Rok 2022 powoli dobiega końca, więc czas go podsumować! Zarówno jeżeli chodzi o ważne (moim czysto subiektywnym zdaniem) wydarzenia na świecie, jak też wpisy na samym blogu.
Żeby nie było zbyt smutno, wymieszam tutaj blaski i cienie.
Na świecie
Atak Rosji na Ukrainę
Chyba najbardziej przełomowe wydarzenie. Najstraszniejsze oczywiście dla Ukrainy, choć inne kraje również mogły odczuć na sobie presję i groźbę, iż świat może mocno się zmienić.
Z drugiej strony – mało co tak jednoczy jak kryzys. Jedni pomagali na żywo, jako wolontariusze, inni wspierali finansowo. Jeszcze inni działali na swoim podwórku, punktując przykłady rosyjskiej dezinformacji i uczulając na nią ludzi.
Również ten blog miał swój skromny wkład w tę ostatnią kwestię, zamieszczając poradnik po walce z trollami.
Powoli sprawy wydają się stabilizować, a front wraca do stanu, jaki znamy już od wielu lat. Cała sprawa daje natomiast nadzieję, iż przynajmniej jedno (byłe już?) mocarstwo osłabnie. A ludzie staną się bardziej wyczuleni na cyfrową dezinformację oraz centralizację (tu: zależność od dostaw gazu).
Mam cichą nadzieję, iż odrobinę nieufności i sceptycyzmu zachowamy również wobec wszelkiej maści „dobrych wujaszków”, którzy przyjdą, gdy opadnie kurz po bitwie. Proponując odbudowę. W zamian za uzależnienie się od nich.
Zmiana kierownictwa Twittera
I nie, nie chodzi mi o postać nowego właściciela. Wiem iż zrobił parę głupich rzeczy, ale moim zdaniem poświęcanie mu uwagi (nawet negatywnej) miałoby w sobie coś z kultu jednostki.
„To jest wielki pan, trzeba o nim mówić”. Dlatego mówił nie będę. Skupię się na innych sprawach.
Po pierwsze, przejęcie pokazało słabość cyfrowych gigantów. Widzieliśmy, jak łatwo zmiana kierownictwa przekłada się na zmianę kierunku całej platformy. Jak mało trzeba, żeby zrobiło się chaotycznie. Nie mówiąc już o ujawnionych informacjach, które pokazały, iż dawny Twitter dość mocno sobie bimbał na kwestie bezpieczeństwa.
Po drugie – niestety wraz z nowym układem wróciły do łask niektóre zbanowane konta. Nie takie od niuansów, niepopularnych opinii czy ciemnych stron – tylko takie jawnie szerzące rosyjską propagandę :roll_eyes:
No ale cóż, pozostaje się dopasować do realiów. Banowanie to raczej rozwiązanie doraźne, prowizorka. A uczulanie społeczeństwa na dezinformację może pozwoli osłabić jej efekt w dłuższym terminie. Dlatego warto to robić.
Po trzecie – i tu akurat kolejna dobra strona – renesans przeżywa Mastodon, otwarta i zdecentralizowana alternatywa dla Twittera.
O ile już wcześniej zdarzało się przechodzenie ludzi na aplikacje open source (patrz: odchodzenie od WhatsAppa na rzecz Signala), o tyle decentralizacja zawsze była tym jednym krokiem, który mało kto podejmował.
Ludzie jakoś lubili iść tam, gdzie wszystko zależało od wielkiego podmiotu.
Ale może powoli zacznie się to zmieniać?
Kupno Figmy i aferki wokół Adobe
Adobe mam na oku już od dawna, ale jakoś nie znalazłem czasu w stworzenie o nich osobnego wpisu.
A dlaczego ich obserwuję? Bo to idealny przykład ogromnej korporacji, rozrastającej się przez połykanie świata. Oni nie tyle tworzą innowacje, co podkupują innowatorów. A potem jakoś ich na siłę dopasowują do modelu zarobkowego opartego na subskrypcjach. Albo olewają i wygaszają.
Kolejny przykład słabości ich scentralizowanego modelu mieliśmy niedawno. Popadli w konflikt z firmą Pantone, tworzącą gotowe palety kolorów. I po prostu je wyłączyli. Od teraz, otwierając projekt zawierający te palety, użytkownicy widzą tylko czerń. Chyba iż zapłacą.
Większym wydarzeniem było natomiast coś innego. Kupno Figmy za 20 miliardów dolarów. Mniejszej firmy oferującej narzędzia online do wspólnej edycji, stanowiącej dla programów Adobe dość solidną, dynamiczną konkurencję.
No cóż, od dzisiaj koniec z konkurowaniem. Zostali wchłonięci przez wielką, rozrastającą się masę Adobe.
Ten przypadek pokazuje nam, iż nie ma co liczyć na młode i dynamiczne firmy. jeżeli chcemy mieć gwarancję, iż lubiany przez nas program nie zostanie wchłonięty przez jakiegoś kolosa, zmonetyzowany i zmieniony na gorsze… To warto iść w stronę programów open source.
Może nie zawsze są tak doszlifowane, ale nas nie zdradzą. A gdyby próbowały, to zawsze można wrócić do ich starszej wersji; do czasu, kiedy ktoś inny pociągnie temat.
Nie warto mieć postawy „profesjonaliści tego nie używają”.
Primo: co jest profesjonalnego w byciu uzależnionym od twórcy swoich narzędzi, jego zachcianek i fanaberii?
Secundo: może kiedyś zaczną – o ile wesprze się autorów uwagami o błędach i konstruktywną krytyką.
Na blogu
O ochronie prywatności
W tym roku, po chwilowej blokadzie twórczej na etapie omawiania JavaScriptu, domknąłem serię Internetowa inwigilacja. Omawiam tam metody, dzięki którym wścibskie firmy (głównie z branży reklam targetowanych) zbierają o nas informacje, kiedy surfujemy po internecie.
Ale coś się kończy, coś się zaczyna! Zatem seria przez cały czas otrzymuje nowe, uzupełniające wpisy.
Główna seria skupiała się na sytuacji, kiedy informacje gromadzą autorzy tych samych stron, które odwiedzamy. Albo ich zaufani partnerzy. Wpisy dodatkowe skupiły się natomiast na ochronie przed podglądaczami z zewnątrz.
Mieliśmy małą, przystępną trylogię na temat szyfrowania połączeń (HTTPS), ochrony metadanych oraz DNS-a, swoistej książki telefonicznej internetu.
Chroniąc te trzy rzeczy, można chociażby zyskać ochronę przed wścibskimi firmami telekomunikacyjnymi dającymi nam internet. Ale jeżeli zapomnimy choć o jednej, cała ochrona na nic.
Za wpis w podobnym klimacie (choć nienależący do głównej serii) można też uznać przewodnik po metodach cenzurowania stron. Po jego przeczytaniu wiemy, iż komunikat „Taka strona nie istnieje” to nieraz kłamstwo. A parę prostych kroków wystarczy, żeby ją dorwać.
Rozpocząłem też serię Apki to pułapki. Główne założenie jest podobne – różne metody, jakie stosują firmy tworzące aplikacje, żeby – zwykle całkiem zgodnie z prawem – gromadzić nasze informacje.
Tym razem jest groźniej, bo przeglądarka jednak nie ufa internetowi w stu procentach i nieco nas chroni. Zaś aplikacje są bliżej naszych sekretów.
Oprócz tego było trochę wpisów pobocznych, ale poruszających kwestie niszowe i (moim zdaniem) ciekawe:
-
Nowy format linków z Facebooka.
Facebook zmienił format linków do swoich postów. Zdaniem niektórych – po to, żeby po ich udostępnieniu dało się ustalić, kim była osoba udostępniająca.
W swoim wpisie pokazuję, iż raczej tak nie jest. Co nie zmienia faktu, iż w linkach Facebooka mogą się ukrywać inne, realniejsze metody śledzenia. W swoim wpisie je omawiam. -
„Komentowanie komentarzy” spod filmu TechnoStrefy.
Rzut oka na to, co o prywatności i śledzeniu myślą niektórzy zwyczajni internauci, odwiedzający popularne filmy na ten temat. Okazja do sprostowania paru rzeczy i refleksji nad innymi.
O przekrętach korporacji
Bliżej początku roku gwiazdą był Google. Dodałem wtedy wpisy:
-
Manifest v3. Jak Google zabija blokowanie reklam
O nowych zmianach, które miał wprowadzić Google do Chrome’a, swojej przeglądarki. Oficjalnie w celu poprawienia wydajności. W praktyce oznaczały poważne ograniczenie możliwości współczesnych dodatków blokujących reklamy śledzące.
I tutaj dobra wiadomość – niedawno Google przesunęło w czasie wprowadzanie tych zmian. Nowy rok nie oznacza jeszcze końca naszych blokerów :smile: -
BadTube.
Różne patologie wokół YouTube’a. Dominującymi motywami były stałe ustępstwa na rzecz wielkich koncernów i reklamodawców (kosztem mniejszych twórców) oraz opieranie moderacji na zawodnych algorytmach. Czyli w sumie typowy Google.
Kwestia nieprzeniknionych algorytmów pojawiła się również w jednym z moich nowszych wpisów, na temat Facebooka i jego automoderatora – algorytmu odpowiedzialnego za chowanie komentarzy.
Okazuje się, iż naszym oczom może się ukazać cały nowy świat – jeżeli pod postami będziemy zmieniać ustawienie wyświetlania na Wszystkie komentarze.
Znaczącym motywem w tym roku, zajmującym aż sześć wpisów, okazało się rolnictwo i biotechnologia.
Nie planowałem tyle o tym pisać. Nie mam żadnej osobistej vendetty, rodziny zatrutej chemią rolną czy też przyjaciół, którym korporacja połknęła gospodarstwo. Nie kusiło mnie nigdy czytanie o sprawach ekologicznych.
A jednak ten temat mocno mnie wciągnął. Czytając o metodach, jakich używali wielcy gracze wobec mniejszych – naukowców, krytyków, choćby ubogich państw – czy o robieniu z rolników żywych tarcz, czasem niemal kląłem na głos. Współczesne, wielkoskalowe rolnictwo jest pełne patologii.
Miałem przyjemność opisać następujących graczy z tej branży:
-
Syngenta.
Twórcy atrazyny, środka chwastobójczego. Zakazanego w UE, bo łatwo przenika do wód, przekraczając uniwersalny dopuszczalny poziom. Dozwolonego w USA. Kiedy naukowcy pokazali jej potencjalnie szkodliwy wpływ na układ hormonalny żab, to zaczęli ich zaszczuwać.
-
John Deere.
Tu znów sprawy cyfrowe. Producent traktorów, który wykorzystuje komputer pokładowy do uzależnienia rolników od swoich autoryzowanych serwisów. Nie powinni dłubać przy maszynach sami, bo usuną cyfrowe zabezpieczenia i „jeszcze ktoś ich zhakuje”. A po bliższym spojrzeniu okazało się, iż te zabezpieczenia to pic na wodę.
-
Monsanto.
Powiem tyle: dorobili się trzech długich wpisów i są prawie głównymi bohaterami czwartego. A i tak mam wrażenie, iż tylko musnąłem temat.
Warto zaznaczyć, iż pomijałem kwestię bezpieczeństwa ich produktów dla zdrowia (bo kontrowersyjna) oraz czasy sprzed ich wejścia w branżę rolniczą. Tylko współcześniejsze, potwierdzone skandale. A końca i tak nie było widać.
Pokazałem też, w sposób nieco bardziej analityczny, ciemną stronę PR-u branży biotech – zorganizowaną dezinformację.
Podwykonawców dalszego stopnia, tworzących (zapewne m.in. dla Monsanto i Syngenty) masowe, agresywne komentarze na YouTubie i nie tylko. Uderzające w krytyków branży, siejące strach. Sugerujące, iż bez produktów tych firm świat umrze z głodu.
Czasem zawierały linki do stron, z których wiele, po wczytaniu się w temat, okazało się wydmuszkami stworzonymi w celach propagandowych. Dla wglądu podrzucę tu schemat linków między stronami (pełna wersja oraz kontekst we wpisie wyżej).
Ta kilkumiesięczna rolnicza przygoda pokazała mi dość niepokojący fakt – dezinformacja nie jest jedynie domeną rosyjskich trollkont. Bazuje nie tylko na pierwotnych instynktach, jak strach przed głodem, ale choćby na rzeczach subtelniejszych, jak zainteresowanie nauką.
Co dalej?
Ważność domeny przedłużona, więc blog powisi jeszcze co najmniej rok :sunglasses:
I mam nadzieję, iż nie będzie to jakieś bierne, nudne wiszenie.
Nurkując w tematy – rolnicze i nie tylko – dopracowałem sporo swoich metod zbierania i przedstawiania informacji, nabyłem opinii na temat różnych źródeł. Natworzyłem skryptów.
Wszystko to pozwoli mi sprawniej zbierać fakty o korporacjach, wiązać ze sobą tematy, lepiej obserwować kulisy współczesnego świata.
Również w kwestiach prywatnościowych czuję się coraz swobodniej. Przede wszystkim bardziej się oswoiłem z Androidem i apką Termux, więc łatwiej będzie mi pokazywać, w jaki sposób aplikacje naruszają naszą prywatność.
Plany? Konkretnych nie mam – tradycyjnie będę się dzielił tym, co mnie akurat zainteresuje.
Ale na pewno chciałbym, żeby wśród tych rzeczy był wreszcie mój komplet skryptów do odczytywania danych o polskich firmach, z KRS-u i Monitora. Im więcej przejrzystości, dostępnej dla wszystkich, tym lepiej. Za dużo jest dezinformacji na tym świecie.
Chodź, nowy roku, czekamy!
Szczęśliwego życzę wszystkim Czytelnikom :smile:
Źródło: Pinterest, grafika na podstawie gry Asura’s Wrath.
(Jeśli wierzyć podpisowi, pierwotny autor to niejaki SONICX).