
Projekt podatku cyfrowego ma się pojawić do końca roku — zapowiedział wicepremier Krzysztof Gawkowski, zapewniając, iż ma poparcie premiera Donalda Tuska dla prac nad podatkiem. Czym jest podatek cyfrowy, po co się go stosuje i czy faktycznie ma szanse zostać wprowadzony w Polsce? Sprawdzamy.
Kiedyś sprawy podatkowe były względnie proste: oparte na fizycznej obecności danej firmy na krajowym rynku. jeżeli firma sprzedawała na nim towary lub usługi, to płaciła od tego jakiś podatek od sprzedaży (na przykład obrotowy lub VAT) oraz podatek dochodowy. A potem przyszły komputery, internet i usługi cyfrowe. I nic już nie było takie samo. Również w podatkach.
Usługi cyfrowe dostępne wszędzie. A podatek płacony… tam gdzie taniej
Wielcy gracze ery internetu gwałtownie odkryli, iż usługi cyfrowe można świadczyć na duże odległości i absolutnie nie trzeba być obecnym w każdym kraju, w którym się je świadczy. Z punktu widzenia firm takich jak Meta, Alphabet (Google) czy Microsoft o wiele wygodniej jest — zwłaszcza w Unii Europejskiej — wybrać jeden kraj, z którego świadczy się usługi na większym obszarze, na przykład na terenie całej Unii. Zwłaszcza jeżeli w tym kraju podatki są wyjątkowo niskie.
Takim krajem dla Big Techów stała się Irlandia. Kraj przyjaźnie nastawiony do biznesu, z niską stawką CIT (na poziomie 12,5%), z nieprzesadnymi regulacjami i ludnością mówiącą po angielsku. Kraj chętny do zaoferowania preferencyjnego traktowania dla amerykańskich gigantów. Jak bardzo preferencyjnego przekonaliśmy się w zeszłym roku, kiedy sąd UE zadecydował, iż Apple ma zapłacić Irlandii 16 mld euro w zaległych podatkach za lata 2003-2014 — podatkach, których Irlandia wcale nie chciała od Apple ściągać.
Dla Irlandii był to niezły interes. choćby przy niskiej stawce CIT i preferencjach podatkowych ten niewielki kraj zarabiał spore sumy z idących w wiele miliardów zarobków Big Techów. Inaczej sprawa wyglądała ze strony pozostałych państw UE — te były sfrustrowane, iż wielkie amerykańskie firmy zarabiają krocie na ich rynkach, nie płacąc nic w podatkach dochodowych.
Problem był również z VAT-em od niektórych usług. O ile państwa UE mogły go pobierać, na przykład, od usług cyfrowych sprzedawanych ich obywatelom, to w przypadku reklamy cyfrowej choćby podatki pośrednie nie były oczywiste. jeżeli reklamę wyświetloną użytkownikowi w Polsce wykupił na platformie online podmiot spoza Polski, to do naszego budżetu nie spływały z tego tytułu żadne podatki. VAT, jeżeli został w ogóle zapłacony, to trafił do kraju reklamodawcy.
Tymi problemami starały się zająć UE i OECD, proponując zharmonizowane rozwiązania zapobiegające ucieczce Big Techów do rajów podatkowych. Niestety, te unijne nigdy nie weszły w życie, a te od OECD wciąż są opracowywane.
DST już jest w niektórych krajach. choćby w Polsce
Ten wolny postęp prac na poziomie międzynarodowym skłonił niektóre kraje do wprowadzania podatku cyfrowego, czy ściślej mówiąc podatku od usług cyfrowych (ang. digital services tax, DST). I tak w 2019 Francja wprowadziła podatek od niektórych usług, w tym od reklamy internetowej, sprzedaży danych użytkowników i od streamingu wideo. Niedługo później podatek od reklamy internetowej wprowadziła Austria, a Włochy opodatkowały reklamę internetową i udostępnianie danych użytkowników. W 2021 w ślady Włoch poszła Hiszpania. W większości państw stawka podatku wynosi około 2-3% sprzedaży i dotyczy firm z globalnymi obrotami przekraczającymi 750 mln euro.
Podatek cyfrowy wprowadziła też… Polska. Nasza opłata audiowizualna, wprowadzona w 2020 roku, jest formą podatku cyfrowego.
Polska miała również plany wprowadzenia szerszego podatku cyfrowego w 2019, ale ugięła się przed protestami poprzedniej administracji Donalda Trumpa.
Nie przegap najważniejszych trendów w technologiach!
Zarejestruj się, by otrzymywać nasz newsletter!
Projekt podatku cyfrowego wraca, tylko nie wiadomo jaki
Teraz zaś do pomysłu wprowadzenia szerszego podatku cyfrowego wraca polityk Lewicy, wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Po pierwszych deklaracjach wicepremiera na temat nowego podatku odezwało się Ministerstwo Finansów ze słowami przypomnienia, iż to ono odpowiada za podatki i nad żadnym takim podatkiem nie pracuje. Wydawało się, iż temat upadł.
Ostatnio jednak otrzymaliśmy zapewnienia od wicepremiera Gawkowskiego, iż dostał zielone światło do przygotowania odpowiedniej ustawy do końca roku.
Jaki będzie kształt tego podatku? Nie wiemy, bo jak sugerował Gawkowski, sam pomysł pojawił się dopiero kilka tygodni temu, ale można podejrzewać, iż Ministerstwo Cyfryzacji posłuży się wzorcami francuskimi i włoskimi. Wpływy z nowego podatku powinny wynieść miliardy rocznie — Gawkowski wspominał o oszacowaniach od 4 do 6 mld złotych.
Można odnieść wrażenie, iż propozycja jest poniekąd pokłosiem zeszłorocznych konsultacji społecznych Ministerstwa Cyfryzacji. Wówczas Jan Oleszczuk-Zygmuntowicz, ekonomista, przedsiębiorca i założyciel Fundacji Instrat proponował opodatkować reklamę profilowaną, którą nazwał „najbardziej toksycznym modelem biznesowym”, na którym zarabiają wielkie firmy technologiczne, a tracą podmioty mniejsze. Chciał on, by pieniądze z podatku przekazać na Fundusz AI. Również Gawkowski proponuje teraz użycie wpływów z podatku do wsparcia polskich startupów.
Propozycję Gawkowskiego gwałtownie poparły niektóre środowiska, w tym organizacje pozarządowe oraz wydawcy prasy i mediów elektronicznych — które, powiedzmy sobie szczerze, od dawna mają na pieńku z Big Techami.
Dla niektórych środowisk, zwłaszcza lewicowych, pewną pokusą jest możliwość dania prztyczka w nos prawicowej ekipie rządowej w USA. Pytanie tylko, czy takiego rodzaju podatkowy „prztyczek” byłby zgodny z polską racją stanu?
Trump strzela, wszyscy się chowają. Polska się wychyli?
Nie wszyscy są pomysłem podatku zachwyceni. Swoje krytyczne stanowisko zaprezentował reprezentujący w większości mniejsze przedsiębiorstwa Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Związek, który trudno podejrzewać o relacje z Big Techami.
ZPP, obok innych aspektów zwraca na ten, który w mojej ocenie jest w tej chwili najważniejszy — geopolityczny.
„Nie ulega wątpliwości, iż relacje transatlantyckie są w trudnym momencie. Działania nowej amerykańskiej administracji, jakkolwiek kontrowersyjne, nie przekreślają jednak wagi i znaczenia więzi łączącej Unię Europejską, w tym w szczególny sposób Polskę, ze Stanami Zjednoczonymi. W tych skomplikowanych i niełatwych okolicznościach należy z tym większą uważnością unikać generowania nowych, dodatkowych napięć i – wzmacniając relacje i pozycję Polski wewnątrz Unii Europejskiej – w dalszym ciągu zabiegać o możliwie silny sojusz transatlantycki. Elementem takiego podejścia powinno być ograniczanie liczby pól do potencjalnych napięć i kolizji spojrzeń oraz interesów” – napisało ZPP.
Trudno się nie zgodzić z organizacją pracodawców, iż wybór czasu w wprowadzanie tego podatku chyba nie mógł być gorszy: administracja Trumpa grozi całemu światu cłami, Trump mówi o wchłonięciu Kanady i Grenlandii i chce przejąć kontrolę nad Kanałem Panamskim. Niemal wszyscy politycy na arenie międzynarodowej starają się zejść z linii strzału administracji republikańskiej. A my ogłaszamy plany podatku obciążającego niemal wyłącznie amerykańskie firmy.
Projekt podatku cyfrowego w Polsce — nic do stracenia?
Polska jest dodatkowo w dość szczególnej pozycji geopolitycznej. Jesteśmy krajem przyfrontowym z istotną obecnością wojskową USA. Mamy więc sporo do stracenia.
Zdaje się to rozumieć premier Donald Tusk, który zasugerował, iż podatek cyfrowy może się i owszem przydać, ale raczej jako… element negocjacji z Amerykanami. Ma być kartą przetargową.
„Mamy dzisiaj na świecie do czynienia z pewnymi nowymi trendami, jeżeli chodzi o politykę celną, podatkową, więc zgodnie z tym nowym trendem mogę powiedzieć: te podatki nałożymy, a może nie nałożymy” – powiedział premier dziennikarzom.
Dodatkowo zasugerował, iż Polska stara się o projekty amerykańskich firm, które miałyby podatek cyfrowy płacić. Podatek do inwestycji prawdopodobnie nie zachęci…
Na tę transakcyjną funkcję podatku wskazywała w rozmowie z Money.pl osoba związana z Ministerstwem Finansów. Jak powiedziała, pomysł podatku „powinien być zachowany jako element negocjacji czy wywierania presji, a nie tak luźno rzucony” przez wicepremiera Gawkowskiego.
Wygląda więc na to, iż za wprowadzeniem podatku cyfrowego nie powinniśmy za bardzo tęsknić. Bo jego wprowadzenie może oznaczać, iż Polska nie ma już za dużo do stracenia.
Źródło zdjęcia: The New York Public Library/Unsplash