Traktat antypandemiczny WHO. Dobre wieści

wprawo.pl 7 miesięcy temu

Marzec 2024 – to pierwotnie ustalona data finalnej wersji traktatu, nadającego Światowej Organizacji Zdrowia wyłączność na zarządzanie przyszłymi pandemiami i „pandemiami”. Końcowa wersja adekwatnie jest gotowa, a „deadline” ustalono ostatecznie na maj. W międzyczasie wprowadzono wiele korzystnych poprawek i projekt nie jest już tak radykalny. Oto najistotniejsze zmiany.

BRAK MONOPOLU NA ZARZĄDZANIE PANDEMIĄ

Co prawda nowo powstałym organem nadzorczym ma przez cały czas być posiadająca specjalne uprawnienia Konferencja Stron, a WHO wciąż instytucją decyzyjną, ale jej rola ma ograniczać się do koordynacji i wydawania wytycznych, a nie jak wcześniej planowano, do wyłącznej decyzyjności. Decydować ma o tym zapis w części dotyczącej zasad, mówiący o tym, iż „państwa posiadają suwerenne prawo do przyjmowania, stanowienia i wdrażania prawodawstwa w ramach swej jurysdykcji oraz do swych zasobów biologicznych”.
Ponadto w tym samym dziale traktatu z 12 punktów pozostała jedynie połowa.

TRANSPARENTNOŚĆ!

Zastrzyki, maski, testy, respiratory. Każdy pamięta kombinatorstwo, by skorzystać z okazji i nachapać się ile wlezie. Głośno wyrażanych wątpliwości wokół tych praktyk narosło jednak tyle, iż w planach jest wprowadzenie przepisów mających zwiększyć, a przynajmniej nadać pozory, transparentności tego rodzajom umowom. Gwarantować mają to następujące zapisy: „Każda ze Stron publikuje warunki swoich finansowanych przez rząd umów zakupu produktów związanych z pandemią oraz wyklucza postanowienia o poufności, które służą ograniczeniu takiego ujawnienia”, a wprowadzane działania mają być proporcjonalne, przejrzyste i TYMCZASOWE i nie mogą tworzyć niepotrzebnych barier w handlu i łańcuchu dostaw.

Ponadto – i to jest również bardzo interesujące – wyniki badań i rezultatów prac badawczo-rozwojowych nad finansowanymi przez rząd produktami związanymi z pandemią mają być powszechnie publikowane.

WALKA Z DEZINFORMACJĄ

Wcześniejsza wersja zakładała przeciwdziałanie szerzeniu dezinformacji, czego skutkiem wprowadzono wręcz termin „infodemii”. A po polsku: chodziło o jeszcze ściślejsze cenzurowanie niewygodnych treści i bezwzględniejsze piętnowanie ich autorów, tak by w przestrzeni publicznej obowiązywała jedyna słuszna wersja. Tu także mamy wyraźną poprawę.

Zrezygnowano z totalnej cenzury, którą zastąpiono „dostępem do wiarygodnych informacji” i promowaniem oraz rozpowszechnianiem ich w społeczeństwie.

WNIOSKI

Zmiany, które widzimy to sukces zarówno środowisk wolnościowych, jak i zwyczajnych obywateli, którzy na różne sposoby sygnalizowali swoje wątpliwości. To pokazuje, iż warto walczyć o to co słuszne, choćby o ile sytuacja wydaje się beznadziejna.

Wielu prawdopodobnie powie, iż to „krok w tył, żeby potem zrobić dwa kroki w przód”. W tym przypadku taki argument jest jednak błędny, z dwóch powodów.

Po pierwsze, moment jest idealny. Uwaga świata jest przekierowana w inną stronę (wojny na Ukrainie i w Palestynie, wybory, Zielony Ład, a w Polsce dodatkowo protest rolników), więc to znakomita okazja by cichaczem przepchnąć forsowane przepisy. A jednak rządy boją się iść na maksa.

Po drugie, zdecydowana większość społeczeństw była posłuszna, ale dlatego, iż wmówiono im, iż sytuacja jest tymczasowa i po spełnieniu określonych warunków wszystko wróci do normy. Kiedy tak się nie stało, pomruki niezadowolenia zaczęły być coraz wyraźniejsze i agresywniejsze.
Nabyte doświadczenia uzmysłowiły politykom i korporacjom, iż ilość zasobów energetycznych, ludzkich i finansowych, potrzebnych do utrzymania porządku i uległości, przy tak wysokim stanie napięcia może być nieproporcjonalnie duża do spodziewanych korzyści. Stąd próba tego zgniłego kompromisu z obywatelami.

Choć to nasze małe zwycięstwo, trzeba pamiętać, iż to tylko wygrana bitwa. Sam traktat w dalszym ciągu jeszcze bardziej ogranicza nasze swobody i wolności w stosunku do stanu obecnego i w naszym interesie jest iść za ciosem i domagać się by został odrzucony w całości.

Źródło informacji: Instytut Ordo Iuris

Przeczytaj także:

K. Baliński: Zastrzelony za antysemityzm

Idź do oryginalnego materiału