Ach, te wibracje. Dżoano, czy Ty też czujesz presję, żeby codziennie być jak kryształowy dzwoneczek z Bali, który medytuje, pachnie palo santo i nigdy nie ma PMS-a?
Bo podobno „Twoja energia przyciąga to, kim jesteś”.
Tylko iż Ty jesteś też matką, kobietą, człowiekiem z kolacją w mikrofalówce i wewnętrznym krzykiem: „dlaczego znowu nie mam pary do prasowania?!”.
Więc pytanie brzmi: czy naprawdę trzeba mieć „wysokie wibracje”, żeby marzenia się spełniły?
Wysokie wibracje są przereklamowane 📣
Wszechświat nie jest korporacją HR, Dżoano. On nie zatrudnia Cię na podstawie uśmiechu i listu motywacyjnego. On pracuje z intencją. Z tym, co czujesz, choćby jeżeli nie umiesz tego ładnie nazwać.
Twoje marzenie nie musi być wypieszczone. Może być zapisane długopisem na skrawku paragonu między serem a ketchupem.
Ważne, żeby było Twoje. Autentyczne. Choćby było zmęczone i lekko zasmarkane.
A jeżeli dziś jesteś w niskiej wibracji… to co?
To znaczy, iż żyjesz.
I właśnie wtedy manifestacja działa najlepiej – bo nie jest odklejonym afirmowaniem przy fontannie, tylko codziennym pytaniem:
„Co zrobię dzisiaj, żeby choć o centymetr być bliżej siebie?”
I wiesz co? Czasem to będzie gra. Dosłownie.
Gry ze Wszechświatem – dzieci robią to od zawsze 🎲
Dzieci nie potrzebują „pozytywnego mindsetu”. One po prostu wierzą, iż coś się wydarzy.
Bo czemu miałoby się nie wydarzyć?
I właśnie tego możesz się od nich nauczyć – nie przez czytanie pięciotomowych przewodników duchowych, tylko przez wspólne czytanie książki, która mówi o marzeniach tak, jakby naprawdę miały sens.
Jakiej? No oczywiście:
„Moje marzenia spełniają się” – pozytywny poradnik dla dzieci, który działa też na dorosłych z rozwalonym wewnętrznym kompasem.
#DajęSłowo, Dżoano – marzenia nie potrzebują idealnej Ciebie. Potrzebują Ciebie, która jeszcze nie zrezygnowała.