
Kiedy wszyscy smacznie spali w internecie wybuchła awantura, która z drobnostki przerodziła się w aferę. Tak dużą, iż pokazała kilka problemów trapiących nasz kraj.
Poseł do Parlamentu Europejskiego Tobiasz Bocheński opublikował na portalu X wpis, w którym skrytykował politykę PLL LOT. Polityk zdziwił się, iż w samolocie polskiego przewoźnika podczas lotu na trasie w klasie biznes podają do posiłku masło, które z Polską nie ma nic wspólnego. Był to niemiecki wyrób, który wywołał dyskusję. Jak to zwykle bywa przy takich okazjach – internauci musieli błyskawicznie podszkolić się w znajomości polityki cateringowej linii lotniczych.
Za Tuska Polskie Linie Lotnicze podają niemieckie masło. pic.twitter.com/aEJYkr9Yv5
— Tobiasz Bocheński (@TABochenski) October 9, 2025Taki wpis błyskawicznie wywołał reakcję drugiej strony politycznego sporu. Do sprawy odniósł się rzecznik rządu – Adam Szłapka.
🤦♂️ PiS używa choćby masła do siania dezinformacji.
Po pierwsze, catering uzupełniany jest na lotnisku odlotu.
Po drugie, po wylądowaniu proszę nie zapomnieć o zatankowaniu swojego Volkswagena. https://t.co/wqiZ30ccrT
W komentarzach zawrzało, komentujący przerzucali się przykładami, iż tak nie zawsze jest, iż często zależy to od konkretnego lotu. W końcu głos zabrał rzecznik Polskich Linii Lotniczych LOT, który potwierdził, iż masło pochodziło od firmy cateringowej z Frankfurtu i zostało uzupełnione na lotnisku i jak najbardziej jest to normalna praktyka, a na trasach lotów z Warszawy podawane jest polskie masło. Tłumaczenie trzyma się kupy, ale powiem jedno – nie usatysfakcjonowało mnie.
W polskim samolocie powinni serwować same polskie produkty. Po prostu
Akurat miałem okazję w ciągu ostatnich dwóch dni lecieć czterema różnymi samolotami. Pierwszy lot z Warszawy do Monachium obsługiwała Lufthansa, drugi na trasie Monachium – Bolonia – Air Dolomiti, a trasę powrotną Bolonia – Wiedeń, Wiedeń Warszawa – Austrian Airlines. I co zauważyłem? Pełną nacjonalizację produktów. W Lufthansie dostałem niemiecką wodę i niemieckie czekoladki. W Air Dolomiti włoską wodę, a w Austrianie austriackie czekoladki z Mozartem. Dlaczego? Bo to element polityki promocyjnej danego kraju. Linie lotnicze mogłyby pójść linią najmniejszego oporu i wybrać byle jakie produkty, produkowane w różnych miejscach. Tymczasem wolą podawać regionalne rzeczy.
LOT też tak potrafi, niezależnie czy wsiądziecie w Niemczech, Paryżu, czy w Warszawie – zawsze dostaniecie smaczne bułeczki, które powstają w Polsce. Woda też jest polska. Nie kupuję tłumaczenia o usłudze cateringowej z Frankfurtu, bo LOT jest na tyle potężną firmą, iż jak będzie chciał od usługodawcy masło z lokalnej firmy z Podlasia, to ten przyniesie mu ją w zębach. Dlaczego? Bo podpisanie kontraktu na usługi cateringowe z LOT-em to okazja. Mamy dużego przewoźnika, który ma sporo pieniędzy i jest solidnym płatnikiem. To ten przewoźnik określa co ma się znaleźć na pokładzie, w jakiej ilości i gdzie. Dlatego masło to wtopa wizerunkowa, bo LOT jest ambasadorem Polski na świecie i sam zresztą o sobie tak pisze w komunikatach prasowych.
Po prostu nikt nie pomyślał, iż to może być dla kogokolwiek problem, bo zwykle nie zapoznajecie się dokładnie z takimi produktami jak masło. Otwieracie i smarujecie. Jednak istnieje coś takiego jak patriotyzm gospodarczy i dobrze byłoby, żeby był kontynuowany, niezależnie czy jest to polski samolot wracający do kraju, czy z niego wylatujący. To swoista wizytówka. Wiem, iż życie to nie bajka, ale przecież hipotetycznie może się wydarzyć, iż jakiś bogaty biznesmen spróbuje polskiego masła w samolocie LOT-u, zakocha się w nim tak mocno, iż zainwestuje w naszym kraju swoje środki. Możecie powiedzieć, iż to bzdura, ale z drugiej strony polskie samorządy wydają naprawdę grube sumy na umowy marketingowe z PLL LOT. Widuję serwetki z napisem Lublin, które znajdują się na lotach do Niemiec i z powrotem. Skoro lokalne władze wierzą w powodzenie tej strategii, to czemu masło miałoby się różnić?
Wiecie, od takich drobnych rzeczy buduje się wizerunek kraju. Nasz kraj jest jednym z lepszych miejsc do życia w Europie, a i na świecie nie wypadamy tak źle. Najwyższy czas wstać z tych nieszczęsnych kolan i dyktować warunki – polskie produkty w samolotach, pociągach, tak żeby pasażer mógł zapoznać się z narodowymi smakami. Powiem więcej – poszedłbym dalej i wyrzucił zagraniczne alkohole z oferty pokładowej, bo nasi rodzimi producenci radzą sobie bardzo dobrze. Polska powinna być na pierwszym miejscu. I LOT to miejscami wie, bo przecież ostatnio wprowadził nową usługę w klasie biznes – Smaki z Gwiazdką Michelin w LOT Business Class. W komunikacie prasowym na temat tej usługi podkreśla, iż nasz kraj ma bogatą ofertę kulinarną, iż chce żeby podróżni poznawali smaki, do których chcą wracać. Wiadomo, iż chodzi o drogą usługę, ale przecież choćby masło czy drożdżówka może być elementem szerszej strategii. Dokładnie jak ma to miejsce w austriackich liniach lotniczych, gdzie podaje się czekoladki, które jednoznacznie kojarzą się z tym krajem.