Prowadzisz bloga? Oto Twoje zbawienie: Marketing Calendar by CoSchedule

devstyle.pl 3 lat temu

W moim życiu social media mają dwie strony: prywatną i marketingową. Prywatnie: utrzymuję kontakt ze znajomymi i dzielę się swoimi refleksjami. Marketingowo: promuję “devstyle” i wszystko co z tym terminem związane.

Fair enough.

Manual vs auto

Do niedawna wychodziłem z założenia, iż wszystko w socialach “powinno” być robione manualnie, by nie utracić autentyczności i szczerości. A to… generowało wiele problemów. Życie stało się o wiele prostsze, gdy wykrystalizował się wspomniany wyżej podział.

Prywatnym zastosowaniom sociali nie zależy na zasięgach, na “odpowiednim czasie publikacji”, na numerkach i klikach. Tam pierwsze skrzypce grają emocje. U mnie tak działa większość mojego Twittera, prywatne konto na fejsie (od niedawna) i Instagram. W skrócie: na “prywatnych” socialach nie zarabiam. I do nich faktycznie pięknie stosuje się zasada: serducho i własne palce, a nie bezduszny automat.

Ale druga strona medalu to sociale “zawodowe”. Fanpage, “promocyjna” część Twittera czy LinkedIn… one służą do promowania treści i docierania do jak największej rzeszy odpowiednich osób. To część pracy. A im mniej pracy, tym lepiej, c’nie? ;). No właśnie. I tu jest social pogrzebany.

W przypadku devstyle stało się to o tyle istotne, iż od kilku miesięcy z “bloga” zrobił się “portal” i nasze teksty są teraz pisane przez wiele par rąk, a nie tylko moje. Jeszcze do niedawna nastawiałem budzik (sic!), żeby o odpowiedniej godzinie puścić na fanpage informację o nowym tekście. Uwiązany do komputera, przyciśnięty do wirtuala, skuty cyber-kajdanami.

Oczywiście wiem, iż da się “zaschedulować” treści na przyszłość. Ale – w przypadku facebooka czy LinkedIn – dopiero, gdy post na WordPress jest już opublikowany, co mocno sprawy komplikuje.

I wtedy, na białym rumaku, dumnie wjeżdża…

CoSchedule

O CoSchedule dowiedziałem się ze SmartPassiveIncome (a z Patem z SPI miałem niedawno zaszczyt porozmawiać przed mikrofonami :) ). Najpierw temat olałem, ale w końcu coś mnie tknęło i… postanowiłem sprawdzić.

Jest to narzędzie do “ogarniania” sociali. Miałem wcześniej romans z dwoma innymi programami tego typu, ale się nie polubiliśmy. Dlatego też tym razem podchodziłem do sprawy bardzo sceptycznie. Ba, umówiłem się choćby na skype z zaoceanicznym supportem, żeby porozmawiać o tym rozwiązaniu, zanim się w nie zaangażuję!

Porozmawiałem. Poznałem. Zaangażowałem się. Uzależniłem się. Wykupiłem i zostałem klientem. A teraz polecam dalej.

Dlaczego? Poniżej pokażę trzy funkcje, z których korzystam regularnie. CoSchedule oferuje ich więcej, ale mi na razie wystarcza tylko to. Zaoszczędziłem dzięki temu masę czasu. I – co dla mnie ostatnio bardzo ważne – odzyskałem odrobinę wolności.

Zobaczcie:

Po pierwsze: promocja postów

Napisanie tekstu to jedno. Potem trzeba go puścić na WordPressa i… wypromować, oczywiście! Tej części nigdy nie lubiłem. Skakania po oknach, pilnowania odpowiednich godzin… Eh.

Teraz? CoSchedule daje plugin do WordPressa, za pomocą którego kilkoma kliknięciami planuję wysyłkę informacji o tekście na wszystkie swoje kanały:

Siup! Bezpośrednio z widoku edycji posta.

Ale to nie wszystko, bo… po co tyle klikać? Można zapisać sobie szablon (social template), który jednym klikiem zaplanuje wiadomości w odpowiednich godzinach na różne kanały:

Potem tylko wypełniam teksty (moje własne placeholdery: txt1, txt2 i tags) i… i już! Gotowe!

Oczywiście mógłbym zrobić “scheduling” z każdej platformy bezpośrednio. I tak robiłem przez lata. Jednak z tym wiąże się problem, o którym już nieco wspomniałem: to (na Facebooku i LinkedIn) działa tylko dla już opublikowanych treści! Te portale zaciągają i cache’ują sobie graficzną reprezentację linków. WordPressowy szkic zwróci im 404. Z CoSchedule ten problem znika! Lowe Wielkie za to.

Zresztą w podobny sposób planuję promocję odcinków VLOGa, publikowanych tylko na YT, nie na WordPress. Upload i schedule na YouTube to jedno. Ale od razu, w tym samym momencie, mogę zaplanować informacje wysłane na wszystkie social-kanały. A potem bezpiecznie wyłączam komputer i wszystko magicznie dzieje się samo.

W poszukiwaniu utraconego czasu? To właśnie tutaj!

Bardzo, bardzo wielka oszczędność czasu. A z moich raportów finansowych można łatwo wywnioskować, iż z chęcią kupuję czas.

Co więcej: dzięki CoSchedule mogę dać dostęp do tych kanałów innym osobom, na przykład mojej asystentce Ani, bez nadawania uprawnień na każdej platformie po kolei (czego robić nie chcę)! Idealny flow: autor pisze tekst, Andrzej robi korektę i redakcję, Ania ogarnia resztę (graficzka i promocja w socialach), a ja biję brawo. Perfect!

Bonus: headline analyzer

Po polsku działa to średnio, ale jeżeli piszesz po angielsku, to może Ci się spodobać:

U mnie wszystko jest po polsku, więc nie korzystam, ale pokazuję jako interesujący bajer.

Po drugie: kalendarz

Nawet pisząc w pojedynkę czasami mieszałem terminy różnych publikacji. Wrzucałem na Google Calendar wszystkie potrzebne informacje: kiedy co i gdzie ma być opublikowane. I to działało pięknie… dopóki nie nastąpiła jakakolwiek zmiana. Bo kto zsynchronizuje kalendarz z rzeczywistością? Ano nikt.

Nikt? A jednak ktoś! Proszę bardzo:

To jest jeden z tygodni lipca. Tu są wszystkie WordPressowe teksty i wszystkie “marketingowe” wiadomości na sociale. I tutaj synchronizacja już działa! jeżeli przesunę wiadomość na inny dzień lub inną godzinę, to ona faktycznie zostanie opublikowana w tym nowym terminie.

A dlaczego niektóre elementy się wyróżniają? Bo najechałem myszką na jedną z wiadomości. A wtedy CoSchedule pokazuje, które inne pozycje są z nią powiązane w jednej “social kampanii“. W tym przypadku widać (dość agresywną) kilkudniową kampanię promującą mój post o Gicie.

Zajarałem się, gdy to zobaczyłem. I jaram się do dziś.

Po trzecie: republikacja

Blog założyłem ponad dekadę temu. Przez ten czas pojawiło się prawie tysiąc tekstów. W trakcie doszedł podcast i VLOG. Jest tego MASA.

I… i to się marnuje. Przynajmniej te uniwersalne, ponadczasowe teksty/odcinki. Jasne, w swoim czasie każda treść dotarła przed oczy i uszy X Czytelników, Widzów i Słuchaczy. Ale to grono ciągle rośnie! A mało kto chodzi po archiwach.

Z pomocą przychodzi ReQueue, czyli mechanizm ponownej promocji już istniejących treści. Wybieram tekst, klikam “OKEJ”, a CoSchedule robi resztę, czyli automatycznie publikuje te teksty w odpowiednich godzinach na wybranych przeze mnie kanałach. Pilnując jednocześnie, by zbytnio nie spamować, trzymając się ustalonych limitów X wiadomości dziennie per kanał.

Oczywiście są inne narzędzia, które także to robią. Ale tutaj mam wszystko “w pakiecie”. A dodatkowo – co się niezmiernie przydaje – NOWE teksty mogą zostać automatycznie dodane do wybranych grup republikacji.

Efekt?

Od -nastu (czy -dziesięciu?) miesięcy liczba UU na devstyle.pl krążyła wokół 20-25tys. Były wzloty i spadki, ale to taka średnia.

Natomiast lipiec 2018… o proszę, w porównaniu do poprzedniego miesiąca:

W lipcu uruchomienie CoSchedule nie było jedyną zmianą. Oprócz tego pojawiło się więcej tekstów niż zwykle dzięki nowym świetnym Autorom i Autorce. Więcej niż zwykle wydałem też na reklamy na FB.

ALE! choćby jeżeli CoSchedule nie przełożyło się na ten ruch bezpośrednio (choć jestem przekonany, iż tak było), to na pewno pomogło w osiągnięciu takiego wyniku.

Czego nie używam?

Napisałem, iż CoSchedule oferuje więcej niż potrzebuję. Co zatem olewam? Przynajmniej dwa duże ficzery:

Pierwszy z nich to analityka. Pewnie powinienem nad tym przysiąść, ale… no cóż, po prostu mi się nie chce.

Drugi to “project management”/kolaboracja. Od tego mam inne narzędzia, które sprawdzają się bardzo dobrze.

Więc?

Tak jak pisałem, narzędzia używam od około dwóch miesięcy. Jest rewelacyjne i zostaję przy nim. Polecam także Tobie!

Ku jawności: w tekście znajduje się link afiliacyjny: http://devstyle.pl/coschedule. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zapoznasz się z tą usługą korzystając właśnie z niego. Ale choćby jeżeli olejesz mój link i pójdziesz bezpośrednio na stronę produktu, to i tak będę zadowolony. I… jestem przekonany, iż Ty też.

Pozdro!

Procent,

Taki Dojrzały Marketer Że Hej

Idź do oryginalnego materiału