Co roku, gdzieś na przełomie września i października, przypominam sobie, dlaczego wciąż lubię uczyć. choćby kiedy brnę przez kolejne sylabusy, poprawiam karty kursów, kiedy warczę na uczelnianą biurokrację, to jednak cieszę się na kolejny semestr, na rozmowy, dyskusje, pytania coraz szerzej otwierające na świat. Na każdy aspekt wiedzy, jaką mogę przekazać, na lekcje krytycznego myślenia, na naukę otwartości na kolejne postacie odmienności, na starcia charakterów i potrzeb. Na każdy moment, w którym widzę, iż nauczanie jest relacją zwrotną. Wiedza i umiejętności płyną bowiem w obie strony, gdy tylko pozwalamy sobie dostrzec, jak wiele możemy nauczyć się od naszych uczniów, studentów, współpracowników czy osób nam bliskich.
Niegdysiejsze przekleństwo „Obyś cudze dzieci uczył”, co strachliwszych odpychające od stanięcia przy tablicy czy na uczelnianej katedrze, może stracić na aktualności. Uczenie, gdy stoi na wymaganiu również od siebie, na otwartości wobec „młodych umysłów”, na rozwijaniu własnych metod dydaktycznych (również przekształcaniu ich, idąc z „duchem czasu”), na uznaniu własnej pomyślności, może być życiową przygodą. Jasne, nie zawsze będzie różowo, ale nie można zaczynać od negacji i frustracji. System niedoskonały, płace marne, „publiczność” nie zawsze „wdzięczna”, ale… warto poczekać na efekty. Uczenie – tych faktycznych uczniów, ale też każdego, kto otwiera się na wiedzę – wymaga odwagi, otwartości języka, klarowności myśli, ale też chęci… po każdej ze stron.
Uczymy się. Proces trwa przez całe życie. Uczymy się przez doświadczenie, praktykę, sukcesy, porażki, lekcje, jakie daje mam codzienność. Uczymy się przez podobieństwo i różnicę, przez podpatrywanie świata, czytanie, spór, rozmowę. Przez pamięć o rozmowach niegdysiejszych i pragnienie tych nigdy nie odbytych (a może „jeszcze nie odbytych”). Przez słowa wypowiedziane i wykrzyczane. Przez mniej czy bardziej znośną ciszę. Przez tęsknotę, śmiech i łzy. Uczymy się na każdy możliwy sposób, świadomie lub nieświadomie, działając lub czekając. Uczymy się… również świętej cierpliwości.
***
Dziś uczymy się jeszcze czegoś. Sytuacja za polską granicą, za granicą Unii Europejskiej, za granicą NATO, jest codzienną lekcją do odrobienia. dla wszystkich, niezależnie od wieku, poglądów, miejsca zamieszkania. Uczymy się zatem rozumieć, czym jest zagrożenie i kiedy jest ono realne, a kiedy stanowi tylko (lub aż) umiejętnie podsycane lęki. Uczymy się działania w sytuacjach trudnych. Uczymy się – i naprawdę musimy się nauczyć – jak rozpoznawać fałszywe informacje, których celem jest poróżnienie nas, zachwianie zaufania do państwa i jego instytucji, do systemu, który ma nas chronić. Uczymy się – a przynajmniej powinniśmy – iż prawdziwym zagrożeniem/wrogiem nie jest stojący obok, myślący, czujący czy wierzący inaczej, ale ten, kto w każdy możliwy sposób próbuje nas poróżnić, kto sączy nam do uszu kłamstwa, kto epatuje obrazami mającymi nas zwieść. Częścią dzisiejszej edukacji obowiązkowej dla wszystkich jest umiejętność nieulegania wpływom czy – idąc dalej – panice. Lekcją dla decydentów i obywateli jest dziś wspólne budowanie odporności społecznej, której każdy z nas, wraz z naszymi umiejętnościami, jest istotnym elementem.