Rutkowski Patrol kontra kierowcy – opowieść wielkanocna

ciemnastrona.com.pl 1 rok temu

Są święta wielkanocne, 2023 rok. Za oknem czasem śnieżnie, czasem deszczowo, ale przeważnie pochmurno.

Za naszą wschodnią granicą Ukraińcy wciąż dzielnie się bronią przed Rosją. Wojna jest dobrze udokumentowana w różnych źródłach.

Ale również na zachodzie miało miejsce krótkie, nietypowe starcie. Nie było strzelaniny. Ale byli ludzie w kamizelkach taktycznych, wóz opancerzony, sporo policjantów.

Po jednej stronie stał polski magnat transportowy i wynajęta przez niego firma Rutkowski Patrol („oddział paramilitarny”, jak ich określiły niektóre media). Po drugiej – kierowcy, którym nie wypłacano wynagrodzeń, oraz niemiecka policja.

Aferka zasługuje na opisanie, póki jeszcze jest względnie świeża.
Zapraszam! Będzie tu nieco dokładniejsze omówienie sprawy niż w newsach. A na koniec garść danych z polskiego rejestru spółek i krótki przewodnik po ich eksplorowaniu.

Spis treści

  • Preludium
  • Walka o ciężarówki
  • Finał sprawy
  • Poznajemy imperium rodziny M.
    • Wyszukiwarka KRS-u
    • Wyszukiwarka dokumentów finansowych
    • Centralny Rejestr Beneficjentów Rzeczywistych

Preludium

Jedną ze stron sporu są trzy firmy transportowe z okolic Krakowa należące do Łukasza M. i jego rodziny – Imperia, Agmaz oraz Luk Maz (tak jest; jedna pisana łącznie, druga rozłącznie).
Drugą stroną – kierowcy pracujący dla tych firm, pochodzący głównie z Gruzji i Uzbekistanu.

Później w sprawę włączyła się również firma Rutkowski Patrol należąca do medialnej postaci, Krzysztofa Rutkowskiego.
Oficjalnie są agencją detektywistyczną, ale lubią stylizować się na służby (policję i armię).

Konflikt narastał już od jakiegoś czasu, bo kierowcy od dwóch miesięcy nie dostawali wynagrodzeń. Zwrócili się o pomoc do niemieckich i holenderskich związków zawodowych. Przy ich wsparciu zatrzymali pojazdy w określonych miejscach przy trasie i zorganizowali strajk.

Jak wspomina ten facebookowy post z 31 marca, jednym z tych miejsc była duża strefa postojowa, Gräfenhausen.

Zebrało się tam kilkudziesięciu kierowców (ok. 40 w dniu publikacji posta). Zadeklarowali, iż nie ruszą, dopóki nie otrzymają zaległych wynagrodzeń. Pomoc prawną i medialną zapewniły im związki zawodowe kierowców – gruziński GTUC, holenderski FNV. Miejscowi zaczęli ich zaopatrywać w jedzenie i picie.

Przedstawiciele firm z Polski co najmniej raz tam przyjechali. Twierdząc iż zapłacą, ale najpierw chcą dostać ciężarówki z powrotem. Kierowcy odmówili. Powołali się na parę przypadków, kiedy ich koledzy poszli na taki układ, a i tak nie zobaczyli wynagrodzenia.

Zanim przejdziemy dalej, pobawmy się w adwokata diabła.

Widziałem komentarze zastanawiające się, czy takie zatrzymanie ciężarówek jest w ogóle legalne; czy niewydanie ich na żądanie ludziom z firmy nie podchodziłoby pod jakąś kradzież mienia.

Nie odpowiem z całą pewnością, bo to prawdopodobnie sprawa na styku prawa przewozowego, przepisów niemieckich i tak dalej.

Ale spójrzmy na fakty. Zaangażowały się w to organizacje od praw pracowniczych, zapewniły pomoc prawną. Zaś policja niemiecka nie odebrała pojazdów, a ostatecznie ochroniła kierowców.
Sugeruje to, iż strajk kierowców był legalny. A przynajmniej mieli dobrą podkładkę. Dość rozsądnie brzmiał dla mnie jeden z wypatrzonych komentarzy:

Przemysław

W świetle prawa:
1.Pojazdy w leasingu nie są własnością przedsiębiorcy a banku, jedynym organem który może je przejąć jest bank, przy zachowaniu procedur.
2. Kierowca nie powinien przekazać pojazdu, gdyż do ukończenia zlecenia jest za niego odpowiedzialny, podobnie jak i za ładunek. (np. po przejęciu pojazdu przez osobę trzecią, bez odpowiedniej dokumentacji, na naczepie lub w kabinie pojawia się dziwny pakunek z zawartością nielegalną i kierowca ma big problem)
(…)

Lekkie zmiany moje.

Ktoś inny, choćby wspierając w duchu kierowców, mógłby się zastanowić – czy nie działają na swoją szkodę? jeżeli w branży się nie dopina i stąd nie ma pieniędzy, to czy robienie przestoju nie jest piłowaniem pod sobą gałęzi?

To by jeszcze mogło brzmieć wiarygodnie… gdyby nie to, iż właściciel trzech firm, Łukasz M., chwalił się w mediach społecznościowych coraz to nowymi nabytkami.

Złoty łańcuch, złoty zegarek, coraz większa kolekcja aut sportowych. W tych warunkach prawdopodobnie trudniej było kierowcom uwierzyć, iż firma bardzo chce płacić, ale ma krótkotrwałe problemy z płynnością.

A zatem czekali na parkingu.

6 kwietnia organizacja Faire Mobilität wystosowała list do firm LKW Walter, Sennder i C.H. Robinson – gigantów z branży logistycznej, dla których często kursowała polska firma, a zatem również wykorzystywani kierowcy.
Proszą w nim o wsparcie i wzięcie odpowiedzialności za kłopotliwego podwykonawcę.

7 kwietnia polska posłanka Paulina M. krótko streściła sprawę na Twitterze. Odpowiedziały jej głównie polityczne trolle, ale nie tylko.
Jeden z komentarzy pod tweetem rzucił w firmę transportową mocnym oskarżeniem. W odpowiedzi na to inny napisał:

Kuba

Zwykły wiejski dziad trans, mafie to były w [latach] 90, a to jest śmieszny dorobkiewicz

To ostatnia wzmianka sprzed eskalacji, jaką znalazłem. Komentarz został umieszczony 8 kwietnia w środku nocy, krótko po 1:00.

Zaś w okolicach 11:00 tego samego dnia właściciel wrócił na teren parkingu z ekipą Rutkowskiego. Przyjechali pojazdem opancerzonym, wystrojeni w kamizelki taktyczne. I próbowali przejąć ciężarówki siłą.

Walka o ciężarówki

Film z miejsca akcji nagrała niszowa telewizja Patriot24, od lat ściśle współpracująca z grupą Rutkowskiego.

Ich zakładka „O nas” od 2012 roku niezmiennie głosi:

Będziemy wspierać silną pomocą tych, którzy nie potrafią odnaleźć sprawiedliwości na policji, prokuraturze czy w sądzie. Słabi potrzebują w takich sytuacjach profesjonalizmu i mądrej siły. W tym zakresie swoją pomoc i wsparcie zaoferował w pełnym zakresie Krzysztof Rutkowski.

Porównują się również do baterii rakietowej Patriot. Piszą, iż to stąd ich nazwa.

A jak to wspieranie słabych wyszło im w Niemczech?
Zaraz zobaczymy! Bo omówię ich film nieco dokładniej. Choć jest pocięty i ma prawdopodobnie pokazywać ich jako słuszną stronę, i tak nie wypada dla nich zbyt korzystnie.

Na początku filmiku widzimy jak jadą autostradą, trzymając się blisko opancerzonego wozu Tur firmy AMZ, należącego do firmy Rutkowskiego. Samego szefa z nimi nie ma. Osoba operująca kamerą to prawdopodobnie ta sama kobieta, która dość często się wypowiada podczas filmu. Nazwijmy ją dziennikarką.

W okolicach drugiej minuty wjeżdżają na parking tirów, mijając po drodze stację benzynową. Dostrzegają wozy niemieckiej policji.

Żebyśmy mieli lepsze wyobrażenie o sprawie, spójrzmy gdzie rozgrywała się akcja.
Strefa Gräfenhausen jest położona przy autostradzie A5, w pobliżu Frankfurtu. Według mapy około 990 km od Krakowa, pod którym znajduje się siedziba firm transportowych.

Źródło mapek: OpenStreetMap.

Film pokazuje, iż na miejsce zjechało całkiem sporo pojazdów. Doliczyłem się takich:

  • dwie furgonetki z napisami telewizji Patriot;
  • przynajmniej dwa busiki firm przewozowych z napisami Luk Maz i Agmaz

    (zapewne przywiozły na miejsce kierowców zastępczych, którzy mieli odjechać odzyskanymi ciężarówkami);

  • wóz firmy Rutkowskiego, który łatwo pomylić z policyjnym radiowozem;
  • wielki transporter opancerzony.

Strach pomyśleć, ile ten cały konwój wydał na paliwo!

Na miejscu był również Łukasz M. – właściciel trzech firm transportowych i zleceniodawca Rutkowskiego.

Przez dłuższy czas mamy tylko rozmowy i zbieranie się dwóch grup – kierowców i ludzi Rutkowskiego – przy jednej z ciężarówek. Wokół cały czas stoi kilka osób z niemieckiej policji.

13:43 - ktoś (właściciel?) pyta inną postać o kluczyki od ciężarówki i zbliża się do drzwi. Dziennikarka mówi, prawdopodobnie do ludzi Rutkowskiego, „podejdźcie z panem”.
Kierowca stojący pod drzwiami nie wpuszcza nikogo do kabiny ciężarówki. Robi się kłębowisko, wokół drzwi zaczynają kotłować się kierowcy i grupa Rutkowskiego.

Cięcie. Przeskok do grupy stojącej na trawniku obok ciężarówki. Kierowcy dyskutują z przyjezdnymi. Przy drzwiach już spokojnie, zastawia je ten sam kierowca co poprzednio.

Koło 14:00 - jeden z kierowców wprost mówi „Zapłaci? No problem! Nie zapłaci?”. Dalej nie wyłapałem. Widać, iż nie ma agresji z ich strony, ale stoją w zwartej grupie.

W okolicach 14:20 dziennikarka naszej telewizji broniącej słabych mówi: „Powiedz o deportacji! Że będą deportowani. Nie będą mogli dłużej pracować w Unii”.

14:40 - największa szarpanina. Ktoś próbuje siąść w kabinie i odjechać, kierowcy nikogo nie puszczają. Ludzie od Rutkowskiego próbują blokować im wejście do kabiny z jednej strony, tam gdzie jest mniej miejsca między ciężarówkami.

Z przeciwnej strony co najmniej dwóch ludzi Rutkowskiego, wraz z jednym mężczyzną w brązowej kurtce i bez kamizelki ochronnej (prawdopodobnie z grupy dziennikarzy Patriota), szarpie za drzwi. Zostają od nich odciągnięci przez kierowców.

14:58 - dziennikarka woła do człowieka w kurtce „Kamil!”, mówi żeby odszedł. Przez chwilę ma pozę jak do bójki.
Na chwilę się wycofuje, ale wraca z uniesionymi pięściami. Wchodzi też więcej ludzi od Rutkowskiego. Grupy stoją blisko siebie i na siebie krzyczą.

Koło 15:15 ktoś idzie w stronę kamery i mówi: „Powiedzcie swoim ludziom, żeby nie…”. Dalej nie dosłyszałem.
Niemiecka policja interweniuje i krzyczy, żeby obie grupy się rozdzieliły. Policjantka krzyczy „Zugang!” („Cofnąć się!”).

Źródło: kadry z nagrania telewizji Patriot24.

Ludzie Rutkowskiego odchodzą, kierowca siedzący w szoferce naciska klakson. Nadjeżdża kolejny radiowóz. Kierowcy zbierają się obok ciężarówki i wystawiają w stronę policji otwarte dłonie.

15:57 - dziennikarka cofa się od ciężarówki, mówi do tego w brązowej kurtce: „Kamil, nie bijcie się z nimi ani nic, bo będzie przejebane”.

Sytuacja stopniowo się rozładowuje. Od tej pory obie grupy stoją dość daleko od siebie i filmują się nawzajem, rozdzielone kordonem policji. Kierowcy, zebrani wokół ciężarówki, zaczynają bić brawo.

16:16 - dziennikarka mówi nieco kpiąco „Niee rób tego”. Kontekst sugeruje, iż ktoś mógł mówić o dalszej walce z kierowcami.
16:45 - ktoś, prawdopodobnie Kamil, mówi: „Ale to oni się rzucili na nas”. Dziennikarka: „Ja wiem, bo to bydło”.

Koło 18:30 – dziennikarka rozmawia z kimś przez telefon.
„Halo, wysłałam filmy. No, poszło na grubo. Kurwa, bydło. Bydło. Kurwa, jakie bydło. Co tu się dzieje, kurwa. Ja pierdolę”. I się śmieje.

Nieco więcej pozytywnych emocji miała wobec psów, które przywiozło ze sobą policyjne wsparcie.

22:02 – kiedy podchodzi jeden z nich, słyszymy: „Jezus, jaki ładny!”.
24:27 – cieszy się, widząc jeszcze jednego psa. „Ooo, następny!”.

Po 25. minucie przybiega mężczyzna z flagą Gruzji, prawdopodobnie jeden z kierowców. Mocuje ją na ciężarówce.

Z czasem niemiecka policja każe grupie Rutkowskiego stanąć na trawie, oddzielają ich taśmą. Jak przyznał sam Rutkowski w wywiadzie:

Przez ponad cztery godziny na deszczu, na pastwisku otoczonym biało-czerwoną taśmą, jak barany

Ciekawe porównanie. Choć mnie osobiście owce i barany bardziej kojarzą się z halami górskimi. A pastwisko – z krowami, tudzież innym bydłem :wink:

Potem zwijają całą kilkunastoosobową ekipę do radiowozów i przewożą na komisariat. Wraz z Łukaszem M., który to wszystko zlecił.

Finał sprawy

Trudno mówić o zakończeniu, bo sprawa jest rozwojowa i pewnie jeszcze trochę o niej usłyszymy. Wywołała głośne emocje i wiele wskazuje na to, iż będzie z tego międzynarodowy skandalik.

Jeśli chodzi o Niemcy, sprawę wzięły na warsztat różne organizacje pracownicze. Nagłaśnia ją chociażby Faire Mobilität, zajmująca się ochroną praw kierowców.

Protest w geście solidarności publicznie poparli kierowcy z Korei, u których też akurat jeden trwa. I to całkiem spory.

Sprawa trafiła również do mainstreamu. Rozpisały się o niej różnorodne polskie media. Oraz niemieckie gazety, od regionalnych po najbardziej znane:

Od Hessenschau mamy również krótki filmik z 8 kwietnia, który do chwili obecnej zebrał prawie 700 tysięcy wyświetleń.

W sprawie zgodnym głosem mówią najróżniejsze postacie. Niemiecka minister spraw wewnętrznych oraz zwykle krytykujący Niemców prawicowy publicysta z Polski.

I nie są to słowa pozytywne wobec Łukasza M. i Rutkowskiego.
„Wtargnięcie oddziału paramilitarnego”. „Lata 90. nie przejdą w świecie zachodnim”. „Współczesne niewolnictwo”.

Komentarze zwykłych polskich internautów, które miałem okazję zobaczyć, również wydają się w przeważającej większości popierać kierowców.

Nieracjonalna niechęć do cudzoziemców, forsowana choćby przez rosyjską propagandę z okolic 2016 roku, chyba przyjęła się co najwyżej u osób pokroju narratorki.

Szerszy kontekst

Wydaje się, iż ku tej sprawie zwróciło się już tyle oczu i społecznego oburzenia, iż można odetchnąć i zająć się innymi rzeczami. Ale proponuję też popatrzeć szerzej, bo branża nie kończy się na jakimś Agmazie.

Swego czasu miały miejsce protesty w indyjskiej placówce firmy Winstron, zaopatrującej Apple w części. Została dosłownie zdemolowana przez wyzyskiwanych pracowników, którym próbowano nie płacić.

W odpowiedzi na to Apple wyraziło zdumienie, iż takie coś działo się u ich podwykonawców, zapowiedzieli dokładniejsze kontrole. Temat przycichł.

Tak jak wówczas, tak i teraz mamy jakąś całkiem bogatą, choć mniejszą spółkę. Która bierze na siebie brudną robotę, wyciska z pracowników co się da… ale ostatecznie zarabia na zleceniach dla jakiegoś giganta.

A gigant zawsze jest czysty – jeżeli jego podwykonawca przesadzi, to może się zasłonić niewiedzą, obiecać zmiany. Demonstracyjnie zerwać współpracę. A potem po cichu ją wznowić, jesli uzna mniejszego gracza za zbyt dobrego cebula deala.

Nie wiem, jaka jest relacja firm Łukasza M. z gigantami od logistyki, do których kierowcy skierowali list (LKW Walter, Sennder, C.H. Robinson). Ale bacznie przyglądałbym się ich reakcji. Nie tylko teraz, ale również w przyszłości.
Na tej podstawie możemy zobaczyć, czy branżowa patologia – chociażby przez milczące przyzwolenie – przypadkiem nie płynie z góry.

Poznajemy imperium rodziny M.

Cała sytuacja prawdopodobnie sprawiła, iż niektórzy zechcieli lepiej poznać firmy Łukasza M. Być może w celu podziwiania biznesowego kunsztu? :wink:

Niezależnie od motywacji, służę odrobiną białego wywiadu. Poszukamy sobie informacji o firmach, których dotyczy ta historia. Wszystko z publicznie dostępnych, legalnych, oficjalnych źródeł.

Wyszukiwarka KRS-u

Z komentarzy i artykułów poznałem nazwy firm transportowych. A to już dobry punkt wyjścia.

Zaczynamy od oficjalnej wyszukiwarki KRS-u. Tam zaznaczamy u góry opcję Rejestr przedsiębiorców, a w polu Nazwa wpisujemy Agmaz. Wyskoczy jeden wynik; firma z miejscowości pod Krakowem. Bingo.

Klikam w numer tej spółki, a potem z opcji wybieram pobranie pełnego odpisu w formacie PDF. Analogicznie dla pozostałych dwóch firm.

Porada

Przy pozostałych dwóch było nieco trudniej – wpisanie Lukmaz o dziwo nie zwracało żadnych wyników (bo nazwa oficjalna to Luk Maz), zaś dla Imperii było wiele podobnych nazw.
Ale w takim wypadku wchodzę po prostu w zwykłą wyszukiwarkę, jak DuckDuckGo albo Google, i wpisuję tam imię oraz nazwisko właściciela (poznane z komentarzy). Wypatruję stronek w stylu rejestr.io albo aleo.com, które zbierają swoiste „wizytówki” firm.
W ten sposób poznałem ich pełne nazwy oraz numery KRS, które następnie przekleiłem do wyszukiwarki rządowej.

Co możemy zrobić ze zdobytymi odpisami?

Po pierwsze – numery, jakie firmy mają w KRS-ie to niezmienne identyfikatory. Dzięki nim można śledzić losy spółki. Niezależnie od jej nazwy, która może czasem ulegać zmianom.
Szukając po numerze, możemy na przykład sprawdzić za parę miesięcy, czy jakaś firma XYZ zmieniła nazwę na ABC albo na “XYZ w upadłości”.

Numery dla naszych firm transportowych oraz ich obecne nazwy:

0000709250 – Imperia Logistyka Sp. z o.o.
0000766596 – Agmaz Sp. z o.o.
0000766601 – Luk Maz Sp. z o.o.

Po pobraniu odpisów mogę również zrobić dla nich ośki czasu, korzystając ze swojego skryptu.

Osie dla Agmaza i Luk Maza są dość nudne – ot, jedna spółka kontrolowana przez męża, druga przez żonę. Nazwy to skróty od ich imion i nazwisk. Obie spółki założone tego samego dnia, 15 stycznia 2019.

W przypadku Imperii sprawa jest nieco ciekawsza.

  • Najpierw jej udziałowcami oraz jednocześnie członkami zarządu były dwie osoby, możliwe iż zupełnie niezwiązane z rodziną.
  • W maju 2018 roku nastąpiła spora zmiana. Fotel prezesa przejął Adam K., zaś Łukasz M. przez pewien czas był jedynym udziałowcem.
  • Krótko potem oddał udziały Wojciechowi M. (inne nazwisko niż Łukasz).
  • W marcu 2018 roku prezesem został Ireneusz M.
    (takie samo nazwisko jak Łukasz, według numerów PESEL dwa lata różnicy. Obstawiam brata, ale nie sprawdzałem).

Wykres nie pokazuje nam, iż Łukasz M. od Luk Maza jest oprócz tego prokurentem w Imperii. Przez jakiś czas tę funkcję sprawowała też niejaka Elżbieta M. (inne nazwisko, jeszcze się pojawi). Ale nie wiem, jakie możliwości im to dawało w praktyce, więc tylko krótko o tym wspominam.

Patrząc na odpisy dla firm transportowych, można dojść do wniosku, iż to firma rodzinna. Każdą ze spółek kontroluje inna osoba z rodu M.

Wyszukiwarka dokumentów finansowych

Mając numer KRS jakiejś spółki, możemy również zerknąć do dokumentów, które ma obowiązek składać. W tym celu wklejamy nasz numer w wyszukiwarkę od Ministerstwa Sprawiedliwości.

Dla Luk Maza znajdziemy tam dwie pozycje, odpowiadające rocznym sprawozdaniom finansowym z lat 2019 i 2020. Po kliknięciu Pokaż szczegóły, a następnie Pobierz dokumenty, możemy pobrać pliki PDF oraz XML. Zrobiłem tak dla Luk Maza.

Czasami interesujące rzeczy – jak nazwisko osoby tworzącej dokument – można znaleźć w metadanych plików PDF. Dlatego odpalam na nich programik pdfinfo (część pakietu Poppler).
Ale nic interesującego nie znajduję, pola dotyczące autorów są puste.

W przypadku plików XML mamy natomiast informację, iż podpis elektroniczny złożyła Elżbieta M. (inne nazwisko niż Łukasz M.; ta sama, która byłaby prokurentką Imperii).

Ciekawość może budzić fakt, iż oba dokumenty, choć dotyczą różnych lat, mają ustawioną datę stworzenia (pole CreationDate) na 25 maja 2022. W odstępie kilku minut od siebie.

Czy to normalka, iż nie daje się dokumentu za jakiś rok, a potem od razu nadgania za dwa lata? Niestety nie wiem, nie wczytywałem się w przepisy dotyczące sprawozdań.

A w treści? Niestety nic nie ma, same zera od góry do dołu. I 5000 zł kapitału własnego, czyli absolutne minimum potrzebne do założenia spółki z o.o.

Co ciekawe, w PDF-ach stosują pisownię łączną, LUKMAZ, choć według KRS-u spółka to LUK MAZ. Ale już nie takie rzeczy widziałem w rejestrze polskich firm.

Centralny Rejestr Beneficjentów Rzeczywistych

W odpisach (pobranych w pierwszym kroku) widnieją również numery PESEL polskich udziałowców i ludzi z zarządu. Wszystko na widoku publicznym.
Numer PESEL to unikalny identyfikator. Podobnie jak numer KRS, tylko iż dla osób.

Z oczywistych względów ich tu nie przytoczę. Ale mogę pokazać, jakie informacje da się dzięki nim znaleźć.

Można mianowić odwiedzić stronkę CRBR (Centralnego Rejestru Beneficjentów Rzeczywistych) i wybrać tam wyszukiwarkę oraz opcję szukania po numerze PESEL, a następnie go wkleić.

Zobaczymy spółki, nad którymi dana osoba sprawuje kontrolę w nieco subtelniejszy sposób (czyli np. poprzez większość udziałów ma kontrolę nad spółką A, która z kolei kontroluje spółkę B; takie rozplatanie łańcuszków powiązań).

W przypadku Łukasza M. pokazuje nam trzy wcześniej nieznane spółki. Ich numery KRS i nazwy:

0000181880 – PRZEDSIĘBIORSTWO PRZEMYSŁU DRZEWNEGO W ŁUKAWICY SP. Z O.O
0000836391 – LUK-INVEST
0000936683 – MAZEK SPÓŁKA Z OGRANICZONĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ

Z tego czy innego powodu CRBR nie pokazuje wszystkiego, więc można się też wspomagać stronką pozarządową, taką jak rejestr.io. Tam znajdziemy jeszcze jedną firmę do kolekcji:

0000856545 – LUK-BET

Oczywiście te numery również można skopiować do wyszukiwarki KRS-u, zdobywając w ten sposób kolejne dane firm. Zgromadzone PDF-y wrzucamy sobie do jednego folderu i analizujemy (skryptem albo innymi metodami), stopniowo mapując siatkę powiązań.

W ten sposób odkrywamy, iż firmy Luk-Invest i Mazek są do siebie podobne. Pan i pani M. mają po połowie udziałów, zaś Łukasz M. jest ponadto prezesem zarządu w obu spółkach.

W przypadku firmy od drewna funkcję prezesa zarządu pełni Elżbieta – ta sama, która pojawiała się przy Imperii oraz elektronicznych podpisach. Łukasz M. ma z kolei 100% udziałów.

Numery PESEL pozwalają nie tylko na interesujące myki, jak zaglądanie do rejestrów. Ale również na rzeczy prozaiczne, jak ustalenie daty urodzin. Trzecia i czwarta cyfra to miesiąc, piąta i szósta to dzień.
Na tej podstawie można powiedzieć, iż według numeru Łukasza M. obchodzi on urodziny już niedługo, 17 kwietnia.

Gdyby pospieszył się z wypłatą, to kto wie? Może dostanie w prezencie urodzinowym kilkadziesiąt niebieskich ciężarówek :smile:

Idź do oryginalnego materiału