„Antyunijna retoryka w brytyjskich mediach była przez lata tak przerysowana, iż w Irlandii odniosła odwrotny skutek – Irlandczycy dostrzegali w niej absurd, bo członkostwo w UE przyniosło nam ogromne korzyści”, mówi w rozmowie z podcastem Truth Talks EURACTIV.pl dr Eileen Culloty z Uniwersytetu w Dublinie (DCU).
W SKRÓCIE: Dezinformacja w Irlandii
- Główne narracje: antyimigracyjne, islamofobiczne, dotyczące zdrowia, anty–LGBT, eurosceptyczne, dotyczące USA i Ukrainy
- Kto szerzy dezinformację: skrajnie prawicowe partie i organizacje w kraju, podmioty z USA, Wielkiej Brytanii i Rosji (na małą skalę), Elon Musk
- Najbardziej powszechne fake newsy: to NATO zaczęło wojnę na Ukrainie, teorie spiskowe dotyczące spraw zdrowotnych
- Walka z dezinformacją: krajowa strategia na rzecz przeciwdziałania dezinformacji, sieć na rzecz edukacji medialnej (w tym działania bibliotek i szkół), fact-checking, badania zjawiska dezinformacji
O dezinformacji w Irlandii rozmawiamy z dr Eileen Culloty, wicedyrektor Instytutu Mediów, Demokracji i Nauk Społecznych Uniwersytetu w Dublinie (DCU).
Karolina Zbytniewska, EURACTIV.pl: Irlandia jest krajem o wysokim poziomie cyfryzacji i różnorodnym krajobrazie medialnym. Ale choćby taki kraj nie jest jednak odporny na dezinformację. Jakie dezinformacyjne narracje krążą w Irlandii?
dr Eileen Culloty: To się zmienia w zależności od sytuacji na świecie, ale ogólnie bardzo silna jest narracja antyimigracyjna. Narracja ta często zawiera podtekst islamofobiczny. Utrzymuje się ona od kilku lat i często wzmacnia ją przekaz z USA i Wielkiej Brytanii. Jako mały kraj anglojęzyczny jesteśmy na niego bardzo podatni.
Ostatnio, w związku z doniesieniami o działaniach USA w sprawie Ukrainy, pojawiła się kolejna narracja, sugerująca, iż obecna sytuacja to wina NATO. Taki przekaz pojawiał się już wcześniej i często kojarzony jest on z określonymi środowiskami lewicowymi.
Temat ten staje się w Irlandii szczególnie istotny ze względu na dyskusje dotyczące irlandzkiej neutralności oraz niedofinansowania armii, co stało się dość palącym problemem. Poza tym wciąż dobrze ma się dezinformacja dotycząca zdrowia i teorie spiskowe na ten temat. Wszystko, co zyskuje popularność w USA, prędzej czy później trafia również do Irlandii.
Wspomniałaś o irlandzkiej neutralności. Jakie są główne trendy dezinformacyjne i misinformacyjne w tym temacie?
Niechętnie nazywam to wprost dezinformacją, ponieważ w gruncie rzeczy mamy tu do czynienia z wieloma ideologicznymi rozbieżnościami. Irlandia od zawsze była krajem neutralnym, ale definicja tej neutralności jest dość niejednoznaczna. W grę wchodzi kilka powiązanych kwestii.
Po pierwsze nasze wydatki na obronność są szokująco niskie. Jesteśmy słabo przygotowani do obrony własnych wód, a przez terytorium Irlandii przebiega wiele podmorskich kabli telekomunikacyjnych.
Dlatego pojawiają się głosy za zwiększeniem wydatków na obronność, co często jest mylone lub łączone z debatą na temat utrzymania neutralności. To bardzo złożona dyskusja i, jak w przypadku wielu tematów, musimy uważać, aby nie nazywać wszystkiego dezinformacją.
Czasami ludzie po prostu bronią ideologicznych stanowisk, do których mają prawo – na tym polega demokratyczna dyskusja. W niektórych przypadkach argumenty mogą pomijać istotny kontekst. Są też sytuacje, w których pojawiają się fałszywe twierdzenia – ktoś je szerzy albo celowo, albo nieświadomie.
Prawdopodobnie w najbliższej przyszłości będzie to dla Irlandii jedno z trudniejszych zagadnień, bo wśród Irlandczyków jest duże poparcie dla neutralności. Jednocześnie Irlandia jest jednym z nielicznych neutralnych państw w Unii Europejskiej i pozostaje poza strukturami NATO. Praktycznie nie ma poparcia dla przystąpienia Irlandii do NATO. Zresztą samo NATO też raczej by nas nie chciało, bo nasza armia jest poważnie niedofinansowana.
Zobaczymy, czy ktoś będzie próbował wpłynąć na tę debatę w Irlandii. Do tej pory narracje dezinformacyjne dotyczące migracji czy zdrowia nie wywoływały większych kontrowersji w irlandzkiej polityce. Dyskusja o neutralności i finansowaniu obronności będzie jednak o wiele trudniejsza.
Kto odpowiada za szerzenie dezinformacji w Irlandii? Czy można powiedzieć, iż główne narracje dezinformacyjne mają charakter antyneutralnościowy?
Nie, myślę, iż mamy po prostu konkurujące ze sobą narracje dotyczące tego, czym jest neutralność, czym powinna być i jakie jest potencjalne ryzyko. w tej chwili Irlandia nie może nigdzie wysyłać sił pokojowych bez mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Rząd chce to zmienić, argumentując, iż Rada Bezpieczeństwa nie funkcjonuje już skutecznie. Niektórzy postrzegają jednak te plany jako zagrożenie dla neutralności. To temat wywołujący bardzo silne emocje, na który ludzie mają zdecydowane opinie.
To pokazuje skalę wyzwania, przed którym stoją analitycy dezinformacji. Ważne jest, aby nie nazywać automatycznie wszystkiego dezinformacją. Zamiast tego należy skupić się na promowaniu rzetelnych informacji, dodawaniu brakującego kontekstu i zapewnieniu, by debata mogła swobodnie się toczyć.
Jakie jest w tej chwili najczęściej rozpowszechniane w Irlandii fake newsy?
Trudno powiedzieć, co w ostatnich dniach jest najbardziej na świeczniku. Jest tak wiele dezinformacji antyimigracyjnej, iż ona stale powraca w różnych formach. Ostatnio pojawiło się też wiele treści sugerujących, iż to NATO rozpoczęło wojnę na Ukrainie.
Te narracje pochodzą z dwóch zupełnie różnych stron – jedna jest bardziej charakterystyczna dla lewicy, a druga dla prawicy. Nie sądzę, aby argument o winie NATO zdobył zbyt dużą popularność wśród zwykłych ludzi, natomiast narracje antyimigracyjne rozprzestrzeniły się znacznie szerzej.
Przekaz ten promują często osoby prywatne, które na przykład nagrywają imigrantów przebranych za strażników i pytają ich, co robią w Irlandii. Takie filmy udostępniają następnie ludzie i podmioty z USA i Wielkiej Brytanii, choćby tak znane osoby jak Elon Musk.
Wspomniała Pani o obozach zarówno prawicowym, jak i lewicowym. Miała Pani na myśli polityków?
Jeśli chodzi o narracje antyimigracyjne, to w większości pochodzą one od skrajnych ugrupowań politycznych. W Irlandii skrajna prawica nie ma silnej pozycji politycznej ani mocnej tradycji historycznej.
Chodzi więc o niewielkie, peryferyjne ugrupowania. Startowały one w zeszłorocznych wyborach lokalnych i zdobyły kilka mandatów, ale w listopadowych wyborach parlamentarnych w zasadzie ich nie było. Mimo to odniosły spory sukces, organizując demonstracje w okolicach, gdzie powstają ośrodki zakwaterowania dla osób ubiegających się o azyl.
W ubiegłym roku tych protestów było sporo, ale w ostatnich miesiącach trochę ucichły. Szczególnie niepokoi jednak to, w jaki sposób na irlandzką politykę wywierają wpływ podmioty amerykańskie czy brytyjskie.
Gdy ktoś tak wpływowy jak Elon Musk udostępnia narracje o tym, iż Irlandia „upada przez imigrantów” lub angażuje się w debaty na temat proponowanych przepisów dotyczących mowy nienawiści, to przenosi to sprawę na zupełnie inny poziom niż typowa dezinformacja dotyczącą zdrowia czy NATO.
Jak to działa? Te skrajne ugrupowania na początku „testują” daną narrację w środowiskach radykalnych, a potem sprawdzają, czy zyska ona popularność i przeniknie do głównego nurtu? Czy tak rozwijają się narracje dezinformacyjne?
To bardziej kwestia bezpośredniego związku między aktywnością online a protestami w świecie rzeczywistym – fizycznym aktywizmem. To zjawisko narasta od lat. Już przed pandemią COVID-19 miały miejsce protesty, gdy na przykład przekształcano hotel w ośrodek dla imigrantów i uchodźców. Niektóre ośrodki wręcz podpalono, choć takich przypadków jeszcze wtedy nie było dużo.
Po pandemii sytuacja eskalowała. Protesty przybrały na sile, coraz więcej było też podpaleń. Dezinformacja ściśle wiąże się z tą falą demonstracji. Widzimy to na platformach takich jak YouTube, gdzie wciąż dostępne są nagrania przedstawiające blokady dróg i demonstrantów odmawiających przejazdu osobom o innym kolorze skóry. Są też nagrania ze zamaskowanymi osobami, które twierdzą, iż prowadzą patrole, by „utrzymać w ryzach imigrantów”.
Badając zjawisko dezinformacji, zbyt często skupiamy się na samych treściach. Tymczasem w tym przypadku prawdziwym problemem są działania w świecie rzeczywistym, podejmowane pod wpływem dezinformacji – takie jak akty przemocy i podpalenia.
Jak bardzo podatne na dezinformację jest irlandzkie społeczeństwo?
To interesujące pytanie i sądzę, iż nie znamy jeszcze pełnej odpowiedzi. Z jednej strony, Irlandia nie ma długiej historii radzenia sobie z tego rodzaju działalnością, więc jeszcze niedawno ludzie nie do końca wiedzieli, jak na nią reagować.
Gdy zaczęło dochodzić do protestów, początkowo podejście było dość pasywne. Zakładano, iż skoro skrajne obozy nie zdobywają większego poparcia w głównym nurcie polityki, to po prostu znikną.
Być może jednak nie doceniono tego, jak zmienił się krajobraz medialny. Weźmy na przykład protesty w USA przeciwko tak zwanym „propagandowym książkom” w bibliotekach, dotyczących tożsamości LGBT.
W ciągu kilku tygodni podobne incydenty zaczęły się w Irlandii – ludzie wchodzili do bibliotek, niszczyli książki i zastraszali bibliotekarzy. Myślę, iż wielu zaskoczyło tempo, w jakim coś, co zaczęło się w USA, przeniknęło do nas.
Czy są jeszcze jacyś inni aktorzy zaangażowani w szerzenie dezinformacji w Irlandii? W moich rozmowach na ten temat z ekspertami z różnych państw często pojawia się Rosja.
Tak, to najważniejszy problem zwłaszcza w Europie Środkowo–Wschodniej, gdzie to Rosja odgrywa dominującą rolę w narracjach dezinformacyjnych. W Irlandii, ze względu na nasze położenie geograficzne – jesteśmy małą wyspą na dalekim zachodzie – znacznie silniejszy wpływ mają anglojęzyczne podmioty z USA i Wielkiej Brytanii.
To nie znaczy, iż w ogóle nie ma u nas rosyjskich wpływów. Są dowody na to, iż niektórzy znani Irlandczycy powtarzają rosyjskie narracje. W zeszłym roku w ramach francuskiego śledztwa dotyczącego rosyjskich stron internetowych odkryto jedną działającą w języku irlandzkim, co było dość nietypowe.
Nie powiedziałabym więc, iż Rosja nie odgrywa żadnej roli, jeżeli chodzi o dezinformację w Irlandii, ale w tej chwili zdecydowanie bardziej widoczne są wpływy państw anglojęzycznych.
Czy to właśnie jest Pani zdaniem unikalna cecha irlandzkiego krajobrazu informacyjnego? Są jeszcze jakieś inne cechy charakterystyczne?
Kluczowym czynnikiem jest właśnie przytłaczający wpływ anglojęzycznych mediów. Irlandia to mały kraj i ludzie często korzystają z mediów tworzonych dla Wielkiej Brytanii lub USA. Widać to choćby w sposobie, w jaki mówią – to, co czytają, oglądają lub czego słuchają, kształtuje ich sposób rozumienia (lub niezrozumienia) polityki.
Dobrym przykładem jest pojęcie wolności słowa, które stało się sztandarowym hasłem amerykańskiej prawicy. W Irlandii, jak i zresztą w całej Europie, mamy jednak inne podejście do tego konceptu.
Ta różnica utrudnia prowadzenie normalnych debat na temat regulacji prawnych – zwłaszcza gdy jeden z najpotężniejszych ludzi na świecie, Elon Musk, nieustannie tweetuje po angielsku i atakuje kraje takie jak Irlandia za rzekome „ograniczanie” wolności słowa.
To prowadzi do masowych ataków w internecie. W tym tygodniu dziennikarz „Irish Times” opublikował artykuł o irlandzkich politykach, w tym radykałach, którzy często wchodzą w interakcje z Muskiem.
Musk podał ten artykuł dalej, wywołując nagonkę i żądania usunięcia tekstu. A więc coś tak prostego, jak artykuł o osobach wpływających na Muska, nagle prowadzi do masowej reakcji ze strony jego amerykańskich zwolenników.
Irlandia jest otoczona przez kraje spoza UE – z jednej strony przez Wielką Brytanią, z drugiej przez USA. Czy widać u was silną dezinformację antyunijną?
Tak, jest też dezinformacja antyunijna, ale według Eurobarometru Irlandia utrzymuje się w czołówce najbardziej proeuropejskich krajów.
Podobnie jak Polska. Ale mimo to takie narracje się pojawiają.
Tak. Tyle iż antyunijna retoryka w brytyjskich mediach była przez lata tak przerysowana, iż w Irlandii odniosła odwrotny skutek – Irlandczycy dostrzegali w niej absurd. Członkostwo w UE przyniosło Irlandii ogromne korzyści. Co prawda pojawiały się niewielkie partie, domagające się „irexitu”, ale nigdy nie traktowano ich poważnie.
Oczywiście nie oznacza to, iż Irlandia zgadza się ze wszystkim, co robi UE. Jednym z największych wyzwań w relacjach Irlandii z Unią będzie prawdopodobnie nadchodząca debata na temat neutralności militarnej i wydatków na obronność.
Co robi się w Irlandii, aby przeciwdziałać dezinformacji? I co jeszcze można w tej kwestii poprawić?
To trudne pytanie, bo próby walki z dezinformacją często przedstawia się jako cenzurę. Trzeba więc bardzo wyraźnie określić granicę między cenzurą a po prostu prostowaniem nieprawdziwych informacji.
Irlandia opracowuje krajową strategię przeciwdziałania dezinformacji, której założenia niedługo mają zostać opublikowane. interesujące jest to, iż pracowały nad nią nie tylko ministerstwa, ale także organizacje społeczne.
Brałam udział w konsultacjach na ten temat, reprezentując EDMO (Europejskie Obserwatorium Mediów Cyfrowych – red.) i środowisko akademickie. Zaproszono również Radę Prasową, organizacje zajmujące się edukacją medialną oraz firmy z branży technologicznej. Edukacja medialna to zdecydowanie mocna strona Irlandii. W kraju funkcjonuje sieć edukacji medialnej, w którą angażują się m.in. biblioteki i szkoły.
Kolejnym kluczowym elementem jest fact-checking. Irlandzkie media generalnie dobrze sobie z tym radzą, ale głównym wyzwaniem są finanse – zarówno dla inicjatyw fact-checkingowych, jak i dla dziennikarstwa jako takiego, zwłaszcza w obliczu rosnącej presji ekonomicznej.
Badania nad dezinformacją też nie są łatwe. przez cały czas nie mamy pełnego obrazu tego, co dzieje się na platformach internetowych, bo firmy technologiczne odmawiają dostarczania ważnych danych lub opóźniają wszelkie inicjatywy mające na celu ich uzyskanie.
Teraz, w ramach unijnego aktu o usługach cyfrowych (DSA), mamy otrzymać większy dostęp do tych danych, a ponieważ wiele firm technologicznych ma siedziby w Irlandii, znaczna część prac w tej dziedzinie toczy się właśnie tutaj.
Podsumowując, dzieje się sporo na różnych frontach. Ale z perspektywy Irlandii i Unii Europejskiej problem polega na tym, iż wielu gigantów technologicznych z siedzibami w Irlandii jak dotąd nie wywiązało się ze zobowiązań wynikających z unijnego kodeksu postępowania w zakresie zwalczania dezinformacji (Code of Practice on Disinformation – red.). Informacje, które przekazały, często były niejasne lub bezużyteczne.
W pewnym momencie Irlandia będzie musiała podjąć decyzję – czy opowie się po stronie UE i zacznie wywierać presję na te firmy, czy będzie kontynuować swoje dotychczasowe podejście, starając się utrzymać te firmy u siebie.
Chcesz dowiedzieć się więcej o dezinformacji w Irlandii? Zapraszamy tutaj.