Sprawę opisał m.in. portal nowiny24.pl. Od jednego z czytelników otrzymał nagranie. - Rolnik wysypał 150 ton ziemniaków, których nie mógł sprzedać. Wysypał i powiedział, iż każdy może je sobie zabrać za darmo - słychać anonimowy głos na filmie. Pod opublikowanym na Facebooku postem pojawiło się niemal 2500 komentarzy. Przewijają się w nich m.in. narzekania na ceny w skupie poniżej kosztów produkcji, nieopłacalność zbiorów i "klęskę urodzaju" - plonów jest tyle, iż trudno je sprzedać. Apele, zdjęcia i nagrania z zasypanego ziemniakami pola gwałtownie poniosły się po mediach społecznościowych. Efekt? W weekend 11-12 października z pola zniknęło wszystko.
REKLAMA
Zobacz wideo
Rolnik miał rozdawać 150 ton ziemniaków. Okazało się, iż to fake news
- Dowiedziałem się 11 października, gdzieś koło południa przez telefon, iż można brać ziemniaki. Pojechałem zobaczyć i zobaczyłem pełno ludzi, którzy rozbierają wszystko po kolei. Stało mnóstwo samochodów i ciągników. Nie wciskałem się, zrobiłem ze trzy zdjęcia i pojechałem - relacjonował w rozmowie z Polsat News Tadeusz Łapka, sołtys Dąbrowicy. Z mediami skontaktował się właściciel pola. - To nie było rozdawnictwo. To była zwyczajna kradzież - mówił Piotr Gryta w rozmowie z Fakt.pl.
- Ktoś ukradł mi te ziemniaki. Osoby postronne zaczęły je zabierać. Proszę o ich zwrot lub inne dobrowolne rozwiązanie sprawy - mówił załamany przedsiębiorca z Dąbrowicy w rozmowie z portalem Nowiny24.pl i dodał, iż to "koszmar jak z filmu Barei". Niektórzy zbierali ziemniaki do worków i siatek, inni do przyczep i bagażników. - Jeden pan przyszedł i powiedział, iż wziął dwa worki, bo "dostał zaćmienia", gdy zobaczył tłum ludzi. Przeprosił, wytłumaczył się i wszystko jest w porządku. Ale są też tacy, którzy zabrali dziesiątki ton - opowiadał.
Ziemniaki z Dąbrowicy nie były do oddania. Właściciel apeluje
Piotr Gryta, właściciel pola i lokalnej gorzelni, ziemniaki zamówił. Towar przywieziono mu w czwartek, 9 października, dzień później zapłacił fakturę, w weekend był poza domem. Zanim dowiedział się, co się dzieje, "już nie było co zbierać". Przez rozpowszechniony w sieci fake news jego straty sięgają 60 tysięcy zł. - jeżeli ktoś wziął worek, to pies go drapał, może mu było potrzeba. Ale traktorami? To lepiej, żeby się zgłosili do mnie, bo porozmawiam jeszcze z panią wójt. o ile to się dobrowolnie nie uporządkuje, no to niestety wkroczy prokuratura - podkreślał w rozmowie z Polsat News.
Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.