Tak więc, jeżeli mamy uwierzyć Neilowi na słowo i "ustalić, co się dzieje", to musimy przyjrzeć się "dowodom" w nadziei na ustalenie pewnych "faktów".OK, zróbmy to. Faktem jest, iż po opublikowaniu zarzutów LM nie przystąpił od razu do poszukiwania dalszych dowodów na poparcie twierdzeń ewentualnych ofiar. Zamiast tego LM skupiła się na atakowaniu "spiskowych" poglądów Branda i jego zwolenników.
Przykład #1. Gdy tylko zarzuty wobec Branda zostały opublikowane, BBC napisało, iż "rozwinął kult" i "parał się teoriami spiskowymi". Do tych zarzutów BBC dodało błyskotliwy "fakt", iż Brand zyskał zwolenników podczas rzekomej pandemii COVID-19, ponieważ "omawiał teorie spiskowe dotyczące choroby".
Przykład #2. Dwa dni później, używając tego samego rzekomego motywu "kultu", Metro opublikowało artykuł zatytułowany "Od zaprzeczenia Covid do nienawiści w mediach głównego nurtu – Wewnątrz internetowego kultu napędzanego spiskiem Russella Branda".
Przykład #3. Kilka dni później, po drugiej stronie planety, australijska telewizja ABC News stwierdziła, iż zwolennicy Branda reagują na jego "tyrady" po prostu dlatego, iż jest "kontrowersyjny", a jego publiczność składa się z "ludzi goniących za teoriami spiskowymi".
Przykład #4. W związku z zarzutami wobec Branda rząd Wielkiej Brytanii zdecydował, iż powinien wyrazić swoją opinię na temat potencjalnego dochodzenia karnego. Biuro premiera wydało oficjalne oświadczenie, w którym oświadczyło, iż "są to bardzo poważne i niepokojące zarzuty".
Przykłady można mnożyć. Nie mamy miejsca, aby je wszystkie przytoczyć. Jakże dziwne jest to, iż Andrew Neil stwierdził w swoim wywiadzie, iż nikt "nie mógłby dać małpie _ _ _ _ _" o Russellu Brandzie. "Dowody" całkowicie zaprzeczają Andrew Neilowi. Wygląda na to, iż cała LM, ze wszystkich czterech stron świata i rząd Wielkiej Brytanii, są bardzo zainteresowani zarzutami Russella Branda.
W ślad za upublicznioną opinią rządu brytyjskiego poszła posłanka Caroline Dinenage DBE do licznych mediów społecznościowych i internetowych serwisów informacyjnych, w tym chińskiego TikToka i usługi hostingu wideo Rumble, z prośbą o demonetyzację marki na tych platformach internetowych.
Caroline Dinenage jest baronową Lancaster of Kimbolton, czołową członkinią establishmentu i członkinią Komisji Specjalnej ds. Kultury, Mediów i Wsparcia Izby Gmin. Nie jest niespodzianką, iż ta właśnie komisja odegrała kluczową rolę w tworzeniu ustawy o bezpieczeństwie w Internecie. Co więcej, gdy baronowa była ministrem stanu ds. cyfryzacji i sportu od lutego 2020 r. do września 2021 r., była odpowiedzialna za kierowanie uchwaleniem ustawy o bezpieczeństwie w internecie w kierunku ustawy o bezpieczeństwie w sieci.
Koncepcja prawa zwyczajowego "niewinny, dopóki nie udowodni się winy", którą Neil uznał za istotną zasadę brytyjskiej demokracji liberalnej, wydaje się nie znaczyć dla Dinenage'a praktycznie nic.
W niektórych kręgach LM krąży pogląd, iż Dinenage działał niezależnie. To może być prawda. Ale dlaczego w takim razie używała oficjalnego papieru firmowego Izby Gmin do swojej korespondencji?
Do tej pory nie było oficjalnego oświadczenia Komisji ds. Kultury, Mediów i Wsparcia w sprawie zarzutów wobec Branda. Podobno przyznał jedynie, iż tylko "niektóre" z listów wysłanych pod jego nazwiskiem zostały zatwierdzone. Biorąc pod uwagę, iż wszystkie listy pod nagłówkiem były haniebnymi przykładami autorytaryzmu, fakt, iż którykolwiek z nich został najwyraźniej zatwierdzony, wskazuje na dyktatorskie tendencje Komisji Specjalnej jako całości.
Jakie fakty zostały ustalone?
Po pierwsze, faktem jest, iż LM wykorzystał zarzuty i wykorzystał błąd kompozycji, aby zdyskredytować opinie zarówno Branda, jak i jego obserwatorów w mediach społecznościowych.
Po drugie, faktem jest, iż zarzuty wobec Branda pojawiły się w tym samym czasie, gdy ustawa o bezpieczeństwie w Internecie przeszła ostatni etap czytania. Zarzuty Brand trafiły na pierwsze strony gazet, nie pozostawiając praktycznie żadnego miejsca na wyraźne nagłośnienie zbliżającej się brytyjskiej ustawy o cenzurze przez LM. Całkowicie rozprasza brytyjską opinię publiczną.
Po trzecie, faktem jest, iż celem ustawy o bezpieczeństwie w Internecie jest wzmocnienie malejącego zasięgu LM i cenzurowanie jego niezależnej konkurencji medialnej.
Po czwarte, faktem jest, iż Brand i jego zwolennicy są uważani za część niezależnych mediów, które LM oskarża o teoretykę spiskową.
Po piąte, faktem jest, iż wpływowe postacie w rządzie Wielkiej Brytanii wykorzystały zarzuty opublikowane przez LM do próby ograniczenia zasięgu kogoś, kto ma miliony zwolenników i kogo oskarżają o bycie teoretykiem spiskowym.
Po szóste, faktem jest, iż ograniczenie zasięgu popularnych teoretyków spiskowych jest dokładnie tym, co ma osiągnąć ustawa o bezpieczeństwie w Internecie.
Istnieją solidne dowody potwierdzające każdy z tych faktów. Co więc Andrew Neil, domniemany członek "autorytetów epistemicznych", zrobił z faktami i dowodami na ich poparcie, które, jak twierdzi, on i wszystkie media, których jest orędownikiem, są tak drogie? W wywiadzie dla "Spectatora" Neil powiedział:
Myślę, iż ponieważ stanowisko Russella Branda, jeżeli chodzi o różne spiski, jest bardzo podobne do ich spisków, uważają go za jednego z nas. Tak więc, niezależnie od tego, o co jest oskarżony, musimy go poprzeć. Musimy stanąć za nim, próbują nas zabić. To znaczy, nie zapominajcie, iż są teoretykami spiskowymi, więc są paranoikami. Są nie tylko paranoikami, ale wiedzą, iż większość rozsądnych ludzi jest im przeciwna. Myślę, iż jest to swego rodzaju mobilizacja w obronie jednego z nich.
Wywiad z "Spectatorem" został opublikowany 23 września, po opublikowaniu listów Dinenage'a i raportów LM, o których właśnie rozmawialiśmy. Innymi słowy, Neil miał stosy materiałów na wyciągnięcie ręki, ale zdecydował się odrzucić wszystkie dowody i zignorować liczne fakty wskazujące na możliwy polityczny motyw pościgu za Brandem przez globalne media i rząd Wielkiej Brytanii. Zamiast tego po prostu odrzucił wszystkie dowody i fakty na bok i zagłębił się w swoje oskarżenia o "teorię spiskową".
Jest to klasyczny przykład tego, jak etykieta "teorii spiskowej" jest stosowana przez ludzi takich jak Neil, którzy nie chcą uznać sprzecznych dowodów lub faktów. Zarzut "teorii spiskowej" umożliwia Neilowi i jego kohortom medialnym tworzenie tego, co udają, iż są niekwestionowanymi narracjami, którym oczekują, iż ich czytelnicy i widzowie "zaufają" na wątłych podstawach ich śmiesznego, samowywyższającego się twierdzenia, iż są "autorytetami epistemicznymi". Należy zauważyć, iż jest to dokładnie to, co nakazuje "nauka™" o konspiracjonizmie.
Kiedy Sam Leith, prowadzący wywiad z Neilem, zwrócił uwagę, iż tak zwanych teoretyków spiskowych nie można sklasyfikować według żadnej ideologii politycznej, Neil nie zastanawiał się nad implikacjami trafnego oświadczenia swojego podwładnego.
Zamiast tego zaczął opowiadać anegdotyczne wspomnienia, jakby próbował uzasadnić swój dziwaczny pogląd na teorię spiskową. Odrzuciwszy wszystkie dowody przeciwne, fałszywie twierdził, iż teoria spiskowa leży tylko na krańcach polityki i iż skrajna lewica i skrajna prawica (teoretycy spiskowi) wierzą w zasadzie to samo.
Wyraził opinię, iż oba rzekome skrzydła ekstremistyczne, a więc wszyscy zwolennicy teorii spiskowych, których sobie wyobraża, nienawidzą liberalnej demokracji. Jego wniosek:
Ludzie tacy jak Russell Brand nie są przyjaciółmi liberalnej demokracji, podobnie jak jego zwolennicy.
Jak omówiliśmy w części pierwszej, jest to bezmyślny prozelityzm. Zakorzenione elity establishmentu poważnie oczekują, iż zaakceptujemy fakt, iż ludzie, którzy najbardziej zaciekle chronią i starają się korzystać z naszego demokratycznego prawa do kwestionowania władzy, są ekstremistycznymi teoretykami spiskowymi.
Neil najwyraźniej wierzy, iż liberalna demokracja jest ucieleśniona przez zaufanie opinii publicznej do "epistemicznych autorytetów" establishmentu. W rezultacie, jego zdaniem, każdy, kto kwestionuje "władze" oraz ich wypowiedzi i edykty, podważa liberalną demokrację. Ale to, co opisuje, jest w rzeczywistości ustrojem totalitarnego państwa faszystowskiego – całkowitym odwróceniem liberalnej demokracji i zasad, na których rzekomo się opiera.
Jest oczywiste, iż z perspektywy Neila tylko głupi ludzie – zwolennicy teorii spiskowych – kwestionują prawdę epistemiczną, tak jak przypuszczalnie definiuje ją jego wąska, autorytarna klasa. Wszystkich takich głupich ludzi uważa za nieinteligentnych ekstremistów, którzy dążą do zniszczenia porządku społecznego, który obłudnie nazywa liberalną demokracją.
Każdy, kto używa etykiety "teorii spiskowej", robi to nie dlatego, iż ceni dowody, fakty czy dialektykę, ale dlatego, iż nie będzie tolerował żadnego wyzwania dla swojego światopoglądu ani żadnego sprzeciwu wobec swojego rzekomego autorytetu.
Zarzut "teorii spiskowej" jest autorytarnym konstruktem propagandowym, celowo stworzonym w celu cenzurowania słusznych, opartych na faktach opinii.Nadszedł czas, abyśmy przeciwstawili się "autorytetom epistemicznym" i odrzucili ich elitarne, autorytarne pretensje do intelektualnej wyższości.
Nadszedł czas, aby nalegać, aby wszystkie dowody zostały przedyskutowane, aby wszystkie fakty zostały ustalone i podane do wiadomości publicznej.
Nadszedł czas, aby odrzucić kłamliwą "teorię spiskową" państwowego propagandysty.
Przetlumaczono przez translator Googlezrodlo:https://www.zerohedge.com/