![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27548960/9b0122e62d184ae4dc293da871ec86dd.jpg)
Donald Tusk w Warszawie spotkał się z Sundarem Pichai, CEO Alphabet i Google w siedzibie PFR, by ogłosić „wielkie” partnerstwo, które ma uczynić Polskę technologiczną (hehe) potęgą. W tle pobrzmiewały szumne zapowiedzi: sztuczna inteligencja, cyberbezpieczeństwo, szkolenia dla miliona Polaków. Brzmi świetnie, prawda? Problem w tym, iż kiedy zaczniemy liczyć, okazuje się, iż obiecywany zastrzyk to raczej homoeopatyczna wręcz dawka. Tak mała, iż równie dobrze można by ją rozdać w postaci kuponów na kawę w biurowcach Google’a.
Nie ma nic złego w tym, iż Google chce wspierać rozwój sztucznej inteligencji w Polsce. Problem zaczyna się wtedy, gdy odkrywamy, iż na szkolenie jednego Polaka przypadnie całe 5 dolarów. Taka w przeliczeniu kwota właśnie tam pada: 5 mln dolarów na szkolenie 1 mln Polaków. To mniej więcej równowartość jednej subskrypcji na platformie streamingowej — i to często w najtańszej wersji. Czy to oznacza, iż Google kupi nam miesiąc dostępu do kursu o sztucznej inteligencji? A może zafunduje kod rabatowy na zakup książki o AI? jeżeli ktoś liczył na intensywne kursy, spotkania z mentorami i realne podniesienie kompetencji, musi się niestety rozczarować.
Na razie jest szumnie, ale wyjdzie tak, jak zwykle: ten cały kurs będzie można porównać np. do kolacji w polskim, państwowym szpitalu. o ile ktoś jest bardzo oderwany od rzeczywistości i nie wie, jak taki posiłek zwykle wygląda — proszę wyobrazić sobie pół najtańszej parówki, dwie kromki suchawego chleba, plasterek szynki niewiadomego wręcz pochodzenia i pół łyżeczki masła. Mniej więcej tak można porównać wartość odżywczą wspomnianego posiłku i… wspomnianego „szkolenia”.
Z technicznego punktu widzenia, szkolenia o wartości 5 dolarów to prawdopodobnie darmowe webinary i dostęp do Google Digital Garage, czyli ogólnodostępnej platformy z kursami, które każdy może przejść w dowolnym momencie. Coś jak „kurs AI dla opornych”, który kończy się generowaniem certyfikatu po kliknięciu przycisku „dalej” kilkanaście razy. Piękne dla statystyk, w rzeczywistości bezużyteczne.
50 miliardów euro PKB lub 8% PKB w ciągu 10 lat? Tylko jeżeli Polska zrobi wszystko za Google
W ramach tej samej konferencji padła liczba, która ma robić wrażenie: Google szacuje, iż sztuczna inteligencja może wygenerować dodatkowe 50-55 miliardów euro dla polskiego PKB (lub 8% PKB w ciągu 10 lat). Brzmi to imponująco, dopóki nie zrozumiemy, iż Google nie inwestuje tej kwoty w Polskę. To nie są pieniądze, które trafią na konta polskich firm czy start-upów. To hipotetyczna wartość, którą Polska sama mogłaby wypracować, o ile tylko odpowiednio wdroży sztuczną inteligencję. To trochę jak powiedzieć, iż „jeśli wszyscy Polacy zaczną ćwiczyć, to będą zdrowsi” – prawda, ale czy ktoś zapewni im siłownie i trenerów personalnych? Pamiętajmy o tym, iż jako Polska zostaliśmy uznani przez amerykańską administrację (jeszcze za „wdzięcznego przyjaciela”, Bidena) za kraj II kategorii, jak chodzi o możliwość uzyskiwania chipów koniecznych do rozwoju AI, obok państw wybitnie rozwijających się. Czy za kolejnego „przyjaciela Polski”, Trumpa będzie lepiej? Trudno powiedzieć, ale izolacjonistyczna polityka Amerykanów wcale nam nie pomoże, a na nią właśnie się zanosi.
Google zrobiło to, co potrafi najlepiej – stworzyło piękny scenariusz, który pozwala politykom chwalić się przed kamerami, a firmie zbierać punkty wizerunkowe. Nie jest to pierwszy raz. Podobnie było w 2021 roku, gdy ogłaszano Google Cloud Region w Warszawie jako wielką inwestycję, a w rzeczywistości był to naturalny ruch biznesowy giganta, który po prostu rozbudował swoje europejskie operacje. Co osiągnęliśmy dzięki temu? Stworzyliśmy najpewniej miejsca pracy dla części specjalistów, którzy prawdopodobnie i tak być może pracowaliby dla Google, ale poza granicami kraju. Jest to jednak zbyt wąska grupa, żeby mówić o ogromnym sukcesie.
Wielkie memorandum. Czyli co tak naprawdę podpisano?
Podczas konferencji mówiono o „memorandum” dotyczącym wdrażania AI w kluczowych sektorach – cyberbezpieczeństwa, ochrony zdrowia i energetyki. Brzmi poważnie, ale memorandum to nie umowa. To luźna deklaracja współpracy, której konkretne efekty mogą nigdy nie nadejść. Gdyby Google faktycznie zobowiązało się do inwestycji na dużą skalę (i byłaby to strategiczna umowa, a nie li tylko memorandum), mówilibyśmy o miliardach dolarów. Tymczasem mamy symboliczne pięć milionów i zapowiedzi wsparcia „w kluczowych obszarach”. Brak twardych zobowiązań finansowych oznacza, iż finalnie to Polska musi się martwić, jak przekuć te deklaracje w rzeczywistość. Z tym przekuwaniem, to zwykle mamy ogromne problemy. Wybaczcie fatalistyczny ton, ale mnie ta cała „konferencja” wybitnie zdenerwowała, a nie ucieszyła.
Czego Google… nie powiedziało?
To, co pozostaje niewypowiedziane, jest równie istotne jak to, co oficjalnie ogłoszono. Google ma w Polsce swój największy hub inżynieryjny w Europie, co oznacza, iż już teraz korzysta z naszego wykwalifikowanego personelu, oszczędzając na kosztach w porównaniu z Europą Zachodnią czy USA. Polska nie potrzebuje „wsparcia” w postaci kursów o wartości 5 dolarów na osobę, ale realnych inwestycji w rozwój technologii na naszym rynku, infrastruktury badawczej i start-upów AI. Nic takiego jednak nie padło. Realna wartość kraju wyrażająca się w jego konkurencyjności na arenie międzynarodowej wynika właśnie ze „swoich” rozwiązań, opracowanych u siebie, tworzonych przez „własnych” specjalistów. Umówmy się, szukanie finansowania w Polsce jest zasadniczo trudne, a atmosfera rozwijania innowacyjnego biznesu w Polsce nie jest wcale dla młodego przedsiębiorstwa korzystna: szczególnie o ile trzeba ów biznes rozważnie skalować, a każde przeszacowanie może oznaczać: „być albo nie być” dla startupu.
Kto tu naprawdę wygrał? Raczej nie Polska
Z perspektywy Google – strzał w dziesiątkę. Za skromne 5 milionów dolarów firma dostaje darmową promocję, poprawia swój wizerunek w Polsce i buduje relacje z rządem. Dla Tuska – także „sukces” wizerunkowy. Może mówić o „przyciąganiu technologicznych gigantów” i podkreślać, iż Polska jest w centrum zainteresowania globalnych firm. Dla przeciętnego Polaka? Jedna kawa mniej w Starbucksie lub kurs o sztucznej inteligencji online, który mógłby i tak zrobić za darmo.
Mamy więc polityczne prężenie muskułów. Prawdziwe zmiany wymagają realnych inwestycji, a nie PR-owych zagrywek. Może następnym razem Google zdecyduje się na coś więcej niż edukacyjne drobniaki? Wcale nie musi tego robić, Google nie jest organizacją charytatywną. Szkoda tylko, iż polski rząd w odpowiedzi na wizję zaledwie 5 dolarów „na głowę” w kontekście szkoleń o AI, posłusznie merda ogonem i wieści niesamowity sukces. Bo tak naprawdę jest to tragikomiczny wręcz blamaż.
Zapis transmisji z wydarzenia (KPRM) jest dostępny pod tym linkiem