Cenzura w Polsce i Europie

piotrkoj.pl 1 miesiąc temu

Jacek Saryusz-Wolski: „Szefowa KE Ursula von der Leyen przedstawiła swój plan tłumienia krytyki: „Tarczę Demokracji UE”. Przedstawia to jako szlachetną walkę z „dezinformacją”. Ale posłuchaj uważnie, co naprawdę mówi: Potrzebujemy „Europejskiego Centrum na rzecz Odporności Demokratycznej”, aby monitorować „manipulację informacjami”. Potrzebujemy „Programu Odporności Mediów”, aby wspierać „niezależne dziennikarstwo”. Co ma na myśli: Biurokracja UE CENTRALIZUJE WŁADZĘ, by określać, co jest „prawdą”, a co „dezinformacją”. Stworzą ministerstwo prawdy, oznaczając każdą narrację, która kwestionuje ich władzę, jako zagrożenie dla demokracji. „Wspieranie niezależnych mediów” oznacza finansowanie tylko tych redakcji, które powtarzają globalistyczną linię, jednocześnie demonizując i eliminując z platform głosy sprzeciwu jako „autokratyczne”. Otwarcie przyznaje, iż jej celem jest zamknięcie wolnej prasy, która rozlicza władzę. Jej pogarda dla wybranych przedstawicieli, którzy odważyli się ją wygwizdać, jest wyczuwalna. To nie chodzi o ochronę demokracji; chodzi o ochronę nieodpowiadającej przed nikim globalistycznej władzy przed ludźmi, którym rzekomo służy. To bezpośredni atak na wolność słowa i suwerenność narodową. „Tarcza demokracji” to zapora, którą budują, by chronić się przed tobą.” via @newstart_2024

Donald Tusk wdraża kontrowersyjne unijne rozporządzenie (DSA), które ma służyć moderacji treści w sieci. Rząd chce przyznać organowi administracyjnemu – prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej – prawo do wydawania natychmiast wykonalnych nakazów blokowania treści w internecie. To oznacza, iż bez wyroku sądu, bez procedury kontradyktoryjnej i bez realnego prawa do odwołania, urzędnik będzie mógł decydować o tym, co Polacy mogą czytać, oglądać i publikować. Projekt przewiduje szeroką listę podmiotów, które będą mogły wnioskować o blokadę treści – od Policji, przez KAS, po Straż Graniczną. Kryteria obejmują zarówno oczywiście naganne czyny (pedofilia, handel ludźmi), jak i kategorie całkowicie nieostre i podatne na arbitralną interpretację, takie jak „mowa nienawiści” czy „nawoływanie do nienawiści”. W praktyce będzie to furtka do usuwania treści politycznie niewygodnych, krytycznych wobec władzy. Szczególnie groźne jest to, iż od decyzji prezesa UKE nie będzie możliwości zwykłego odwołania – autor treści będzie zmuszony składać sprzeciw w sądzie powszechnym, już po fakcie zablokowania materiału. To odwraca logikę państwa prawa: zamiast ochrony obywatela przed nadmierną ingerencją administracji, otrzymujemy mechanizm administracyjnej cenzury, którą można stosować prewencyjnie i natychmiastowo. Warto przypomnieć, iż DSA jako rozporządzenie unijne dopuszcza udział organów sądowych i administracyjnych, ale to państwa członkowskie decydują, jakie konkretne mechanizmy wdrożą. Polski rząd wybrał wariant najbardziej radykalny i najbardziej niebezpieczny dla debaty publicznej. W konsekwencji ta ustawa może stać się narzędziem kneblowania ust obywatelom i mediom – zwłaszcza w kampaniach wyborczych czy w momentach kryzysów politycznych. To klasyczna metoda każdej władzy, która boi się wolnej dyskusji: ubranie cenzury w pozory „walki z przestępczością w sieci”.
Idź do oryginalnego materiału