Doborowe towarzystwo, wysokie aspiracje i fatalna organizacja – czyli moja wyprawa na Women in Tech Summit 2019

namiekko.pl 4 lat temu

Przegapiłabym tę konferencję, gdyby nie niemożliwa do przecenienia firmowa komórka Diversity and Inclusion. Wyjazd na Women in Tech Summit 2019 zaproponowano wszystkim kobietom w poznańskim biurze, większość ochoczo z skorzystała z zaproszenia.

Nie miałam wysokich oczekiwań. Znacznie bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, iż kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Zaklasyfikowałam tę konferencję jako networkingowo-inspiracyjną i chyba najbardziej intrygowało mnie, jak taki twór może wyglądać, zwłaszcza w porównaniu z konferencjami naukowymi czy domenowymi. Cieszyłam się na towarzystwo dziewczyn z pracy i liczyłam na to, iż ze sceny padnie parę trafnych uwag, które pozwolą mi zobaczyć codzienne problemy w nowym świetle.

Jak było?

Fatalna organizacja

Powodów do narzekań na organizację znalazłoby się wiele, ale najbardziej skandaliczne były dwa: nieogar skali oraz zero pomyślunku w planowaniu dźwięku.

Organizatorzy podkreślali wielokrotnie, iż do Warszawy przybyło ponad 6000 uczestniczek. Rozumiem, iż skala może zaskoczyć w najmniej oczekiwanych miejscach. Nie miałabym żalu o przeciążoną sieć wifi czy piętnastominutową kolejkę do automatu z kawą. Natomiast każdy bez wyjątku organizator powinien umieć policzyć krzesła i puknąć się w głowę, jeżeli miejsc na otwarciu konferencji i kilkugodzinnej sesji wykładów byłoby o połowę mniej niż uczestników.

To naprawdę się wydarzyło: kilka minut przed oficjalnym rozpoczęciem wolontariusze zablokowali falangą wejście do przepełnionej głównej sali. Ceremonia otwarcia była transmitowana na ekran w drugiej dużej hali – tam jednak nie było miejsc siedzących (jedynie zarezerwowane stoliki do sesji mentoringowych), panował harmider, a reżyser wydarzenia podejmował intrygujące decyzje na temat prezentowanych treści (np. wyłączono dźwięk w trakcie projekcji specjalnie przygotowanego filmu). Poziom absurdu został podbity przez pana z obsługi, który wybrał czas ceremonii otwarcia na przeciskanie się pomiędzy koczującymi na zimnej podłodze uczestniczkami i przenoszenie (po jednej) roślin doniczkowych z tyłu sali na wspomniane już stoliki.

Oglądamy transmisję ceremonii otwarcia na podłodze między stolikami dla mentorów. Za chwilę pan zacznie roznosić kwiatki doniczkowe.

Drugim dużym problemem był dźwięk. Konferencja nie odbywała się w centrum wykładowym czy, na przykład, w o wiele lepiej dostosowanym do takich potrzeb kinie. Było to centrum wystawienniczo-targowe Warsaw Expo XXI. Główną scenę od sali ze stoiskami sponsorów oddzielała kotara. Widywałam podobne zasłony na konferencjach, np. na budapesztańskim Craft Conf, która odbywa się w starej lokomotywowni. Kotara powinna być gruba, szczelna i zatrzymywać część dźwięku. Ta w Warszawie była tak cieniutka, iż prześwitywał przez nią ekran ze slajdami. W rezultacie wykładom w głównej sali towarzyszył ciągły huk z potężnej sali wystawienniczej.

Jeszcze dziwniej sprawy miały się w okolicach drugiej sceny. Tuż obok niej, za podobną kotarką, wybudowano trzy salki warsztatowe. Salki miały ściany z paneli, z których buduje się konferencyjne budki i były pozbawione sufitu. Przypomnę – ustawione były obok mocno nagłośnionej, potężnej sceny. Pierwsze wybrane przeze mnie warsztaty odbywały się właśnie tam. Bardzo trudno było mi się skoncentrować. Podziwiałam prowadzącą, iż była w stanie doprowadzić swoje wystąpienie do końca.

Nie będę opisywać kwestii bezpieczeństwa pożarowego oraz kolejek do toalet i na lunch. Dość powiedzieć, iż w oba dni stołowałyśmy się w knajpkach poza terenem Warsaw Expo.

Po stronie plusów – nie korzystałam, więc trudno mi ocenić jakość wykonania, ale na konferencji był spory kącik dla dzieci i niektóre uczestniczki rzeczywiście przyprowadziły ze sobą maluchy.

Przyjemna strefa sponsorów

Strefa ze stoiskami była rozległa, interesująca i pod paroma względami ratowała organizację reszty. Można tam było dostać pyszną kawę (nawet cold brew), słodycze i notatniki. Była rekrutacja, mentoring, prezentacje reklamowe. Na jednym ze stoisk zrobiłam sobie test osobowości DISC. Wyniku należało się spodziewać

Wiele spośród keynote speeches było po prostu reklamami

Pozostaję w szoku, iż patronem kobiecej konferencji może zostać Jarosław Gowin, ale przynajmniej nie widziałam go na scenie. jeżeli chodzi o osoby, które się na scenie pojawiły – rozczarowaniem była dla mnie duża grupa mówców (zwłaszcza pierwszego dnia) którzy wykorzystali swoje przemówienia do przeprowadzenia kilkudziesięciominutowej reklamy reprezentowanej przez siebie firmy. Jasne, keynotes są często mocno obrandowane, promują markę firmy, ale powinny w końcu przekazywać jakąś wiedzę lub ideę. W tym wypadku najczęściej prezentowane były historie o tym, jak wspaniała jest firma, ewentualnie jak dobrze się w niej żyje kobietom. Nauczka na przyszłość – jeżeli sekcja keynotes zawiera nazwiska i firmy, ale nie tytuły prezentacji – odpuścić.

Wśród prelegentów na głównej scenie znalazło się kilka naprawdę imponujących nazwisk, jak José Moura z IEEE czy “nowy Einstein” Sabrina Gonzales Pasterski.

Perełki wśród warsztatów i wykładów

Perełki były – wśród wykładów, gości, warsztatów. Szkoda, iż zapisać się można było jedynie na trzy sesje warsztatowe, ponieważ wielu prezenterów przygotowało się naprawdę solidnie i były one w ogólności najmocniejszym elementem programu . Zobaczyłam przyzwoite wprowadzenie do Design Thinking (z Goldman Sachs), sensowne opowieści o work life balance i byciu matką w IT (od Facebooka; choćby jeżeli wszystkie te rady dawno już wynalazłam sama dla siebie – może pora napisać o tym tekst?), inspirującą Sabrinę Gonzalez Pasterski, a w końcu Josee Paulin z Arjo którą chciałabym mieć za mentorkę.

Warsztaty “Work-life balance vs. work-life integration” z Ingą Halpin z Facebooka. Do teraz nie wiem, jak ta pani wygląda. Wolontariuszkom zepsuł się czytnik QR kodów, więc wpuściły wszystkich chętnych.

To zresztą dla mnie najistotniejszy, nieoczekiwany wniosek z tej konferencji – pora na mentora! Brak poszanowania autorytetów ma ostatecznie krótkie nogi I raczej mentorkę niż mentora, bo planowanie kariery w przypadku kobiet to jednak inna para kaloszy niż u mężczyzn.

Czy było warto?

Sama frekwencja na konferencji, choćby jeżeli przerosła organizatorów, pokazuje, iż wydarzenie tego typu jest potrzebne. Pewnie można lepiej je stargetować i opisać, bo inne zagadnienia interesują profesjonalistki w branży (niezależnie od reprezentowanej poddziedziny), a inne kobiety, które dopiero podejmują decyzję o wykształceniu czy próbują się przekwalifikować.

Zaczęłam się zastanawiać, jak wyglądałoby to wydarzenie, gdyby w ogóle mogło odbyć się w moich studenckich czasach. Coś, co bardzo wyraźnie widać i do czego z pewnością przyczyniają się imprezy takie jak ta, to solidarność kobiet z branży, które czują, iż reprezentują wspólną, pozytywną siłę. 15+ lat temu było to zupełnie inne doświadczenie i inny rodzaj tożsamości.

Mam nadzieję, iż w kolejnym roku organizatorzy staną na wysokości zadania. Powiem wprost – gdybym zapłaciła za tegoroczną konferencję z własnej kieszeni, byłabym naprawdę bardzo zła.

PS. Mam piękne zdjęcie ekipy w firmowych koszulkach – ale nie chcę szafować logo firmy w kontekście powyższej ściany narzekań.

Idź do oryginalnego materiału