Szef Microsoftu zadarł z Trumpem. To może się źle skończyć

konto.spidersweb.pl 6 godzin temu

Gdy prezes jednej z największych korporacji technologicznych świata decyduje się podważyć autorytet prezydenta Stanów Zjednoczonych to stawka jest zawsze wysoka.

Satya Nadella, szef Microsoftu, znalazł się właśnie w takiej sytuacji – a jego firma może słono zapłacić za to, iż CEO nie ugina się przed politycznymi naciskami Donalda Trumpa. To opowieść o tym jak cienka jest granica między zasadami a pragmatyzmem biznesowym w czasach, gdy lojalność polityczna stała się niemal walutą wymienną.

Kiedy prezydent wymaga lojalności

Administracja Trumpa w drugim wydaniu funkcjonuje według prostej reguły: kto nie z nami, ten przeciw nam. W sierpniu ujawniono istnienie systemu oceny lojalności obejmującego 553 amerykańskie korporacje. Biały Dom publicznie potwierdził, iż tworzy tzw. dynamiczne karty wyników, oceniające firmy pod kątem poparcia dla agendy prezydenckiej – w tym obecności na wydarzeniach w Białym Domu, postów w mediach społecznościowych czy reklam wspierających politykę administracji.

Microsoft znalazł się w dziwnej pozycji. Z jednej strony firma zawarła umowę z rządem federalnym wartą ponad 6 mld dol. na usługi chmurowe, oferując oszczędności rzędu 3,1 mld dol. w pierwszym roku. Z drugiej – Nadella konsekwentnie odmawia gry według reguł narzuconych przez obecną administrację. To strategia wyraźnie odbiegająca od tego, co robią inni giganci technologiczni, którzy niemal na wyścigi deklarują swoją lojalność wobec Trumpa.

Lisa Monaco i nieprzekraczalna granica

Satya Nadella

We wrześniu spór osiągnął punkt krytyczny. Trump publicznie zażądał, by Microsoft natychmiast zwolnił Lisę Monaco – byłą zastępczynię prokuratora generalnego w administracji Bidena, która w lipcu objęła stanowisko prezydentki ds. globalnych w koncernie. Trump nazwał ją skorumpowaną i zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych powołując się na wielomiliardowe kontrakty rządowe, które Microsoft realizuje.

Monaco, która w administracji Bidena nadzorowała reakcję Departamentu Sprawiedliwości na atak na Kapitol z 6 stycznia 2021 r. oraz prowadziła śledztwa dotyczące samego Trumpa, straciła swoje uprawnienia bezpieczeństwa już w marcu bieżącego roku. Prezydent twierdził, iż została pozbawiona dostępu do informacji niejawnych i zakazano jej wstępu na teren obiektów federalnych ze względu na liczne bezprawne działania.

Microsoft odmówił komentarza. Firma po prostu nie ustąpiła. To jeden z najbardziej wymownych aktów cichego oporu w świecie technologii, który rzadko kiedy pozwala sobie na jawne przeciwstawianie się władzy wykonawczej.

Antymonopolowe śledztwo jako narzędzie nacisku

Trump łatwo nie rezygnuje z tego typu żądań, a jego administracja dysponuje narzędziami, które mogą znacząco zaszkodzić Microsoftowi. Federalna Komisja Handlu (FTC) kontynuuje szeroko zakrojone śledztwo antymonopolowe wobec koncernu, które rozpoczęło się jeszcze za czasów Bidena, ale zyskało nową dynamikę pod rządami nominata Trumpa, Andrew Fergusona.

Dochodzenie obejmuje praktyki licencyjne Microsoftu w chmurze obliczeniowej, które mają utrudniać klientom migrację do konkurencyjnych platform takich jak AWS czy Google Cloud. FTC bada również partnerstwo Microsoftu z OpenAI – czy firma ustrukturyzowała tę współpracę w sposób unikający kontroli antymonopolowej jednocześnie zyskując kontrolę nad kierunkiem rozwoju OpenAI. Dodatkowo pod lupą znalazły się decyzje Microsoftu o cięciu funduszy na własne projekty AI po zawarciu umowy z OpenAI, co może być postrzegane jako ograniczenie konkurencji na rozwijającym się rynku sztucznej inteligencji.

W marcu FTC wysłała Microsoftowi tak zwane civil investigative demand – dokument podobny do nakazu sądowego, zmuszający firmę do przekazania ogromnych ilości danych o operacjach AI, sięgających aż do 2016 r. To poważne śledztwo, które może zakończyć się wielomiliardowymi karami lub wymuszeniem zmian w modelu biznesowym firmy.

Nadella i sztuka dyplomatycznego oporu

Satya Nadella od dawna prezentuje szczególny styl przywództwa – łączy pragmatyzm biznesowy z wyraźnymi wartościami etycznymi. W 2017 r., gdy Trump ogłosił zakończenie programu DACA (Deferred Action for Childhood Arrivals) Microsoft pod naciskiem swojego prezesa był jedną z pierwszych firm, które przyłączyły się do pozwu 15 stanów i Dystryktu Kolumbii przeciwko tej decyzji.

W 2018 r. Nadella publicznie skrytykował politykę administracji Trumpa dotyczącą separacji rodzin imigrantów na granicy, nazywając ją okrutną i nieludzką. W 2020 r. był pierwszym CEO wielkiej firmy technologicznej, który otwarcie skrytykował indyjską ustawę o obywatelstwie dyskryminującą muzułmanów, mówiąc iż jest po prostu zła.

Satya Nadella

Microsoft pod kierownictwem Nadelii opublikował Global Human Rights Statement, zobowiązując się do przestrzegania Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka i innych międzynarodowych standardów. Firma regularnie publikuje niezależne oceny wpływu swoich produktów na prawa człowieka, w tym w kontekście kontraktów z organami ścigania. Jednak Nadella doskonale wie, iż prowadzenie międzynarodowej korporacji wymaga również pragmatyzmu.

Finansowe konsekwencje niezależności

Stawka jest realna i policzalna w dolarach. Microsoft od 2020 r. otrzymał kontrakty federalne o wartości około 2,7 mld dol. Najnowsza umowa z General Services Administration (GSA) w ramach programu OneGov ma potencjalnie oszczędzić rządowi federalnemu wspomniane wyżej 3,1 mld dol. rocznie i wygenerować dla Microsoftu przychody przekraczające 6 mld dol. w ciągu trzech lat. Microsoft zapewnia również darmowy dostęp do swojego asystenta AI, Copilota, tysiącom użytkowników rządowych z licencjami Microsoft 365 G5.

Te kontrakty dla Microsoftu mają strategiczne znaczenie. Głęboka integracja usług Microsoftu w infrastrukturę federalną sprawia, iż firma jest praktycznie nie do zastąpienia, przynajmniej nie od razu. Tyle iż Trump rzadko odpuszcza. jeżeli Microsoft dalej będzie ignorował prezydenckie żądania – jak to ma miejsce w przypadku Lisy Monaco – kontrakty te mogą być zagrożone.

Milczenie jako strategia?

Podczas gdy inni giganci technologiczni publicznie wyrażają zachwyt nad polityką Trumpa – Mark Zuckerberg mówił, iż mamy w tej chwili administrację Stanów Zjednoczonych, która jest dumna z naszych wiodących firm a Tim Cook z Apple’a podziękował za ustalenie tonu umożliwiającego wielomiliardowe inwestycje – Microsoft wybrał drogę pośrednią. Nadella pojawił się na kolacji technologicznej w Białym Domu i wyraził stosowne podziękowania, ale jego retoryka była wyraźnie bardziej stonowana. Nadella nie pojawił się na inauguracji Trumpa w styczniu – w tym czasie był w drodze na Światowe Forum Ekonomiczne w Davos. To nie był przypadek. To był świadomy wybór.

Firma jednak nie ignoruje Trumpa całkowicie. Microsoft przekazał milion dolarów na inaugurację Trumpa i kolejne fundusze na kontrowersyjny projekt przebudowy Białego Domu, w tym burzenie historycznej części East Wing na potrzeby złotej sali balowej wartej 250 mln dol.

Wybór między kręgosłupem moralnym a posłuszeństwem

Eksperci przewidują, iż Microsoft może niedługo stanąć przed ostatecznym wyborem. Nadella jak dotąd wydaje się stawiać na bardziej długoterminowe działania. Jego strategia polega na utrzymaniu zasad bez prowokowania otwartego konfliktu – ale nie bez konsekwencji.

W lipcu Biały Dom wydał AI Action Plan, który wzywa FTC do wykazania większej powściągliwości w dochodzeniach dotyczących AI i odstąpienia od spraw, które nadmiernie obciążają innowacje w dziedzinie AI. To potencjalnie dobra wiadomość dla Microsoftu, ale może również być uzależniona od politycznej kooperacji.

Śledztwo FTC trwa nadal, mimo tych wytycznych. To oznacza, iż Ferguson nie zamierza odpuścić – przynajmniej nie za darmo. Microsoft może znaleźć się w sytuacji, w której będzie musiał wynegocjować swoją pozycję, potencjalnie idąc na ustępstwa w innych obszarach.

Co to oznacza dla reszty branży?

Historia Microsoftu i Nadelii to studium przypadku szerszego zjawiska: upolitycznienia korporacyjnej Ameryki. Gdy administracja tworzy formalne systemy oceny lojalności a publiczne żądania zwolnienia kadry kierowniczej stają się normą to firmy stają przed trudnym wyborem między wartościami a pragmatyzmem.

Wiele firm wybrało drogę najmniejszego oporu. Amazon i Meta pozbyły się swoich programów różnorodności, równości i inkluzji (DEI), które Trump od dawna krytykuje. Google, Meta, Apple i Amazon przekazały znaczne kwoty na projekty związane z Trumpem, w tym na wspomnianą salę balową. Wszystkie te firmy borykają się z własnymi sprawami antymonopolowymi i mają nadzieję, iż Trump może je złagodzić.

Satya Nadella

Microsoft wyróżnia się tym, iż nie idzie na tak głębokie ustępstwa. Firma przez cały czas publikuje szczegółowe raporty o różnorodności i inkluzji. przez cały czas zatrudnia Monaco, mimo prezydenckich żądań. przez cały czas finansuje niezależne oceny wpływu swoich technologii na prawa człowieka.

Ale ta niezależność ma swoją cenę – i jeszcze nie wiemy, jak wysoką. Microsoft może odkryć, iż zasady są kosztowne – lub może okazać się, iż długoterminowe zaufanie klientów, pracowników i społeczeństwa jest warte więcej niż krótkoterminowa polityczna wygoda.

Giganci technologiczni nie są apolitycznymi maszynami do generowania zysków – są podmiotami kierowanymi przez ludzi, którzy podejmują decyzje oparte na wartościach (lub ich braku)

Nadella wielokrotnie mówił, iż prywatność jest prawem człowieka, iż różnorodność jest koniecznością biznesową, i iż technologia musi służyć ludzkości. Teraz weryfikujemy czy te słowa mają jakąkolwiek wagę, gdy stawką są miliardy dolarów i wpływ polityczny. Czy Microsoft ugnie się pod presją, czy też będzie kontynuował swoją cichą strategię oporu? Czy Nadella zapłaci cenę za to, iż nie pocałował pierścienia – czy może okaże się, iż niezależność jest bardziej opłacalna w dłuższej perspektywie?

Decyzje takie jak ta Nadelii będą miały konsekwencje wykraczające daleko poza Microsoft. To precedens, który będzie obserwowany przez każdą firmę technologiczną zastanawiającą się, jak dużo niezależności może sobie pozwolić w politycznie naładowanym środowisku. I dla nas wszystkich – użytkowników, konsumentów, obywateli – to test, czy korporacyjne deklaracje o wartościach mają jakiekolwiek znaczenie gdy stają się wystawione na próbę.

Idź do oryginalnego materiału