Cykl wydawania filmów o Godzilli znacznie się skrócił. Od czasu premiery „King Kong kontra Godzilla” minęły zaledwie dwa lata, a TOHO zdążyło uraczyć fanów nową częścią.
Po sukcesie poprzedniego filmu Tomoyki Tanaka był już pewny, iż ma w swoim ręku kurę znoszącą złote jaja. Wraz ze studiem TOHO postanowili wykorzystać to do granic możliwości. Jednak zanim doprowadzi to do finalnego upadku króla potworów, czeka go wpierw szczyt popularności. Tym razem zdecydowano się postawić na w pełni japońskie korzenie filmu i skorzystać z dwóch potworów powstałych na wyspach, bez angażowania gości z Zachodu. Było to też dość interesujące połączenie, gdyż Godzilla, bestia stworzona przez człowieka miał stawić czoła Mothrze – boskiej istocie czczonej na jednej z wysp.
Od serializowanej noweli do klasyka kinematografii
Skąd jednak wzięła się nasza przerośnięta ćma? Na pomysł jej stworzenia wpadł Iwao Mori, kiedy zastanawiał się jak zaangażować w filmy o potworach żeńską część publiki. Był to sprytny ruch, gdyż zmiany w społeczeństwie japońskim sprawiały, iż coraz więcej kobiet zajmowała miejsca w salach kinowych. W styczniu 1961 ukazała się seria opowiadań pod tytułem „The Luminous Fairies and Mothra” („Świetliste Wróżki i Mothra”). Opowieść podzielona na odcinki ukazywała się w magazynie Asahi Weekly, a pracowało nad nią trzech autorów – Takehiko Fukunaga, Shinichiro Nakamura oraz Yoshie Hotta. Popularność serii zwróciła uwagę Moriego, co poskutkowało rozpoczęciem prac nad filmem o wielkiej ćmie.
Oczywiście, reżyserem nie mógł być nikt inny niż Ishiro Honda a scenarzystą Shinichi Sekizawa. Nie bez znaczenia była ich przeszłość – oboje służyli w armii podczas II wojny światowej, co bezpośrednio wpłynęło na ich pracę. O ile w „Godzilli” najmocniej przebijały się przeżycia Hondy, to właśnie w „Mothra” i „Mothra kontra Godzilla” widać więcej wspomnień Sekizawy. W trakcie działań wojennych został on bowiem uwięziony na jednej z odizolowanych wysp Pacyfiku i to obraz tego tajemniczego miejsca posłużył za wzór „Infant Island”. Niezwykle spodobała mu się również idea małych wróżek zamieszkujących te nieznane tereny jaką przedstawiono w opowieści. Postanowił jednak zmienić ich nazwę i zamiast jak w oryginale nazywać je Alina, w filmie mamy do czynienia z Shobijin (jap. „małe ślicznotki”).
Nie tylko potwory miały przyciągnąć widzów przed ekrany
Początkowo wróżki miały być cztery, a między jedną z nich a ludzkim bohaterem planowano romans. Jednak już we wczesnej fazie tworzenia scenariusza pomysł ten porzucono, w rezultacie czego Shobijin są dwie, a w dodatku uczyniono je siostrami. Jako, iż miały one odgrywać dużą rolę w filmie, nie można było w ich roli obsadzić mało znanych osób – Tanaka urządził przesłuchanie, na które zaprosił popularny duet muzyczny „The Peanuts”. Siostry Emi i Yumi Ito były idealne, jako iż same również były bliźniaczkami, a ich obecność mogła przyciągnąć przed ekrany dodatkowych widzów. Co interesujące sława zespołu wykraczała poza Japonię, znano go choćby w USA, co w tamtych czasach było niezwykle rzadkim zjawiskiem.
Honda wspomina współpracę z siostrami niezwykle pozytywnie. Mówił, iż praca była bardzo przyjemna, piosenkarki zawsze stawiały się na czas i nie roztaczały wokół siebie aury wielkich gwiazd. Co najważniejsze nie miały problemu żeby mówić synchronicznie. Jedynym mankamentem był fakt, iż Emi miała niewielkiego pieprzyka w pobliżu lewego oka, którego brakowało Yumi. Nie było to jednak nic, czego nie można było naprawić odrobiną makijażu.
Dwa potwory w jednym
Kiedy załatwiono sprawę wróżek następna w kolejce była sama Mothra. Jednak był pewien problem – potwora trzeba było przedstawić go w dwóch formach, larwalnej oraz imago. Fazę poczwarki oraz jaja nie uważano za tak istotną, gdyż nie wymagano od nich ruchu, w związku z czym były stosunkowo łatwe do zrobienia. Do ukazania larwy użyto kilku modeli, a za ich stworzeniem stali weterani branży, braci Yagi. Pierwszy był adekwatnie niewielką zabawką napędzaną silnikiem i używano go między innymi do kręcenia scen wodnych. Drugi model był już ogromnym kostiumem. Żeby wprawić go w ruch potrzeba było ośmiu ludzi znajdujących się wewnątrz niego, a on sam mierzył 9,75 metra i ważył 250 kilogramów. Larwę wykonano z lateksu, a następnie pokryto miękkim winylem, aby nadać jej charakterystyczny połysk.
Jeśli chodzi o samą formę ćmy to z oczywistych względów nie mógł być to kostium operowany przez aktora z wewnątrz. Postawiono tutaj, podobnie jak w przypadku jednej z larw, na mechaniczną kukłę sterowaną dzięki cienkich żyłek. Wielki wpływ na wygląd imago miał Keizo Murase, który to wpadł na pomysł zrobienia wgłębień w oczach Mothry i ich podświetlenia czy stworzenia skrzydeł z indyjskich tkanin naciągniętych na ramy. To właśnie tacy ludzie jak Murase, Tsuburaya czy bracia Yagi stworzyli legendę TOHO i uczynili ze studia lidera gatunku monster movie na długie lata.
Ma być kolorowo, jak u Disneya!
Pierwszy film z Mothrą w roli głównej powstał w 1961 roku i od samego początku widać tutaj różnice w stosunku do Godzilli. Jest to film w dużo lżejszym tonie, ze sporą dawką komedii skierowany do zupełnie innego typu odbiorcy. „Chcieliśmy zrobić coś zupełnie nowego, coś przeznaczonego dla całej rodziny, jak filmy Disneya czy Hollywood. Chcieliśmy, żeby było kolorowo i ładnie”, wspominał pracę nad filmem Ishiro Honda. Co ciekawe, marzeniem reżysera było, aby w przyszłości to właśnie Disney zrobił ekranizację filmu o Mothrze.
W oczy szczególnie rzuca się w oczy przywiązanie do detali. Makieta miasta została oddana nie tylko znacznie bardziej szczegółowo niż w dotychczasowych produkcjach o Godzilli, ale też włożono w nie znacznie więcej pracy ze względu na to, iż film tworzony był w kolorze. Z filmem wiąże się też interesująca historia – finał kręcony był na wygasłym wulkanie, do którego wnętrza Mothra wrzuca głównego antagonistę – Nelsona. Z oczywistych względów w scenie tej użyto kukły, której to jednak po zdjęciach zapomniano wyciągnąć. Po jakimś czasie została ona znaleziona przez przypadkowego turystę, który wziął ją za ofiarę samobójstwa lub morderstwa, co zaowocowało zaangażowaniem japońskich służb. Honda wspomina że, mówiąc delikatnie, „dostali od przełożonych ostrą reprymendę”.
Pierwsza filmowa Mothra to sukces na miarę króla
Film okazał się niemałym sukcesem. Przyciągnął do kin prawie tyle samo widzów co „Godzilla” w 1954 roku, acz warto podkreślić, iż przy niemal dwukrotnie wyższym budżecie. Hiroshi Koizumi, który wcielał się w rolę doktora Chujo, uznaje za główną przyczynę sukcesu właśnie obecność „The Peanuts”, chociaż po latach znacznie większe wrażenie robi praca specjalistów od efektów specjalnych. Rok później film trafił do Stanów Zjednoczonych za sprawą Columbia Pictures, jednak nie zyskał tam takiej popularności na jaką liczono. Prawdopodobnie dużo większą rozpoznawalność ma „Mothra Song” śpiewana przez znany duet (co ciekawe, nie po japońsku a indonezyjsku) niż sam film z którego pochodzi.
Na szczęście to właśnie japoński rynek był miernikiem sukcesu dla TOHO. Nie dziwi więc, iż mając w swoim portfolio dwa powszechnie znane monstra, postanowiono z tego faktu skorzystać. Można powiedzieć, iż Japończycy zapoczątkowali to, co 60 lat później stanie się standardem w kinie, do jakiego przyzwyczaiło nas chociażby filmowe uniwersum Marvela – mieszaniem różnorakich marek. I będzie się to działo jeszcze nie raz. „Mothra kontra Godzilla” miała stać się bezpośrednim sequelem zarówno dla „King Kong kontra Godzilla”, jak i „Mothra”.
Dzielni reporterzy i źli biznesmeni
Film rozpoczyna się od imponującej sceny sztormu wykreowanej przez Eijiego Tsuburayie. Gdy ten ustępuje, na wybrzeżu Japonii pojawia się gigantyczne jajo. Pierwotne plany zakładały, iż zamiast jaja zobaczymy tam ciało samego króla potworów, pokonanego przez King Konga w poprzednim filmie. Chciano, aby widz początkowo myślał, iż ten jest martwy, co jednak miało nie być prawdą. Godzilla miał się obudzić i zacząć siać zniszczenie jak to ma w zwyczaju. Aczkolwiek Honda zdecydowanie zaoponował, gdyż według niego nie pasowało to w ogóle do scenariusza. Jego zdaniem na trupie radioaktywnego potwora żądny pieniędzy przedsiębiorca nie mógł się wzbogacić – co innego na gigantycznym jaju.
Bohaterowie filmu zostali podzieleni na dwa stereotypowe obozy – „tych dobrych” oraz kreskówko wręcz przedstawionych, chciwych i zepsutych do szpiku kości „złych”. Do grupy postaci pozytywnych należy grany przez Akire Takaradę reporter Ichiro Sakai i fotografka Junko grana przez Yuriko Hoshi. Co ciekawe, aktorka wystąpiła już w filmie Hondy „Inao: Story of an Iron Arm”, jednak wszystkie sceny z jej udziałem wycięto. Powracają również Yu Fujiki, tym razem w roli reportera Jiro Nakamury i Hiroshi Koizumi jako profesor Shunsuke Miura.
Jeśli chodzi o głównych złych, mamy tutaj do czynienia z Kumayamą granym przez Yoshifumi Tajime, który mógłby się stać bardziej stereotypowym kapitalistą tylko poprzez dodanie cylindra i cygara. Współpracuje on z równie złym Jiro Torahatą (w tej roli Kenji Sahara), a ich celem jest przejęcie wspomnianego, gigantycznego jaja i zarobienie góry pieniędzy poprzez uczynienie go atrakcją turystyczną. Co ciekawe, Sahara wspomina, iż aby lepiej wcielić się w rolę bezdusznego biznesmena spędzał czas z handlarzami nieruchomości.
Nowy film, nowe wyzwania
Jak już wspominaliśmy w poprzednich częściach felietonach z tej serii, każdy z filmów o Godzilli miał nieść ze sobą jakieś przesłanie. Tym razem postanowiono dopiec japońskiemu rządowi, a głównym tematem została jego nieudolność i skorumpowanie. Co ciekawe, dokładnie ten sam temat poruszono ponad 50 lat później w „Shin Godzilla”. Tak więc nasi źli biznesmeni, po uzyskaniu zgody na transport jaja, zamierzają przewieźć je na główną wyspę i wystawić na widok publiczny, oczywiście za drobną opłatą. W tym też czasie pojawiają się wróżki Shobijin, chcące przekonać obu panów, iż nie jest to dobry pomysł. Cóż, nie wszystko idzie po myśli sióstr gdyż Kumayama i Jiro postanawiają je schwytać i również pokazywać ludziom za kilka jenów. Na szczęście plan biznesmenów się nie udaje.
Bardzo interesujący jest również sposób w jaki sprawiono, iż wróżki na ekranie wydają się niezwykle małe. Ekipa odpowiedzialna za efekty specjalne pod dowództwem Tsuburayi i Teruyoshiego Nakano miała doświadczenie jeżeli chodzi o tworzenie miniatur, lecz niekoniecznie jeżeli chodzi o przedstawienie obiektów jako gigantycznych. Na potrzeby scen gdzie wróżki przebywają same, stworzono repliki zwykłych mebli i urządzeń w kilkukrotnie większej skali. Co jednak zrobić, gdy te występują w scenach z ludźmi naturalnych rozmiarów? Zastosowano urządzenie znane jako „Optical Printer”, które Tsuburaya podpatrzył goszcząc w studiu Disneya w Stanach Zjednoczonych. Był to wtedy sprzęt tak drogi i takiej klasy, iż na całym świecie używano dwóch sztuk – pierwszą miał Disney, a drugą zakupiło TOHO za namową swojego specjalisty od efektów specjalnych.
Wróżki przekazują to samo ostrzeżenie naszej drużynie reporterów, informując ich, iż jajo należy do bogini Mothry. Niezwrócenie go ma spowodować wyklucie się larw i zniszczenie wyspiarskiego kraju. Dowiadujemy się również, iż ta konkretna ćma jest dokładnie tym samym osobnikiem z filmu z 1961 roku i niedługo umrze. Wszystkie wydarzenia do tej pory zajmują około 30 minut filmu i tyle też było potrzebne, aby stało się to na co wszyscy czekali – pojawienie się Godzilli. Interesujący jest fakt, iż tym razem nie wyłania się on z odmętów oceanu, a… wygrzebuje się z ziemi. Do tej pory nie wiadomo czyj to był pomysł.
Był to ostatni film z klasycznej serii, gdzie Godzilla był całkowicie zły
Godzilla od razy zaczyna siać zniszczenie, zaczynając od zrównania z ziemią rafinerii w Nagoi. Po raz kolejny możemy podziwiać przywiązanie do szczegółów. Oczywiście w stroju (w tym filmie zwanego MosuGoji) znajduje się nie kto inny jak Haruo Nakajima, który określał go jako „jeden z najbardziej komfortowych w jakich miałem przyjemność pracować”. Kostium został ponownie odchudzony zapewniając jeszcze większą niż poprzednio płynność ruchów. Najbardziej jednak rzuca się w oczy zmiana głowy – dołożone brązowe brwi sprawiają, iż potwór cały czas wygląda na wściekłego.
Teatr zniszczenia trwa, a im głębiej Godzilla wchodzi w miasto, tym więcej budynków ulega zagładzie. Warto nadmienić, iż film ten jest przez wielu uważany za ostatni w erze Showa, w którym to król potworów jest jednoznacznie przedstawiony jako wróg ludzkości. Jego zmiana ze złoczyńcy, w antybohatera, a w końcu w bohatera w okolicy połowy lat 60. wiąże się ze zmianami w społeczeństwie japońskim. Nie tylko chciano promować Godzillę jako towar eksportowy (a do tego celu lepiej miała nadawać się postać kojarzona pozytywnie), ale także miał on odzwierciedlać optymizm jaki zapanował w Japonii po wygrzebaniu się z kryzysu ekonomicznego. Stopniowo zanikały też wspomnienia wojny, a więc powiązania potwora z nuklearną zagładą na rzecz traktowania go jako siłę natury.
W pewnym momencie Godzilla natrafia na zamek w Nagoi, który również zostaje przez niego zniszczony. Warto wspomnieć, iż stworzenie tej makiety kosztowało 500 000 jenów, a więc całkiem pokaźną część budżetu, który wynosił 123 000 000 jenów. Wskutek tego uszkodzeniu uległ również strój, a dokładnie szczęka, której przez resztę zdjęć nie można było zamknąć.
Jak trwoga, to do potwora
Nasi bohaterowie w postaci reporterów zostają wysłani przez swojego szefa na Infant Island. Celem wyprawy jest namówienie Mothry, aby przybyła na pomoc i ochroniła Japonię przed zniszczeniem. Wraz z nimi wyrusza profesor Miura. Na miejscu spotykają wyspiarzy, który nie wydają się być zbytnio zainteresowani losami obcego kraju, komentując iż tak właśnie kończy się igranie z ogniem. Pod wpływem Shobijin, bohaterowie ponawiają rozmowy z tubylcami, powołując się na fakt, iż nie wszyscy mieszkańcy Japonii chcieli z tym ogniem igrać. Negocjacje się udają, a Mothra ofiarowuje swoją pomoc.
W czasie gdy nasi reporterzy przebywają na obcej wyspie, armia organizują obronę przed Godzillą. Postanawiają w tym celu użyć linii wysokiego napięcia, które okazały się skuteczną bronią w poprzednim filmie. Wysłane również zostają czołgi, ale nie robią one większego wrażenia na potworze. Równolegle źli biznesmeni zbudowali gigantyczny inkubator, do którego trafiło znalezione jajo. Jednak na skutek pewnych różnic w dalszych planach, Kumayama zostaje postrzelony przez Jiro. Drugi z antagonistów również nie unika śmierci, gdyż budynek w którym się znajdują zostaje zniszczony przez króla potworów.
Finałowa walka nieco rozczarowuje
Kiedy oboje złoczyńców zostaje wyeliminowanych, wydaje się iż nic nie stoi już na przeszkodzie aby jajo wróciło na Infant Island. Cóż, kilka chwil później dociera do niego Godzilla niszcząc wszelkie nadzieje na pozytywne zakończenie tego wątku. Równocześnie pojawia się jednak Mothra, a my mamy okazję podziwiać pierwsze starcie potworów. Walka początkowo wydaje się wyrównana, a gigantyczna ćma stosuje wiele technik mających pokonać Godzillę, jak podmuchy wiatru wywoływane skrzydłami czy zatruty pył. Król potworów odpowiada oczywiście swoim sztandarowym atomowym oddechem i widać tutaj pewną zmianę w stosunku do poprzednich części – używa go poruszając głową w różnych kierunkach. Dziś nie jest to nic niezwykłego, ale w tamtych czasach dopasowanie promienia do ruszającego się potwora wymagało ogromnego nakładu pracy w postprodukcji.
Mimo całej swojej zaciętości w obronie jaja, Mothra zostaje w końcu przez Godzillę pokonana. Ten trafia ją swoim promieniem, a gdy ta upada na ziemię traci nią całe zainteresowanie i kontynuuje drogę zniszczenia. Nasza bogini zastosowała tutaj jednak przebiegły trik i gdy upadała zasłoniła jajo własnymi skrzydłami, by ukryć je przed bestią. Cóż, w pierwszych kilku filmach Godzilla nie był traktowany jako istota zbyt inteligentna, więc sztuczka się udaje. Wojsko ponownie wkracza do akcji ostrzeliwując króla – i warto tutaj odnotować pewną ciekawą rzecz. Jest to pierwszy film, kiedy ten faktycznie zostaje trafiony. Jeśli prześledzimy poprzednie produkcje, wojsko oczywiście również próbuje powstrzymać monstrum, jednak wszystkie rakiety i pociski przelatują obok. Gdyby tego było mało, sam strój w pewnym momencie zajął się ogniem – podobno było to zaplanowane, a Nakajimie nic nie groziło.
Godzilla dociera do ustawionych przez armię generatorów wysokiego napięcia. Te, wraz z zrzucona na potwora siatką obezwładniają go. Nie trwa to jednak zbyt długo – jeden z nich ulega przeciążeniu, a w efekcie spaleniu, natomiast drugi zostaje zniszczony przez będącego jeszcze chwilę temu na ziemi Godzillę. Wojskowi postanawiają ratować się ucieczką, natomiast sama bestia rusza w stronę wyspy Iwa, na której to dziwnym zbiegiem okoliczności znajduje się wycieczka dzieci ze szkoły podstawowej. W tym też czasie dwie larwy Mothry wykluwają się z jaja, ruszając na ratunek brzdącom. Ostatnia walka w filmie między potworami nieco rozczarowuje. Godzilla zostaje uwięziony przez larwy w kokonie, po czym ląduje w oceanie. Obie gąsienice następnie odpływają, a sam film się kończy.
Sukces poniżej oczekiwań
Film wyemitowano 20 kwietnia 1964 roku, tuż przed tak zwanym „złotym tygodniem”, w czasie którego większość japońskich pracowników ma wolne od pracy. Sprzedano około 3,5 miliona biletów, daleko od oczekiwań TOHO, biorąc pod uwagę, że „King Kong vs. Godzilla” uzyskał wynik przekraczający 11 milionów. Mimo wszystko film na siebie zarobił, a mowa tutaj tylko o japońskiej dystrybucji kinowej. niedługo film wyemitowano również w USA.
W amerykańskiej wersji zmieniono tytuł na „Godzilla vs. The Thing” („Godzilla kontra Coś”). Uważano, iż można ugrać znacznie więcej, nie pokazując na plakatach filmowych Mothry, a jedynie plansze obiecujące, iż kryje się za nimi coś potwornego. Skrócono również niektóre sceny, a także dokręcono kilka zupełnie nowych, w których to marynarka wojenna USA pomaga w walce z Godzillą.
Film uzyskał pozytywne oceny wśród krytyków, zarówno japońskich jak i zagranicznych, utwierdzając TOHO, iż dzieło Hondy to prawdziwa żyła złota, z której długo jeszcze będzie można czerpać. Jak się okazało, po Godzillę trzeba będzie sięgnąć jeszcze w tym samym roku, tworząc film „Ghidorah, the Three-Headed Monster” („Ghidora, Trójgłowy Potwór”).