Jak (nie) zostałem partyzantem. Platforma X w Polsce zaczęła sprawdzać fake newsy rękami internautów

homodigital.pl 5 miesięcy temu

Walka z mową nienawiści i fake newsami jest od wielu lat w centrum uwagi wszystkich mediów społecznościowych. Z jednej strony platformy te zarabiają na kontrowersyjnych treściach, które wzbudzają tyleż złość, ile zainteresowanie, a z drugiej strony – muszą się liczyć z groźnymi reakcjami reklamodawców, którzy nie lubią, kiedy wizerunek ich marki sąsiaduje z nieodpowiednimi wpisami. Na tę chorobę cierpi platforma X, wcześniej Twitter. Czy community notes pomogą?

Problemy z mową nienawiści i weryfikacją kont, a także zalewem botów, Twitter miał od wielu lat. Ale zwiększyły się one od czasu zakupu ponad rok temu tej platformy przez najbogatszego człowieka na świecie – Elona Muska, który w porywie idei wolnego, niekrępowanego słowa, wyrzucił na bruk niemal cały zespół monitorowania i moderowania treści. Obecna platforma X (po zmianie nazwy) coraz częściej traktowana jest jako medium, które najwyraźniej nie radzi sobie z zalewem fake newsów i nienawistnymi wpisami.

Nie pomaga ekstrawagancja Elona Muska, który ostatnio w czasie wywiadu na evencie New York Timesa w Nowym Jorku rzucił kilka niecenzuralnych słów w odpowiedzi na pytanie, czy nie obawia się odpływu wielkich reklamodawców przerażonych antysemickimi treściami. Miliarder odpowiedział butnie, że… „niech sobie idą” (to ocenzurowana przeze mnie wersja wypowiedzi Muska). Zapowiedział za to, iż teraz X skoncentruje się na współpracy z małymi i średnimi firmami.

Sytuacji finansowej X w tej chwili nie znamy. To firma w 100% należąca do prywatnego właściciela, więc nie musi udostępniać swoich danych finansowych. Z wcześniejszych danych (jeszcze z okresu, kiedy Twitter był spółką giełdową) wynikało, iż większość przychodów platformy pochodziła z ogłoszeń wielkich firm. To się na pewno mocno zmieniło, bo topowi reklamodawcy w ciągu ostatniego roku odpłynęli. W ostatnich dniach wycofał się np. Walmart, największa amerykańska siec supermarketów.

Niech sami użytkownicy walczą z fake newsami

Program sprawdzania faktów, czyli walki z fake newsami, za pomocą community notes istnieje pod tą nazwą od roku, po przejęciu Twittera przez Elona Muska, a wcześniej – od stycznia 2021 r. – działał na największych rynkach zachodnich pod nazwą Birdwatch. Teraz wkracza do Polski i od razu – w sam środek gorącego okresu politycznego naznaczonego wyborami do parlamentu i walki… powyborczej. Bo przecież spory polityczne nie skończyły się wraz z ogłoszeniem wyników październikowego głosowania. realizowane są w najlepsze. A wraz z nimi – fake newsy, walka z nimi, a także walka… z walką z fake newsami.

Program jest oparty na tzw. crowdsourcingu, czyli w tym kontekście – uspołecznieniu moderowania i monitorowania treści. Platforma X, pozbawiona moderowania instytucjonalnego, zabrała się do zwalczania dezinformacji w trybie społecznościowym. W sumie – popieram ten sposób i sam go proponowałem w HomoDigital jako dobrą metodę zwalczania wszechobecnych botów. To sami internauci, stanowiący społeczność, powinni obserwować przypadki nadużywania wolności słowa poprzez weryfikowanie wpisów z tzw. „obiektywnymi faktami”. Czy to będzie jednak skuteczne?

Jeśli twitterowicze, a raczej w tej chwili – x-owicze – zauważą coś niepokojącego, niezgodnego z prawdą, mają prawo do umieszczenia pod takim wpisem notki z prawidłową informacją, z podaniem źródła (często jest to informacja z Wikipedii). jeżeli ta notka zostanie zaakceptowana przez innych użytkowników platformy, już na stałe wyświetla się tuż pod wpisem, stanowiąc z nim jedną całość. Dopiero poniżej pojawiają się komentarze użytkowników platformy.

Community notes są rodzajem komentarza głównego, który realnie pełni funkcję weryfikacji prawdziwości treści. Wpis z takim oznaczeniem wyświetla się słabiej, natomiast konto, na którym pojawiają się tego typu wpisy z notatkami może tracić zasięgi i nie ma co liczyć na szerokie dotarcie do odbiorców.

Społeczne notki pozostawały w cieniu bardzo długo, ale ostatnio jakby coś drgnęło w ich sprawie, bo dramatycznie zmieniła się sytuacja na Bliskim Wschodzie. A zwykle tak się dzieje, iż kiedy na Bliskim Wschodzie historia zaczyna nabierać tempa, wtedy Dolina Krzemowa musi się nieco ocknąć z technologicznego snu i wyścigu innowacji i zadziałać realnie.

Jak community notes działają na świecie i… czy działają?

W tym przypadku Elon Musk został wywołany do tablicy przez Izrael, który zarzucił mu tolerowanie na platformie X wpisów antysemickich i popierających działania palestyńskiej organizacji terrorystycznej Hamas. Musk spotkał się choćby w tej sprawie z premierem Izraela Benjaminem Netaniahu i zapewnił go, iż antysemityzm jest mu jak najdalszy, podejmie działania, choć… musi zapewnić też wolność słowa na swojej platformie. A wolność słowa bywa bolesna.

W każdym razie Musk i dyrektor generalna X Linda Yaccarino ogłosili zaraz po tym, iż community notes stają się głównym narzędziem walki z toksycznymi treściami, mową nienawiści, fake newsami, dezinformacją i zalewem wpisów ludzi i organizacji o złych intencjach. Czy to wystarczy? Sprawdźmy.

Platforma X ogłosiła na swoim profilu, iż community notes są efektywnym narzędziem moderowania treści. Co mogliśmy przeczytać w poście?

Łącznie notatki na platformie są w tej chwili oglądane dziesiątki milionów razy dziennie, co wygenerowało ponad 85 milionów wyświetleń w zeszłym tygodniu. Notatki pojawiają się szybciej i w znacznie większej liczbie postów niż jeszcze kilka tygodni temu.

W zeszłym tygodniu wprowadziliśmy kilka usprawnień, które pomagają wyświetlać notatki do obrazów i filmów w większej liczbie postów z pasującymi multimediami. W rzeczywistości niektóre pojedyncze notatki pasują do setek postów, a niektóre pojedyncze notatki są wyświetlane ponad 1 milion razy.

Zwiększyliśmy także liczbę powiadomień dla osób, które polubiły, ponownie opublikowały lub odpowiedziały na post, do którego później dodano notatkę społeczności. A w szczytowym okresie wzrostu wysyłaliśmy prawie 1000 powiadomień na sekundę„.

Super, bardzo optymistyczne. To tak jakbyśmy uczestniczyli w cudownym rozwiązaniu palącego i trudno rozwiązywalnego dotąd problemu. Ale, czy jest tak różowo? X zachęca do współtworzenia notatek. I to pozytywny aspekt społecznościowy, który docelowo powinien być skuteczny. Jednak są i krytycy tego rozwiązania. Np. portal WIRED opisuje swoje doświadczenia tak:

Dochodzenie WIRED wykazało, iż notatki społeczności wydają się nie działać zgodnie z przeznaczeniem, mogą być podatne na skoordynowane manipulacje ze strony grup zewnętrznych i brakuje im przejrzystości w zakresie zatwierdzania notatek. Źródła podają również, iż jest ona wypełniona walkami wewnętrznymi i dezinformacją, a sama firma nie sprawuje prawdziwego nadzoru„.

Na dowód WIRED przytacza opinię jednego ze współautorów notatek:

Rozumiem, dlaczego to robią, ale wcale nie działa to tak, jak mówią” – mówi jeden z autorów community notes. „Narzędzie jest podatne na manipulacje. (…) Szczerze mówiąc, myślę, iż to prawdopodobnie pogłębia dezinformację”.

WIRED cytuje kolejnych współautorów notatek. Otóż okazuje się, iż niektórzy z nich zostali autoryzowanymi przez X współautorami notatek na swoich… dwóch kontach. To może oznaczać, iż „system może być podatny na jeszcze szerszą manipulację„. WIRED przypomina w tym kontekście wybory prezydenckie w USA w 2016 r., kiedy Rosja była oskarżana o to, iż jej służby tworzyły wiele kont na Twitterze i podszywały się pod obywateli USA, co miało wpływać na wyniki głosowania.

To iż community notes zadebiutowały na Twitterze w styczniu 2021 r. (pod nazwą Birdwatch) nie oznaczało, iż były efektywnym narzędziem. Powinny być chyba raczej dodatkiem do fachowego moderowania treści. gwałtownie zresztą odłożono je na półkę, bo firma nie była przekonana co do skuteczności takiej społecznej metody sprawdzania faktów. Padały np. pytania – kto będzie chciał wykonywać pracę społecznie, bezpłatnie? Pytano też, jakie treści ludzie będą sprawdzali?

Np. według wszystkich autorów, z którymi rozmawiał portal WIRED, żadna z osób zatwierdzonych do korzystania z systemu nie przeszła żadnego szkolenia. Nie wiadomo odkładnie, jak X zatwierdza uczestników programu, ani też, co dokładnie decyduje o zatwierdzeniu notatki, ile czasu to zajmuje , ilu współautorów powinno notatkę zaakceptować.

X deklaruje, iż „pomocne” są notatki, które przyciągają „wystarczającą liczbę autorów patrzących z różnych perspektyw”. Według portalu WIRED system faworyzuje notatki, które otrzymują pozytywne interakcje od użytkowników mających odmienne punkty widzenia. Czyli – notatki powinny być narzędziem obiektywnym?

Notatki pozytywne dla „swoich”, negatywne dla przeciwników

Co się okazało? Współautorzy notatek wykazali się sporą stronniczością. I patrzyli na treści głównie pod kątem swoich preferencji politycznych. Zbadali to naukowcy MIT, którzy poświęcili temu zagadnieniu spore opracowanie w 2022 r. Uczestnicy projektu Birdwatch znacznie częściej sprawdzali fakty w postach wyrażających poglądy polityczne odmienne od ich własnych. A na dodatek, zwykle opatrywali te posty negatywnymi notatkami.

W sumie ok. 80% tweetów, które użytkownicy zdecydowali się opatrzyć adnotacjami, w rzeczywistości wprowadzało w błąd, jednak użytkownicy mieli tendencję do priorytetowego traktowania treści politycznych i oznaczali je np. na podstawie tego, czy wydawały im się… „rozsądne”. Co to znaczy i czy autorzy notatek dysponowali rzeczywiście wiedzą, żeby zweryfikować post i zaproponować prawidłową informację, nie wiadomo.

Analiza notatek wykazała, iż ich współautorzy mający poglądy demokratyczne są 3 razy bardziej skłonni dobrze ocenić notatkę od autora tweeta, który również ma podobne poglądy. Republikanie z kolei są 1,1 raza bardziej skłonni ocenić tak notatkę od autora tweeta również Republikanina.

Użytkownicy Birdwatch znacznie częściej klasyfikowali notatkę zwolennika tej samej co oni partii jako pomocną niż notatkę konkurenta politycznego. I tak np. Republikanie ocenili 83,1% notatek napisanych przez innych (przypuszczalnych) Republikanów jako pomocne (w porównaniu z 43,3% notatek napisanych przez przypuszczalnych Demokratów), a Demokraci uznali 87,1% notatek napisanych przez (przypuszczalnych) Demokratów jako pomocnych (w porównaniu z 25,9% notatek napisanych przez przypuszczalnych Republikanów).

Ta preferencja dla zgodnych z własnymi poglądami notatek ma wpływ na ogólną średnią ocenę przydatności tego narzędzia. Na kolejnym wykresie widać związek pomiędzy procentem ocen pochodzących od autorów notatek o tych samych poglądach co autorzy wpisów a ogólną średnią oceną przydatności notatki w przypadku notatek z co najmniej 5 ocenami.

Istnieje silny, pozytywny związek pomiędzy procentem ocen osób o tych samych poglądach a ogólną oceną przydatności notatki. Z każdym dodatkowym 1% wzrostem ocen przez współpartyzantów (osób o tych samych poglądach politycznych), ocena przydatności postu wzrasta o 0,71%.

Wpis, notatka, wpis, notatka… i tak bez końca?

To najważniejsze X-owe narzędzie w walce z toksycznym zalewem dezinformacji bardzo mnie zainteresowało. Któż by nie chciał, żeby na platformie X nie zapanowała prawda i tylko prawda. W praktyce prawda przybiera różne formy i kształty w zależności od poglądów autorów wypowiedzi czy wpisów, jak wynika chociażby z badania naukowców MIT. Ale pomyślałem jest przecież dziedzina faktów rzeczywistych, encyklopedycznych, słownikowych. jeżeli w tym zakresie będziemy trzymali się prawdy, to już nie będzie źle.

A w obliczu dwóch wojen w tej chwili toczonych w kręgu Zachodu, czyli na wschodnich rubieżach Ukrainy i na granicach Izraela, powinniśmy być szczególnie czujni. Sporo z nas informację o świecie czerpie z mediów społecznościowych, więc odpowiednia weryfikacja treści zawsze się przyda. Buduje ona nasze bezpieczeństwo niemal tak samo, jak wojska na granicy. Potencjalna dezinformacja jest bowiem od setek lat klasycznym bardzo niebezpiecznym narzędziem, które jest wsparciem dla wszystkich agresora w prowadzonej przez niego wojnie.

Z poziomu wielkich wojen i globalnej polityki przejdźmy jednak do naszego lokalnego poletka i sporów politycznych w Polsce. Często są one toczone właśnie na platformie X, która pozostaje od wielu lat, jak wcześniej Twitter, jednym z głównych miejsc szybkich, bieżących wypowiedzi i komentarzy polityków oraz dziennikarzy.

Ciekawy jest przypadek wpisów na X w ostatnich dniach dwóch polityczek PiS. Europosłanka Beata Kempa w jednym z wpisów porównała działania szefa PO Donalda Tuska do terroru z czasów stalinowskich. Jej wpis został opatrzony notatką, z powołaniem się na źródło na Wikipedii, iż działania Stalina doprowadziły do milionów ofiar i działań Tuska nie da się z tym porównać. Dla wszystkich odbiorców wpisu Beaty Kempy jest jasne, iż w polemicznych emocjach przekroczyła ona granice prawdy:

Z kolei Beata Szydło popełniła na X wpis na temat jej zdaniem zmanipulowanego wpisu PO, dotyczącego świadczenia 800+ od stycznia 2024 r. We wpisie na X, na profilu PO, partia ta ogłosiła, iż wypłata świadczenia od stycznia w podwyższonej kwocie to początek realizacji przedwyborczych obietnic, z grupy tzw. 100 konkretów. Nie wchodząc w samo meritum sporu politycznego, spójrzmy na przebieg wydarzeń na X.

Wpis PO, następnie „korekta” byłej premier, która w oddzielnym wpisie zaznacza, iż program 800+ jest autorskim pomysłem PiS (w tym przypadku intuicja podpowiada, iż wpis byłej premier nie jest tak niezgodny z prawdą), następnie do tego wpisu zostaje przypięta notatka z uwagą, iż PO proponowała takie świadczenie do wypłaty już od 1 czerwca 2023 r., co miałoby świadczyć o prawdzie poprzedniego wpisu PO na X.

W rezultacie mamy dalej obszerny wpis Beaty Szydło, która krytykuje wykorzystanie community notes do nieczystej gry z prawdą i do zwyczajnej manipulacji, a choćby do… tworzenia fake newsów. Do tego wpisu również została jednak przypięta notatka, w której współautorzy wyjaśniają, iż community notes tworzone są w wyniku kompromisu osób o różnych poglądach. W efekcie dwa wpisy Beaty Szydło są trwale oznaczone i napiętnowane łatką mijania się z prawdą:

Ktoś mógłby powiedzieć: OK, notatka jest jakimś wyjaśnieniem, dopowiedzeniem, być może subiektywnym. Z kolei w demokratycznym kraju każdemu oskarżeniu powinno towarzyszyć prawo do obrony i do ostatecznego wyjaśnienia sprawy, która przyznajmy nie jest jednoznaczna, bo program 500+, a potem 800+ od 1 stycznia 2024 r. został wdrożony przez PiS w okresie premierostwa Beaty Szydło. Niestety, notatki nie da się już oznaczyć kontrnotatką. Pierwotny wpis, po przypięciu notatki, pozostaje już na stałe z piętnem fake newsa.

Beata Szydło komentuje: „Grupa kłamliwych trolli próbuje opanować w Polsce serwis X (dawny Twitter) atakując polityków PiS przy pomocy tzw. „notek społecznościowych”. Narzędzie Community Notes mające służyć weryfikacji danych samo stało się źródłem szerzenia fake news„.

Jednak, z drugiej strony, trudno coś zarzucić notatce, która brzmi tak: „Uwagi Społeczności są tworzone przez zróżnicowaną grupę użytkowników X, a ich wyświetlanie wymaga zgodności między użytkownikami, którzy czasami nie zgadzali się ze sobą w swoich poprzednich ocenach. Pozwala to na unikanie jednostronnych ocen lub kontekstów„.

Jak stałem się (prawie) specjalistą od community notes

Z ciekawości zainteresowałem się, czy łatwo mogę stać się współautorem notatek. Otóż – teoretycznie – mogę. Cała procedura przejścia przez sprawdzenie mojego profilu zajęła dosłownie kilka minut, wliczając w to czytanie przeze mnie regulaminu działania społeczności. Kolejne etapy przeszedłem więc dosyć szybko.

Okazało się, iż podstawą zaakceptowania mojego wniosku jest istnienie mojego profilu o historii co najmniej pół roku (spokojnie profil ma już kilkanaście lat) i nienaganne zachowanie na profilu w tym czasie (bez problemów):

Teraz czekam więc na info z platformy X o włączeniu mnie do grona współautorów. Nie wiem, jak dużo to zajmie czasu. Jak tylko to się stanie i zyskam nowe doświadczenie jako współautor notatek społecznościowych, na pewno opiszę to na portalu HomoDigital.

Poza regulaminem, jedną z ważnych informacji w trakcie procedury, była ta o celach Community Notes. Cele są ze wszech miar słuszne. Poniżej screen. A realizacja? Jak zwykle zależy w dużym stopniu od użytkowników. Wydaje mi się, iż radą dla polityków powinno być to, żeby w swoich wpisach, popełnianych czasem w polemicznej gorączce, trzymali się jednak podstawowych faktów (skojarzenie Tusk-Stalin jest absurdalne, by powiedzieć delikatnie).

Jednak przypadek Beaty Szydło pokazuje, iż jeżeli zbierze się grupa zwolenników jakiejś tezy, to łatwo może zakwestionować wpis choćby nie wykraczający poza ramy podstawowych faktów. Narzędzie jest więc potencjalnie przydatne do fact checkingu, jednak włożone w ręce „partyzantów” politycznych może tracić ten swój neutralny charakter, a stać się kolejnym narzędziem polemiki, co zresztą wykazali cytowani wcześniej w artykule naukowcy MIT.

Czytaj też: Udane zakupy w internecie? Uważajmy na fałszywe recenzje produktów

Czytaj też: Wyszukiwarka Google ma już 25 lat. Czas na demonopolizację monopolisty?

Źródło zdjęcia: William White/Unsplash

Idź do oryginalnego materiału