Jak wielkie platformy internetowe obchodzą obowiązki fact-checkingu

euractiv.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: https://www.euractiv.pl/section/praca-i-polityka-spoleczna/news/jak-wielkie-platformy-internetowe-obchodza-obowiazki-fact-checkingu/


Choć unijny Kodeks dezinformacyjny i akt o usługach cyfrowych miały wzmocnić ochronę użytkowników przed fałszywymi treściami, najnowsze badania Europejskiego Obserwatorium Mediów Cyfrowych (EDMO) pokazują, iż najważniejsze platformy społecznościowe traktują swoje zobowiązania w najlepszym razie wybiórczo.

Giganci tacy jak Meta czy TikTok nie tylko ograniczają współpracę z niezależnymi weryfikatorami faktów, ale coraz częściej eksperymentują z alternatywnymi mechanizmami moderacji, których skuteczność pozostaje co najmniej wątpliwa.

Deklaracje bez pokrycia

Wnioski z dochodzenia przeprowadzonego przez EDMO rzucają cień na rzeczywiste zaangażowanie głównych platform cyfrowych w przeciwdziałanie dezinformacji.

Choć od 2018 r. Meta, Google, Microsoft i TikTok pozostają sygnatariuszami dobrowolnego Kodeksu postępowania w sprawie dezinformacji, a od lipca 2025 r. kodeks ten ma zostać formalnie włączony do prawnie wiążącego aktu o usługach cyfrowych (DSA), faktyczne działania tych firm znacząco odbiegają od składanych deklaracji.

Zgodnie z raportem EDMO, zaangażowanie Meta, Microsoftu i TikToka w zakresie wspierania fact-checkingu zostało ocenione jako „niskie” lub co najwyżej „częściowe”. Jedynie Google uzyskało ocenę „wysoką”.

Mimo iż platformy regularnie stosują etykiety oznaczające treści jako zweryfikowane, rzadko dostarczają one przekonujących dowodów na skuteczność tych działań. Więcej: często nie istnieje żadna mierzalna metodologia, która pozwalałaby ocenić wpływ tych oznaczeń na ograniczanie dezinformacji.

Co więcej, analiza EDMO opierała się na sprawozdaniach przesyłanych przez platformy dwa razy do roku, zgodnie z wymogami DSA dotyczącymi przejrzystości. Choć dokumenty te powinny potwierdzać zgodność działań firm z unijnym prawem, raport ujawnia, iż wiele z nich zawierało niepełne, ogólnikowe lub trudne do zweryfikowania informacje.

Meta i odwrót od odpowiedzialności

W styczniu 2025 r. Mark Zuckerberg zapowiedział, iż Meta będzie stopniowo rezygnować z dotychczasowego modelu współpracy z zewnętrznymi weryfikatorami faktów, zastępując go systemem „notatek społeczności”, inspirowanym rozwiązaniami wdrożonymi przez X (dawniej Twittera).

Taka zmiana nie została uznana za bezpośrednio nielegalną, ponieważ w treści aktu o usługach cyfrowych brak jest jasnego zapisu, który zakazywałby korzystania z moderacji opartej na crowdsourcingu.

Akt ten nakłada co prawda obowiązek ograniczania ryzyk związanych z treściami niezgodnymi z prawem oraz przejrzystości w zakresie polityki moderacyjnej, w tym weryfikacji faktów, ale pozostawia swobodę w doborze środków.

W praktyce pozwala to firmom takim jak Meta na przesunięcie odpowiedzialności z niezależnych ekspertów na użytkowników platformy – co budzi uzasadnione obawy wśród instytucji unijnych.

EDMO nie pozostawiło suchej nitki na tej decyzji, określając ją jako „atak na ramy polityczne UE” i ostrzegając, iż takie działania mogą zwiększyć podatność na nadużycia. Wtóruje mu Fundacja Mozilla, uznając porzucenie fact-checkingu za zaprzeczenie celom DSA.

Problem polega na tym, iż choć decyzja Meta formalnie nie narusza prawa, skutecznie podważa sens jego obowiązywania.

Luka między literą prawa a praktyką

Największe zagrożenie nie wynika z pojedynczych decyzji, ale z systemowej luki pomiędzy normami prawnymi a ich egzekwowaniem. Raport EDMO wprost ostrzega przed „performatywnym” charakterem dotychczasowych zobowiązań – czyli takimi, które są realizowane jedynie na poziomie deklaracji, bez realnego wpływu na jakość treści dostępnych w sieci.

Sytuację pogarsza brak jasnych ram czasowych dla integracji Kodeksu z DSA oraz ograniczona kontrola nad wdrażaniem tych standardów. choćby jeżeli akt o usługach cyfrowych nakłada obowiązki, Komisja Europejska nie określiła harmonogramu oceny ryzyka przesłanego przez Meta ani nie przedstawiła planu działań wobec innych firm.

Tymczasem X już zrezygnował z udziału w Kodeksie po przejęciu przez Elona Muska, a Meta nie chce choćby komentować, czy zamierza pozostać jego sygnatariuszem.

Niepokój budzi także fakt, iż jedyną dużą platformą, która – według niezależnych audytów – w pełni przestrzega postanowień DSA i wykorzystuje notatki społeczności w sposób zgodny z jego celem, jest Wikipedia. Tymczasem reszta graczy stosuje rozwiązania zastępcze, bez przejrzystego mechanizmu weryfikacji ich skuteczności.

Retoryka samoregulacji a rzeczywistość

Pomimo iż Kodeks dezinformacyjny ma w założeniu promować współpracę z niezależnymi instytucjami zajmującymi się weryfikacją informacji, realia pokazują coś zupełnie innego. Meta oficjalnie rozważa zakończenie współpracy z fact-checkerami także na rynku unijnym, mimo iż Kodeks – choć dotąd dobrowolny – ma zostać usankcjonowany w ramach DSA.

Niejasność ram prawnych prowadzi do sytuacji, w której platformy mogą deklarować zgodność, jednocześnie rezygnując z działań, które były uznawane za najważniejsze dla zapewnienia wiarygodności informacji w przestrzeni cyfrowej. Oznacza to, iż rzeczywista ochrona użytkowników zależy dziś bardziej od dobrej woli korporacji niż od skuteczności europejskiego prawa.

Wobec braku obowiązku utrzymania fact-checkingu jako jedynej metody weryfikacji treści, platformy technologiczne mogą coraz częściej sięgać po „rozwiązania wspólnotowe”, które przerzucają odpowiedzialność na społeczność użytkowników.

W teorii – zwiększają partycypację, w praktyce – rozmywają odpowiedzialność i osłabiają profesjonalny nadzór nad jakością treści.

Pytanie o egzekwowanie, nie tylko legislację

W cieniu zapowiedzi o integracji Kodeksu z DSA pozostaje pytanie zasadnicze: czy organy egzekucyjne UE będą miały realne narzędzia, by wymusić przestrzeganie prawa. Formalne procedury wobec Meta i X już trwają, ale bez twardych sankcji czy wyraźnych ram czasowych trudno oczekiwać zmiany podejścia korporacji.

O ile działania Google są na razie oceniane pozytywnie, reszta rynku pozostaje daleko w tyle – nie z braku możliwości, ale z braku presji. A bez niej choćby najbardziej szczegółowy akt prawny nie uchroni unijnej przestrzeni cyfrowej przed zalewem dezinformacji.

Idź do oryginalnego materiału