Ktoś w centrali PiS powinien chyba wreszcie przyznać: MaBeNa się popsuła. Pisowska „maszyna bezpieczeństwa narracyjnego”, przez lata sprawdzona w boju, dziś działa jak stary, cieknący saturator z PRL-u — syczy, pluje, ale lemoniady z tego nie będzie. Przez ostatnie tygodnie mogliśmy obserwować jej pełną mobilizację: setki tysięcy złotych (czasem w gotówce, bo wiadomo — przelewy zostawiają ślady), zaprzyjaźnieni blogerzy, influencerzy na smyczy, media ochoczo klepiące gotowce z centrali.
Cel? Oczywiście Trzaskowski. A przy okazji — pompowanie Karola Nawrockiego, „kandydata z łapanki”, który miał przejść cudowną transformację z anonimowego dyrektora w narodowego trybuna.
I co? I nic.
Owszem, wygenerowano masę contentu. Nawrocki pojawił się tu i tam, choćby uśmiechano się do niego w kilku nagłówkach. Ale coś tu zgrzytnęło. Coś się zacięło. MaBeNa działała, ale zamiast precyzyjnej narracyjnej chirurgii dostaliśmy toporne młotkowanie, które bardziej odstrasza niż przekonuje. Bo to już nie te czasy, kiedy można ludziom wcisnąć każdą bajkę — zwłaszcza, gdy opowiada ją kandydat, który choćby nie potrafi udawać, iż wie, o czym mówi.
Weźmy choćby głośny przykład Marcina Dumy i United Surveys. Widzieliśmy to wszyscy: najpierw lekkie napompowanie Trzaskowskiego, żeby potem „ujawnić spadek” i jednocześnie delikatnie podciągnąć Nawrockiego. Klasyka gatunku. Problem w tym, iż ktoś nie przewidział, iż po drugiej stronie siedzą ludzie, którzy umieją liczyć. Dawid Pers bez trudu wyłapał manipulację, rozłożył na czynniki pierwsze i pokazał palcem, jak wygląda to pisowskie „korygowanie rzeczywistości”. Wpadka. MaBeNa złapana na gorącym uczynku.
Drugi przykład? Wypuszczone hurtowo teksty o rzekomych chaosach i kłótniach w sztabie Trzaskowskiego. Narracja prosto z Nowogrodzkiej: „panika, brak strategii, wewnętrzne konflikty”. Tyle iż życie zweryfikowało to w kilka dni. Atmosfera w sztabie Trzaskowskiego? Bardzo dobra. Frekwencja na wiecach? Świetna, ludzie przychodzą tłumnie, bez ściągania emerytów autokarami. Efekt? Pisowski balonik narracyjny pękł, zanim zdążył się dobrze napompować.
Ale największy strzał w kolano to świeżutki sondaż zaufania do polityków. Ten, którego wyniki totalnie zdemolowały cały plan sztabu PiS. Rafał Trzaskowski? Numer jeden, bezdyskusyjny lider. Nawrocki? Gdzieś tam na marginesie, w cieniu, niezauważalny. Narracja o „rozchwianym Trzaskowskim” i „rosnącym Nawrockim” rozbiła się o beton twardych danych. Jak to mawiał pisowski apologeta Zybertowicz: nastąpiło „pęknięcie kreowanej rzeczywistości”. Tym razem tak głośne, iż aż echo niosło po korytarzach TV Republika.
No i na koniec crème de la crème — pozdrowienia dla pani Patrycji, która koordynuje część tej operacji i najwyraźniej była zbyt pewna siebie, by przewidzieć, iż współczesna publiczność nie łyka już propagandy podanej w tak prostacki sposób. Zamiast eleganckiej dezinformacji wyszło toporne machanie pałką, które tylko pogłębiło kryzys wizerunkowy Nawrockiego.
PiS przedobrzył. Za mocno dmuchał w balonik. I zamiast efektownego startu w kampanię, mamy efektowny „pufff” — i Nawrockiego, który z dnia na dzień wygląda coraz bardziej jak polityczny trup, tylko jeszcze nikt nie wyłączył mu mikrofonu.
MaBeNa działała, ale wypadła z torów. A z Nawrockiego Dudę Bis już się nie ulepi, choćby nadmuchali mu narracji na kolejny milion.