„Patrole obywatelskie” obniżają poziom bezpieczeństwa w Polsce

krytykapolityczna.pl 2 miesięcy temu

Impulsem do organizacji patroli było fizyczne starcie między grupą Polaków a grupą migrantów z Ameryki Łacińskiej, do którego doszło na plaży nad Jeziorem Grzymisławskim w Śremie.

Jak podaje portal ePoznan.pl, pierwszy patrol zebrał się w Kórniku, a zorganizował go lokalny zawodnik MMA Rafał Podejma, prowadzący na YouTubie kanał Antykonfident. W jednym ze swoich filmów prowadzący wzywa do tego, by w trakcie patroli zachować spokój, strzec się prowokatorów, nie wdawać się w konflikty z policją. Łamiącym się głosem, niemalże ze łzami w oczach, mówi: „jeżeli my to spierdolimy teraz, to te kurwy przejmą nasz kraj. […] Odbierają nam kurwa wolność, mordują naszych braci na ulicach, gwałcą nasze dziewczyny. […] To jest nasz kraj i go nie oddamy. […] My się śmierci nie boimy, bo my jesteśmy potomkami husarii, jesteśmy potomkami Wikingów (sic!) i mamy ich duszę. Bo dusza nigdy nie umiera, pamiętajcie o tym”.

Informacje o patrolach organizowanych przez Podejmę, mających chronić Kórnik przed migrantami, i monolog, którego fragmenty pozwoliłem sobie przytoczyć, brzmią groteskowo, jakby wyjęte z jakiejś lekko klasistowskiej internetowej pasty, wykpiwającej sebixów. Błędem byłoby jednak ignorowanie tego, co dzieje się w Wielkopolsce. Patrole, choć na razie niespecjalnie politycznie i społeczne istotne, mogą bowiem uruchomić bardzo niebezpieczną dynamikę.

Polska nie potrzebuje specjalnej obrony przed migrantami

Zacznijmy od oczywistości: tego typu mobilizacja nikogo nie czyni bezpieczniejszym, wręcz przeciwnie. Patrole i towarzysząca im retoryka – „mordują naszych braci, gwałcą nasze dziewczyny” – nakręcają niepotrzebną panikę, tworząc niczym nieuzasadnione poczucie zagrożenia.

W takiej atmosferze rozbudzone emocje łatwo mogą prowadzić do przemocy, zwłaszcza wobec osób wyglądających na „obce”, odróżniające się odcieniem skóry czy mówiące w obcym języku.

W mieście „patrolowanym” przez wzmożonych, młodych mężczyzn, przekonanych, iż bronią ojczyzny, swoich braci i sióstr przed morderczą, obcą inwazją, nikt tak naprawdę nie może czuć się bezpiecznie. Przemoc tego typu grup bardzo łatwo wymyka się spod kontroli i dotyka nie tylko „obcych”, ale także całej lokalnej społeczności, która może stać się zakładnikiem swoich samozwańczych obrońców. Z całą pewnością każdy, kto ma minimum rozsądku, będzie omijał miasteczko czy dzielnicę, w którym przestrzeń publiczną samozwańczo kontrolują podobne grupy.

Od pilnowania porządku i bezpieczeństwa jest policja i powołane do tego służby, a nie youtuberzy i ich zwolennicy. Nie tylko dlatego, iż ci drudzy nie mają do tego żadnego adekwatnego przeszkolenia – w odpowiedzi na oddolną, wymierzoną w nie przemoc większościowej grupy, mniejszości, tam, gdzie są dostatecznie liczne, same zaczynają organizować swoją obronę, co może uruchomić trudną do zatrzymania spiralę przemocy.

Co najważniejsze: Polska naprawdę nie potrzebuje dziś żadnej specjalnej mobilizacji obywateli w celu obrony przed migracją. Całkiem spora migracja do Polski, jaka miała miejsce w ostatnich latach, w tym z państw odległych kulturowo od nas, przebiegała pokojowo, przysłużyła się polskiej gospodarce i nic nie wskazuje, by uczyniła nasz kraj istotnie bardziej niebezpiecznym do życia. To, iż Polska staje się miejscem, gdzie tak wielu ludzi z odległych stron świata decyduje się mieszkać i pracować, jest dowodem naszego sukcesu.

W Wielkopolsce falę wzmożenia wywołało coś, co według doniesień medialnych wygląda jak zwykła bójka, która przybrała szczególnie brutalny obrót. Incydent godny potępienia, którego sprawcy powinni być ukarani z całą surowością prawa – ale gdyby wszyscy uczestnicy byli Polakami, mało kto się by tym przejął.

Liderzy opinii od dawna nieodpowiedzialnie nakręcają panikę wokół migracji

W incydencie wzięła jednak udział grupa migrantów, a polska sfera publiczna atakowana jest od prawie dekady – od kryzysu uchodźczego w 2015 roku – przekazem demonizującym migrantów, zwłaszcza o ciemniejszym kolorze skóry. Znaczną rolę odgrywają w tym pewnie wrodzy nam osoby ze wschodu, służby nieprzyjaznych państw, grających na podsycanie podziałów i napięć w zachodnich społeczeństwach. Niestety, sporą rolę w upowszechnianiu podobnego przekazu odgrywają też polscy liderzy opinii, w tym przedstawiciele kluczowych sił politycznych.

Niedawno, tuż przed wakacjami, największa partia opozycji – Prawo i Sprawiedliwość – wypuściła nie tylko antyimigrancki, ale wręcz otwarcie rasistowski spot. Przedstawiał on głównie czarnoskóre osoby na ulicach polskich miast. Na większości z nich nie zachowują się one w sposób agresywny czy antyspołeczny, tylko spokojnie sobie stoją. Spot nakręca jednak panikę, tak jakby sama ich obecność w polskiej przestrzeni publicznej była naruszeniem niepisanej zasady, iż przestrzeń ta ma być zasadniczo biała, a gdy biała być przestaje, wspólnota powinna się bronić.

Także na przełomie wiosny i lata tego roku posłowie z klubu parlamentarnego PiS, z Dariuszem Mateckim na czele, wrzucali na swoje media społecznościowe zdjęcia osób o ciemniejszym kolorze skóry, nakręcając nagonkę. Teraz ten sam Matecki broni na swoim koncie na portalu X „patrolu” ze Śremu i wzywa policję, by zaczęła monitorować „centra dużych miast, gdzie coraz częściej kobiety są zaczepiane przez przybyszów z Afryki i Azji”, a nie marsze obywateli.

Czym kończy się połączenie płynącej od głównych aktorów politycznych retoryki demonizującej migrantów, zorganizowanej dezinformacji, podsycanej przez algorytmy nieuregulowanych mediów społecznościowych oraz nieobniżonych przez lata napięć społecznych, koncentrujących się wokół młodych mężczyzn z klas ludowych, pokazały ostatnio doskonale rozruchy w Wielkiej Brytanii.

Ku faszyzacji?

Migracja generuje też oczywiście problemy i napięcia. jeżeli jest źle zarządzana przez państwo, może prowadzić do spadku poczucia bezpieczeństwa i spójności społecznej, wzrostu różnego rodzaju napięć, przeciążenia usług publicznych czy niekorzystnej dynamiki na rynku pracy. Media powinny uczciwie mówić o tych wyzwaniach, a politycy szukać na nie odpowiedzi.

„Patrole obywatelskie” są jednak błędną odpowiedzią na w zasadzie nieistniejący dziś w Polsce problem. Mogą uruchomić bardzo niebezpieczną, przemocowo-pogromową logikę i powinny być traktowane jako zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego.

Energia, jaka je ożywia, jest też niepokojąco bliska tej charakteryzującej faszystowskie mobilizacje. Jak bowiem inaczej nazwać połączenie oddolnej mobilizacji wokół groźby zorganizowanego użycia przemocy wobec osób obranych na cel ze względu na pochodzenie lub kolor skóry? Albo założenie – powielane też przez polityków głównej opozycyjnej partii – iż czarni lub muzułmanie nie do końca mają prawo do znajdowania się w polskiej przestrzeni publicznej i jeżeli już się w niej znaleźli, to mogą, a choćby powinni być kontrolowani przez samozwańcze „patrole”?

Idź do oryginalnego materiału