Strażak z kanistrem. Morawiecki znów szuka winnych pożaru

wiesci24.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: Morawiecki


Mateusz Morawiecki znów postanowił zabrać głos w sprawie polskich pożarów politycznych. Na wtorkowej konferencji prasowej były premier, dziś wiceprezes PiS, wygłosił tyradę przeciw Donaldowi Tuskowi, zarzucając mu, iż „podpalił Polskę już w 2006, 2007 roku”. „Doskonale to pamiętam” – dodał dramatycznie, jakby wspominał moment, gdy sam gasił płonący sejmowy korytarz.

W istocie, słowa Morawieckiego to kolejny rozdział w podręczniku PiS-owskiej retoryki odwróconych luster. Bo jeżeli ktoś w ostatnich latach z pasją dorzucał polanom do ogniska narodowych emocji, to raczej nie Tusk, ale sam obóz, który Morawiecki reprezentuje.

Były premier powiedział: „Przemysł pogardy, podpalanie emocji, moherowe berety, zabierz babci dowód, Palikot wyhodowany na jego piersi, a potem cała ta masa, lawina oszczerstw, bredni, pomyj…”. Morawiecki wymieniał, jakby odczytywał akt oskarżenia wobec społeczeństwa obywatelskiego, mediów i – co ważniejsze – pamięci. Problem w tym, iż sam przez osiem lat współtworzył rząd, który z tej lawiny uczynił lawę.

To za jego kadencji „emigranci to zaraza”, „LGBT to ideologia”, a „opozycja to zdrajcy narodu”. Gdy Tusk próbował uspokajać emocje, Morawiecki z mównicy sejmowej mówił o „niemieckiej agenturze” i „próbach skolonizowania Polski”. Mówił z przekonaniem człowieka, który wierzy, iż patriotyzm mierzy się ilością dymu.

Nie sposób nie zauważyć, jak wygodną metamorfozę przeszedł Morawiecki. Kiedyś technokratyczny premier, przedstawiający się jako menedżer, dziś – kaznodzieja narodowej krucjaty. Odkąd stracił władzę, przemawia coraz częściej w tonie rozżalonego proroka: on jeden widzi źródło zła, on jeden pamięta, jak „Tusk podpalał Polskę”.

Trudno jednak uwierzyć w tę selektywną amnezję. To przecież Morawiecki w 2018 roku mówił o „żydowskich sprawcach Holokaustu”, tłumacząc się potem, iż „źle go zrozumiano”. To jego rząd wykorzystywał media publiczne jako narzędzie partyjnej dezinformacji, codziennie rozlewając benzynę pod nogi przeciwników. A teraz, gdy popiół dopiero stygnie, były premier nagle chce uchodzić za strażaka.

Wypowiedź Morawieckiego można by zignorować jako kolejny przejaw rytualnego „winien Tusk”, gdyby nie fakt, iż ta retoryka wciąż działa. Działa, bo w elektoracie PiS wciąż budzi emocje wspomnienie „tamtych lat”. Lata 2005–2007 w narracji PiS to czas „pierwszego oblężenia” – rząd Kaczyńskiego, atakowany przez media i „układ”. Wtedy rodził się mit politycznej męczeńskiej drużyny, który dziś Morawiecki chętnie odświeża.

Ale polityka nie jest teatrem pamięci, tylko przestrzenią odpowiedzialności. jeżeli ktoś faktycznie „podpalił Polskę”, to raczej ci, którzy przez osiem lat rządów systematycznie podcinali zaufanie do instytucji: podporządkowali sądy, zawłaszczyli media publiczne, uczynili prokuraturę narzędziem partii. To nie Tusk, ale Morawiecki i jego koledzy uczynili z państwa poligraf emocji i resentymentu.

Język Morawieckiego to dziś język człowieka, który stracił grunt. Przypomina raczej publicystę z wiecu niż byłego premiera europejskiego kraju. W jego wypowiedzi nie ma refleksji, jest emocjonalny automat: wina Tuska, zdrada elit, złe media. A jednak w tych słowach pobrzmiewa coś więcej – strach. Bo oto PiS znalazł się na politycznym marginesie, a jego dawni liderzy próbują udowodnić, iż wciąż kontrolują ogień.

„Jest jeden facet, który podpalił Polskę” – powtórzył Morawiecki. W tym zdaniu słychać coś na kształt projekcji. Bo czyż nie jest tak, iż ci, którzy najgłośniej krzyczą „pożar!”, sami wcześniej podpalali?

Gdyby Mateusz Morawiecki naprawdę chciał rozmawiać o odbudowie wspólnoty, mógłby zacząć od rachunku sumienia. Zamiast wskazywać winnych sprzed dwóch dekad, mógłby zapytać siebie, co zrobił, by dziś Polska była mniej rozpalona. Ale to wymagałoby odwagi innego rodzaju – nie tej od mikrofonu, ale od ciszy.

Na razie więc były premier będzie dalej przemierzał kraj z kanistrem retorycznej benzyny, przekonany, iż jest strażakiem, a nie podpalaczem. I tylko coraz więcej Polaków ma wrażenie, iż w tym przedstawieniu ogień już dawno przestał grzać – a zaczął po prostu dymić.

Idź do oryginalnego materiału