Instytut im Kautersa

ekskursje.pl 1 rok temu


W dyskusji pod poprzednią notką przefrunęły – w dużym stopniu za sprawą kol. Unikoda – nazwiska Maxa Tegmarka i Nicka Bostroma. Chciałbym pociągnąć pewien offtopic w ich kierunku (nie gubiąc towarzyszącego im offtopiku o ML/AI).

Obaj wywodzą się ze świata akademii, ale brylują poza nim, lansując think tankizajmujące się superambitnymi celami typu „strategia udoskonalania ludzkości”. Jak nietrudno się domyślić, odnoszę się do nich bez entuzjazmu.

Ciekaw jestem czy znajdą się tu jacyś entuzjaści. W końcu teoretycznie ten podział idzie w poprzek naszych tradycyjnych podziałów typu „pis/antypis” czy „android/ios”.

Moja instynktowna (przyznam, iż to raczej knee jerk & gut feeling niż jakieś przemyślane stanowisko) niechęć wynika głównie z tego, iż zaprzęgają do nauki i filozofii narzędzia korporacyjne. Korporacje ich wspierają w ramach CSR, więc Uogólnione Bostromy starają się do nich mowić w ich języku.

Spędziłem ćwierć wieku w korporacji, co uczyniło mnie na ten język szczególnie wyczulonym. Gdy ktoś się nim posługuje, tracę do szacunek i zaufanie – podejrzewam o cyniczną próbę łowienia bonusów w mętnej wodzie.

Weźmy przykład: hasło „efektywnego altruizmu”, które jednoczy chyba wszystkich intelektualistów, których chciałbym tu wrzucić do jednego worka. Ten worek najchętniej nazwałbym „korpo-NGO-quasinauką”, ale być może wpadam to w kołowe uzasadnianie i wystarczyłaby mi etykietka „efektywiści”.

Efektywność to podstawowy kanon korpospiku. W korporacji w zasadzie wszyscy się zajmują jej zwiększaniem (poprzez spętwienie synergii i sklimowanie dywersyfikacji).

Celem jej zwiększania korporacja wymyśla sobie kejpiaje (KPI). Co jakiś czas zarząd ogłasza nowy zestaw, razem z systemem ich premiowania.

W mediach internetowych pierwszym kejpiajem był sitiar (CTR), zwany klikalnością (łac. clickalitas). W efekcie media zmieniły się w szambo clickbaitów.

Specjaliścy wymyślali więc nowe kejpiaje, na przykład tities (TTS). W efekcie media internetowe zmieniły się w szambo filmików iż szczeniaczek się bawi z pisklaczkiem. I tak dalej.

Oczywiście, tak ogólnie nie ma fajnych korporacji, ale jednak jeżeli spojrzeć na ich historię – miały momenty lepsze i gorsze. Te lepsze, to czasy decyzji ryzykownych, podejmowanych wbrew opinii ekspertów od zarządzania (Boeing 707). A gorsze – to czasy decyzji podejmowanych przez speców od efektywności (Boeing 727 Max).

Spece nie ponoszą konsekwencji błędnych decyzji. Odfruwają na złotych spadochronach, by niszczyć inną firmę. Konsekwencje ponoszą zwalniani pracownicy.

To nie jest przypadek, iż „efektywistom” zwykle z ich przemyśleń wychodzą jakieś szokująco amoralne wnioski – eugenika, masowe przesiedlenia, przymusowa redukcja populacji, albo odwrotnie, zakaz antykoncepcji (dla proli). Popularne wśród nich jest zrównanie etycznego statusu jednostki ludzkiej ze statusem zwierzęcia czy rośliny (a la Peter Singer).

Jednocześnie ponieważ sami starają się zwiększać swoją korpo-efektywność, tłumą swoje kejpiaje. Skupiają się na produkcji hottejków, które przynoszą im wiralność, szerowalność i dobre snipety na serpie. Stąd hasła „sztuczna inteligencja nas pozabija” albo „zakazać plebsowi jedzenia mięsa”.

Może jestem niesprawiedliwy, wrzucając Singera do jednego worka z Tegmarkiem i Bostromem (ze Spurek i Hartmanem na deser). Będę otwarty na konstruktywną krytykę.

Osobiście w tej sprawie – jak i w innych – jestem oldskulowy. Uważam, iż tak nie ma lepszej metody zarządzania, niż „zatrudnić dobrych ludzi, nie przeszkadzać im w pracy”. To dotyczy tak samo uniwersytetu, jak redakcji czy fabryki samolotów, ale w przypadku uniwersytetu fascynujące jest to, iż dla niego tę formułę wypracowano już w XII wieku, ale ciągle jakaś łajza ją chce zepsuć przez korporatyzację.

Oldskulowo uważam, iż w sprawach etyki niezmiennie słuszna jest odpowiedź mistrza Lema, iż gdy ktoś zaczyna rozważać czy „wynieść z płonącego budynku bezcennego Picassa czy prolskie dziecko” albo „czy prolom nie jest już za dobrze” – ten ktoś w finale okaże się nazistą, ukrywającym swastykę pod klapą marynarki (jak doktor Kauters, grany przez Henryka Bistę w „Szpitalu przemienienia”).

Równie oldskulowo nie boję się sztucznej inteligencji. Tradycyjnie boję się tylko stojących za nią firm – Google’a, Microsoftu, Twittera i tak dalej. To ich działalność trzeba ograniczać i regulować, ze sztuczną inteligencją, a choćby mimo sztucznej inteligencji.

Idź do oryginalnego materiału