W branży IT wszyscy wiedzą, iż testy automatyczne znane były już w neolicie… choć tak naprawdę to nie do końca. Zamiast opierać się na zawiłościach historycznych tematu, lepiej przyznać od razu: nie ma jednej, prostej odpowiedzi na tytułowe pytanie. Wpada ono do worka z kategorią: “To zależy”, “Jak czujesz”, “Musisz sam sobie na to odpowiedzieć”, co nie oznacza, iż się nie da. Spróbujmy jednak tej odpowiedzi poszukać.
Przy całym filozoficznym podejściu i próbie uwzględnienia wszystkich czynników, jakie wpływają na proces decyzyjny o przeniesieniu priorytetu na utrzymanie testów automatycznych, doszedłem do wniosku, iż najważniejszym aspektem jest – werble poproszę – capacity zespołu automatyzującego. Stawiając taką hipotezę, znacznie ułatwiam sobie zadanie przybliżenia Wam, czytelnikom i testerom, powyższe zagadnienie.
100% pokrycie testami automatycznymi jest niemożliwe
W większości projektów to prawda. Przykładowo, w e-commerce ilość ścieżek i możliwości wyboru jest w istocie wykładnicza i próbę pokrycia ich wszystkich można śmiało porównać do pchania wielkiego głazu na szczyt góry przez pewnego pana w starożytności.
Idąc dalej, przetestowanie czegokolwiek manualnie w 100% również nie jest możliwe. Tak, to prawda. Napisanie jak największej ilości testów nie jest celem testowania. Dlaczego o tym wspominam, zapytacie. Ponieważ powinniśmy zadać sobie pytanie, co tak naprawdę chcemy osiągnąć, pisząc nasze testy. Co i gdzie testować, w jaki sposób, jak często?