
Administracja Trumpa wydłuża sobie listę wrogów. Po narzuceniu wysokich ceł na większość państw świata, ataku na amerykańskie (i nie tylko) uniwersytety, permanentnych atakach na media tradycyjne (pogardliwie nazywane legacy media), teraz Wikipedia jest na celowniku. Prokurator z Departamentu Sprawiedliwości twierdzi, iż Wikipedia pozwala na szerzenie zagranicznej propagandy. Sugeruje, iż może zmienić status podatkowy Wikimedii, czyli organizacji stojącej za Wikipedią.
Administracji Trumpa nie podoba się wiele rzeczy na tym świecie — różne kraje na świecie sprzedające Ameryce swoje produkty i niechcące kupować droższych amerykańskich towarów, amerykańskie uniwersytety niechcące przyjąć narzucanych przez administrację rozwiązań, choćby zagraniczne uniwersytety za ich programy dywersyfikacji, równości i inkluzywności (DEI) czy magazyny naukowe niereprezentujące w wystarczający sposób „konkurencyjnych punktów widzenia”.
W tę ostatnią działalność zaangażowany był zwłaszcza prokurator Departamentu Sprawiedliwości Ed Martin, który wysłał do kilku czasopism medycznych, w tym prestiżowego New England Journal of Medicine, pisma, w których twierdził, iż periodyki te są stronnicze w debatach medycznych i domagał się odpowiedzi, czy publikują artykuły prezentujące konkurencyjne punkty widzenia. Możemy tylko zgadywać, iż chodzi na przykład o punkt widzenia antyszczepionkowców.
Nie przegap najważniejszych trendów w technologiach!
Zarejestruj się, by otrzymywać nasz newsletter!
Wikipedia na celowniku
Teraz na celowniku prokuratora Martina znalazła się Wikipedia — najpopularniejsze źródło wiedzy na świecie — oraz odpowiedzialna za projekt Fundacja Wikimedia.
A co zarzuca Martin Wikimedii? Szerzenie obcej propagandy…
— Zwrócono moją uwagę na to, iż Fundacja Wikimedia, poprzez swoją w całości zależną spółkę córkę Wikipedię, pozwala zagranicznym podmiotom manipulować informacjami i szerzyć propagandę wśród amerykańskiej opinii publicznej — napisał pan prokurator w liście do Wikimedii.
W szczególności Martinowi przeszkadza to, iż Wikimedia pozwala na „przepisywanie” opisów najważniejszych wydarzeń czy not biograficznych „obecnych i byłych liderów amerykańskich”. Najwyraźniej urzędnikowi Trumpa nie spodobała się strona Wikipedii dotycząca jego pryncypała.
Dodatkowo panu prokuratorowi nie podoba się fakt, iż Wikipedią zarządzają również obcokrajowcy, co… „podważa interesy amerykańskich podatników”. Ale nie wyjaśnia w jaki sposób. Ignoruje również zupełnie fakt, iż Wikipedia jest projektem międzynarodowym.
Efekt mrożący?
Można by wzruszyć ramionami — w końcu to niejedyny tego rodzaju występ przedstawiciela administracji Trumpa. Niepokój budzi to, iż amerykańska administracja walcząca, na czele z wiceprezydentem JD Vancem, o „wolność słowa” dla wszelkiej maści skrajnych prawicowców na całym świecie, a w szczególności w UE, sama chciałaby mieć dużą kontrolę nad tym, czego się uczy na amerykańskich uniwersytetach, co się publikuje w amerykańskiej prasie, w tym naukowej, a teraz nad tym, kto i co pisze w Wikipedii.
Drugim problemem jest to, iż by osiągnąć te cele, administracja sięga po argumenty finansowe. Najboleśniej jak dotąd przekonał się o tym Uniwersytet Harvarda, który odrzucił żądania wysunięte przez administrację Trumpa i został ukarany zamrożeniem finansowania badań naukowych w wysokości 2,2 mld dolarów.
Przedstawiciele publikacji medycznych, które dostały listy od prokuratora Martina potraktowały je jako „zawoalowaną groźbę”.
Groźba — istotnie mniej zawoalowana — pojawiła się również w liście do Wikimedii, w którym urzędnik Departamentu Sprawiedliwości zasugerował, iż fundacja ta może stracić status organizacji zwolnionej z podatku. To prawdopodobnie istotnie ograniczyłoby jej możliwości.
Wygląda więc na to, iż mamy do czynienia z kampanią, która ma wywołać „efekt mrożący” we wszystkich organizacjach dostarczających informacji szerszej publice. Najwyraźniej jedyna prawda, jaka ma płynąć do opinii publicznej to ta z Truth Social — medium społecznościowego Donalda Trumpa.
Źródło zdjęcia: Oberon Copeland/Unsplash