Portal „fact-checkingowy” Fakenews.pl publikuje dezinformację piórem oszusta

totylkoteoria.pl 2 miesięcy temu

W czerwcu 2023 roku portal FakeNews.pl – który sam określa się jako „fact-checkingowy” – opublikował artykuł na temat transpłciowości wśród dzieci, odnosząc się do mojej wypowiedzi. Uznano, iż to, co napisałem, to „fałsz”. Później pojawił się tam kolejny tekst, ponownie oznaczający moją wypowiedź jako „fałsz”. Tymczasem wnikliwa analiza pokazuje, iż strona „FakeNews.pl” publikuje nieprawdziwe informacje, bez zrozumienia cytowanych badań. W dodatku sprawdziłem kim jest autor tych tekstów i okazało się, iż oszustem.

Artykuł napisałem dzięki wsparciu moich Patronów i Patronek. To dzięki nim blog ten może istnieć i się rozwijać, a publikowane tutaj teksty i artykuły są niezależne. jeżeli chcesz wesprzeć moją działalność, możesz to zrobić na moim profilu Patronite.

Marcin Żółtowski oraz logo FakeNews.pl. Źródło: FakeNews.pl z późn. zm.; tło: Pixabay, z późn. zm.

„Ekspert” portalu Fakenews.pl jest oszustem

Gdy zobaczyłem, iż portal „Fakenews.pl” – opisujący sam siebie jako „fact-checkingowy” (mający na celu weryfikowanie informacji) – opublikował na mój temat artykuł pełen manipulacji, półprawd i kłamstw, przyjrzałem się nie tylko treści tekstu, ale również postaci autora. Jest to Marcin Żółtowski, który na stronie tej był opisany jako „socjolog”, „terapeuta psychoz”, „akredytowany przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne”, „członek Międzynarodowego Towarzystwa Psychologicznego i Społecznego Podejścia do Psychoz”, a także członek „Polskiego Towarzystwa Socjologicznego” i „psi tata”.

Zrzut ekranu z profilu Marcina Żółtowskiego na portalu FakeNews.pl

Ponieważ wiedziałem, iż nie istnieje coś takiego jak „terapeuta psychoz”, a także, iż Polskie Towarzystwo Psychiatryczne nie akredytuje we wskazany sposób, skontaktowałem się z Sekcją Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i zapytałem „czy prawdziwą informacją jest, iż Pan Marcin Żółtowski, socjolog, jest certyfikowany oficjalnie przez PTP jako <<terapeuta psychoz>> oraz czy w ogóle jest jakkolwiek przez PTP akredytowany?”. W odpowiedzi napisano mi, iż „taka osoba nie należy do Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. PTP nadaje jedynie Certyfikaty Psychoterapeuty, nie funkcjonuje nazwa <<terapeuta psychoz>>. Nie ma również pojęcia akredytacji konkretnego psychoterapeuty, jedynie nadanie certyfikatu”.

A co z drugą akredytacją Marcina Żółtowskiego? Czy poświadcza ona o jakichś kompetencjach czy wykonywanym zawodzie? Otóż nie. Aby zostać członkiem Towarzystwa Psychologicznego i Społecznego Podejścia do Psychoz wystarczyło „złożenie deklaracji i opłacenie składki członkowskiej. Od marca 2020 roku deklaracje składane są wyłącznie w formie elektronicznej”. Inaczej mówiąc, można sobie wypełnić wniosek przez Internet, zapłacić i gotowe. Nie ma to nic wspólnego w prawdziwą szkołą psychoterapii, która trwa zwykle 4 lata, i w trakcie której oprócz zajęć teoretycznych trzeba odbyć staże i praktyki kliniczne, przejść własną 2-3 letnią psychoterapię bądź psychoanalizę, i zdać egzaminy, a uprzednio skończyć studia z psychologii lub pokrewnych dziedzin (medycyny, biologii, pedagogiki).

Zrzut ekranu ze strony Towarzystwa Psychologicznego i Społecznego Podejścia do Psychoz

Czyli Marcin Żółtowski okazał się oszustem, podającym się za terapeutę, którym nie jest, akredytowanym przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, które nie ma z nim najwyraźniej nic wspólnego, a także członkiem „specjalistycznej” organizacji, do której dołączyć można za dokonanie wpłaty 180 zł przez Internet. Opublikowałem tę informację na Twitterze (X):

W reakcji na to portal „FakeNews.pl” opublikował oświadczenie Marcina Żółtowskiego, w którym przyznaje, iż wcale nie jest akredytowany przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne. Zarazem chwali się, iż ukończył „Szkołę Psychoterapii Psychoz”, a równocześnie przyznaje, iż nie prowadzi działalności terapeutycznej, ale działalność „badawczą” i „teoretyczną”. Czy to oznacza, iż w ogóle nie jest terapeutą, za którego się podawał?

Oświadczenie Marcina Żółtowskiego, opublikowane przez FakeNews.pl na platformie Twitter/X

Poza tym należy wspomnieć, iż Szkoła Psychoterapii Psychoz to po prostu kilkumiesięczny kurs, który uzupełnia wiedzę na temat psychoz, ale nie nadaje żadnych uprawnień do psychoterapii. To tak, jakby ktoś nie będący lekarzem po półrocznym szkoleniu z działania układu sercowo-naczyniowego nazywał siebie kardiologiem, albo po kursie uniwersytetu otwartego z prawa mówił, iż jest prawnikiem.

Kim więc naprawdę jest Marcin Żółtowski, „ekspert” portalu „Fakenews.pl”? Z informacji na portalu „ResearchGate” wynika, iż ukończył socjologię na Uniwersytecie Gdańskim, następnie przygotowywał doktorat na Uniwersytecie Gdańskim na temat dyskryminacji Romów. Po nagłośnieniu przeze mnie jego oszustwa o podawaniu się za terapeutę i osobę akredytowaną przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne przeniósł się na Uniwersytet Warszawski, gdzie ma prowadzić projekt doktorancki pt. „Metody i narzędzia analizy dezinformacji w Internecie” na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych. Na stronie SWPS, gdzie Żółtowski kiedyś miał swój występ, znajduje się też informacja, iż jest on związany z Amnesty International jako „aktywista prawnoczłowieczy”. Oprócz tego można znaleźć w sieci jego publikację o tym, iż psychiatria jest dziedziną ideologiczną, czego dowodził „metodą krytyki marksistowskiej i neomarksistowskiej”, jak sam przyznaje w tekście.

Zrzut Ekranu profilu Marcina Żółtowskiego z portalu ResearchGate

Jak zareagował portal Fakenews.pl na ujawnienie oszustwa? Oprócz wydania powyższego oświadczenia Marcina Żółtowskiego, w którym faktycznie przyznał, iż nie jest psychoterapeutą, to nic. Portal określający się jako „fact-checkingowy”, czyli weryfikujący fakty i rzetelność informacji lub ich kontekst, współpracował z człowiekiem, którego wykształcenia i doświadczenia choćby nie zweryfikował. A gdy okazało się ono fałszywe, nie tylko nie zerwano współpracy, ale pozwolono mu napisać jeszcze jeden powielający fałszywe informacje tekst na temat transseksualizmu. Co więcej, Marcin Żółtowski dalej publikuje tam swoje artykuły (ostatni jest ze stycznia 2024). Trudno o trafniejsze podsumowanie tego, jak postępuje portal Fakenews.pl i jaki jest jego etos, rzetelność oraz etyka.

Dezinformacja w tekstach portalu Fakenews.pl od Marcina Żółtowskiego

Chociaż celem tego tekstu jest ukazanie nieprawidłowości polskiego portalu „fact-checkingowego” FakeNews.pl, to oprócz udowodnienia oszustwa chciałbym wyjaśnić również dlaczego to, co na temat transpłciowości się tam publikuje, jest niezgodne z prawdą. Oprę się na czterech tekstach Marcina Żółtowskiego. Pierwszy został opublikowany 12. maja 2023 r. pt. „Płeć, gender, transpłciowość. Wyjaśniamy często mylone terminy”; drugi 1. czerwca 2023 r. pt. „Transpłciowość występuje wśród dzieci. Dementujemy tezy Łukasza Sakowskiego”; trzeci 13. czerwca 2023 r. pt. „Prawa osób transpłciowych to prawa człowieka. Przyglądamy się sofistyce Łukasza Sakowskiego”, a czwarty 5. lipca 2023 r. pt. „Detranzycje i wykluczenie społeczne. Przyczyny oraz skala zjawiska”.

W pierwszym artykule Marcin Żółtowski najpierw, aby retorycznie podbić absurd dalszych twierdzeń, pisze, iż „zgodnie ze współczesnym stanem wiedzy kilka zjawisk biologicznych okazuje się naprawdę prostych” – tak, jakby ktoś obalał głoszone przez niego tezy hasłami, iż „biologia jest prosta”, co oczywiście nie ma miejsca. Jest to chochoł, erystycznie zastosowany przez Żółtowskiego.

Bądź na biężaco!

Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl

Dalej myli on pojęcia. Na przykład dymorfizmu płciowego z płcią – zjawiskiem stricte binarnym w świecie wszystkich zwierząt. Mit o niebinarności płci upowszechniony został w artykule publicystycznym „Sex redefined”, opublikowanym w dziale opinii i newsów czasopisma „Nature”. Tekst tego rodzaju nie mógłby trafić do działu naukowego, gdyż przedstawia znane od dawna zaburzenia rozwoju płciowego (potocznie zwane hermafrodytyzmem lub obojnactwem, czyli występowaniem obu cech płciowych u jednej osoby lub niedorozwojem cech płciowych) jako rodzaje niebinarności płciowej. To, jak absurdalna i nienaukowa jest to perspektywa oddaje fakt, iż na tej samej zasadzie ludzi z zaburzeniami kostnymi można by uznawać za podgatunki ludzi, a osoby z aberracjami chromosomalnymi (np. trisomia 21 chromosomu) jako odrębny gatunek człowieka. Ponieważ redakcja „Nature” sprzyja transaktywizmowi (do czego sama wprost się przyznaje) i poglądowi, iż płeć nie jest binarna, to od czasu do czasu publikuje takie treści w swoim dziale publicystycznym. W dziale naukowym (publikacji naukowych), mimo poglądów redakcji, takie treści byłyby antynaukowym skandalem. Twierdzenia opublikowane w publicystyce „Nature” zostały zresztą skrytykowane przez licznych biologów w różnych publikacjach naukowych, np. w periodyku naukowym „Bioessays”.

Żółtowski myli również płeć z poziomami występowania cech płciowych. Na przykład stwierdza, iż „w przypadku człowieka współczesna biologia wskazuje na cztery poziomy płci, co i tak jest uproszczeniem. Odpowiednio jest to: płeć genetyczna, płeć gonadalna, płeć genitalna oraz płeć fenotypowa”, podczas gdy jest to w najlepszym razie stwierdzenie potoczne. To, co określa się „płcią genetyczną” jest systemem determinacji płci, a nie płcią. W przypadku wielu gatunków płeć determinowana jest w okresie embrionalnym nie przez gen SRY (leżący na chromosomie Y), jak u ssaków, a np. przez temperaturę otoczenia. Zgodnie z rozumowaniem przedstawionym przez Żółtowskiego temperaturę należałoby zatem uznać za płeć, co jest kuriozalne.

Gdy Żółtowski opisuje role i zachowania płciowo-kulturowe (ang. gender), dokonuje faktycznego zawłaszczenia kulturowego, przypisując zachodnie stereotypy transseksualne osobom „Kothi w Indiach, Two-Spirit w kulturze rdzennej Ameryki Północnej, Fa’afafine na Samoa, Muxe w Meksyku czy Waria w Indonezji”. Interpretuje te zjawiska przez pryzmat zachodniego transaktywizmu, w oderwaniu od historycznych, geograficznych, kulturowych i społecznych uwarunkowań dotyczących ludności, wśród których osoby te występują.

Marcin Żółtowski popełnia również manipulację, gdy pisze o zmianach nomenklaturowych wobec transseksualizmu. Autor FakeNews.pl podaje, iż „Zgodnie z ICD-11 transpłciowość zostaje przeniesiona z sekcji <<zaburzeń>> do sekcji <<zdrowie seksualne>>, by zapewnić odpowiedni dostęp do świadczeń zdrowotnych”. Problem w tym, iż zmiana ta wyglądała inaczej: transseksualizm (przez aktywistów chętniej nazywany transpłciowością – jedno i drugie słowo oznacza to samo zjawisko) przeniesiono z sekcji zaburzeń psychicznych (a nie po prostu „zaburzeń”) do działu zaburzeń seksualnych/płciowych. Poprzednia sekcja po angielsku ma nazwę disorder, obecna condition. Traksaktywiści twierdzą, iż condition nie oznacza wcale zaburzenia. Tymczasem w języku medycznym takie jest jego znaczenie, a Słownik Oksfordzki wprost podaje, iż synonimami słowa conditionillness (choroba), disease (schorzenie), czy disorder (zaburzenie).

Zrzut ekranu ze Słownika Oksfordzkiego

W ICD-11 zmieniono też nazwę transseksualizmu na „niezgodność płciową” (inkongruencję płciową). Wszystkie te modyfikacje były korektą semantyczną. Prawdopodobnie, wziąwszy pod uwagę najnowsze badania nad transseksualizmem z ostatnich lat (zwłaszcza w Szwecji, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Francji oraz Danii), za jakiś czas zostanie on przywrócony do działu zaburzeń psychicznych. Będzie tak, ponieważ w jego przypadku problem nie leży w płci (gamety, gonady, narządy płciowe) czy zdrowiu seksualnym (działanie narządów płciowych, parafilie), ale w zaburzeniach psychicznych lub problemach emocjonalnych i społecznych, które dają objawy m. in. w postaci dysforii płciowej. Najdokładniejsze i najlepsze jak dotąd badania i obserwacje sugerują, iż przyczynami dysforii płciowej i przyjmowania tożsamości trans są najczęściej: nieleczone lub źle leczone zaburzenie osobowości borderline, narcystyczne zaburzenie osobowości, zaburzenia ze spektrum autyzmu, choroba afektywna-dwubiegunowa, dysmorfofobia, syndrom posttraumatyczny (PTSD; zwłaszcza gdy ma tło seksualne) lub nieakceptowanie swojego ciała bądź orientacji homoseksualnej.

Kolejne manipulacje i błędy Marcina Żółtowskiego na portalu FakeNews.pl

W kolejnym tekście, w którym Żółtowski ocenia mój wpis na Twitterze jako „fałsz”, popełnia kolejne rażące błędy i manipulacje. Stwierdza choćby, iż „ekspresja płci to sposób, w jaki jednostka manifestuje swoje <<ja>> w społeczeństwie poprzez ubiór, zachowania, preferencje oraz zainteresowania”. Co by to dokładnie miało znaczyć, skoro zaprezentowany opis dotyczy ekspresji siebie, a nie ekspresji płci? Podawanie takich rozmytych, wieloznacznych i niejasnych definicji to jedna z form manipulacji. Ale to nie koniec. Żółtowski twierdzi też, iż „ekspresja płci jest niezależna od orientacji psychoseksualnej oraz płci biologicznej”. Jest to kuriozalne stwierdzenie z różnych powodów. Po pierwsze, ekspresja płci ściśle zależy od płci (biologicznej), co widać i u osób heteroseksualnych i osób homoseksualnych. Po drugie, liczne badania dowiodły, iż większość osób doświadczających dysforii płciowej, wyrasta z niej wraz z wiekiem, i iż spora ich część okaże się w dorosłości osobami homoseksualnymi (opisałem to na własnym przykładzie, ale odsyłam tam także do licznych źródeł naukowych). Dlatego twierdzenie, iż „ekspresja płci” – choćby rozumiana tak lakonicznie, jak przedstawia to Marcin Żółtowski – jest niezależna od orientacji, jest kompletnie fałszywe.

Jeżeli natomiast chodzi o transpłciowość u dzieci, bo taką ideę propaguje Żółtowski jako <<fakt>>, to wziąwszy pod uwagę, iż osobowość człowieka rozwija się do około 25 roku życia (a potem też może podlegać modyfikacjom), a tożsamość może się zmieniać przez całe życie, trudno diagnozować transseksualizm u osób młodszych. Można jedynie stwierdzić u dziecka dysforię płciową, czyli niechęć do własnej płci. Jest to zjawisko naturalne, i jak już opisywałem, u 60-90% osób mija samo, wraz z wiekiem. Przypuszczalnie terapia nastawiona na samoakceptację siebie, zamiast na zmianę płci, zwiększyłaby jeszcze ten i tak wysoki odsetek mijania dysforii płciowej.

Skoro zmiana płci niemal zawsze okaże się niepotrzebna, trudno nie uznać jej za zbędne okaleczenie. Terapia hormonalna przy tranzycji, czyli z wykorzystaniem blokerów dojrzewania (Lupron, Androcur) oraz hormonów płci przeciwnej, prowadzi do szeregu negatywnych konsekwencji zdrowotnych. Badania dowiodły, iż często skutkiem zmiany płci są zaburzenia lękowe, depresja, uniemożliwienie lub utrudnienie leczenia zaburzeń osobowości, zaburzenia układu krążenia, osteopenia lub osteoporoza, łagodne i złośliwe guzy wątroby, deformacja ciała, niepłodność lub bezpłodność. Rzadziej są to prawdziwe i rzekome guzy mózgu (źródła naukowe do tych twierdzeń również podawałem w tym tekście).

Detranzycje i powoływanie się na sfabrykowane dane

Marcin Żółtowski napisał także na portalu FakeNews.pl tekst o detranzycjach. Stawia tam tezy, iż detranzycje są bardzo rzadkie oraz iż główne ich przyczyny to nietolerancja społeczna czy niezadowolenie z efektów zmiany płci. Tymczasem badania pokazują, iż główne powody to niechęć do zmiany płci, zmiana zdania, poczucie iż diagnoza trans była nietrafiona i nierzetelna. Najnowsze dane podają też, iż odsetek detranzycji wzrósł już do około 30%, a jest on i tak zaniżony, gdyż wiele osób wycofujących się z tranzycji płciowej przestaje brać hormony i chodzić do lekarzy, i ludzie tacy nie widnieją w żadnych statystykach. Siłą matematyki takich osób najprawdopodobniej jest większość wśród ludzi rezygnujących ze zmiany płci.

Realny odsetek detranzycji wynosi zatem nie 30%, ale znacznie więcej – ile dokładnie, rozstrzygną przyszłe badania. Ten metodologiczny błąd zaniżający statystyki detranzycji nosi nazwę błędu przeżywalności. Ale nie jest jedyny: statystyki dentranzycji są też zaniżane dlatego, iż badania zadowolenia ze zmiany płci i odsetka osób wycofujących się z niej obejmują zwykle okres raptem kilku lat od rozpoczęcia tranzycji. Tymczasem wiele osób wycofuje się z tranzycji po około 4-8 latach od jej zakończenia, co potwierdzają badania. W badaniach obejmujących okresy 4-5 letnie wiele osób, które dokonają detranzycji, <<jeszcze>> tego nie zrobiło. Bez pełnych danych, i co najmniej 25-letniego okresu badawczego, statystyki detranzycji będą więc zaniżone, a odsetek osób deklarujących zadowolenie ze zmiany płci będzie silnie zawyżony.

Artykuł ten mogłem napisać dzięki finansowaniu od moich Patronów w serwisie Patronite. Chcesz również wesprzeć moją działalność? Dołącz tutaj.

Warto jeszcze zauważyć, iż Marcin Żółtowski próbując argumentować swoje fałszywe tezy, powołuje się na badania Jacka Turbana. Jest to amerykański badacz i zarazem aktywista na rzecz osób identyfikujących się jako transseksualne lub niebinarne. Z jego prac naukowych wynikało – wbrew innym badaniom, np. ze Szwecji, Finlandii, Wielkiej Brytanii, Norwegii czy Francji – iż zmiana płci pomaga osobom, które się na nią zdecydowały. Jednak dziennikarz śledczy Jesse Singal, piszący m. in. dla „New York Timesa” przeprowadził śledztwo dziennikarskie, w wyniku którego okazało się, iż Jack Turban fabrykuje wyniki i wnioski: z danych uzyskanych przez Turbana wynikało, iż tranzycja płci nie pomaga, ale w wynikach i wnioskach pisał, iż jest inaczej. Polecam przeczytać cały tekst Singala na ten temat. Czyli pisząc wprost, Marcin Żółtowski powołał się na sfabrykowaną pracę.

Wszystkich zainteresowanych zachęcam do samodzielnego sprawdzenia treści opublikowanych na portalu Fakenews.pl, gdyż manipulacje, kłamstwa i dezinformacje, o których napisałem powyżej, nie są wszystkimi – do zdementowania wybrałem jedynie część z nich. Zwróciłbym też uwagę na mylenie twierdzeń obiektywnych (jak faktycznie jest) z twierdzeniami normatywnymi (jak zdaniem autora powinno być). Mieszanie ich to kolejny kardynalny błąd merytoryczny.

Czym jest portal Fakenews.pl, jaki jest jego cel i kto go finansuje?

Portal „Fakenews.pl” prowadzi Fundacja „Przeciwdziałamy Dezinformacji”. Istnieje od 2020 roku i chwali się, iż jest „największą, pod względem liczby obserwujących osób, organizacją sprawdzającą fakty”. Fundacja jest też „członkiem IFCN (International Fact-Checking Network), międzynarodowej sieci organizacji sprawdzających fakty. Członkostwo w IFCN potwierdza, iż Fundację cechuje rzetelność, przejrzystość finansowa i wysoka wartość merytoryczna tworzonych raportów i analiz”. Warto zajrzeć do kodeksu IFCN, który portal Fakenews.pl ewidentnie łamie, zarówno jeżeli chodzi o weryfikowanie własnych ekspertów, jak i jakość merytoryczną publikowanych treści oraz obiektywność i bezstronność. Co ciekawe, w kwietniu 2023 roku twórcy Fakenews.pl otrzymali Nagrodę Specjalną Press Club Polska „dla profesjonalnych weryfikatorów informacji”… co brzmi śmiesznie, wziąwszy pod uwagę, iż nie potrafią choćby zweryfikować swoich własnych autorów i to na najbardziej podstawowym poziomie. Na swojej stronie chwalili się też współpracą z chińskim TikTokiem.

Jeśli zaś chodzi o finansowanie, twórcy portalu Fakenews.pl deklarują, iż otrzymali je od Open Information Parentship (finansowane przez państwo brytyjskie), Ambasady USA, portugalskiej organizacji European Media and Information Fund (sponsorowanej przez korporację Alphabet, czyli tę od Google), a także od drobniejszych, nie wymienionych z nazwy darczyńców.

Jak to jest, iż portal, który ma za zadanie walczyć z dezinformacją, sam ją aktywnie szerzy oraz współpracuje z oszustami i nie weryfikuje kompetencji swoich autorów? Prawda na temat branży fact-checkingu jest taka, iż każdy, kto chce, może obwołać się „fact-checkerem” czy „portalem fact-checkingowym”. Naiwnym jest wierzyć, iż organizacje tego typu są papiestwami informacyjnymi, które rozsądzą, co jest prawdą, a co nie, co jest zmanipulowane, a co rzetelnie opisane. Niektóre wykonują swoją robotę lepiej, inne gorzej; jedne starają się być obiektywne, inne naginają się pod konkretny ideologiczny front. Na końcu zaś są takie, które publikują fałszywe informacje, spisane piórem oszusta.

Niniejszy artykuł ukazał się i jest dostępny za darmo dzięki wsparciu moich Patronów oraz Patronek. o ile chcesz do nich dołączyć, zapraszam na mój profil w serwisie Patronite.

Idź do oryginalnego materiału