do mnie z pytaniami, jak ja to wszystko ogarniam, jakim cudem mam na to wszystko czas. To nie jest cud, to dobry plan i umiejętność wyrzeczeń. Nie odpoczywałam adekwatnie w żaden weekend przez ostatnie trzy miesiące, wolne wieczory mogę policzyć na palcach jednej ręki.

To fakt, jestem dumna z tego, co udało mi się zrobić. To nie jest tak, iż żałuję, iż tyle na siebie wzięłam, bo miałam potrzebę sprawdzenia się. Odhaczyłam z listy wszystkie zadania na ten kwartał. A do tego dodałam i zrealizowałam w międzyczasie nowe. Wszystko poszło po mojej myśli. Jednak zrozumiałam, iż musze nauczyć się odmawiać. I odsiewać projekty, w które się angażuję. Mimo iż tyle jest super inicjatyw. Nie dam rady wziąć udziału we wszystkim.

Tak naprawdę piszę ten wpis ku przestrodze. Na końcu mojej listy z planami na ten rok był odpoczynek i dbanie o siebie. Te zadania nie weszły do listy na pierwszy kwartał. To był błąd. Oprócz ogromnego zmęczenie, zwyczajnie mi się odechciewało. Wiele razy. Jestem słowna i nie odpuszczam, więc kończę to, co zaczęłam. Jednak dużo rzeczy robiłam ostatnio bez tej iskry, którą uważam za konieczność działania. Nie powinno tak być. Iskra będzie tylko wtedy, gdy będę w miarę wypoczęta. I gdy nie będę miała szczegółowej listy zadań na każdą wolną sobotę.

Nie rezygnuję z planowania w 12-tygodniowych cyklach. Ale na kolejne dwanaście tygodni mam inny plan. Jest w nim tylko jedna grupa warsztatowa, nie ma w nim dodatkowych wydarzeń oprócz tych, których organizacja już trwa. Nie ma w nim przymusu regularnych wpisów na blogu. Jest więcej czasu dla siebie. Jest powrót do długich sesji jogi, jazdy rowerem dla przyjemności i czytania książek. przez cały czas mam wiele projektów, przez cały czas jestem zaangażowana w wiele spraw. Ale nie aż tyle. Nie mam zaplanowanej każdej godziny na najbliższy tydzień. I czuję, iż to jest dobre.

Zaplanowałam kilka nowych inicjatyw związanych z moją działalnością. Oprócz promocji kursu, zaczynam swoją przygodę z YouTube. Ale nie chcę sobie narzucać tam żadnych zobowiązań. Będą filmy, będą live’y z gośćmi. W pierwszej kolejności poruszymy tematy związane z nauką angielskiego pod kątem programowania, potem będzie o tym, jak przygotować się na rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko juniorskie. I także o tym, jak doświadczenia programiści postrzegają juniorów (także tych bez kierunkowego wykształcenia). Poza tym chcę na blogu kontynuować serię Porcja wiedzy oraz Okiem filologa. Będzie co czytać! Czekają mnie też dwie konferencje w najbliższym czasie, jedna blogowa, druga programistyczna, także prawdopodobnie relacje też się pojawią.

Cieszę się na te kolejne trzy miesiące. Wiem, iż dużo będzie się działo. Ale na szczęście na pewno już nie tyle, co w pierwszym kwartale. Pierwsze dwanaście tygodni tego roku było dla mnie bardzo pracowite i satysfakcjonujące, ale jednocześnie ciężkie i momentami frustrujące przez ilość zadań. Chcę, aby te kolejne trzy miesiące były trochę inne. Wy też nie dajcie się zwariować własnym planom i listom zadań! To taka złota myśl na wiosnę


Chcesz się czymś podzielić? O coś zapytać? Napisz komentarz pod tym postem albo wiadomość na fanpage Wake up and Code.

Idź do oryginalnego materiału