- Mark Zuckerberg, szef firmy Meta, do której należy Facebook i Instagram, zarzucił zewnętrznym weryfikatorom, iż ci okazali się „zbyt stronniczy politycznie”
- W zamian zapowiada system podobny do wykorzystywanego na platformie X, która należy do Elona Muska: o wartości danej treści będę decydować użytkownicy. Ekspert spodziewa się, „że i na Facebooku główną aktywnością użytkowników staną się jeszcze bardziej agresywne ataki jednych na drugich”
- Demagog podaje przykłady dezinformacji, jak popularny „fejk” o 5 tys. zł mandatu za przekroczenie prędkości o ponad 30 km od 1 stycznia 2025 r. – Ale główne zjawisko, którym zajmujemy się już od kilku miesięcy to oszustwa internetowe, tzw. scamy – słyszymy
- Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu
„Wreszcie miliarderzy od mediów społecznościowych przestają udawać, iż ich produkty mają cokolwiek wspólnego z mediami” – napisał Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onetu. Zrobił to w komentarzu po wtorkowym nagraniu Marka Zuckerberga, dyrektora generalnego firmy Meta, który zapowiedział m.in. całkowitą zmianę sposobu moderacji treści, w tym zakończenie współpracy z niezależnymi sieciami factcheckingowymi, walczącymi z dezinformacją.
Zuckerberg zarzucił zewnętrznym weryfikatorom, iż ci okazali się „zbyt stronniczy politycznie”, a to miało przełożyć się na „cenzurę” w serwisach należących do firmy Meta. W związku z tym zaproponował system podobny do wykorzystywanego na platformie X, która w tej chwili należy do Elona Muska: o wartości danej treści będą decydować użytkownicy. Oni uznają, co jest hejtem i dezinformacją.
„Wygra więc ten, kto: 1. ma więcej pieniędzy na zatrudnianie farm trolli lub 2. ma wpływ na decyzje ważne dla właściciela serwisu lub 3. pracuje dla właściciela serwisu” – podsumował Bartosz Węglarczyk w swoim komentarzu.
Tak fact-checkerzy odpowiadają Markowi Zuckerbergowi
W Polsce z Metą przy zwalczaniu dezinformacji współpracuje w tej chwili Stowarzyszenie Demagog, który należy do Europejskiej Sieci Standardów Factcheckingowych. Ta we wtorek wydała stanowisko, w którym „zdecydowanie potępia oświadczenie dyrektora generalnego firmy Meta, łączące sprawdzanie faktów z cenzurą„.
Autorzy wtorkowego stanowiska protestują przeciwko sposobowi, w którym Mark Zuckerberg przedstawił fact-checkerów oraz dziennikarzy jako „stronniczych politycznie”.
„To stwierdzenie jest w oczywisty sposób fałszywe. Fakt-checkerzy są zobowiązani do przestrzegania najwyższych standardów dziennikarskich, takich jak bezstronność, przejrzystość, uczciwość i odpowiedzialność” – argumentuje sieć.
„W obliczu wyborów w kilku krajach europejskich w 2025 r. wycofywanie się platform z walki z dezinformacją i misinformacją umożliwia, a choćby potencjalnie zachęca do ingerencji w proces wyborczy, zwłaszcza ze strony zagranicznych podmiotów” – czytamy.
„My nie usuwamy postów, dodajemy szeroki kontekst”
– Z Metą współpracujemy od 2019 r. w Programie Niezależnej Weryfikacji Informacji, w którym mamy możliwość sprawdzania i flagowania informacji, które pojawiają się głównie na Facebooku oraz na Instagramie – powiedział Onetowi Marcel Kiełtyka ze Stowarzyszenia Demagog. Jak poinformował, mimo wieści ze Stanów Zjednoczonych, w Polsce ta współpraca, na razie, nie zmienia swojej formy.
– Realizujemy ustalenia z Metą, na ten moment mogę powiedzieć, iż prawdopodobnie nasza kooperacja będzie w tym roku kontynuowana – dodaje Kiełtyka.
I zastrzega, iż jego organizacja nie zajmuje się usuwaniem wpisów.
– Kiedy widzimy, iż jakaś informacja na Facebooku lub Instagramie może wprowadzać w błąd, dodajemy szeroki kontekst. Czyli umieszczamy odpowiednie ostrzeżenie na poście, na towarzyszącej mu grafice lub filmie. Dzięki temu użytkownicy, którzy weszli w interakcję z tym postem, mogą zapoznać się z artykułem serwisu Demagog, w którym tłumaczymy, dlaczego wskazany post mógł być dezinformacją, fake newsem lub wprowadzać w błąd. Robimy to, podając w naszym artykule materiały źródłowe – mówi członek stowarzyszenia.
Demagog przygotowuje ok. 50 artykułów, którymi „flaguje” posty, mogące wprowadzać w błąd. Z tym iż bywają przypadki, gdy jeden artykuł jest wykorzystywany choćby kilka tysięcy razy. Dzieje się tak, kiedy dezinformacja osiąga ogromną skalę w jednym temacie powielanym w różnych postach.
– Ostatni przykład takiej dezinformacji to popularny „fejk” o 5 tys. zł mandatu za przekroczenie prędkości o ponad 30 km od 1 stycznia 2025 r. – opowiada przedstawiciel Demagoga. – Ale główne zjawisko, którym zajmujemy się już od kilku miesięcy to oszustwa internetowe, tzw. scamy, bo Meta zdecydowanie z nimi sobie nie radzi. Poza tym pojawia się dużo dezinformacji medycznej oraz dotyczącej zmian klimatycznych. Co ważne, to nie flagujemy postów polityków, ponieważ Meta ma zasadę, iż tzw. kontent polityczny nie podchodzi pod Program Niezależnej Weryfikacji Informacji – zauważa.
Facebook czekają zmiany. Medioznawca: to nurkowanie po dnie
Dr Krzysztof Grzegorzewski z Katedry Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego (UŁ) w rozmowie z Onetem rozwija jeden z wątków poruszonych przez przedstawiciela Demagoga: dezinformacji medycznej.
– Starsi ludzie w tej chwili lubią korzystać z Facebooka. Jeśli w tym serwisie decyzja firmy Meta zwiększy dezinformację medyczną, mamy szeroko otwartą drogę dla różnego rodzaju szarlatanów i promowania podejrzanych terapii – mówi medioznawca z UŁ.
Jak dodaje, luźniejsze zasady na Instagramie, z którego korzystają młodsi użytkownicy, mogą się skończyć wzrostem przypadków depresji. – Bo takie będą skutki jeszcze większego zalewu treściami od hejterów i trolli – przewiduje dr Grzegorzewski.
Oceniając całość zmian zapowiadanych przed firmę Meta, medioznawca z UŁ mówi dosadnie: „to nurkowanie po dnie”.
– Mam dużo dystansu do serwisów społecznościowych, ale nie spodziewałem się, iż będzie z nimi aż tak źle. Facebook mógł być jeszcze uznawany za jakieś źródło wymiany informacji, ale w świetle ostatnich decyzji firmy Meta, spodziewam się, iż i na Facebooku główną aktywnością użytkowników staną się jeszcze bardziej agresywne ataki jednych na drugich – dodaje ekspert.
Prywatnie dr. Grzegorzewskiemu jest trochę żal „dawnego Facebooka”: z przewagą postów znajomych, piszących o swoich pasjach – dla przykładu o muzyce – albo fotoreporterów, publikujących ważne zdjęcia. Coraz więcej treści to reklamy.
– Teraz na pewno nie wrzucałbym na Facebooka żadnych fotografii osobistych, zwłaszcza dzieci, ponieważ zupełnie tracimy nad tymi wizerunkami kontrolę – dodaje.
Co Meta zrobi z twoim wizerunkiem?
Potwierdzeniem słów naukowca z UŁ mogą być ostatnie doniesienia dotyczące użytkowników Instagrama ze Stanów Zjednoczonych, które opisał technologiczny serwis 404 Media. Internauci korzystający z jednej funkcji Instagrama (Meta AI) do obróbki swoich zdjęć, zauważają, iż firma wykorzystuje je do tworzenia reklam swoich usług (w tzw. osi czasu użytkowników, których wizerunki Meta wykorzystała).
Formalnie wszystko jest zgodne z prawem – otwierając konto w Instagramie, użytkownik zgadza się na regulamin, który firmie na to pozwala. W rzeczywistości prawie żaden nowy użytkownik nie czyta szczegółowo skomplikowanego regulaminu.