"Trzeba było rosyjskich dronów nad Polską...". Oto prawda o walce z dezinformacją w Polsce

natemat.pl 1 dzień temu
Atak rosyjskich dronów zmienił polską rzeczywistość. Nagle politycy mówią jednym głosem i nie skaczą sobie do gardeł, jak przywykliśmy od lat. A "rosyjska dezinformacja" nie schodzi ze świecznika, choć niejeden ekspert od dawna przed nią ostrzegał. Dziś wszyscy o niej mówią, chcą z nią walczyć, padają wielkie słowa. Ale to, ile jest do zrobienia, jest porażające. Eksperci wzywają do jak najszybszego działania. Oto jakie mają pomysły i jak w ich oczach wygląda polska walka z dezinformacją.


Anna Mierzyńska, znana analityczka mediów społecznościowych, specjalizująca się w tematyce rosyjskiej dezinformacji w Polsce, zauważyła brutalną prawdę, którą podzieliła się w mediach społecznościowych.

"Trzeba było rosyjskich dronów nad Polską, by ileś osób na poważnie przejęło się rosyjską dezinformacją w Polsce. Ostrzegaliśmy od lat" – stwierdziła. Być może więcej osób miało podobną refleksję. Bo część Polaków po zdarzeniu 10 września zachowuje się tak, jakby nagle obudziła się z letargu i dopiero przejrzała na oczy.

"Część Polaków mogła się przestraszyć", "Odbywa się to na dużo większą skalę niż wcześniej"


– To był naprawdę podwójny atak. Z jednej strony były drony, a z drugiej dziesiątki tysięcy dezinformacyjnych wpisów w sieci. Okazało się, iż istnieje zagrożenie militarne i jest ono bezpośrednio powiązane z dezinformacją. Myślę, iż na zwykłych Polakach wrażenie zrobiło to, iż przekaz korzystny dla Rosji powtarzali ich znajomi. To nie było wyłącznie tak, iż tylko rosyjskie trole go formułowały, ale iż wielu Polaków się pod to podłączyło – mówi w rozmowie z naTemat Anna Mierzyńska.

Skala, jak wiemy, była masowa.

– Ci, którzy od lat są pod wpływem rosyjskiego przekazu nie przejrzeli na oczy. Oni przez cały czas są przekonani, iż to była ukraińska prowokacja. Ale na oczy przejrzeli inni. Ci, którzy uważali, iż mówienie o rosyjskiej dezinformacji to przesada, bajki i teorie spiskowe, iż nic takiego nie ma. Kiedy przekonali się, iż ich znajomi zaczynają powtarzać przekaz rosyjskiej propagandy, to był moment, kiedy część Polaków mogła się przestraszyć. Zobaczyli, iż dezinformacja rzeczywiście jest. I iż ona działa – mówi analityczka.

W mediach społecznościowych na kontach i fanpage'ach rozmaitych branż sama zaczęła obserwować ostrzeżenia przed dezinformacją oraz apele, by wzmóc czujność i nie wierzyć w przekazy, które nie są wiarygodne.

– To konta powiązane np. z edukacją, nauczycielami. Widzę, iż intensywnie włączyli się w to psychologowie, czy psychoterapeuci. Mam wrażenie, iż te apele upublicznia część społeczeństwa, która do tej pory specjalnie się w to nie angażowała i to jest widoczne. Odbywa się to na dużo większą skalę niż wcześniej – mówi Anna Mierzyńska.



"To są minimalne działania, jeżeli chodzi o potrzeby całego kraju"


Na przykład w Poznaniu właśnie powstał pomysł, by – w ramach walki z dezinformacją – w autobusach i tramwajach emitować serwisy informacyjne Radia Poznań.

– Chcemy, by nasi mieszkańcy mieli dostęp do wiarygodnych informacji i wiedzieli, gdzie ich szukać. Musimy bardzo uważać na treści rozpowszechniane w internecie oraz działania mające na celu fałszowanie rzeczywistości i wpływanie na opinię publiczną, które regularnie prowadzi Federacja Rosyjska – przekazał prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.

Anna Mierzyńska komentuje: – Każda taka akcja jest sensowna i potrzebna. Tylko to wciąż są minimalne działania, jeżeli chodzi o potrzeby całego kraju.

Działania Polski w tym zakresie w skali 1-10 ocenia na 3. Na zachętę i dlatego, iż coraz głośniej się o tym mówi, zaczęły pojawiać się też różne inicjatywy i kampanie społeczne. Rusza też program dementujący fake newsy w TVP. Ale działania państwa wciąż są za słabe.

– Jesteśmy w takim momencie, iż jako społeczeństwo wciąż czekamy na to, żeby na poważnie uruchomić system zwalczania dezinformacji i budowania odporności społecznej na nią. przez cały czas nie wdrożono metod pozwalających dotrzeć do wszystkich Polaków i przekazać im, jak się bronić w wojnie informacyjnej – mówi.

"Moim zdaniem państwo powinno wysilić swoje działania w kierunku przeciwdziałania dezinformacji"


Przypomnijmy. Po akcji rosyjskich dronów na ogromną skalę ruszył ogólnokrajowy przekaz polityczny. Premier, prezydent, mnóstwo polityków różnych opcji jednym głosem mówi dziś o dezinformacji. Sytucja jest szczególna. Siłą rzeczy ten głos brzmi teraz mocniej niż wcześniej.

– My naprawdę widzimy zmianę postaw społecznych i to, iż instytucje państwowe oraz najważniejsze osoby w państwie, czy to premier Tusk, czy prezydent Nawrocki podkreślają problem dezinformacji płynącej ze strony Kremla, czy wręcz kłamstw, które Rosja i Białoruś wrzucają do naszej infosfery. To cieszy, bo przykład dla społeczeństwa musi iść z góry. Widać, iż obydwie strony są zgodne co do tego, iż to jest ogromny problem i trzeba zacząć działać. Tylko ja oczekuję tych działań – reaguje w rozmowie z naTemat Marcel Kiełtyka, członek zarządu Stowarzyszenia Demagog.

Podkreśla: – Społeczeństwo obywatelskie oczekuje odpowiedzialności od polityków i konkretnych działań, a nie tylko mówienia o dezinformacji. Bo to jest za mało. Ludzie już wiedzą, iż ona jest. Z badań wynika, iż Polacy generalnie są świadomi zjawiska dezinformacji. Ale jeszcze nie wiedzą, jak sobie z tym radzić. I tu jest ogromna rola również państwa.

Przypomina, iż dezinformacja jest z nami od zawsze i nie jest to żadna nowość w Polsce. A wzmożone działania dezinformacyjne ze strony Rosji obserwujemy co najmniej od 2010 roku. Zaliczyliśmy już choćby kilka zrywów z jej powodu.

– Gdy wybuchł Covid-19, społeczeństwo i instytucje państwowe obudziły się i zauważyły, iż jest coś takiego jak dezinformacja. Drugim przebudzeniem był moment pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku, który trochę zmobilizował polskie społeczeństwo. Ale niestety, przez cały czas nie nauczyło nas to odporności na dezinformację. Pokazują to wydarzenia z ostatnich dwóch dni. Fake newsy sięgają choćby milionów zasięgów i wierzą w nie ludzie wykształceni, mądrzy, oczytani, intelektualiści – mówi Marcel Kiełtyka.

– Niestety powielają je również osoby, które uważają się za dziennikarzy, ale także politycy. I to jest ogromny problem. Moim zdaniem państwo powinno wysilić swoje działania w kierunku przeciwdziałania dezinformacji – podkreśla.

Zwraca na przykład uwagę, iż 11 września Rada Konsultacyjna do spraw Odporności na Dezinformację Międzynarodową, ukonstytuowana przy ministrze spraw zagranicznych wydała oświadczenie, w którym zwraca uwagę na szkodliwość fałszywych informacji i ich skalę.

– Natomiast takimi oświadczeniami nie zbudujemy odporności dezinformacyjnej całego społeczeństwa, za oświadczeniami muszą iść realnie działania – mówi ekspert.

Co państwo zrobiło? Co robi? Co w ogóle dzieje się w kraju na rzecz przeciwdziałania dezinformacji?




Szkolenia? "To kropla w morzu potrzeb", "Nie robi tego państwo w dużej skali"


Anna Mierzyńska prowadzi szkolenia w zakresie przeciwdziałania dezinformacji. Akurat teraz, w poniedziałek rusza w trasę szkoleniową do Opola i na Dolny Śląsk. Będzie szkolić młodzież z ostatnich klas szkoły podstawowej i liceum.

To prywatny projekt, za którym stoi firma NEPI Rockcastle, właściciel kilkunastu centrów handlowych w Polsce. – Robią to z własnych środków. Są to duże szkolenia, które odbywają sie w salach kinowych, z udziałem ok. 200 osób. Pierwsze szkolenia odbyły się w czerwcu. Teraz cała jesień jest na nie poświęcona. W kolejnych miesiącach będą inne miasta – opowiada.

To interesujący przypadek. Jak mówi, sama młodzież wyszła z taką inicjatywą. A firma dowiedziała się o tym, bo od dawna organizuje różne spotkania i warsztaty dla młodych ludzi właśnie w centrach handlowych, angażując pedagogów, policjantów i grupy wolontariuszy.

– W czasie tych spotkań z młodzieżą okazało się, iż jest potrzeba szkoleń na temat dezinformacji. Więc je zorganizowano. Jest to super inicjatywa, ale robi to biznes prywatny. Takimi szkoleniami zajmują się w Polsce również niektóre organizacje pozarządowe, ale wciąż jest to mała skala. Nie robi tego państwo w dużej skali – mówi.

Szkolenia prowadzi też Demagog i inne organizacje.

– Mamy całą działkę edukacyjną Akademii Fact Checkingu. Rocznie szkolimy ponad 7 tys. uczniów. Natomiast to jest kropla w morzu potrzeb. My sami tego nie zrobimy. Już nie mówię o tym, iż eksperci czy organizacje pozarządowe takie jak nasza, borykają się z ogromnymi problemami, jeżeli chodzi o finansowanie, stabilność działania, czy choćby ataki hejterskie, propagandowe czy dezinformacyjne – mówi Marcel Kiełtyka.

"Tu potrzebne są działania systemowe", "Trzeba ich w różnych obszarach jednocześnie"


Eksperci uważają, iż Polska potrzebuje dziś systemowych działań do walki z dezinformacją. Bez tego ta walka się nie uda. Nikt nie kwestionuje, iż wiele działań już podejmowano.

Ale wskazują na coś innego.



– Tu potrzebne są działania systemowe. Potrzebne są wzmożone działania wielu ministerstw, które powinny współpracować między sobą. Owszem, niektóre podejmują pewne działania, i są one choćby skuteczne, ale każdy robi swoją robotę, brakuje ich koordynacji. Na przykład Ministerstwo Środowiska i Klimatu zajmuje się informacją tylko dotyczącą klimatu, a MSZ – wpływami zewnętrznymi. A to się wszystko łączy. Na przykład klimat wpływa na naszą gospodarkę i ekonomię, na rozwój nowych technologii, a Rosji nie jest to na rękę – wskazuje Marcel Kiełtyka.

Przypomina, iż pandemia Covid-19 zaczęła się w 2019 roku.

– Już wtedy powinniśmy być gotowi. Już wtedy powinniśmy myśleć o systemach edukacyjnych, o współpracy z big techami, o regulacjach prawnych dotyczących big techów, które również są odpowiedzialne za rozprzestrzenianie fałszywych narracji w mediach społecznościowych. Te działania muszą być podejmowane systemowo i na wielu poziomach – mówi przedstawiciel Demagoga.

Anna Mierzyńska tak mówi zaś o potrzebie systemowego działania:


– W 2022 roku, jako Fundacja Forum Bezpieczeństwa, robiliśmy projekt z udziałem niemal 40 ekspertów, którzy już wtedy zajmowali się badaniem i przeciwdziałaniem dezinformacji. Powstał raport o tym, jakie są wytyczne systemowe do jej zwalczania. Jednoznacznie wynika z niego, iż aby zwalczyć dezinformację, czy zbudować wyższą odporność społeczeństwa, trzeba działań systemowych państwa w różnych obszarach jednocześnie.

– Nie da się zwalczyć dezinformacji, jeżeli nie zaczniemy działać z poziomu systemowego w różnych obszarach jednocześnie – podkreśla.

Wskazuje, iż chodzi o zmiany w prawie, edukacji, ale też o budowanie większego poczucia wewnętrznego bezpieczeństwa wśród Polaków, gdyż kondycja psychiczna też jest ważna przy odporności na dezinformację. Ale też o wspieranie mediów, które są wiarygodne, mówią prawdę i zachowują określone standardy.

"My naprawdę musimy się obudzić i wspólnie je zintensyfikować"


Jak bradzo to potrzebne? Przykład.

Anna Mierzyńska wspomina, iż podczas szkolenia, tłumaczy, jak ważne jest korzystanie z wiarygodnych i zaufanych źródeł i kanałów informacji. I słyszy pytanie np. od nauczyciela: "Ale jak my mamy się dowiedzieć, które kanały są wiarygodne i zaufane?".

– W Polsce są media, w których dezinformacja rosyjska była jednoznacznie obecna. A o ile mamy osoby, które ufają tym kanałom i uznają je za wiarygodne, to do nich dezinformacja płynie prosto z tych mediów. Jak mają rozpoznać, czy to jest dezinformacja, o ile państwo nie reaguje na tym poziomie i tego nie dementuje? To jest bardzo trudne – mówi.

Marcel Kiełtyka uważa, iż jest już późno na takie działania, ale jeszcze nie za późno.

– Tylko my naprawdę musimy się obudzić i wspólnie je zintensyfikować. Bo to nie jest też tak, iż cała odpowiedzialność spoczywa na państwie. Te działania muszą być skorelowane. One muszą łączyć media, organizacje pozarządowe, ekspertów, instytucje państwowe, ale też biznesu. Myślę, iż długofalowym kluczem do sukcesu, jeżeli chodzi o odporność na dezinformację, jest edukacja. Natomiast ta edukacja nie wydarzy się bez pomocy i bez udziału państwa – mówi.

"Jak najszybciej trzeba to wprowadzić do szkół"


Co zatem zrobić?


– Trzeba jak najszybciej wprowadzać w szkołach elementy dot. krytycznego myślenia i weryfikowania informacji oraz budowania odporności na różne przekazy w sieci. To powinno znaleźć się w programach nauczania. Ale nie chodzi o to, żeby to był oddzielny przedmiot. Po edukacji zdrowotnej widać, iż w Polsce byłoby to trudne – radzi Anna Mierzyńska.

– To można zrobić. To wymaga zmian w podstawie programowej i szkoleń nauczycieli, ale to nie są zmiany, których nie można przeprowadzić w ciągu jednego roku szkolnego. Już za rok mogłyby wejść w życie – uważa.

Marcel Kiełtyka uważa, iż teraz jest dobry moment na dyskusję o tym. On również wskazuje, iż nie chodzi o dodatkowy przedmiot, tylko o uzupełnienie dotychczasowych. Tym bardziej powinno się to gwałtownie udać.

– Mamy wdrażany nowy przedmiot w szkołach i udało się go wprowadzić tak naprawdę w ciągu roku. To bardzo szybkie tempo, ale dało się to zrobić. Dlaczego więc nie możemy pomyśleć o tym? Zacząłbym od mocnej dyskusji z Ministerstwem Edukacji, z organizacjami pozarządowymi i ekspertami, o tym jak skutecznie już od najmłodszych lat wdrożyć elementy krytycznego myślenia w szkołach. To pozwoli nam długofalowo zbudować odporność na fake newsy – sugeruje.

Demagog ma już choćby gotowe materiały. Stworzył 5-10-15 minutowe scenariusze dla nauczycieli lekcji języka polskiego, historii, WOS, niemieckiego, a choćby biologii.

Podobnie ma być z raportami badającymi dezinformację: – One powstają, ale często nie wyciąga się z nich wniosków i nie wdraża odpowiednich działań.

Co jeżeli nie zaczniemy działać? "Staniemy się społeczeństwem uległym wobec Rosji"


Marcel Kiełtyka wspomina o tym, iż Polska wciąż nie wdrożyła Aktu o Usługach Cyfrowych, który dawałby możliwość wyciągania konsekwencji od właścicieli mediów społecznościowych za fake newsy czy szkodliwą dezinformację, które są szerzone w ich serwisach. Jak mówi, to pierwszy krok, którego nie wykonaliśmy, a powinniśmy zrobić już dawno.

Czeka nas więc jeszcze długa droga na różnych płaszczyznach. Czym grozi, jeżeli i po tym zrywie zaśpimy?

– W środę przekonaliśmy się, czym to grozi. Tym, iż społeczeństwo polskie będzie bezbronne wobec broni kognitywnej, któą stosuje wobec nas Rosja. I staniemy się społeczeństwem uległym wobec Rosji, które – choćby jeżeli w nieświadomy sposób – będzie przyjmować to, co mówi mu Rosja – komentuje Anna Mierzyńska.

Jak mówi Marcel Kiełtyka, od 10 września przez dwa dni Demagog sprawdził kilkanaście fake newsów. To tylko te, które miały największe zasięgi i największą szkodliwość. Jak na przykład przerzucanie odpowiedzialności za atak rosyjskich dronów na Ukrainę.



– Jest ich oczywiście dużo więcej. Do 2 milionów odbiorców dotarła na przykład informacja, iż uderzenie drona w dom w Wyrykach na Lubelszczyźnie, miało być mistyfikacją. Kwestionowano prawdziwość tego incydentu. Miał o tym świadczyć artykuł, w którym pisano, iż przyczyną uszkodzenia domu miała być wichura. To był stary artykuł. Była to klasyczna manipulacja zdjęciem. Ale sądząc po komentarzach, ludzie naprawdę w to uwierzyli – mówi.

Do tego, jak zwraca uwagę, są fake newsy, które powodują brak zaufania do instytucji państwowych czy mediów, a choćby ekspertów i naukowców.

– Już mamy z tym ogromny problem, bo pokazują to też badania. Po prostu nie ufamy mediom i instytucjom państwowym. A dezinformacja jeszcze bardziej to podkręca i widać, iż jest skuteczna – wskazuje.

Idź do oryginalnego materiału