Facebook kończy wsparcie dla zewnętrznego programu weryfikacji faktów. Na jego miejsce wskoczą tzw. Community Notes doskonale znane użytkownikom innej popularnej platformy. Tym samym ogłoszono wprowadzenie drastycznych zmian do regulaminu usługi. Chodzi przede wszystkim o zniesienie ograniczeń dotyczących wybranych tematów będących „częścią głównonurtowego dyskursu”. Moderatorzy zajmą się głównie egzekwowaniem nielegalnych oraz poważnych naruszeń. Nadchodzi też zmiana podejścia do treści politycznych – stanie się ono znacznie bardziej spersonalizowane.
Facebook idzie w skrajność – jak to się skończy?
Początkowo nowości zaczną obowiązywać w Stanach Zjednoczonych. Trudno stwierdzić czy kiedykolwiek dojdzie do wdrożenia podobnych zmian na terenie państw członkowskich Unii Europejskiej. Osobiście w to wątpię i prawdopodobnie podobne przeświadczenie będziecie mieli po lekturze konkretnych fragmentów regulaminu. Niektóre wręcz szokują i nie ukrywam, iż na początku urodziło się we mnie przekonanie, iż to przedwczesny żart primaaprilisowy.
- Sprawdź także: Facebook i Instagram jednak bez botów AI, a przynajmniej na razie
Wpis opublikowany przez Meta zakrawa o abstrakcyjność. Rozpoczyna się on od stwierdzenia, iż wolność słowa polega na możliwości publikowania wszystkiego. Niezależnie od tego czy zawartość jest dobra, czy też zła. Mówimy więc o wyrażeniu zgody na świadome krzywdzenie innych ludzi i jawnym umywaniu rąk. Mark Zuckerberg jest przekonany o korzyściach płynących z oddania głosu każdemu – wykonanie takiego kroku ma skutecznie łączyć społeczność.
Firma ponadto bije się w pierś twierdząc, iż poszła za daleko jeżeli chodzi o implementację złożonych systemów zarządzania treściami. Podejmowane decyzje były rzekomo podyktowane społeczną oraz polityczną presją. Meta koniec końców zaczęła popełniać zbyt dużo błędów, co prowadziło do występowania frustracji u konsumentów oraz przeszkadzało im w swobodnej ekspresji. Koncern wspomina choćby o czymś w rodzaju „facebookowego więzienia”, gdzie przetrzymywane są ocenzurowane treści, które tak naprawdę nie stanowią przesadnego zagrożenia.
Dlatego też nadchodzi głośny powrót zobowiązania polegającego na możliwości wyrażania niemalże dowolnych opinii bez obaw o poniesienie konsekwencji. Tym samym mamy do czynienia z zakończeniem programu rozpoczętego w 2016 roku, kiedy to odpowiedzialność za sprawdzanie faktów spadła na niezależne organizacje. Ich zadaniem było ograniczanie dezinformacji, a także dbanie o ogólne bezpieczeństwo zarządzanych platform.
Jak się jednak okazuje, choćby eksperci mieli kierować się własnymi poglądami, uprzedzeniami oraz perspektywami. Meta twierdzi, iż system przerodził się w „narzędzie cenzury” ograniczające dystrybucję wybranych treści oraz blokujące materiały powszechnie uznawane za całkowicie legalne. Podejście ulega więc teraz zmianie o 180 stopni za sprawą wprowadzenia Community Notes – funkcji doskonale znanej z m.in. Twittera. To użytkownicy będą oznaczać posty jako potencjalnie mylące oraz wymagające dodania szerszego kontekstu. Obecność rozwiązania ma zmniejszyć podatność social media na stronniczość.
Opcja zostanie udostępniona na platformach Facebook, Instagram i Threads – początkowo jednak wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. Przy tworzeniu notek brać udział powinni ludzie o różnych punktach widzenia, co ma pozwolić na uzyskanie jak najbardziej obiektywnego stanowiska. Poinformowano również o wyrzuceniu do kosza mechanizmów weryfikujących prawdziwość publikowanych treści. Znikną więc widoczne ostrzeżenia o możliwości wprowadzenia w błąd – zamiast tego wyświetlana będzie sugestia zachęcająca do uzyskania dodatkowych informacji na dany temat.
Co więc będzie można publikować bez żadnych przeszkód?
Teoria brzmi co prawda niepokojąco, ale można przymknąć na nią oko i zrozumieć ogólne przesłanie. Drastyczniej robi się jednak po zajrzeniu do anglojęzycznej wersji regulaminu platformy Facebook – doszło tam do wielu zmian, które najłagodniej określiłbym jako kontrowersyjne. Sporo akapitów zostało poprawionych, dodanych lub usuniętych.
Spójrzcie tylko na to (tłumaczenie autorskie):
Zezwalamy na publikację oskarżeń o chorobę psychiczną lub nienormalność w oparciu o płeć lub orientację seksualną biorąc pod uwagę polityczny i religijny dyskurs dotyczący transpłciowości czy homoseksualności. Tyczy się to również używania słów pokroju „dziwny” w odniesieniu do ww. kwestii. Zezwalamy na publikację treści optujących za ograniczeniem dostępu do zawodów wojskowych, organów ścigania i nauczycieli ze względu na płeć lub orientację seksualną (jeśli zawartość ma kontekst religijny).
Doszło przy okazji do usunięcia całej sekcji zakazującej dehumanizowanie osób transpłciowych, niebinarnych lub… kobiet. Koniec ze zgłaszaniem postów głoszących, iż Wasza partnerka jest przedmiotem gospodarstwa domowego lub czyjąkolwiek własnością. Nie będzie też problemu z wpisami wykluczającymi obecność kobiet czy imigrantów w przestrzeni publicznej. Zachęty do zabrania im dostępu do łazienek również nie zostaną zablokowane.
- Przeczytaj również: WhatsApp odmienia rozmowy głosowe i wideo. Ogromny update
Trzeba przyznać, iż doczekaliśmy się wręcz rewolucji i sporo osób dzieli się już swoimi teoriami. Niektórzy zwracają uwagę, iż zniesiono dokładnie te ograniczenia, o których niejednokrotnie mówił Donald Trump będący niezwykle blisko z miliarderami odpowiedzialnymi za najpopularniejsze platformy społecznościowe. Czas pokaże czy Facebook odmieni się również w krajach członkowskich Unii Europejskiej – osobiście w to wątpię.
Źródło: Meta / Zdjęcie otwierające: unsplash.com (@julianchrist)