Sieć oszalała na punkcie trendu Ghibli-AI. Hit czy profanacja

news.5v.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Media społecznościowe oszalały na punkcie nowej mody, według której zdjęcia użytkowników, znane memy, a choćby politycy pojawiają się w charakterystycznym, manualnie rysowanym stylu Studio Ghibli, przypominającym sceny z kultowych animacji, jak „Spirited Away. W krainie bogów”, „Księżniczka Mononoke”, „Mój sąsiad Totoro” oraz gier, w tym kultowej serii Bandai Namco Ni No Kuni. Wszystko za sprawą najnowszej wersji generatora obrazów AI od OpenAI, wbudowanego w ChatGPT. Chociaż trend wzbudził zachwyt tysięcy internautów, reakcje środowiska artystycznego są dalekie od entuzjazmu.

Użytkownicy internetu tworzą kolejne cyfrowe wersje znanych memów, postaci z filmów, a choćby własnych zdjęć, naśladując charakterystyczny styl artysty Hayao Miyazakiego ze Sudio Ghbili.

Trend stał się tak popularny, iż choćby oficjalny profil Białego Domu opublikował swoją interpretację zdjęcia aresztowanej za handel fentanylem w stylu Ghibli.

Jedno z popularnych kont na platformie x.com poświęcone publikowaniu najpiękniejszych momentów z produkcji Studia Ghibli również zareagowało na nową modę, udostępniając przerobione wersje w fragmentów kultowych filmów.

Boom na Ghibli-AI okazał się tak duży, iż w ciągu kilku dni jeden z wątków z Ghibli-interpretacjami przedstawiający m.in. Yusufa Dikeca (tureckiego strzelca z Igrzysk Olimpijskich), mema z mężczyzną obracającym się i patrzącym na inną kobietę oraz dziewczynkę z uśmiechem satysfakcji na tle płonącego domu, zdobył (w momencie pisania) ponad 44 miliony wyświetleń i 168 tysięcy polubień.

Koniec ludzkiej kreatywności

Hayao Miyazaki, twórca genialnych filmów ze Studia Ghibli, już w 2016 roku jasno wyraził swoje stanowisko na temat wykorzystywania sztucznej inteligencji w filmach animowanych. W tamtym czasie technologia była w powijakach, ale po obejrzeniu AI generującego obrazy postaci przypominające zombie, japoński mistrz animacji nie ukrywał oburzenia.

Miyazaki dodał wówczas, iż widzi w sztucznej inteligencji sygnał zbliżania się „końca czasów” oraz utratę przez ludzi wiary w samych siebie.

Procesory w ogniu

Sam Altman, CEO OpenAI, który na fali popularności sam uległ trendowi, ustawiając swój profilowy awatar w stylu Ghibli na platformie X, humorystycznie skomentował całą sytuację.

Jednak okazało się, iż totalne szaleństwo, jakie zawładnęło internautami na całym świecie przerosło najśmielsze oczekiwania choćby twórców mechanizmu, stając się dla firmy kłopotliwe pod względem technicznym. Altman zdradził, iż generowanie tak ogromnej liczby obrazów przeciążyło procesory graficzne OpenAI

W odpowiedzi na przeciążenie infrastruktury OpenAI zostało zmuszone do tymczasowego ograniczenia liczby generowanych grafik, choćby dla użytkowników płatnych subskrypcji. Cały czas realizowane są prace nad optymalizacją, a Altman zapowiedział, iż w przyszłości użytkownicy darmowych planów abonamentowych otrzymają możliwość tworzenia do trzech obrazów dziennie.

Etyka kontra fascynacja

Chociaż moda na Ghibli-AI rozprzestrzenia się w sieci z prędkością światła, nie brakuje też głosów krytyki ze strony użytkowników i twórców. Robbie Shilstone, filmowiec, twórca animacji dla m.in. Disneya, podzielił się wymownym wpisem na platformie x.com.

Z kolei niektórzy internauci zarzucają użytkownikom generującym obrazy Ghibli-AI kompletny brak zrozumienia istoty dzieł studia.

Jedni twierdzą, iż AI to narzędzie – jak każdy inny pędzel. Inni, iż to kradzież stylu, duszy i czasu artysty.

W debacie wokół AI i tradycyjnej sztuki przewija się także wątek związany z pytaniem, czy da się zabronić maszynie uczenia się z estetyki kulturowych dóbr?

Analogowo i z duszą – Studio Ghibli wraca do gry

Podczas gdy cały świat masowo odtwarza styl Ghibli na własny użytek, japońskie studio ogłosiło nowy, oryginalny projekt. Po niemal dwóch latach ciszy od premiery „Chłopca i czapli”, Studio Ghibli rozpoczęło rekrutację artystów do pracy nad krótkim filmem animowanym, który powstanie przy wykorzystaniu tradycyjnych metod. Poszukiwani są artyści specjalizujący się w cyfrowym rysownictwie oraz tworzeniu tła do krótkich filmów anime. Co ciekawe, studio rekrutuje również poza granicami Kraju Kwitnącej Wiśni, istotna jest podstawowa znajomość japońskiego. Prace potrwają około 6-7 miesięcy, a miesięczne wynagrodzenie wynosi od 350 000 jenów (ok. 9,5 tys. zł).

To kolejny wyraz filozofii Miyazakiego i Studio Ghibli – zamiast generować masowe ilości treści, studio konsekwentnie tworzy projekty, które powstają, „gdy artyści mają do opowiedzenia jakąś historię, a nie dlatego, iż trzeba coś sprzedać”.

Kod AI czy autorska kreska – gdzie leży przyszłość sztuki?

Fenomen obrazów AI stylizowanych na Ghibli otwiera nowy rozdział w dyskusji o granicach twórczości i roli technologii w sztuce. Czy magia manualnie tworzonych animacji przetrwa w erze cyfrowych imitacji, czy może sztuczna inteligencja stanie się integralną częścią przyszłości filmowej animacji? Czy filmy produkowane przez algorytmy są równie wartościowe, jak te stworzone ręką człowieka?

Z jednej strony błyskawiczna dostępność i efekt „wow” na wyciągnięcie ręki, z drugiej – sztuka, która jest autentyczna, kosztuje czas i wykorzystuje talent. Odpowiedź na te pytania nie należy do najprostszych – to fascynujące starcie dwóch światów zasługuje na osobną refleksję. Jednak Miyazaki nie pozostawia złudzeń – AI może i potrafi naśladować formę, ale nie ducha. Dla wielu fanów wyjątkowa wartość dzieł mistrza Studia Ghibli zawsze będzie wynikać z ludzkich emocji. Bo prawdziwa magia, od początku czasów, zawsze pochodziła tylko z serca.

Idź do oryginalnego materiału