
Holenderskie Królewskie Siły Powietrzne znalazły nowy sposób na łatanie braków kadrowych wśród pilotów myśliwców F-35.
Nie, nie chodzi o szkolenie graczy komputerowych, ale o wykorzystanie zawodowych pilotów cywilnych. To nie żart.
Nowa umowa z narodowym przewoźnikiem KLM pozwoli pilotom pasażerskich Boeingów i Airbusów zasiąść za sterami F-35A Lightning II w ramach służby rezerwowej. To pierwszy taki przypadek w Europie i prawdopodobnie zapowiedź zupełnie nowego modelu współpracy cywilno-wojskowej w czasach, gdy sytuacja na świecie robi się coraz bardziej napięta.
Umowę między KLM a holenderskim Ministerstwem Obrony podpisano w lipcu 2025 r. Zakłada ona, iż linie lotnicze udostępnią pięć pełnych etatów w przeliczeniu na czas pracy (tzw. FTE – Full Time Equivalent) dla pilotów, którzy będą mogli pełnić służbę w rezerwie.
Ci zawodowi lotnicy będą wykorzystywani m.in. do lotów szkoleniowych oraz utrzymywania kwalifikacji bojowych w Królewskich Siłach Powietrznych (RNLAF).
Zamienią Boeinga 737 na F-35
Jak tłumaczy KLM w oficjalnym komunikacie, chodzi głównie o młodszych pilotów, którzy znajdują się w tej chwili na niższych szczeblach hierarchii firmy. To właśnie oni mogą się zgłosić dobrowolnie i spędzać część swojego czasu za sterami F-35, a nie tylko Boeingów 737 czy 787.

Latanie F-35 wymaga oczywiście znacznie bardziej zaawansowanego szkolenia niż lot pasażerskim samolotem po wyznaczonej trasie. Ale, co ciekawe, sama technika pilotażu myśliwca piątej generacji nie jest tak trudna, jak mogłoby się wydawać.
Współczesne myśliwce są wręcz projektowane z myślą o prostocie obsługi. Problem leży gdzie indziej, w zarządzaniu sensorami, współpracy w sieci z innymi jednostkami i w orientacji w złożonym środowisku walki elektronicznej.
Dlaczego w ogóle brakuje pilotów?
To nie tylko problem Holandii. Cała NATO boryka się dziś z dramatycznym niedoborem pilotów wojskowych. Przyczyny są złożone: rosnące koszty szkoleń, odchodzenie do cywila, atrakcyjniejsze warunki w sektorze prywatnym, a także po prostu fakt, iż szkolenie pilota myśliwca to proces długotrwały, kosztowny i wymagający ogromnych zasobów.
Holandia w tej chwili posiada około 46 myśliwców F-35A (docelowo flota ma sięgnąć 52 egzemplarze), ale jak każda armia, ma problem z utrzymaniem odpowiedniej liczby aktywnych pilotów bojowych.
Dlatego rezerwiści stają się coraz ważniejszym elementem systemu obrony. A jeżeli rezerwista to zawodowy pilot, z doświadczeniem, kondycją i wiedzą na temat zasad latania, to taki układ staje się dla wojska niemal bezcenny.
Więcej o samolotach F-35 na Spider’s Web:
KLM zyskuje i wojsko też
Dla samej KLM to także szansa na zbudowanie nowoczesnego bardziej „patriotycznego” wizerunku. Jak podkreśliła prezes KLM Marjan Rintel, inicjatywa zwiększa atrakcyjność pracy w liniach lotniczych, bo daje pilotom możliwość rozwijania unikalnych kompetencji, a choćby przeżycia czegoś, co wykracza poza rutynę lotów cywilnych.
Z kolei sekretarz stanu ds. obrony Gijs Tuinman zaznaczył, iż w świecie pełnym zagrożeń, od wojny na Ukrainie po napięcia wokół Tajwanu, kooperacja między sektorem cywilnym a wojskowym staje się koniecznością.
Co ciekawe, porozumienie nie ogranicza się tylko do pilotów. Ma objąć także pracowników technicznych i personel naziemny. To oznacza, iż linie lotnicze będą mogły użyczyć swoich inżynierów, techników i ekspertów od logistyki również do obsługi samolotów F-35 w czasie ćwiczeń lub rzeczywistego kryzysu. To integracja na głębszym poziomie niż tylko „zamienimy kapitana na porucznika”.
Czy pilot z samolotu pasażerskiego poradzi sobie w myśliwcu?
To pytanie, które pojawiło się w wielu komentarzach po ogłoszeniu porozumienia. Faktem jest, iż latanie F-35 nie przypomina rutynowego lotu pasażerskiego. Ale jeżeli pilot ma już za sobą wojskowe szkolenie, to utrzymanie kwalifikacji jest łatwiejsze niż szkolenie od zera.
Współczesne konflikty pokazują jeszcze inny trend. Myśliwce często są wykorzystywane do odpalania pocisków powietrze – ziemia, czy zrzucania bomb. Jest to zadanie znacznie prostsze niż walka powietrzna i z pewnością nie wymaga aż tak dużego doświadczenia. W wielu misjach to „wystarczy„.
Dlatego holenderskie siły powietrzne planują wykorzystać tzw. „short-track refresher programs”, czyli krótkie kursy dla rezerwistów. To bardziej efektywne kosztowo i czasowo niż pełne szkolenie nowych pilotów, a jednocześnie pozwala utrzymać wysoki poziom gotowości bojowej.
Taki system może w przyszłości działać jak pomost między lotnictwem cywilnym a wojskowym – elastyczny, dynamiczny i skalowalny.
Czy to przyszłość lotnictwa wojskowego?
Holenderski przykład może być dopiero początkiem nowego trendu. W czasach, gdy NATO modernizuje swoje siły powietrzne, a samoloty takie jak F-35 stają się standardem, potrzeba nie tylko nowoczesnych maszyn, ale i ludzi, którzy potrafią je obsługiwać.
Jeśli inni przewoźnicy pójdą śladem KLM, może się okazać, iż kokpit Boeinga 737 i F-35 nie są już światami tak odległymi, jak mogłoby się wydawać.
Dla jednych to może być kontrowersyjna decyzja, przecież mówimy o przenikaniu się sektora wojskowego i cywilnego. Ale z drugiej strony: jeżeli taki układ działa i zwiększa bezpieczeństwo kraju, to być może warto wyjść poza tradycyjne schematy. W końcu XXI wiek wymaga XXI-wiecznych rozwiązań, także w lotnictwie.